Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2025 nr 2 (62), s. 18–21. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
Wydaje się, że dobre życie to życie pomyślne i moralne – zarówno dające nam sposobność osiągania naszych osobistych celów, jak i realizujące uniwersalne cele etyczne; odpowiadające na nasze pragnienie szczęścia i czyniące zadość ciążącym na nas moralnym powinnościom względem innych. Zapewne jednak niejeden z nas doświadcza czasem chęci realizacji osobistych planów i zadośćuczynienia moralności jako dwóch dążeń rywalizujących ze sobą. Jak zatem można próbować radzić sobie z tym konfliktem, chcąc wieść dobre życie? Problem jest niezwykle złożony, my przyjrzymy się tylko jego dwóm aspektom, i to dość skrótowo oraz tylko z określonej perspektywy teoretycznej – bardziej po to, by zainspirować was do własnych poszukiwań, niżby dać wyczerpującą odpowiedź.
Dwa punkty widzenia
Jak zaznaczyliśmy na wstępie, przyjmujemy tu jedno z kilku możliwych ujęć relacji pomyślności do moralności. Istnieją systemy etyczne, które np. definiują moralność w kategoriach pomyślności i w przypadku tych systemów interesujący nas konflikt nie będzie miał miejsca. My jednak spojrzymy tu na moralność jako fenomen niesprowadzalny do szczęścia, jako obszar ludzkiej praktyki zakładający ciążącą nad nami kategoryczną powinność podejmowania określonych działań albo wstrzymywania się od nich, której wymogi potencjalnie mogą wejść w konflikt z naszymi pragnieniami.
Można powiedzieć, że jest to konflikt między wymogami moralności, która ma pretensje do przynajmniej częściowej bezstronności i uniwersalności, a naszymi indywidualnymi, osobistymi pragnieniami i preferencjami. Powstaje więc na bazie opozycji między dwoma możliwymi spojrzeniami na nasze życie i podejmowane działania: perspektywą zewnętrzną i perspektywą wewnętrzną. Owa zewnętrzna, czyli bezosobowa, perspektywa to spojrzenie na siebie jako na jedną z wielu osób równych co do praw innym osobom. Z tej perspektywy ukazują się nam roszczenia moralności: odczuwamy powinność słusznego działania. Możemy też jednak spojrzeć na siebie z wewnętrznej, osobistej, perspektywy. Z tego punktu widzenia dostrzegamy nasze indywidualne pragnienia, potrzeby, plany, pasje, zaangażowania, sympatie, upodobania czy zainteresowania. Również możliwość ich uwzględniania w naszych wyborach konstytuuje wartość ludzkiego życia. Zgodzimy się chyba, że nie samą moralnością człowiek (dobrze) żyje.
Podróż po Europie czy pomoc Sudanowi?
My, mieszkańcy uprzywilejowanej (przynajmniej jeśli chodzi o standard życia i dostęp do różnych dóbr materialnych) części globu, mamy zazwyczaj świadomość, że za koszt jednego naszego posiłku w (przeciętnej) restauracji moglibyśmy wyżywić przez tydzień całą rodzinę mieszkańców najbiedniejszych rejonów Ziemi. Jednak nie powstrzymuje nas to przed wyjściami do restauracji. Ani przed wydatkami na elegancką garderobę, wizyty w operze czy podróże. Czy w związku z tym jesteśmy niemoralni? Czy te decyzje kładą się cieniem na dobru naszego życia, które jest wszak dzięki owym decyzjom bardziej satysfakcjonujące, interesujące czy też po prostu przyjemniejsze? Zastanówmy się.
Zapewne większość z nas nie potraktowałaby jako dylematu wyboru, czy ratować czyjeś życie (jeśli byłoby to w naszej mocy), czy w tym samym czasie oddawać się przyjemnościom. Jak byśmy jednak odpowiedzieli na pytanie, czy mamy moralne prawo wykupić sobie wycieczkę po Europie zamiast przeznaczyć potrzebne na to fundusze na pomoc cierpiącym suszę sudańskim dzieciom? Jeśli wychodzimy z założenia, że bezwzględnie należy maksymalizować ludzkie szczęście w takim stopniu, w jakim tylko jesteśmy w stanie, możemy mieć moralny problem z wyjazdem. Czy jednak musimy przyjmować takie założenie? Wydaje się, że niekoniecznie; dlatego teorie nonkonsekwencjalne (teorie, dla których ocena słuszności działań nie sprowadza się do kalkulacji ich skutków) łatwiej radzą sobie z tym problemem.
Przedstawiciele tych teorii mogą odwołać się np. do rozróżnienia wprowadzonego przez Immanuela Kanta, który dzielił obowiązki na szerokie (o szerokim polu realizacji) i wąskie. Obowiązki wąskie są ściśle zdefiniowane, np.: „Nigdy nie wolno ci kraść!”, „Nigdy nie wolno ci kłamać!” itd. Obowiązek dobroczynności to zaś obowiązek szeroki. Pozostawia on swobodę interpretacji, konkretyzacji i decyzji osobie, na której ciąży. Co to oznacza w praktyce? W naszym przypadku oznacza to, że owszem, mamy obowiązek moralny pomagać cierpiącej suszę Afryce czy też ofiarom tsunami w Azji, ale pozostaje moją decyzją, w jakiej mierze będę to robić, kiedy i jak konkretnie. Nie muszę przeznaczać całej swojej pensji na fundacje pomocowe.
Choć oczywiście mogę zrobić więcej, niż wymaga ode mnie obowiązek, i „oddać cały swój majątek” biednym. Będą to jednak tzw. czyny supererogacyjne, nadobowiązkowe. Ich niespełnianie nie obciąża nas moralną winą. Nie mamy bowiem obowiązku być świętymi.
Moralność vs sens
życia Przejdźmy do trudniejszej kwestii. Jak powinniśmy postąpić, gdy na szali musimy postawić z jednej strony moralne zasady, a z drugiej strony nasze ważne życiowe zaangażowania, definiujące naszą tożsamość? Przyjrzyjmy się przykładowej sytuacji. Anna jest świetnie zapowiadającą się młodą artystką. Jej obrazy zyskują coraz większe uznanie w kraju i na świecie. Praca twórcza daje jej spełnienie. Kobieta ma ponadto przekonanie, że praca ta jest czymś obiektywnie cennym, wartościowym nie tylko według niej. Niestety dowiaduje się, że jej mąż, z którym skądinąd nie układa jej się najlepiej, zachorował na stwardnienie rozsiane i wymaga długotrwałej opieki. Nie tylko opieki specjalistycznej, ale też – a może przede wszystkim – wsparcia psychicznego i obecności przy nim najbliższej osoby. Gościnne wystawy w Nowym Jorku, konkursy, biennale, zagraniczne stypendia dla młodych artystów i codzienna intensywna pochłaniająca prawie całe dnie praca twórcza są w tej sytuacji niemożliwe. Czy powinna poświęcić się opiece nad małżonkiem i poszukać mniej absorbującego sposobu zarobkowania, czy też nie porzucać swego talentu w nadziei doczekania wyjątkowych osiągnięć?
Sytuacja ta jest trudniejsza niż poprzednia, związana z decyzją o podróży, ponieważ z jednej strony mamy tu nie szeroki obowiązek pomocy, lecz wąski obowiązek opieki nad chorym mężem, któremu Anna przysięgała, że go nie opuści w chorobie, a z drugiej strony kwestia dotyczy też bardziej istotnych planów niż tylko chęć napicia się kawy w Rzymie czy odwiedzenie muzeum Salvadora Dalego w Katalonii. Możemy powiedzieć, że realizacja planów związanych z działalnością artystyczną dostarcza jej życiu sensu, jest ściśle związana z jej tożsamością. Wydaje się, że nie byłoby nadużyciem określenie tych pragnień wręcz jej życiowym powołaniem. Czy porzucenie go nie przekreśli oceny jej życia jako dobrego, czy nadal będziemy mogli tak o nim mówić? Nie jest to prosta kwestia i niektórzy mogliby ją nazwać nawet swoistym dylematem. Ale owa intuicja dotycząca wagi naszej tożsamości paradoksalnie otwiera też drogę do jakiejś propozycji odpowiedzi. Skoro bowiem zachowanie swojej tożsamość rysuje się nam jako tak ważny element dobrego życia, że jesteśmy skłonni rozważać poniesienie ceny tak wysokiej jak opowiedzenie się przeciw nakazom moralności, żeby tylko ją zachować, to możemy zapytać, czy sprzeniewierzenie się swoim przekonaniom moralnym nie będzie również sprzeniewierzeniem się swojej tożsamości. Czy nasza tożsamość moralna nie jest przynajmniej jedną z ważniejszych części tego, kim jesteśmy? Choć jedni powiedzą, że podkopując to, co jest dla nas sensem życia, podkopujemy też naszą chęć życia i tym samym chęć bycia moralnym, to możemy zapytać, czy sprzeniewierzywszy się głęboko w nas uwewnętrznionej moralności, nadal pozostaniemy sobą i czy nie stracimy więcej z naszej tożsamości, nie stracimy czegoś głębszego, czegoś bardzo istotnego dla poczucia, że prowadzimy dobre życie.
Niektóre konflikty między moralnością a pomyślnością mogą być stosunkowo proste do obejścia, inne faktycznie zdają się trudne do przezwyciężenia. Pozostaje jednak mieć nadzieję, że szczęście i moralność ostatecznie znajdą swojej uzgodnienie. Ta nadzieja kryje się za Kantowską koncepcją dobra najwyższego, łączącego moralność i szczęśliwość. Według filozofa z Królewca mamy prawo racjonalnie oczekiwać tego zjednoczenia.
Warto doczytać:
- I. Kant, Metafizyczne podstawy nauki o cnocie, tłum. W. Galewicz, Kęty 2005.
- I. Kant, Krytyka praktycznego rozumu, tłum. R. Ingarden, Kęty 2001.
- Th. Nagel, Widok znikąd, tłum. C. Cieśliński, Warszawa 1997.
- B. Williams, Ile wolności powinna mieć wola?, tłum. T. Baszniak, T. Duliński, M. Szczubiałka, Warszawa 1999.
- S. Wolf, Moral Saints, „The Journal of Philosophy” 1982, Vol. 79, No. 8, s. 419–439.
- S. Wolf, Sens życia i jego znaczenie, tłum. D. Misztal, Łódź 2018.
Marta Ratkiewicz-Siłuch – dr, pracownik Katedry Etyki na Wydziale Filozofii KUL. Interesuje się zagadnieniami z zakresu etyki, metaetyki, psychologii moralnej i filozofii działania oraz filozofią moralną Immanuela Kanta. Prywatnie żona Damiana i mama Stasia. Pasjonatka sztuk wszelakich i zapalona cyklistka.
Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 4.0.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
< Powrót do spisu treści numeru.
Ilustracja: Agnieszka Zaniewska
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury.
Skomentuj