Artykuł Filozofia prawa

Marta Soniewicka: Ryby i dzieci głosu nie mają. Ale czy ryby mogłyby mieć niektóre prawa dzieci?

Aż do XVIII wieku w Europie zwierzętom wytaczano procesy sądowe i wymierzano kary (np. śmierć przez powieszenie). Dotyczyło to zarówno zwierząt hodowlanych i domowych, jak i dzikich, w tym również rozmaitych insektów. Mimo że zwierzęta pociągano do odpowiedzialności jak ludzi, nie wiązało się to z przyznawaniem im typowo ludzkich uprawnień.

Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2018 nr 6 (24), s. 44–46. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.


We współczesnych społeczeństwach zachodnich tendencje są odwrotne – dziś nikt nie pociągnąłby zwierząt do odpowiedzialności za szkody, ale coraz częściej mówi się o przyznawaniu zwierzętom praw i o ochronie ich interesów.

Jednym z pierwszych filozofów, który się tego domagał był Jeremy Bentham, ojciec utylitaryzmu i zarazem prawnik, który zasłynął z wielu ekscentrycznych pomysłów. Do współczesnych kontynuatorów tej idea zalicza się Toma Regana i Petera Singera, domagających się „wyzwolenia zwierząt” (liberation of animals). Zdaniem Singera, podobnie jak innych utylitarystów, racją przypisania szczególnej wartości moralnej życiu ludzkiemu jest to, iż spełnia ono pewne kryteria. Wśród takich kryteriów wymienia się m.in. świadomość (w szczególności zdolność odczuwania bólu oraz posiadania pragnień), rozumność (zdolność rozwiązywania złożonych problemów), zdolność komunikacji, samoświadomość, intencjonalność. Jeśli zgodzimy się z takim uzasadnieniem, to wówczas musimy również zgodzić się, iż niektóre zwierzęta (np. szympansy) spełniają wspominane kryteria w większym stopniu niż niektórzy ludzie (np. noworodki, ciężko upośledzeni, ludzie w śpiączce). Singer twierdzi, że przyznawanie szczególnego statusu moralnego ludziom z racji samej przynależności gatunkowej jest nieuzasadnioną stronniczością względem przedstawicieli własnego gatunku (szowinizmem gatunkowym, który niczym nie różni się od rasizmu). Prowadzi to australijskiego filozofa do konkluzji, iż kategorię podstawowych uprawnień należy rozciągnąć na niektóre odmiany zwierząt, jednocześnie pozbawiając jej niektórych ludzi. Cora Diamond zwraca słusznie uwagę, że argumentacja koncentrująca się na prawach oraz ich uzasadnieniu poprzez odniesienie do pewnych zdolności ignoruje to, co rzeczywiście ważne w naszym stosunku moralnym do ludzi czy zwierząt. W efekcie nie tyle jest obroną zwierząt, ile próbą podważenia wartości ludzkiego życia.

Jak interpretować wyniki badań empirycznych dotyczących ustalenia stanów mentalnych zwierząt na podstawie ich zachowania jest przedmiotem dyskusji. Można się spierać z Fransem de Waalem, czy z faktu, iż kapucynki domagają się takiego samego pożywienia, rzeczywiście wynika, iż mają poczucie sprawiedliwości. Znacznie bardziej prawdopodobne jest, iż badacze interpretują zachowanie małp w typowo ludzkich kategoriach moralnych. Warto w tym miejscu przywołać słynny artykuł Thomasa Nagela pt. Jak to jest być nietoperzem?, w którym autor trafnie stwierdza, iż nie mamy dostępu do doświadczenia bycia nietoperzem i nigdy nie będziemy w stanie zrozumieć, co to znaczy nim być, gdyż nasza wyobraźnia może czerpać materiał jedynie ze źródeł typowych dla naszego umysłu. Możemy sobie wyobrazić, jak to by było, gdybyśmy zachowywali się jak nietoperze (np. gdybyśmy spędzili cały dzień, wisząc do góry nogami), ale to nic nam nie powie o tym, jak to jest być nietoperzem dla nietoperza. Różnica między naszymi relacjami z innymi ludźmi, choćby ciężko upośledzonymi, a zwierzętami, choćby tymi najbardziej do nas zbliżonymi pod względem rozwoju kognitywnego, polega na tym, że o ile odczuwamy pewną podstawową symboliczną wspólnotę doświadczenia egzystencji ze wszystkimi ludźmi, o tyle ze zwierzętami – nie. Życie osób z niepełnosprawnością możemy postrzegać jako wyobrażoną możliwość własnego życia, ale nie możemy postrzegać życia innych zwierząt w ten sposób, bo ta perspektywa jest dla nas całkowicie niedostępna. Z tych też względów nie moglibyśmy ich nigdy w pełni zrozumieć, co Wittgenstein wyraził w słynnym zdaniu: „Gdyby lew umiał mówić, nie potrafilibyśmy go zrozumieć”.

Główny jednak problem z argumentacją Regana i Singera nie polega na interpretacji stanów mentalnych czy zdolności poznawczych zwierząt, ale tkwi w przyjmowanym przez nich założeniu, że status normatywny podmiotów jest uzależniony od określonych zdolności. Zdolności kognitywne odgrywają rolę w przypisaniu zdolności do czynności prawnych (w tym prawa do głosowania czy zdolności do ponoszenia odpowiedzialności prawnej). Jednakże sama podmiotowość prawna jest od takich kryteriów niezależna – przypisuje się ją niemowlętom, a zwierzętom – nie.

Różnicy w traktowaniu ludzi i zwie­rząt nie można wyjaśnić, odwołując się do praw ani do określonych zdolności, które miałyby je uzasadniać. Takie odwołanie ma sens, gdy chcemy wyjaśnić, dlaczego ryby (i dzieci) nie mają prawa głosu. Odwołanie to nie ma jednak sensu, gdy chcemy wyjaśnić, dlaczego rybom nie robimy pogrzebów, a dzieciom tak, jak pisze Diamond. Nie jemy ludzi nie dlatego, że ludzie mają prawo do życia i nie można ich zabijać ani zadawać im cierpienia, ale dlatego, że są ludźmi. Nie jemy także ludzkich zwłok, i to nie dlatego, że zmarli mają prawa, ani nie dlatego, że naruszałoby to interesy ich bliskich, ale dlatego, że są ludzkimi zwłokami. To, że rodzice mają obowiązek opieki nad dzieckiem, nie jest wyprowadzone z pewnych właściwości ludzkiej natury, ale raczej ten obowiązek jest jednym z elementów, na których budujemy nasze pojęcie człowieczeństwa. To samo dotyczy, jak zauważa Diamond, różnicy między ludźmi i zwierzętami, która jest nam dana i w odniesieniu do której rozumiemy siebie. Nie odkrywamy tego poprzez badania empiryczne z dziedziny etiologii czy teorii ewolucji. Obowiązki dotyczące traktowania zwierząt, które sami na siebie nakładamy, są wyrazem naszego rozumienia siebie oraz tego, czym są dla nas zwierzęta. Gdy przepisy prawne wprowadzają kary za maltretowanie zwierząt, to jest to głównie wyrazem tego, iż znęcanie się nad zwierzętami jest czymś nieludzkim (gdy podobne zjawiska zachodzą w świecie przyrody, nie poddajemy tego ocenie w kategoriach moralnych czy prawnych). Jeśli nie jemy swoich zwierząt domowych, np. psów, to nie robimy tego nie dlatego, iż spośród zwierząt można wyróżnić na podstawie pewnych właściwości (np. kognitywnych) odrębną klasę zwierząt zwanych domowymi. Nasz stosunek do nich nie wynika z przypisywanych im szczególnych praw, ale raczej z tego, iż rozpoznajemy w nich naszych towarzyszy życia, z którymi jesteśmy w relacji i dzielimy los. Możemy stwierdzić, że jest to również wystarczającym powodem, dla którego powinniśmy traktować z należytym szacunkiem i troską inne istoty żywe, z którymi dzielimy Ziemię. W tym celu nie trzeba wcale zacierać granicy między ludźmi a zwierzętami, przeciwnie, zatarcie tej granicy czyni nasze relacje niezrozumiałymi, a nasze pojęcia moralne pozbawia sensu.


Marta Soniewicka – doktor nauk prawnych (2007), doktor filozofii (2016), adiunkt w Katedrze Filozofii Prawa i Etyki Prawniczej na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zainteresowania naukowe: filozofia prawa, filozofia polityczna, etyka, bioetyka. Pasjonatka życia kulturalnego i sztuki, a także fanka piłki nożnej.

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.

< Powrót do spisu treści numeru.

Ilustracja: Małgorzata Uglik

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy