Filozofia religii Filozofia techniki Omówienia i recenzje

Michał Buraczewski: Religia techniki [recenzja]

baner Religia techniki

Kto oglądał ostatnie sezony Impersonalnych (uwaga, niewielki spoiler!), ten zobaczył ludzi darzących wytwory techniki religijnym uwielbieniem. David F. Noble w książce Religia techniki chce przekonać czytelników o tym, że związek między techniką a religią jest jeszcze bliższy. Celem, jaki autor stawia sobie we wstępie jest wykazanie, że motorem postępu jest zapał religijny; że jest w nas głęboko zakorzeniony mit o wybawieniu przez technikę; że przerażające przekonania niektórych luminarzy techniki wynikają z ich religijności; że czas temu położyć kres.

Jednymi z najważniejszych pojęć związanych z tematem są: milenaryzm i idea podobieństwa człowieka do Boga. Pod pierwszą z tych nazw kryje się pogląd, że bliskie już jest przyjście tysiącletniego (stąd nazwa) królestwa Chrystusa na ziemi. Za drugą zaś ideą stoi zadanie pracy nad przywracaniem tego, co Adam i Ewa utracili w raju – przywracaniem doskonałości.

Gdzie tu miejsce na technikę? Początkowo go nie było; starożytni myśliciele (w tym i Augustyn) nawet jeśli cenili jej osiągnięcia, to nie przypisywali jej wielkiego znaczenia. Dowartościowali ją w praktyce mnisi benedyktyńscy, a w teorii Jan Szkot Eriugena i kilka wieków później Hugon ze świętego Wiktora. Także wtedy osiąganie podobieństwa do Boga i doskonałości zaczęło obejmować nie tylko duchową sferę człowieka, ale i materialną. XII wiek przyniósł ponadto milenaryzm w osobie i dziełach Joachima z Fiore, po którym co i rusz ktoś przejmował oczekiwanie rychłego końca świata – a technika coraz częściej jawiła się jako oręż do walki ze złem zagrażającym człowiekowi.

Kolejne rozdziały Religii techniki stanowią godną podziwu kolekcję postaci i stowarzyszeń, które dzieliły wyżej wymienione aspiracje lub przynajmniej część z nich. Kogóż tam nie ma! Krzysztof Kolumb, Francis Bacon, Izaak Newton, August Comte, Wernher von Braun, Buzz Aldrin i wielu, wielu innych. W tym renesansowi okultyści, różokrzyżowcy, masoni oraz ludzie, których dzisiaj nazwalibyśmy transhumanistami. Ci wszyscy mają być przedstawicielami religii techniki – poszukiwania na drodze postępu technicznego wybawienia w innym, lepszym świecie oraz w udoskonaleniu człowieka. Wybawienia, jak to podkreśla Noble w zakończeniu, dostępnego tylko dla elity, która nie chce przejmować się szkodliwymi dla planety konsekwencjami postępu.

Do książki dołączony jest też aneks, którego teza zdaje się być następująca: religia techniki jest „męska” i wyklucza kobiety, dlatego tak mało kobiet zajmowało się techniką. Odkąd bowiem technika została doceniona przez średniowiecznych myślicieli, zajęli się nią mężczyźni w wyłącznie męskich grupach, a ich ideały były męskie; niektórzy z nich byli zaś mizoginami. Mizoginia tego środowiska przejawia się nawet w, jak odkryła to przywoływana przez Noble’a badająca „język nuklearny” Carol Cohn, „jawnie fallicznej symbolice pocisków” (s. 330).

Przechodząc do krytycznej części recenzji autor chciałby zaznaczyć, że uważa mizoginię za odrażające zło, ale przynajmniej w kwestii kształtu pocisków jądrowych więcej do powiedzenia zdaje się mieć aerodynamika. Nie jest to jednak miejsce na szczegółową polemikę, dlatego niech wystarczą dwa zarzuty. Po pierwsze, religia techniki jest tworem tak niejednorodnym, że można poważnie się zastanawiać, czy jest w ogóle czymś jednym. Np. niektórzy jej przedstawiciele wierzą w zbawienie jako odnowienie ziemi i nieba przez Boga, inni chcą sami odnowić ziemię, a o niebie myślą tylko w kategoriach podróży kosmicznych; jedni wierzą, że człowiek ma duszę, drudzy redukują umysł do impulsów elektrycznych. Oczywiście, przy pewnym poszerzeniu pojęć da się połączyć chrześcijanina, maga i transhumanistę: co do zbawienia, wszyscy oczekują lepszego świata i chcą się doskonalić. Jednak jest między nimi istotna różnica: chrześcijanin nie uzna, że sam może się zbawić, bo przestałby być chrześcijaninem; tamci dwaj – wprost przeciwnie. Po drugie zaś, kiedy Noble tu i ówdzie przypomina o chrześcijańskiej genezie zła religii techniki, to trafia w próżnię: milenaryzm przynajmniej dla Kościoła katolickiego zawsze był nurtem podejrzanym; homunkulus to może i ważny mityczny symbol religii techniki, ale o korzeniach alchemiczno-okultystycznych. Z drugiej jednak strony autor Religii techniki niechcący (?) broni też chrześcijaństwa, gdy pisze że w średniowieczu w świecie techniki panowało swoiste równouprawnienie, a dopiero później (gdy wg narracji Noble’a ważną rolę odgrywali okultyści, różokrzyżowcy i masoni) zaczęto wypierać kobiety z tej sfery ludzkiej działalności.

Choć ma swoje słabe strony, to Religia techniki jest jednak warta przeczytania – dobrze ukazuje niebezpieczeństwa, jakie niesie ze sobą uwielbienie techniki i skutecznie przełamuje mit, wedle którego postęp techniczny to tylko „mędrca szkiełko i oko”.


Michał Buraczewski – ksiądz katolicki, doktorant w Katedrze historii filozofii starożytnej i średniowiecznej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Zainteresowany zbyt wielką ilością spraw, by się na czymkolwiek znać. Posiadacz brytyjskiego poczucia humoru.

 

 


David F. Noble, Religia techniki. Boskość człowieka i duch wynalazczości, Copernicus Center Press, Kraków 2017.


Interesują Cię recenzje innych książek filozoficznych? Zajrzyj do naszego działu Omówienia i recenzje.

Najnowszy numer filozofuj "Kłamstwo"

1 komentarz

Kliknij, aby skomentować

  • Tak, boskie są raczej niektóre wynalazki, gdy duch ludzki sięga wyżyn, Niebios, Raju!
    Gdyż właśnie niejaki Kałasznikow, ten od karabinu maszynowego, żałował przed śmiercią, iż wymyślił tak genialne narzędzie do zabijania…
    Pozdrowienia dla Xiędza!

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy