Źródło: Próby, ks. I, rozdz. L, przeł. T. Boy-Żeleński, Warszawa: PIW 1985, s. 389.
Demokryt i Heraklit byli to dwaj filozofowie, z których pierwszy, uważając stan człowieczy za czczy i pocieszny, ukazywał się publicznie jeno z twarzą pełną drwin i śmiechu; Heraklit, mając litość i współczucie dla tegoż stanu, nosił oblicze nieustannie smutne i oczy nabrzmiałe łzami:
…alter
Ridebat, quoties a limine moverat unum
Protuleratque pedem; flebat contrarius alter.
[„Pierwszy, ilekroć za próg wystawił swą nogę
Z domu idąc, już śmiał się, drugi zasię płakał!”
(Iuvenalis, Satirae, X, 28, tłum. E. Cięglewicz)]
Bardziej podoba mi się pierwsze usposobienie: nie dlatego, iż bardziej ucieszne jest śmianie się niż płakanie; ale że jest ono bardziej wzgardliwe i bardziej nas osądza niż drugie; owo zdaje mi się, że nigdy nie można dość nami wzgardzić wedle naszej wartości. Skarga i współczucie zmieszane są z niejakim poważaniem tego, co się żałuje: rzeczy, z których się dworuje, uważa się za nic warte. Nie myślę, aby w nas było tyle nieszczęścia, ile próżności; ani tyle złośliwości, ile głupoty: nie jesteśmy tak pełni zła, co czczości; nie jesteśmy tak nieszczęśliwi, jak szpetni.
Tak Diogenes, który podrwiwał sobie cichcem, tocząc swą beczułkę i pokrzywiając się wielkiemu Aleksandrowi, w tym, iż oceniał nas jako muchy albo pęcherze pełne wiatru, bardziej był sędzią cierpkim i ostrym, a tym samym (wedle mego osądu) bardziej sprawiedliwym niż Tymon, nazwany „Nienawidzącym ludzi”; to bowiem, czego się nienawidzi, uważa się za coś. Ten życzył nam zła, przejęty był pragnieniem naszej zguby, unikał naszego towarzystwa jako niebezpiecznego, miał nas za złośliwe i skażone natury; tamten cenił nas tak mało, iż nie uważał, byśmy mogli pogniewać go albo skazić swą bliskością: unikał naszego towarzystwa nie z obawy, ale z lekceważenia: nie uważał nas za zdolnych do czynienia ani złego, ani dobrego.
Pobierz tekst w PDF.
MdeM — trzecia opcja?! Na prawo czy na lewo?!
=-O 😉 🙂 :-! :O 😀 O:-)
To chyba jeden z najciekawszych fragmentów z Prób. Montaigne chciał nim pokazać, że nie można do końca wierzyć filozofom — skoro tak skrajnie potrafią się różnić.
“W rzeczy samej!”