Satyra

Piotr Bartula: Ja, Kaspar (zapisek znaleziony zawsze i wszędzie)

Żaba na kartce
Pojął on (jako i ja) tajemnicę dobrego życia – nie dać się zwieść przez drogowskazy, które nie chodzą wskazaną przez siebie drogą. Lepiej już zginąć pozbawionym posady, poczęstowanym cykutą lub dźgniętym nożem. Filozoficzny morał mojej historii jest prosty w swojej romantycznej wymowie – pacyfistyczny „Kaspar” przychodzi znikąd, a wszędzie widzimy go w okopach.

Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2025 nr 2 (62), s. 48–49. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.


W galerii figur woskowych człowieczego losu jestem ja – znajda, który „w Zielone Świątki roku 1828 / do Norymbergi przybył biedaczysko / Trzymał list, a w nim stało / Że chciał zostać szwoleżerem”. Moja historia ewokuje niepewność, czy prymat dobra wypływa z natury, czy jest li tylko wyuczonym automatyzmem przetrwania. Nie miałem pojęcia o otaczającym mnie środowisku, nie mogłem mówić, nie umiałem się modlić, potrafiłem tylko się podpisać, a właściwie – nabazgrać podpis. Wychowany zostałem (chyba) celowo na zwierzę, a kiedym zaczął odzyskiwać człowieczeństwo, zostałem zgładzony przez nieznanego sprawcę. Nie dane mi było, abym zbyt długo uprawiał sztukę prostego i dobrego życia. Pisano o mnie opowiadania i książki. W roku 1974 powstał film Wernera Herzoga Jeder für sich und Gott gegen alle („Każdy sobie i Bóg przeciw wszystkim”), znany w Polsce jako Zagadka Kaspara Hausera. Polski filozof Bronisław Trentowski utrzymywał, że urodziłem się następcą tronu w Europie i przeznaczony byłem do rządów oraz do panowania. Moja legenda służyła do snucia analogii z losem ludu trzymanego w ciemnocie, który sięgnie w końcu po należną mu władzę. I zdaje się, w końcu sięgnął! Ale czy „kolektywny Kaspar” posiadł sztukę dobrego życia bez pomocy (!) Zwierzchnika, Marszałka, Führera? Można w to wątpić, bo kolektyw jest zawsze gorszy od samego siebie jako zbioru jednostek.

Byli filozofowie na niebie i na ziemi, którzy mi się przyśnili. „Taki, który z natury, a nie przez przypadek, żyje poza państwem, jest albo nędznikiem, albo nadludzką istotą jak ten, którego piętnuje Homer, jako »człowieka bez rodu, bez prawa, bez własnego ogniska«” (Arystoteles, tłum. 2004, s. 27). Mój nędzny poziom intelektualny byłby potwierdzeniem opinii Filozofa, ale przyrodzona dobroć i łagodność – jej zaprzeczeniem. Jako istota naiwna nie przejawiałem agresji, złości czy ambicji, świat rywalizacji był mi całkowicie obcy. Na widok żołnierza z rapierem nie podejmowałem walki, nie uciekałem, bo „grzeszyłem” wielką ufnością wobec świata. Nie byłem bestią, a do Boga było mi równie daleko, tym bardziej że w swoim umyśle nie znalazłem – ku rozpaczy uczonego teologa – idei Najwyższego. Był tak wierzący, że nie mógł uwierzyć, iż ideę Boga znajduje w swoim umyśle ten, komu ją wprzódy umieściła tam lekcja katechizmu. W mojej głowie umieszczono wiele katechizmów oraz liczne kodeksy dobrego życia, w których mogłem się jedynie pogubić.

Przeszedłem różne fazy udomowienia, ale najlepiej wspominałem życie w odosobnieniu: „Wtedy, kiedy mnie tu jeszcze nie było, nigdy nie miałem tyle bólu w głowie i nie dręczono mnie tak jak teraz, odkąd tu jestem” (Handke 2009, s. 29). Jako człowiek „znikąd–donikąd” (czyli po prostu Człowiek) byłem całkowicie bezbronny, ponieważ nie wyrobiłem w sobie, pod wpływem zagrażającej obecności innych ludzi, mechanizmów obronnych. Nie potrafiłem kłamać ani maskować się, sypać piaskiem po oczach ani politykować. Nie dysponowałem wrodzoną logiką formalną, miałem jednak na tyle zdrowego rozsądku, ażeby rozpoznać kłamcę, zadając mu proste pytanie: „Czy jesteś czerwoną żabką?”. Zastane społeczeństwo wtłoczyło mnie w mundur z pagonami, wcisnęło w rękę broń, ubrało w togę, w komżę, w nauczycielski surdut. Dzisiaj – w modną bluzę z napisem: „The more I know, the more I think”.

Chciałem uprawiać sztukę dobrego życia, lecz stało się ono bardziej mroczne niż ciemna nora, z której przybyłem. I przyśnił mi się wtedy głos Fryderyka N.: „Niebezpieczniej było mi śród ludzi, niźli pośród zwierząt, niebezpiecznemi drogi idzie Zaratustra. Niechże mię zwierzęta moje wiodą!” (Nietzsche, tłum. 1922, s. 22). Ku wolności! Bo za fasadą każdego miasta (Norymbergi czy Krakowa) zawsze tkwi aparat kontroli społecznej niszczący intruza, wcześniaka, przybysza znikąd. Pod społeczną maską pozostałem nadal mistycznym Kasparem, który nie ćwiczył sztuki przetrwania, a tylko nadzieję dobrego życia.

Trafnie śpiewał o mnie Georg Trakl: „Słuszne było jego mieszkanie w cieniu drzew / I czyste jego oblicze. / Bóg mówił łagodnym płomieniem do jego serca: / Człowieku!” (Trakl 1938).

Onże poeta sam nie otrzymał daru odejmowania cierpienia rannym w bitwach 1914 roku. Złoty strzał kokainowy zakończył udrękę niemocy czynienia dobra – w krakowskim szpitalu. Pojął on (jako i ja) tajemnicę dobrego życia – nie dać się zwieść przez drogowskazy, które nie chodzą wskazaną przez siebie drogą. Lepiej już zginąć pozbawionym posady, poczęstowanym cykutą lub dźgniętym nożem. Filozoficzny morał mojej historii jest prosty w swojej romantycznej wymowie – pacyfistyczny „Kaspar” przychodzi znikąd, a wszędzie widzimy go w okopach. Przyśnił mi się wtedy głos samego Jana Jakuba Rousseau: „Człowiek dziki i człowiek żyjący w społeczeństwie tak dalece się różnią w najgłębszych swoich uczuciach i skłonnościach, że to, co dla jednego stanowi najwyższe szczęście, drugiego doprowadziłoby do rozpaczy. Pierwszy pragnie wyłącznie spokoju i wolności; chce on po prostu żyć i nie mieć nic do roboty. Obywatel, przeciwnie, wciąż czynny, oblewa się potem, miota, dręczy bez przerwy, by sobie znaleźć zajęcia, które jeszcze bardziej go zmęczą; trudzi się i mozoli do śmierci, nawet jej wybiega naprzeciw, byle tylko zdobyć środki do życia, albo wyrzeka się życia dla zyskania nieśmiertelności […]. Ileż razy gnuśny ten dzikus wolałby umrzeć, niż żyć życiem tak strasznym, często nawet niezłagodzonym przyjemnością dokonania czegoś dobrego!” (Rousseau, tłum. 1956, s. 228–229).

Nie byłem oczywiście nigdy dzikusem, a tym bardziej obywatelem. Wedle Petera Handkego społeczeństwo wgadało we mnie system językowy, którym mnie pętało i niewoliło. Każdy z was jest mną, urabianym i hodowanym przez agentów i policjantów, którzy w siłowni kontroli społecznej trenują politykę historyczną, kulturalną, religijną. Specjaliści od socjalnej gimnastyki okręcili wokół mojej szyi obrożę różańca sporządzonego z winy, aby wodzić mnie po sądach ostatecznych, a ze smagania moralną szpicrutą sylogizmów czerpać hodowlaną przyjemność. W gruncie rzeczy każdemu z was edukacyjni szacher-macherzy wgadują modele zdań o kolektywnym życiu. „Uczony jesteś modeli zdań, za pomocą których porządny człowiek przebija się przez życie… Wolno ci myśleć to, co mówisz, jak również, że musisz myśleć tak, jak mówisz, bo nie wolno ci myśleć inaczej, niż mówisz” (Handke 2009, s. 55). Urodziłeś się w Polsce, nie wybrałeś sobie płci, ojczyzny, języka ani tego, że zostałeś ochrzczony. Od dziecka powtarzano ci, żeś zgrzeszył myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem, cierpisz zarazem niezawinioną winę, choć osobiście nie uczyniłeś nic, aby na to zasłużyć. Możesz być jednak wdzięczny, że te akurat „wzorce kulturowe” nie domagały się od ciebie widomego na ciele znaku przynależności. Nie wszystkim było to dane, gdy odkryto jego znamię cielesne. I przyśnił mi się ostatecznie głos Simony „Kaspary” Weil: „W życiu jednostki niewinny musi zawsze cierpieć za winnego. Tylko niewinność pokutuje (Simone Weil, First and Last Notebooks, cyt. za: Winch 1990, s. 334). Kto to pojmuje, ten odkrywa sztukę dobrego życia. Choćby w fabrycznej pracy…

Po czem poczuję ukłucie włóczni.

Nieznany Sprawca”

Tekst jest rozwiniętą i zmodyfikowaną wersją satyry P. Bartuli „My” i „Nic” z „Filozofuj!” 2017, nr 3, s. 36–37.


Warto doczytać:

  • Arystoteles, Polityka, tłum. L. Piotrowicz, Warszawa 2004.
  • P. Handke, Kaspar, tłum. G. Sinko, Wrocław 2009.
  • F. Nietzsche, Tako rzecze Zaratustra. Książka dla wszystkich i dla nikogo, tłum. W. Berent, Toruń–Warszawa–Siedlce 1922.
  • G. Trakl, Pieśń Kaspara Hausera, tłum. J. K. Weintraub, „Sygnały” 1938, nr 39.
  • J.-J. Rousseau, Rozprawa o pochodzeniu i podstawach nierówności między ludźmi, tłum. H. Elzenberg, w: tenże, Trzy rozprawy z filozofii społecznej, Warszawa 1956.
  • P. Winch, Etyka i działanie, tłum. D. Lachowska, T. Szawiel, Warszawa 1990.

Piotr Bartula – dr hab., prof. UJ, pracownik naukowy Zakładu Filozofii Polskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego, eseista. Zajmuje się polską i zachodnią filozofią polityki, twórca tzw. testamentowej teorii sprawiedliwości. Autor książek: Kara śmierci – powracający dylemat, August Cieszkowski redivivus, Liberalizm u kresu historii, Dzieła zebrane, Aspołeczne „my”, Dzieła pośmiertne znalezione za życia. Najczęściej uczęszczane miejsca: Uniwersytet i jazz club.

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 4.0.

W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.

< Powrót do spisu treści numeru.

Ilustracja: Ewa Czarnecka


Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury.

 

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy