Artykuł Satyra

Piotr Bartula: List z Frontu Krakowskiej Galerii Handlowej

W trakcie wykładu prezentowano kazuistykę „źle ubranej wrony z Królewca” jako ostatnią zaporę dla powstania Państwa Celów Konsumpcyjnych – najwyższego stadium ludzkości. Wszystko ma służyć kupowaniu, niczemu więcej.

Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2022 nr 6 (48), s. 38–40. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.


Ojcze i Matko!

Piszę do Was z F‑KGH, na którym przebywam od „straciłem rachubę czasu”. Przenoszę się z jednego poziomu Galerii na drugi niczym ścigany z miejsca na miejsce nomada. W efemerycznej przestrzeni Gucci/JustCavalli/Armani/Versace/Dolce&Gabbana utraciłem świadomość własnej śmiertelności. Obecnie przebywam w epicentrum reklam i promocji, gdzie modny but zdetronizował Rozum i Boga. Zastąpił go bożek konsumpcji, a w miejsce Świętej Rodziny powstało społeczeństwo manekinów bez ducha. Wskutek zażywania suplementów żywieniowych stałem się cieniem platońskim, „co pstry płaszcz malowany we wszystkie możliwe kwiatki potrafi uważać za najpiękniejszy, podobnie jak dzieci i kobiety, kiedy patrzą na różnobarwne materiały”.

Bywa, że całe noce spędzam w okopie internetowym, kupując spodnie, kapelusze, parasole bez wychodzenia z domu. Nie ma jednak nic gorszego niż wojna okopowa pośród badziewia minionego sezonu i wysyłek Vinted-Etykiet. Wolę toczyć blitzkrieg o towary (ginące pod nawałą oddziałów straży przedniej „New Collection”) w dni wiecznie „ostatnich” promocji. Wczoraj ogłoszono dzień szczęśliwego konsumenta „kupuj cały czas”. Było warto to przeżyć – dostarczono dodatkowe dwadzieścia tysięcy ton koszul, w sumie mam już ich pięć tysięcy; no, ulżyłem sobie jeszcze raz. Wraz z innymi galerjanami wykonałem penetrujący rajd po sklepach. Każdy wyszukał sobie coś jedynego, czego nigdy jeszcze nie miał. Trafiony zatopiony! Pojawiły się dramaty wyboru: to weźmiemy – tego nie, raczej chyba tego nie, tylko to; seledynowa koszula jest trochę mniej świetna od ceglastej; ten telewizor jest jeszcze lepszy – a tu wyjątkowa promocja rodzinna. Szczególne wrażenie pozostawiła po sobie bitwa o konwoje laptopów HX 229 i SC 143, które zostały namierzone na poziomie trzecim. Przechwycił je desant nieletnich konsumersów – stosując strategię facebookowo-twitterową, wygrali oni wojnę infor­macyjną wczesnych rabatów.

Prowadzimy częsty ostrzał wzrokowy towarów reklamowanych, innych zresztą na F‑KGH nie ma. Siła Galerii jest budowana przez system rakiet reklamowych nie dlatego, że my – szeregowi konsumeryści obserwujemy wspomniane towary. Triberowie robią to za nas, aby wrzucać kolejne muchy-ciuchy do sieci konsumpcyjnego pająka. Nazywają to mechanizmem niewidzialnej ręki rynku. W gruncie rzeczy chodzi raczej o instrument społecznej kontroli, podobny do Kościoła, partii, korporacji. Najbardziej zagrożeni są galerjanie bez biografii, „koty”, „troglodyci”, „dzieci”. Muszę wam wyznać, że uległość podprogowej mocy jest u mnie łagodzona kulturowymi nawykami, tradycją dobrego gustu. Pamiętam jeszcze, że reklama jest opakowaniem towaru, a nie samym towarem, po który ponownie być może się nie zwrócę. Podtrzymują mnie przy życiu nie tyle świetlne obrazy, lecz realne karmy podczas ich użytkowania. Najdrożsi Rodzice, dziękuję za przekazanie zapoznawanych wzorców! Ale powoli i ja o nich zapominam.

Wczoraj byłem (na wypadek zmiany frontu w Galerii) na kursie „uśmiechu sprzedawcy” – dobrego ponoć zabiegu, aby zdobyć klienta. Ośmieszano tam Immanuela Kanta (czytałem go w domu rodzinnym, w czasach wymiany barterowej), który porównał dwóch kupców: pierwszy jest uczciwy, ponieważ chce zwabić klienta, drugi postępuje tak samo, celując w „certyfikat imperatywu kategorycznego”. Pierwszemu daleko do moralności, ponieważ tylko jego interes pieniężny skłania do postępowania zgodnego z obowiązkiem, drugi zaś jest uczciwy z poczucia czystego obowiązku. W trakcie wykładu prezentowano kazuistykę „źle ubranej wrony z Królewca” jako ostatnią zaporę dla powstania Państwa Celów Konsumpcyjnych – najwyższego stadium ludzkości. Wszystko ma służyć kupowaniu, niczemu więcej.

Cierpię ostatnio na konsumpcjonizm dwubiegunowo-afektywny: raz popadam w „zespół skąpstwa”, kiedy indziej w rozrzutność. W fazie skąpstwa uzyskuję błogostan nieograniczonych możliwości. Mogąc kupić wszystko i powstrzymując się od wszystkiego, mam silniejsze poczucie władzy nad rzeczami, niż gdybym posiadał rzeczy konkretne. W stadium rozrzutności wartość samej czynności wydawania pieniędzy na towary przewyższa możność korzystania z nabytków. Pod warunkiem, że nie będę kupował, Humanitarne Misje Terapeutyczne wydają mi niekiedy rano produkty, które spodziewam się kupić wieczorem – wtedy czuję się nieszczęśliwy niczym hazardzista lub alkoholik. Celem detoks-relaksu korzystam potem z fitnessu i jacuzzi. W bulgocącej wodzie popadam w filozoficzną zadumę nad istotą konsumeryzmu. O takich jak ja pisał Platon:

— Nieprawdaż — dodałem — i tak sobie żyje z dnia na dzień, folgując w ten sposób każdemu pożądaniu, jakie się nadarzy. Raz się upija i upaja się muzyką fletów, to znowu pije tylko wodę i odchudza się, to znów zapala się do gimnastyki, a bywa, że w ogóle nic nie robi i o nic nie dba, a potem niby to zajmuje się filozofią.

Któregoś dnia dotarłem do podziemnego kręgu fetyszyzmu towarowego. Oferowano tam substancje toksyczne: pornografia, narkotyki, niektóre usługi medyczne (aborcja i eutanazja), hazard, dostęp do broni, oferty seksualne, przeszczepy intymnych części ciała. Dealerzy odpierali wciąż naloty dywanowe moralistów, którzy domagali się prohibicji na te „dobra” gwoli samoobrony przed zniweczeniem godności ludzkiej. Atak powstrzymano, stosując manewr libertariański: „jeżeli przyjmujecie, że możliwość wyboru czyni etykę w ogóle możliwą, to pełny dostęp do »zła« jest zgodny z promocją wolnej woli”. Ja w nią już dawno zwątpiłem. I bezwolnie wyszedłem na poziom pierwszy Galerii kupić kolejną koszulę.

Po wielu konsumogodzinach kompulsywnych zakupów zemdlałem. Pod stertami spodni i marynarek Hugo Bossa odnalazła mnie sprzedawczyni Benettona. Na wypadek nagłej śmierci w świątyni konsumpcji posłano po Kapelana Galerjana. Odczytał on fragment encykliki JPII: „W waszej Galerii prowadzi się niekiedy przesadną propagandę wartości utylitarnych i niepohamowaną chęć ich zaspokojenia. Sprawia to, że człowiek skłania się do traktowania siebie samego i własnego życia jako zespołu doznań, których należy doświadczyć, aby doznać w życiu jak najwięcej przyjemności. Stąd powstało zjawisko konsumizmu”.

Wskutek kazania pojawił się u mnie wstyd i samoudręczenie. Zacząłem siebie postrzegać jako istotę zdolną do poświęcenia życia dla zaspokajania wszelakich zachcianek, aż do unicestwienia przez „wielkie żarcie” (niczym w filmie Marco Ferreriego z 1973 r.). Aby dopiąć swego, stanę się może zdolny do zbrodni i gwałtu, a mój nihilizm to droga ku barbarzyństwu. Pocieszałem się tym, że przemysłowa zagłada minionej epoki nie wynikała z pobudki konsumpcyjnej, tylko z ideologicznej.

P.S.

Wyzwolenie. Trafiłem dzisiaj na ciekawą książkę w obniżonej cenie pt. Żołnierze. Protokoły walk i zabijania (II wojna światowa). Super frajda, lepsze niż gra komputerowa. Posłuchajcie: „Jeden z moich radiotelegrafistów wskoczył do okopu i wtedy nagle dostał postrzał. Potem był łącznik motocyklowy, on też wskoczył do okopu i też dostał kulkę. Opatrzyłem obydwu. Potem z krzaków wyszedł Amerykanin, miał w rękach dwie skrzynki amunicji, wycelowałem dokładnie i bum, już było po nim. Potem strzelałem po oknach, nie wiedziałem, z którego dokładnie padły strzały, wziąłem lornetkę i wtedy zobaczyłem jednego, wziąłem kaem i wycelowałem w okno, no i się skończyło”. Kupiłem sobie tę pozycję na wakacje, bo właśnie planuję jechać na Krym, a po drodze do Donbasu. Nareszcie ucieknę od padliny promocji i ścierwa banneru. Jutro wyjazd na prawdziwy front. Reklama podróży: „Lepiej patrzeć w lufę karabinu niż w chytre oczy sklepikarza!”.


Piotr Bartula – dr hab., pracownik naukowy Zakładu Filozofii Polskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego, eseista. Zajmuje się polską i zachodnią filozofią polityki, twórca tzw. testamentowej teorii sprawiedliwości. Autor książek: Kara śmierci – powracający dylemat, August Cieszkowski redivivus, Liberalizm u kresu historii, Dzieła zebrane, Aspołeczne „my”.

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.

< Powrót do spisu treści numeru.

Ilustracja: Mira Zyśko

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy