Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2024 nr 3 (57), s. 48–49. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
Szanowni wierni/niewierni!
Przyjąłem dzisiaj formę wypowiedzi właściwą dla zwiewnego tematu moich solilokwiów. Od kazania nie oczekuje się akademickiej precyzji ani przypisów. Wystarczy zwiadowcze rozpoznanie dylematów moralnych tudzież kilka przykładów z literatury i życia. Nauka zaczyna się i kończy tam, gdzie można coś orzekać o prawdzie i fałszu, w szkicowanym zaś temacie jest to wątpliwe. Odsyła nas on raczej do sfery domniemań, raczej przybliżeń niż definicji. Czy da się amorficzne fenomeny (nadzieję, rozpacz, nudę, radość, gniew etc.) zdefiniować, czy to jest w ogóle potrzebne? Myślę, że wątpię. Nie łapiemy przecież motyli w zimowych rękawicach. Królowi Midasowi wszystko się w złoto przemieniało, aż w końcu nie miał co jeść. Scjentystom wszystko się w definicję przemienia i w efekcie dostajemy kolekcję martwych motyli przyszpilonych do czarnej tablicy na białym tle. Nie ma słowa, któremu by dawano więcej rozmaitych znaczeń i które by w tyle sposobów przemawiało do ludzi, co słowo nadzieja. Jedni uważają, że jest ona pochodną przemijania; gdyby nasz żywot był nieskończony, nie byłoby nadziei na nieśmiertelność. Marzylibyśmy pewnie, aby odpocząć od kolejnych cyklów nudy i umrzeć. Ile wieków można być inteligentnym? Każdy lokuje swoje nadzieje w przyszłości, bo teraźniejszość jest na ogół falsyfikacją marzeń. Gdyby nie było złej przeszłości, nie byłoby nadziei w dobrej przyszłości. Nie istniałby slogan o „całej nadziei” w młodzieży, która uniknie błędów minionych pokoleń. Tyle że każde pokolenie było kiedyś młodzieżą, w której też pokładano nadzieję, że stworzy świat bez agresji i wyzysku. Zamiast tego ścigają nas widma złej przeszłości, aż po horyzont kolejnych złudzeń!
Żyjemy na wielkim cmentarzysku ludzkich nadziei, w świecie wojen o pokój i wiecznych rozliczeń krzywd. Każda aktualizacja planów jest częściowym (oby!) rozczarowaniem; to, co najlepsze, jest ponoć dopiero przed nami. „Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy” – śpiewał krakowski pieśniarz z XX w. Marek Grechuta. Co prawda u sentymentalnych kombatantów młodości ważne są tylko te dni, które dobrze pamiętamy! Hołdujemy wówczas nadziei na powrót starych dobrych czasów. Średniowiecze wróć! Oświecenie wróć! Komuno wróć! Młodości wróć! Ukochana(-ny) wróć! Niestety, historia nigdy się nie cofa, niemniej pamięć utraconego Edenu vel złotego wieku wciąż się odtwarza. Choćby w retroutopiach à la Jan Jakub Rousseau.
Realistycznie nastawiony Tomasz Hobbes uważał, że nadzieja jest afektywnym korelatem strachu. Nadzieja jest oczekiwaniem dobra (apetyt, który się zaspokoi), strach jest oczekiwaniem zła (krótkie życie bez słońca). Absolutny brak nadziei jest rozpaczą, a pewien jej stopień – zwątpieniem. Oczywiście strach jest większy, bo istnieje gwałtowna śmierć w męczarniach. Nadzieja jest mniejsza, bo nie istnieje największe dobro, a co najwyżej chwilowy święty spokój. Człowiek cierpi na chorobę afektywną dwubiegunową, miota się pomiędzy filozofią strachu (niekiedy panicznego) i filozofią nadziei (na granicy ufności). Inna sprawa, że nie doznawać tych afektów, to jakby nie żyć.
Któż z nas nie przeżył chwil strachu i nadziei „pasażera na gapę” na widok kontrolera biletów w tramwaju: oto zbliża się złowrogi wysłannik państwa, który chroni nota bene umowę społeczną niosącą dobrą nowinę rządów prawa. Nadzieja na cud pojawia się w sytuacji nieuchronności, konieczności, niekoniecznie dziejowej. Może otworzą się nagle drzwi, może „kanar” się potknie, może uda się uciec – nawet kosztem innego nieszczęśnika. Podobnie skazaniec liczy na to, że urwie się sznur wisielczy, zapadnia się nie otworzy, w dniu egzekucji zbraknie prądu lub przyjdzie ułaskawiający list od króla, cara, prezydenta. I niekiedy faktycznie przychodzi: Dostojewski przeżył własną śmierć przed plutonem egzekucyjnym.
Nadzieja przybiera czasami postać szlachetnego kłamstwa. Kiedy narzeczona Kurtza (bohatera Jądra ciemności Conrada) zapytała o ostatnie słowa ukochanego, jego przyjaciel (Marlow) skłamał: „Było to Twoje imię…” – „Nie mogłem jej powiedzieć prawdy: Ohyda, ohyda, bo zapadłaby beznadziejna ciemność” – tłumaczył. Śmiertelne oskarżenie wobec nadziei wypowiedział Tadeusz Borowski: „To właśnie nadzieja każe ludziom apatycznie iść do komory gazowej, każe nie ryzykować buntu, pogrąża w martwotę” (U nas, w Auschwitzu). Oprawcy i zbrodniarze polityczni (typu Makbet) zawsze liczą na bezkarność. Udaje im się czasami umknąć sprawiedliwości, na którą ofiary jednak liczą, choćby na Sądzie Ostatecznym.
Specjaliści od nadziei to oczywiście kapłani. Kościół założył Wielki Bank Nadziei na życie wieczne i na tej walucie zbudował swoją potęgę. Filozoficzną formą nadziei w myśli chrześcijańskiej jest teodycea: niemożliwe, żeby dobry Bóg stworzył świat pozbawiony widoków na lepsze jutro. W czasach przypływu mesjańskich wierzeń mówi się nawet o nadejściu Królestwa Bożego na ziemi. Wielkie utopie historyczne utkane zostały na wrzecionach ludzkich nadziei. Na podobnej walucie oparte są kasyna hazardu i gry losowe; gdy wzrasta kumulacja, rośnie też kolejka ludzi z kuponami nadziei. „Zagraj w Diamenciki, w których pula na wygrane wynosi ponad 49 mln zł” – głosi reklama akwizytorów odmiany losu. Istnieje oczywiście rachuba na rozbicie kasyna, gracze wspomagają swoją nadzieję wiarą wykrycia algorytmu wygranej. Jest to gnostyczna wersja pograniczników nauki.
Ktoś powiedział, że świat ludzki jest utkany z nadziei. Przyjmujemy wszakże ciche założenie, że życie nigdy się nie skończy. Dopóty, dopóki nie znajdziemy kogoś bliskiego (albo ktoś nie znajdzie nas) pod respiratorem (lub w kostnicy) zamiast w umówionej kawiarni… W praktyce życia pomijamy jednak radykalną niepewność, umówione spotkanie traktujemy jako rzecz oczywistą, a nie cudowne zrządzenie losu. Nie rzucamy się na szyję bliźniego: „A jednak żyjesz, a jednak nie wpadłeś pod tramwaj”. Ale przecież wiemy, że „spodziewane” kiedyś nie nastąpi, ukochana(-ny) nie przyjdzie, tramwaj odjedzie bez nas. I koniec naszego świata nastąpi. Z perwersyjną aprobatą czytamy niepozostawiające nadziei słowa T. S. Eliota: „I tak się właśnie kończy świat / Nie hukiem ale skomleniem” (The Hollow Men, tłum. A. Libera). O nadziei mówimy też wtedy, kiedy nie ma pewności rezultatu – to jakby oczekiwanie na list od utraconego przyjaciela lub ukochanej(-ego), mimo że on nigdy nie nadejdzie. Jest to rodzaj oczekiwania na cud: nie mam żadnych szans, ale i te wykorzystam. Ernst Bloch sugerował, że prawdziwa nadzieja polega na tym, że człowiek wyciąga ręce, żeby przyjąć coś, co już na niego czeka. Dodam: „coś” niedookreślone w swej treści.
Nadzieja związana jest również z próbami wyjścia poza układ zamknięty, symbolizowany przez mit Syzyfa, trwającego w świecie wiecznie powtarzanej udręki. Gnębi nas ta przypowiastka o beznadziei powtarzanych w nieskończoność wysiłków – bez rezultatu. Obserwowałem kiedyś w mikroskali przypadek kolejnego Syzyfa w miejscu, gdzie – jak wierzono – uszczęśliwiały mieszkańców gołębie. Najmniej szczęśliwy był dozorca, który całe lata mył kwartał ulicy, bez nadziei na efekt czystości. Klął na gołębie i na swój los chodnikowego Syzyfa. Później ten sam los okazał się perwersyjnie łaskawy. Zamontowano bowiem odstraszające ptactwo metalowe kolce pod dachem. Nadzieja się spełniła, układ się rozpadł, ale zarazem nastąpiło zwolnienie z pracy zbędnego już „Syzyfa”. Beznadziejna okazała się jego nadzieja. Być może tęskni dzisiaj za dawnymi dobrymi czasami: „Gołębiu, wróć!”. Złudne nadzieje.
Chciałbym zakończyć naukowym: quod erat demonstrandum, ale w kazaniu (zwłaszcza o nadziei) wypada raczej powiedzieć: continuandum.
Piotr Bartula – dr hab., prof. UJ, pracownik naukowy Zakładu Filozofii Polskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego, eseista. Zajmuje się polską i zachodnią filozofią polityki, twórca tzw. testamentowej teorii sprawiedliwości. Autor książek: Kara śmierci – powracający dylemat, August Cieszkowski redivivus, Liberalizm u kresu historii, Dzieła zebrane, Aspołeczne „my”. Najczęściej uczęszczane miejsca: Uniwersytet i jazz club.
Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
< Powrót do spisu treści numeru.
Ilustracja: Ewa Czarnecka
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury.
Skomentuj