Satyra

Piotr Bartula: Wszystkie powody, aby się nie urodzić

Jakże pięknie jest być non existens, pozbawionym tresury logików, teologów, wychowawców, dowódców.

Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2023 nr 6 (54), s. 49–51. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.


Wystarczającym powodem jest tępienie dziecięcego ADHD, pod groźbą wizyty u psychologów, którzy będą mnie poprawiać, korygować i uspokajać. Dzieci powracające do błogiego nieistnienia wspominają koszmarny system kontroli, który niszczył pierwotną wolność „wcześniaka” – apatrydy sprzed konwencjonalnego dobra i zła, piękna i szpetoty, prawdy i fałszu, wiary i ateizmu. Od Jana Jakuba Rousseau wiem, że urodzę się wolny, a wszędzie będę w okowach: grzechu, logiki, czasu, przestrzeni, wierzeń opartych na przemocy Kościoła, państwa i szkoły. Założą mi konto wagarów w elektronicznym dzienniku szkolnym, wtłoczą w korporacyjny garnitur kolekcjonera punktów, ubiorą w togę, w komżę, w nauczycielski surdut, wcisną w rękę broń, wsadzą na krzesło królewskie/prezydenckie/elektryczne. Z „ufnego dzieciaka” zrobią policjanta, żołnierza, komornika. Wyćwiczą mnie w strzelaniu, podstępach i stronniczości. Nakłonią, abym polubił mundury (za mundurem panny sznurem!), pagony, rangi, dyscypliny. Nazwą to umową społeczną. Zgodnie z nią będę urabiany przez agentów rządowych, którzy produkują politykę historyczną, dydaktyczną i karną. Specjaliści od socjalnej gimnastyki okręcą wokół mojej szyi obrożę różańca sporządzonego z winy, aby wodzić mnie po sądach ostatecznych, a ze smagania szpicrutą sylogizmów i definicji czerpać sadystyczną przyjemność. Pejcz kolektywnego „My” spadnie na moje plecy, aż będę w końcu przypominał złe dzieci z Władcy much Williama Goldinga, a nie te dobre z Emila Rousseau

Nie tak dawno (2011 r. – to dla filo­zofa wczoraj) mieliście do czynienia z norweskim zabójcą kolorowych dzieci. Komentator rosyjskiej gazety „Komsomolska Prawda” zmyślnie skrytykował zachowanie uczestników obozu na wyspie Utoya. Jego zdaniem ofiary wykazały się tchórzostwem, bo nie zaatakowały Breivika: „Zamiast rzucić się na wroga i obrzucić go plastikowymi krzesłami i kamieniami, dzwonili na policję i pisali na Facebooku: zabijają nas! To u nas, w Czeczenii, 13-letni chłopczyk zastrzelił bandytę Cagarajewa, który zabił jego ojca”. Nie chcę urodzić się ani dzieckiem norweskim, ani czeczeńskim. A tym bardziej „dzieckiem” doktora Frankensteina. Kusicie mnie obietnicą szczęśliwego dzieciństwa, aby potem poświęcić je w teatrze wojny: „Wypowiedzi przedwojennych polityków roiły się od apeli do młodzieży, zwłaszcza w Niemczech, gdzie 25 tys. członków Wandervvögel przemierzało kraj, brzdąkając na gitarach, protestowało przeciw zanieczyszczeniu środowiska, rozrostowi miast i potępiało wszystko, co stare… potem porzucili gitary i chwycili karabiny […] oto Godzina Młodości [AD 1914 – P. B.]” (Johnson 2009, s. 36–37.). Jakże pięknie jest być non existens, pozbawionym tresury logików, teologów, wychowawców, dowódców.

Od ekonomistów słyszę, że jestem inwestycją o długim okresie zwrotu. W krajach biednych rodzice mają ponoć interes w posiadaniu dużej liczby dzieci, ponieważ jest to inwestycja mało kosztowna, a praca dzieci zapewni rodzicom utrzymanie na starość. W społeczeństwach rozwiniętych edukacja jest droga, co skłania do posiadania nie więcej niż dwójki dzieci (przyznacie, że taka kalkulacja ekonomiczna to mało porywający powód urodzenia – tzw. klasa próżniacza całkowicie mną gardzi). Zauważył to już Thorstein Veblen: „Niska stopa urodzeń wśród klas społecznych, na które nakaz prestiżowego wydawania pieniędzy wywiera największy nacisk, da się również wyprowadzić z nakazów marnotrawstwa na pokaz wyznaczającego poziom życiowy. Pociągająca za sobą znaczny wzrost konsumpcja na pokaz, która wymaga przyzwoitego utrzymania, działa w tym przypadku jako poważna przeszkoda. Jest to prawdopodobnie najbardziej efektywny z motywów prowadzących do kontroli urodzeń zalecanych przez Malthusa” (1971, s. 80).

Zachęcacie mnie do urodzenia, szantażując zwrotami: „ujemny przyrost naturalny”, „spadek dzietności”, „starzenie się społeczeństw”. Nie przekonuje mnie wasz lament, że obecna sytuacja demograficzna wykazuje symptomy starzenia się społeczeństwa, bo współczynnik dzietności przekraczający 2,1 został osiągnięty w Polsce ostatnio w 1988 r. Dlaczego ma mnie to obchodzić? Czyż nie proponujecie, by użyto mnie jako środka, jako narzędzia osiągania społecznego planu? Politycy wojny chcą, żeby dzieci było jak najwięcej, gdyż jeden człowiek = jeden żołnierz. Nawet największy tyran fotografował się z dzieckiem na ręku, aby było ono kolejnym rozpłodowym bykiem lub mięsem armatnim. Nakłaniacie do tego sielankowym folderem zielonych łąk, czystych rzek, podniebnych obłoków. Wprowadziliście kiedyś nawet podatek od bezdzietności: tzw. bykowe. Od socjalistów wiem, że kapitalizm stworzył system niewolniczej pracy dzieci. Od kapitalistów zaś słyszę, że socjalizm stworzył pełny monitoring młodych ludzi. Charles Fourier proponował organizację życia dzieci w „małych bandach” (dziewczynki) i „małych hordach” (chłopcy). Przypominam sobie Platoński projekt „państwowych dzieci” – rodzaj idealnego bidula. W tej sytuacji cenię ponad wszystko swoje non existens!

Sugerujecie, że będę owocem miłości rodziców. A przecież humanista wszech czasów Immanuel Kant pisał na ten temat mało romantycznie: „Wspólnota płciowa (commercium sexu­ale) jest obustronnym używaniem, które jeden człowiek czyni z organami płciowymi i władzami drugiego (usus membrorum et facultatum sexualium alterius)” (Kant 2005, s. 109). Nic dziwnego, że on sam pozostał bezżenny i bezdzietny. Pragnę tedy naśladować Kanta, zwłaszcza że na pewno kierował się tu najwyższym rozpoznaniem prawa moralnego: „Postępuj tak, jak gdyby maksyma twojego postępowania przez wolę twą miała się stać ogólnym prawem przyrody”. Trafnie wyłożył tę powinność, podejrzany o nieistnienie, Jean-Baptiste Botul (autor książki Życie seksualne Kanta): „Zastosujmy tę zasadę do życia seksualnego. Od razu widzimy, że czystość cielesna jest tak samo sprzeczna i nie do obrony jak zabójstwo, ponieważ gdyby wszyscy ją praktykowali, rasa ludzka by wyginęła” (Botul 2002, s. 31). Takoż jak Kant postąpili inni wielcy mistrzowie myślenia: Platon, Spinoza, Pascal, Hobbes, Hume, Locke, Wolter, Schopenhauer, Kierkegaard. Wszyscy oni dali odpór biologicznej presji rzekomego uwieczniania się w potomstwie. Najmniej zachęcał do owego uwieczniania Arthur Schopenhauer: „Cierpienie jest istotą życia i wobec tego nie przychodzi do nas z zewnątrz, lecz jego niewysychające źródło tkwi w każdym” (1995, s. 23). Nie bardziej od niego Emil Cioran: „Odkąd jestem na świecie – to »odkąd« wydaje mi się brzemienne sensem tak straszliwym, że wprost nie do zniesienia” (2021, s. 7.). Wszyscy oni postawili raczej na rozmnażanie kulturowe – za pomocą wiecznego pióra „spłodzili” licznych platoników, kantystów, mizantropów, samobójczych cioranistów etc. Bezżenny Kartezjusz po śmierci córki (5 lat) skonstruował podobno lalkę-automat, z którą podróżował. Descartes’ Baby to wasza przyszłość!

Od autorów dzieł pośmiertnych znalezionych za życia – istniejących w świecie wiedzy obiektywnej bez podmiotu poznającego – słyszę, że niewiele lat po urodzeniu zostanę zgładzony przez seryjnego zabójcę – „sprzątaczkę Śmierć”. „Urodził się i to go zgubiło”, napisał kiedyś Samuel Beckett. Jaki sens ma życie od non existens do non existens, od pogrzebu do pogrzebu? Wskutek śmierci naturalnej lub wspomaganej przez bliźnich powrócę, skądem przybył, a wiatr rozwieje moje prochy nad Kędychce. Wnioskuję tedy, że kto chce popełnić „przestępstwo” życia, pragnie również zasłużyć na „karę” śmierci. Na moje przyjście oczekują wirusy i dentyści, komary i wierzyciele, kleszcze i komisje egzaminacyjne, insekty i adwokaci, bakterie i donosiciele, grabarze i robaki. Niedoczekanie wasze, pozostanę na zawsze Non Existens!

– Wody płodowe odchodzą… O, jak głośno płacze…
– Jakie będzie imię dziecka?
– Viktoria/Viktor, samo sobie wybierze.


Warto doczytać:

  • J.-B. Botul, Życie seksualne Kanta, Gdańsk 2002.
  • E. Cioran, O niedogodnościach urodzin, Warszawa 2021.
  • P. Johnson, Historia świata XX wieku. Od Rewolucji Październikowej do „Solidarności”, t. 2. Warszawa 2009.
  • I. Kant, Metafizyka moralności, Warszawa 2005.
  • A. Schopenhauer, Metafizyka życia i śmierci, Łódź 1995.
  • T. Veblen, Teoria klasy próżniaczej, Warszawa 1971.

Piotr Bartula –dr hab., prof. UJ, pracownik naukowy Zakładu Filozofii Polskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego, eseista. Zajmuje się polską i zachodnią filozofią polityki, twórca tzw. testamentowej teorii sprawiedliwości. Autor książek: Kara śmierci – powracający dylemat, August Cieszkowski redivivus, Liberalizm u kresu historii, Dzieła zebrane, Aspołeczne „my”. Najczęściej uczęszczane miejsca: Uniwersytet i jazz club.

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.

< Powrót do spisu treści numeru.

Ilustracja: Ewa Czarnecka

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy