Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2021 nr 2 (38), s. 16–18. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
Gdy zabraknie słów
Unikanie myślenia o pewnych rzeczach nie sprawia, że przestają mieć znaczenie. Słoweński filozof Slavoj Žižek analizuje niechęć do myślenia o trudnych kwestiach na przykładzie postaw wobec zmian klimatu. Z jednej strony zdajemy sobie sprawę z zagrożenia katastrofą klimatyczną i przyznajemy rację naukowcom, że należy coś z tym zrobić. Z drugiej strony gdy na przykład spacerujemy po lesie podczas słonecznej pogody, trudno nam uwierzyć, że wisi nad nami widmo globalnego kataklizmu: przecież jest tak cicho i spokojnie. Žižek wskazuje na silny instynkt, który nakazuje zamiatać nieprzyjemne sprawy pod dywan, co wyraża się w postawie wyparcia: wiem, że istnieje problem, ale zachowuję się tak, jakbym o tym nie wiedział.
Unikanie myślenia o trudnych kwestiach sprawia, że tracimy zasoby językowe, by wyartykułować konflikty, które są obecne w społeczeństwie. Słynna teza Ludwiga Wittgensteina – granice mojego języka wyznaczają granice mojego świata – dobrze wyraża to zjawisko: problemy, których nie potrafimy nazwać, stają się przezroczyste i z czasem przestajemy je dostrzegać. Ignorowanie tego, co oczywiste, może dotyczyć także filozofii. Od czasów Arystotelesa przyjmuje się, że początkiem filozofowania jest zdziwienie, które stanowi reakcję na niezwykłość jakiegoś aspektu świata. Doświadczenie niezwykłości wywołuje niepokój poznawczy, którego rozładowaniem jest osiągnięcie stanu braku zdziwienia, gdy rzeczywistość na powrót wydaje się zwyczajna i zrozumiała. A ponieważ to, co zwyczajne, nie wywołuje zdziwienia, znika także bodziec do filozofowania.
Mistrzowie podejrzliwości
Konserwatywny, oparty na zdziwieniu model uprawiania filozofii można przeciwstawić filozofowaniu, które zaczyna się od nieufności wobec tego, co „normalne”. O ile bowiem zdziwienie motywuje do rozwiązywania problemów, to podejrzliwość problematyzuje sprawy, które na pozór wydają się oczywiste. Paul Ricœur w książce O interpretacji. Esej o Freudzie wymienia trzech „mistrzów podejrzliwości”: Fryderyka Nietzschego, Zygmunta Freuda i Karola Marksa. Tym, co łączyło tych myślicieli, było specyficzne podejście do interpretowania kultury. Wyświechtane pytanie „co autor miał na myśli?” zastępowali dociekaniem ukrytych powodów, dla których ktoś wyraża takie, a nie inne poglądy lub podejmuje określone działania. Podejrzliwość w ich wykonaniu była jednak odmienna od metodycznego wątpienia Kartezjusza.
Podczas gdy dla Descartes’a tym, co opierało się wątpieniu, była nasza świadomość – wszak mogę wątpić we wszystko, ale nie w to, że istnieję i wątpię – to dla filozofów podejrzliwości źródłem problemów jest posiadanie „fałszywej świadomości”, czyli błędnych wyobrażeń na temat nas samych oraz otaczającego nas świata.
Metoda, którą stosowali mistrzowie podejrzliwości, polega na ignorowaniu tego, co zostało stwierdzone wprost, i próbie rekonstrukcji treści, które zostały (nieświadomie) pominięte lub przemilczane. Wskazuje się więc na ukryte założenia filozoficzne oraz inne uprzedzenia wynikające z życiowych doświadczeń lub ekonomicznego statusu, które mają bezpośredni wpływ na wygłaszane twierdzenia i podejmowane działania. Chrześcijanin może na przykład sądzić, że moralność jest ugruntowana w obiektywnych wartościach, podczas gdy zdaniem Nietzschego ukrytą prawdą jest, że moralność to kłamstwo głoszone przez słabeuszy ze strachu przed silnymi jednostkami. Miłośnik sztuki mógłby uważać, że wytwory kultury są efektem szlachetnego dążenia do realizacji ideałów piękna, podczas gdy Freud będzie się upierał, że to zaledwie efekt uboczny popędu seksualnego artysty. Odnoszący sukcesy przedsiębiorca może być przekonany, że brak pieniędzy wynika z braku życiowej zaradności, ale według Marksa relacja jest odwrotna: to warunki ekonomiczne, w których funkcjonujemy, kształtują nasze zachowanie.
Chociaż z dzisiejszej perspektywy pesymistyczne insynuacje Nietzschego, Freuda i Marksa wydają się sformułowane nieco na wyrost, nie zmienia to faktu, że w XX wieku ten sposób myślenia stał się bardzo popularny. Wielu późniejszych filozofów zaczęło programowo demistyfikować przyjmowane powszechnie idee, pokazując negatywny wpływ „fałszywej świadomości” na społeczeństwo z nadzieją, że ujawnienie tego, co ukryte, ustawi sprawy we właściwej
perspektywie.
Ujawnić to, co ukryte
Jednym z wciąż obecnych tematów tabu w naszej kulturze jest niepełnosprawność. Przez dziesiątki lat ignorowano problemy osób niepełnosprawnych, co przejawiało się w sposobie projektowania budynków oraz nieobecności osób niepełnosprawnych w mediach. W filmie dokumentalnym z 2008 roku pt. Życie pod lupą amerykańska filozofka Judith Butler rozmawia z niepełnosprawną artystką Sunaurą Taylor na temat ludzkiego ciała. Punktem wyjścia jest dla nich esej francuskiego filozofa Gillesa Deleuze’a pt. What Can a Body Do? (Co może zrobić ciało?). Tytułowe pytanie nawiązuje do myśli Barucha Spinozy, który w Etyce pisał, że „nikt dotychczas jeszcze nie wyznaczył, do czego ciało jest zdolne, […] co ciało może zdziałać, a czego nie może” (Spinoza, 2006, s. 84). Zdaniem Butler filozofowie, jeśli podejmowali temat ciała, zwykle zastanawiali się nad tym, czym ciało jest lub jaka jest jego relacja do duszy. Natomiast pytanie o to, do czego ciało służy, prezentowało im się jako coś banalnego lub nieprzyzwoitego: wszak każdy, kto ciało posiada, doskonale wie, co można z nim zrobić, a czego nie. Butler jest przekonana, że tkwi w tej oczywistości coś bardzo podejrzanego.
Domniemana oczywistość funkcji ciała, jak pokazuje Butler, przekłada się na negatywne doświadczenia osób, których ciało nie jest „standardowe”. Osoby, których ciało na przykład nie potrafi chodzić, od zawsze miały problemy, by funkcjonować w przestrzeniach publicznych zaprojektowanych dla osób chodzących. Dopiero od niedawna to się zmienia, gdy nowe, wyzbyte „fałszywej świadomości” pokolenie architektów zaczęło uwzględniać w swoich projektach potrzeby osób niepełnosprawnych. Także ludzie, którzy ze względu na swoje ograniczenia korzystają z ciała w nietypowy sposób: np. do jedzenia używają stóp albo podają kartę płatniczą ustami, nie zawsze spotkają się ze zrozumieniem. Bo czy stopy służą do jedzenia? Czy ustami można płacić w sklepie za zakupy? Butler rozszerza katalog tych pytań o kwestie dotyczące mody, ekonomii, edukacji i seksualności: do czego jeszcze można lub nie można używać stóp, rąk, ust, genitaliów lub odbytu? Filozofka podaje przykład chłopaka, który na skutek deformacji miednicy chodził w nietypowy sposób. Gdy szedł, „kobieco” kołysał biodrami, co wzbudzało u niektórych osób agresję. Wydaje się, że jest coś głęboko nie w porządku z kulturą, w której można zostać pobitym za niewłaściwy sposób chodzenia.
Bez tabu
Krytyka tabu związanych z ciałem i niepełnosprawnością to jedno z wielkich osiągnięć filozofów podejrzliwości. W ich podejściu tabu jest mechanizmem, który wyznacza i utrwala standardy „normalności”, skazując nierzadko na cierpienie tych, którzy się w tych standardach nie mieszczą. W tym kontekście jednym z zadań filozofii jest nazywanie zagrożeń wynikających z kulturowych zakazów, co nie jest zadaniem łatwym, wszak za tabu stoją raczej silne emocje niż racjonalna argumentacja. Jest jednak sprawą otwartą, czy przyzwolenie na istnienie tematów tabu w społeczeństwie z konieczności utrwala jakąś niesprawiedliwość. Można mieć również wątpliwości, czy każdy pogląd i działanie zasługują na doszukiwanie się w nich ukrytych motywów. Koniec końców puenta tych rozważań jest rozczarowująco banalna: oczywistość bywa pozorna.
Piotr Biłgorajski – doktor filozofii. Pracownik Instytutu Filozofii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Zajmuje się eksperymentami myślowymi. Posiada wygodny fotel.
Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
< Powrót do spisu treści numeru.
Ilustracja: Małgorzata Uglik
Skomentuj