Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2024 nr 5 (59), s. 34–35. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
Mówi się, że przysłowia są mądrością narodów. Złośliwi powiedzą, że niektóre z nich są raczej przejawem czegoś innego. W każdym razie często wyrażają poglądy charakterystyczne dla danego kręgu kulturowego. Już pobieżny przegląd naszych porzekadeł dotyczących pracy pozwala dostrzec niemal powszechne przekonanie o zbawiennych owocach pracy i pracowitości. W kontraście do tego filozoficzne dysputy poświęcone pracy nie prowadzą do tak jednoznacznych ocen. Ambiwalentny obraz pracy wyłania się także ze słynnych Dzisiejszych czasów Charlesa Chaplina.
Główny bohater filmu, wspomniany Mały Tramp, to niekwestionowana ikona kina, ni mniej, ni więcej, tylko symbol filmu niemego. Chaplin wcielał się w niego przez ponad dwie dekady, pozostawiając kilkadziesiąt filmów ukazujących jego losy. Są one wzorcowymi przykładami komedii slapstickowej. Pełno w nich sytuacyjnych gagów często o niewyszukanym, rubasznym wręcz humorze, biorącym się z karykaturalnego przerysowania postaci, rekwizytów i sytuacji. Ale jednocześnie filmy te – a przynajmniej produkcje późniejsze, wśród których co najmniej cztery to dzieła wybitne (poza omawianym: Brzdąc, Gorączka złota i Światła wielkiego miasta) – mają aspiracje dużo wyższe. Chcą dać poważny komentarz na temat współczesnej twórcy rzeczywistości społecznej.
W przypadku Dzisiejszych czasów o ambicjach tych świadczą już początkowe sekundy obrazu. Tablica inicjująca film informuje widza, że to, co zobaczy, jest historią przemysłu i przedsiębiorczości indywidualnej, które same są z kolei przejawem czegoś bardziej fundamentalnego – ludzkich zmagań w pogoni za szczęściem. Tak nie zaczynają się zwykłe komedie sytuacyjne. Również następujące zaraz po tym zestawienie dwóch otwierających ujęć, być może aż nazbyt dosłowne w swym znaczeniu, na pewno nie pełni funkcji rozrywkowej. Otóż w pierwszej chwili widać uchwycone z góry stado pędzących owiec. Chwilę potem ukazany jest – ujęty z bardzo podobnej perspektywy – tłum robotników wylewających się ze schodów metra i podążających do pracy w dużym zakładzie przemysłowym.
Sekwencja w fabryce pełna jest magii kina sytuacyjnego. Jest tam scena ukazująca Trampa pracującego przy taśmie produkcyjnej. Powtarzane niezliczoną ilość razy mechaniczne ruchy wprowadzają go w trans, z którego nie może się otrząsnąć nawet w trakcie przerwy obiadowej. Jest scena testów prototypu maszyny karmiącej, w której rola królika doświadczalnego przypada – a jakże – Trampowi. Jest pamiętna scena z wielką machiną połykającą Trampa i wciągającą go do wnętrza swojego zębatego mechanizmu. Kunszt twórców manifestuje się tu poprzez pomysłowe wykorzystanie środków filmowego wyrazu, jak chociażby umiejętne użycie rekwizytów i perspektywy nieraz skutecznie oszukującej widza. W połączeniu z pantomimicznym talentem Chaplina owocuje to charakterystycznym dla jego dzieł gorzkim humorem. Ale płynący z całej tej sekwencji morał jest banalnie oczywisty i bynajmniej nie dowcipny. Otępiająca, wprost odczłowieczająca praca w wielkich, zautomatyzowanych fabrykach jest dla pracowników destrukcyjna.
Dalszy rozwój wydarzeń ujawnia, że od dehumanizującej pracy jeszcze gorsze może być bezrobocie. Boleśnie przekonuje się o tym zwłaszcza młoda dziewczyna, której los przypadek splata z losem Trampa. Jej rodzina doświadcza niszczycielskich konsekwencji wielkiego kryzysu gospodarczego, gdy bezrobotny ojciec, nie mogąc zaspokoić podstawowych nawet potrzeb swoich dzieci, przyłącza się do strajków. W trakcie zamieszek ginie od przypadkowej kuli, pozostawiając osierocone potomstwo na łasce opieki społecznej. Tramp, mimo niemiłych doświadczeń z fabryki, także nie chce pozostać bezrobotny i wciąż poszukuje jakiegoś zatrudnienia. Oczywiście podejmowane na nowo posady kończą się komicznymi niepowodzeniami, przedstawianymi w kolejnych pamiętnych scenach (wywołująca ciarki na plecach jazda na rolkach w domu towarowym). Jednak, znowu, sytuacja Charliego i jego towarzyszki wcale nie jest komiczna.
Czy zatem Tramp, a wraz z nim cała klasa robotnicza, znajduje się w paradoksalnie tragicznym położeniu? Czy zarówno praca, jak i brak pracy są zgubne? Czy w dzisiejszych czasach najlepszym wyjściem jest więzienie, do którego Tramp wielokrotnie usiłuje przecież trafić?
W swoim przeglądowym tekście porządkującym filozoficzne debaty dotyczące pracy Michael Cholbi odnotowuje, że myśliciele potępiający pracę ostrze swej krytyki zwracają nie przeciwko pracy jako takiej, ale raczej przeciw aktualnym warunkom jej organizacji. To właśnie te okoliczności sprawiają, że praca staje się dla robotników źródłem niedoli. Nawet przecież najczęściej przywoływany krytyk pracy – Karol Marks – nie atakował pracy samej w sobie, ale kapitalistyczny model jej podziału prowadzący do alienacji.
Jeśli tak, to sytuacja nie jest nierozwiązywalnie tragiczna. Odpowiednio zorganizowana praca może być dla pracownika wartościowa. Co więcej wartość ta nie bierze się tylko z wartości dóbr wytworzonych wskutek wykonanej pracy, a w szczególności z rekompensaty za tę wartość wypłacanej pracownikowi w postaci pensji. Już sam akt pracy może być dla pracującego korzystny. I to w różnoraki sposób. Praca wymaga zwykle interakcji z innym, a dzięki temu może zaspokajać potrzeby społeczne, jak choćby pragnienie przynależenia do jakiejś grupy. Zatrudnienie pozwala też zaspokoić potrzeby psychologiczne. Zadowolenie z wykonanej roboty poprawia samoocenę, natomiast bezrobocie może znacznie obniżyć komfort psychiczny i to nie tylko z powodu braku pieniędzy, ale także wskutek samej bezczynności. Dobrze wybrana profesja może być nawet źródłem sensu życia. Wielu specjalistów wykonuje swój zawód nie tylko dla pieniędzy – choć nie czarujmy się, że te są nieważne – ale, jak to się mówi, z powołania. Niektórzy filozofowie piszą nawet o godności płynącej z pracy. Parafrazując znane przysłowia: praca popłaca nie tylko dlatego, że bez niej nie ma kołaczy, ale również dlatego, że sama sobie płaci.
Chaplinowski Tramp znajduje w końcu zajęcie umożliwiające mu wykorzystanie wrodzonych talentów. Nie jest zaskoczeniem, że satysfakcję przynosi mu rola komika. Dzisiejsze czasy powstały w kilka lat po udźwiękowieniu kina i są jednym z ostatnich filmów niemych. Dokładniej należałoby powiedzieć: „prawie” niemych. Pod koniec, właśnie w trakcie scenicznego popisu, świat po raz pierwszy (i ostatni) słyszy głos Trampa. Tekst śpiewanej przez niego piosenki jest zupełnie bezsensownym zlepkiem włosko-francusko brzmiących słów, co samo w sobie jest oczywiście bardzo znaczące.
Niestety wymienione wyżej wewnętrzne źródła wartości pracy nierzadko pozostają jedynie marzeniem, niezrealizowanym wzorcem. Wielu pracuje tylko dlatego, że potrzebuje środków do życia. Zważywszy na to, jak znaczną część danego nam czasu spędzamy przy pracy, taka sytuacja potrafi być prawdziwym utrapieniem. Jakby na potwierdzenie tego, niesprzyjające okoliczności sprawiają, że filmowy Tramp także nie cieszy się swoją wspaniałą posadą długo. Dzisiejsze czasy dalekie są od ideału. Mimo wszystko niepowodzenia nie łamią naszego małego bohatera. Finałowe ujęcie, w którym Chaplin po raz ostatni w ogóle pojawia się w roli Trampa, choć niepozbawione goryczy jest również pełne nadziei.
Piotr Lipski – adiunkt Katedry Teorii Poznania KUL, absolwent MISH UJ. Rodzinny człowiek (mąż Żony i ojciec gromadki dzieci), od dawna cyklista, bibliofil i miłośnik SF, od niedawna ogrodowy astroamator i introligator.
Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 4.0.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
< Powrót do spisu treści numeru.
Ilustracja: Kadr z filmu Dzisiejsze czasy
tytuł: Dzisiejsze czasy
reżyseria: Charlie Chaplin
gatunek: Komedia, Niemy
produkcja: USA
premiera: 1936
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury.
Skomentuj