Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2023 nr 5 (53), s. 42–43. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
Krzysztof Kieślowski nakręcił Przypadek w 1981 r. Z uwagi na ówczesną sytuację polityczną – wprowadzony 13 grudnia tegoż roku stan wojenny – film na premierę czekać musiał aż sześć lat. Przedstawia on czasy bezpośrednio poprzedzające narodzenie „Solidarności” i wiernie oddaje atmosferę panującą wówczas w Polsce (autentyczności dodają mu chociażby takie szczegóły jak epizodyczna rola barda opozycji – Jacka Kaczmarskiego). To nie mogło podobać się rządzącej dyktaturze wojskowej, stąd interwencja cenzury. Dla młodszych widzów niepamiętających czasów PRL‑u film może być momentami niezrozumiały. Z drugiej strony może być pouczającą lekcją historii, zwłaszcza że Kieślowski odmalował trzy charakterystyczne postawy polskiej inteligencji tamtych czasów. Wspomniawszy kontekst lokalny, chcę poniżej jednak zwrócić uwagę na bardziej uniwersalny wymiar tego dzieła.
Film otwiera kilkuminutowa sekwencja niepowiązanych ze sobą ujęć, których znaczenie wyjaśnia się dopiero w miarę jego upływu. Każde z nich jest częściowo nakręcone z perspektywy głównego bohatera – Witka Długosza. Stanowią coś na kształt impresji z jego życia. Z ostatniego ujęcia w cyklu dowiadujemy się, że jest studentem medycyny, ale z powodu śmierci ojca przeżywa kryzys. Bierze urlop dziekański i postanawia wyjechać do Warszawy.
Następuje centralna scena filmu. Witek wpada spóźniony na dworzec kolejowy. W biegu zahacza kobietę, wytrącając jej nieumyślnie pieniądze z ręki. Jedna z monet toczy się pod nogi zmarnowanego życiem mężczyzny. Ten – z wyraźnie malującym się na twarzy zadowoleniem – nieoczekiwanie zdobyte drobniaki przeznacza na zakup piwa. Chwilę później widzimy, jak Witek wymija delektującego się trunkiem jegomościa. W ostatniej chwili wskakuje do jadącego już pociągu. Tam spotyka starszego mężczyznę, który wprowadza go w środowisko działaczy komunistycznych. Poznajemy kilkuletnie losy Witka jako komunisty. W pewnym momencie – nieważne teraz, w jakim – historia się urywa, kadr nieruchomieje…
Znów widzimy tego samego co poprzednio Witka wbiegającego na dworzec. Potrącona znów kobieta tak samo upuszcza pieniądze. Moneta znów wędruje do jegomościa kupującego piwo. Ale tym razem, zamiast go wyminąć, Witek wpada na mężczyznę, wytrącając mu kufel z ręki. Te parę sekund straconych na zderzenie przesądza o tym, że bohater nie zdąża na pociąg. Wpada za to na SOK-istę, za co staje przed kolegium i zostaje skazany na prace społeczne. W trakcie ich wykonywania poznaje środowisko opozycjonistów, a widzowie śledzą losy Witka jako opozycjonisty. Historia ponownie urywa się w pewnym momencie, kadr ponownie nieruchomieje…
Na ekranie po raz trzeci pojawia się ta sama scena: Witek wbiegający na dworzec, potrącona kobieta, mężczyzna kupujący piwo. Tym razem Witek traci jeszcze parę chwil więcej, próbując ominąć tarasującego mu drogę piwosza. Przez to nie tylko nie zdąża na pociąg, ale też nie wpada na SOK-istę. Spotyka za to Olgę, koleżankę ze studiów, z którą szczęśliwie układa sobie życie. Poznajemy losy Witka jako lekarza zachowującego polityczną neutralność.
Wariantowość przedstawionych w filmie losów głównego bohatera jest pomysłowym i oryginalnym zabiegiem formalnym. Wprawdzie wiele jest późniejszych filmów ukazujących alternatywne wersje podobnych wydarzeń (chociażby Biegnij, Lola, biegnij, Efekt motyla czy Przypadkowa dziewczyna), ale to chyba obraz Kieślowskiego jest pierwszym, w którym taką konstrukcję zastosowano w pełni świadomie. Świadoma i wyraźna jest ponadto sugestia, że przemożny wpływ na losy bohatera wywiera tytułowy przypadek.
Czym on jest? Jeśli chwilę zastanowicie się nad tym, Czytelnicy, szybko zdacie sobie sprawę z wieloznaczności pojęcia przypadku. Polski filozof Dariusz Łukasiewicz zadał sobie trud opisania różnych znaczeń tego terminu i doliczył się ich aż 24 (sic!). Tutaj wspomnę tylko jedno z nich, zaczerpnięte od Michała Hellera. Otóż za przypadkowe uznaje on zdarzenie, które zachodzi, ale którego prawdopodobieństwo zajścia jest małe, a przynajmniej mniejsze od jedności. To określenie wciąż pozostaje wieloznaczne, a to z uwagi na niejednoznaczność samego prawdopodobieństwa. Heller podaje dwa rozumienia tego ostatniego: subiektywne (epistemologiczne) i obiektywne (ontologiczne). Subiektywnie rozumiane prawdopodobieństwo jest miarą stopnia przekonania (lub niepewności) kogoś o prawdziwości jakiegoś zdania. Prawdopodobieństwo obiektywne jest miarą faktycznego niezdeterminowania jakiegoś zdarzenia, obiektywną własnością świata, niezależną od czyichkolwiek przekonań.
Aby unaocznić różnice między tymi dwoma znaczeniami prawdopodobieństwa – a więc i przypadku – rozważmy przebieg spotkania Witka z pijącym piwo jegomościem. Po pierwsze, wiecie już, Czytelnicy, że Witek może mężczyznę szybko ominąć, może stracić kilka sekund, wpadając na niego, lub może stracić jeszcze więcej czasu, próbując go ominąć. Załóżmy, że puszczam którąś z trzech scen przedstawiających zajścia na dworcu i zatrzymuję ją w momencie zderzenia Witka z kobietą. Czy wiecie, która to scena? Czy wiecie, co się za chwilę wydarzy? Ponieważ wszystkie trzy sceny są do tego momentu identyczne, oczywiście nie możecie mieć pewności. Możecie co najwyżej ocenić stopień swojego subiektywnego przekonania.
Rozważmy sprawę z innej perspektywy. Nie idzie teraz o subiektywne przekonania kogokolwiek, ale o rzeczywistość samą w sobie. Sprawę utrudnia fakt, że film nie zawiera żadnych wskazówek co do natury świata przedstawionego. Nie wiadomo, czy jest to jeden świat z rozgałęziającymi się historiami, czy może są to trzy różne, ale równie realne? A może tylko jedna wersja jest realna, a pozostałe są co najwyżej niezaktualizowanymi możliwościami? Choć nie jest to w żadnym razie jedyna możliwość, na potrzeby obecnego przykładu przyjmijmy wersję z rozgałęziającymi się historiami. Czy w momencie zderzenia Witka z kobietą jest coś w tak rozumianym świecie, co przesądza, która możliwość się zrealizuje? Nie. Do tego momentu wszystkie historie są identyczne. Dopiero chwilę później pojawia się zmiana. Nie jest ona jednak wymuszona wcześniejszym stanem świata. Po prostu chwilę po zderzeniu te trzy historie się rozchodzą, a obiektywnie rozumiane prawdopodobieństwo przypisywane każdej z nich wskazuje szanse, że zrealizuje się właśnie ta, a nie inna. Nie ma to nic wspólnego z czyimikolwiek przekonaniami.
Poczyniłem powyżej sporo nieoczywistych założeń i mógłby ktoś próbować polemizować, być może nawet wykazując, że zdarzenia na dworcu nie są wcale przypadkowe. Jeśli mimo to zgodzimy się, że przypadkowe są, to musimy dodatkowo uznać, że – choć pozornie błahe – są one dla losów Witka bardzo istotne. Te kilka sekund różnicy skutkuje diametralnie różną przyszłością, co przypomina fenomen znany jako efekt motyla. Nie znaczy to natomiast, że los Witka jest jedynie wypadkową działania jakichś ślepych i nieracjonalnych sił. Mimo bowiem znacząco różnych losów w każdym z wariantów Witek pozostaje w pewnym istotnym sensie tą samą osobą. Jest po prostu, jak to ujął jeden z bohaterów, dobrym człowiekiem. Drobne i przypadkowe wydarzenia mają istotny wpływ na to, co się mu przydarza, ale nie mają wpływu na to, kim jest. Co zatem ma wpływ na to, kim się jest?
Piotr Lipski – adiunkt Katedry Teorii Poznania KUL, absolwent MISH UJ. Rodzinny człowiek (mąż Żony i ojciec gromadki dzieci), od dawna cyklista, bibliofil i miłośnik SF, od niedawna ogrodowy astroamator i introligator.
Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
< Powrót do spisu treści numeru.
Ilustracja: Kadr z filmu Przypadek
tytuł: Przypadek
reżyseria: Krzysztof Kieślowski
gatunek: dramat, psychologiczny, polityczny
produkcja: Polska
premiera: 10 stycznia 1987
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury.
Skomentuj