Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2023 nr 3 (51), s. 38–39. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
Pod koniec poprzedniego millennium American Film Institute ogłosił listę największych amerykańskich legend ekranu. Na jej szczycie – w kategorii gwiazd męskich – umieszczono Humphreya Bogarta. W latach 40. ubiegłego wieku był on nie tylko ogromnie popularnym i najlepiej opłacanym na świecie aktorem, ale także niekwestionowaną ikoną kultury. Ikoniczny stał się również wykreowany przez niego rodzaj bohatera – z pozoru cyniczny twardziel skrywający pod grubą skórą duszę romantycznego poczciwca. W takich rolach można go oglądać chociażby w Casablance, Sokole Maltańskim czy Wielkim śnie.
Jedna z jego bardziej cenionych kreacji nie pasuje jednak do opisanego emploi. Mowa o postaci niejakiego Dobbsa, zwykłego człowieka wystawionego na niecodzienne pokusy, sportretowanego w głośnym filmie Skarb Sierra Madre. Ten przygodowy western wyreżyserował inny legendarny twórca kina, a prywatnie przyjaciel Bogarta – John Huston. Akcja filmu zawiązuje się tak oto.
Jest luty 1925 r. Po ulicach upalnego Tampico w Meksyku wałęsa się – żebrzący o drobne na obiad – Dobbs. Przypadkowo spotyka znajdującego się w podobnej sytuacji Curtina. Los wydaje się im sprzyjać, gdyż znajdują całkiem przyzwoitą robotę. Jak to z kapryśnym losem bywa, szybko się on odmienia. Zatrudniający ich oszust znika, nie wypłaciwszy im należnego wynagrodzenia. Ostatni grosz wydają na nędzną noclegownię, a tam trafiają na Howarda (w tę rolę znakomicie wcielił się ojciec reżysera, Walter Huston). Ten doświadczony poszukiwacz złota z pasją i ogniem w oczach opowiada o królewskim metalu. Mówi o źródle jego wartości. Mówi o wpływie, jaki wywiera na tych, którzy go pożądają. Mówi o tym, jak prędko ucieka tym, którzy już go zdobyli. Mówi wreszcie, gdzie można go znaleźć. Starzec zaraża swoim zapałem Dobbsa, którego przed wyprawą po złoto powstrzymuje jedynie brak środków. Wtedy zmienna fortuna raz jeszcze dowodzi swej niestałości, nie tylko dając Dobbsowi i Curtinowi sposobność odzyskania wynagrodzenia, ale nawet dorzucając naddatkowego grosza. Razem z Howardem wyruszają zatem we trzech do Sierra Madre, aby wydrzeć górom skrywany przez nie skarb.
Choć nie bez przeszkód, względnie sprawnie odnajdują żyłę złota. Zaczyna się pracochłonne i czasochłonne wydobywanie kruszcu. Widz, który wyobraża sobie grudy połyskującego metalu kilofem odłupywane od skalnych ścian, zdziwi się zapewne tym, jak kopanie złota wygląda w rzeczywistości (a przynajmniej w filmowej rzeczywistości). Najciekawsze zaczyna się jednak wówczas, gdy skarb jest już wydobyty.
Huston znakomicie odmalowuje całą paletę reakcji na nagłe pozyskanie fortuny. Czyni to prostym, niemal przezroczystym stylem, nieodciągającym uwagi widza od samej akcji i zachodzących w bohaterach zmian. A złoto – choć w nierównym stopniu – zmienia wszystkich trzech poszukiwaczy. Najmniej podatny na jego działanie jest doświadczony Howard. Najbardziej potędze skarbu ulega Dobbs, w którym nowa sytuacja wyzwala to, co najgorsze. W każdym razie dynamika tych zmian, które jak w kalejdoskopie co chwila przekształcają relacje między towarzyszami, jest fascynująca. Niewątpliwie byłaby ona wdzięcznym tematem analiz psychologicznych, ale filozofowi też dostarcza obiecującego materiału do rozważań.
Weźmy słynny imperatyw kategoryczny Immanuela Kanta. Jak wiadomo, filozof z Królewca podał kilka sformułowań swej naczelnej zasady etycznej. Jedno z nich brzmiało:
Postępuj tak, byś człowieczeństwa tak w twej osobie, jako też w osobie każdego innego, używał zawsze zarazem jako celu, nigdy tylko jako środka (Kant 2001, s. 46).
Przyjrzyjmy się działaniom bohaterów przez pryzmat tej zasady.
Mógłby ktoś sądzić, że postępowanie ich wszystkich stoi w sprzeczności z imperatywem. Każdy z nich traktuje bowiem pozostałych jako środki do zdobycia majątku. Dobbs i Curtin wykorzystują Howarda z uwagi na jego doświadczenie. Howard potrzebuje swoich młodszych towarzyszy ze względu na ich siły. Każdy potrzebuje pozostałych, gdyż dopiero razem dysponują wystarczającymi środkami do sfinansowania eskapady. Takie postawienie sprawy jest jednak błędne. Gdyby korzystanie z umiejętności lub zasobów innych ludzi było zawsze czymś złym, wówczas naganne byłyby przykładowo wizyty u fryzjera, lekcje z korepetytorem czy też seanse filmowe. To wnioski w oczywisty sposób absurdalne. Kant musiał mieć na myśli coś innego.
W przytoczonym fragmencie nie tyle wyklucza on traktowanie człowieczeństwa jako środka, ile raczej sprzeciwia się traktowaniu człowieczeństwa tylko jako środka. Znaczy to, że nawet jeśli – mówiąc brzydko – wykorzystujemy innych ludzi jako środki do realizacji własnych zamysłów – korzystając przykładowo z ich umiejętności, wiedzy, pracy lub zasobów – to jednocześnie zawsze powinniśmy odnosić się do nich także jako do celów samych w sobie. Jak miałoby to wyglądać w praktyce? To temat na dłuższą rozprawę, ale można przynajmniej ustalić jakieś minima: okazywanie należytego szacunku, odwzajemnianie uzyskanych korzyści, pomoc w razie potrzeby. Gdy idziemy do fryzjera, odnosimy się do niego kulturalnie, płacimy mu za usługę, a jeśliby zasłabł, udzielamy mu pomocy lub dzwonimy po karetkę.
Jest w filmie scena, w której na Dobbsa pracującego w kopalni zawala się strop. Znajdujący się na zewnątrz Curtin dopiero po chwili zdaje sobie sprawę z tego, co zaszło. Widzimy, jak rodzi się w nim pokusa, aby pozostawić nieprzytomnego kompana na niechybną śmierć. Jego wewnętrzna walka trwa jednak krótko i szybko wyciąga towarzysza, ratując mu życie. Również Howard nie wzbrania się przed udzielaniem pomocy potrzebującym, a ponadto z wyrozumiałością – osiągalną chyba tylko dla tych, którym wiele zapomniano – próbuje tłumaczyć występki innych. Obaj traktują pozostałych jako środki, ale ostatecznie również jako cele same w sobie. (Co nie znaczy, że wszystkie ich zachowania są szlachetne). W kontraście do nich Dobbs zatraca w końcu umiejętność dostrzegania człowieczeństwa i to nie tylko w innych, ale chyba nawet w samym sobie.
Sądzę, że można znaleźć w filmie przyczynę takiego stanu rzeczy. Odpoczywając pewnego wieczoru przy ognisku, trzej kompani rozmawiają o tym, jak zamierzają spożytkować zdobytą fortunę. Howard chce osiąść, otworzyć sklep i czytać komiksy oraz książki przygodowe. Mający w pamięci błogie chwile spędzone przy zbiorach w sadzie brzoskwiniowym Curtin zamierza założyć taki właśnie sad. Dobbs, mimo że deklaruje, iż dobrze wie, co zrobi z pieniędzmi, ma plany znacznie mniej dalekosiężne. Chce się wykąpać, dobrze ubrać, najeść i zabawić, ale nie za bardzo wie, co potem. Dla Curtina i Howarda złoto jest tylko środkiem do osiągnięcia jasno już określonych celów. Dobbs nie ma takiego celu, a co gorsza z czasem celem staje się dla niego samo bogactwo. To jest z gruntu błędne. O ile Kant przestrzega przed traktowaniem człowieczeństwa wyłącznie jako środka, o tyle Arystoteles słusznie wyklucza traktowanie pieniądza jako celu ostatecznego, uznając go jedynie za środek do celu. Dobbs najwyraźniej zupełnie nie znał klasyków filozofii…
Scenę przy ognisku traktuję jako wskazówkę do interpretacji całego filmu. Jak wiele innych obrazów Hustona jest on wariacją na temat chciwości. Ale nie wierzcie mi – Czytelnicy – na słowo. Obejrzyjcie ten wciągający western sami i zdecydujcie, czy się zgadzacie.
Warto doczytać:
- I. Kant, Uzasadnienie metafizyki moralności, tłum. M. Wartenberg, Kęty 2001.
Piotr Lipski – adiunkt w Katedrze Teorii Poznania KUL, absolwent MISH UJ. Rodzinny człowiek (mąż Żony i ojciec gromadki dzieci), od dawna cyklista, bibliofil i miłośnik SF, od niedawna ogrodowy astroamator i introligator.
Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
< Powrót do spisu treści numeru.
Ilustracja: Kadr z filmu Skarb Sierra Madre
tytuł: Skarb Sierra Madre
reżyseria: John Huston
gatunek: dramat/przygodowy
produkcja: USA
premiera: 14 stycznia 1948
Skomentuj