Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2023 nr 6 (54), s. 42–43. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
Jest noc wigilii Bożego Narodzenia. Z wielu domów niewielkiego miasteczka Bedford Falls płyną do nieba modlitwy w intencji George’a Baileya. Poprzez kosmiczne przestworza trafiają do aniołów (przedstawionych jako rozmawiające ze sobą galaktyki). Aniołowie są świadomi rozpaczliwej sytuacji George’a. Pod naporem wielu trudności zamierza on popełnić samobójstwo. Dwóch starszych rangą aniołów wysyła na pomoc Clarence’a, nieposiadającego jeszcze skrzydeł. Przed misją zaznajamiają go – a wraz z nim widzów – z najważniejszymi wydarzeniami w życiu Baileya.
Widzimy, jak 12-letni George ratuje swojego brata przed utonięciem w skutym lodem jeziorze, wskutek czego traci słuch na jedno ucho. Widzimy, jak kilka tygodni później ratuje z opresji swojego pracodawcę, aptekarza Gowera. Poznajemy jego marzenia o podróżowaniu oraz o karierze inżyniera. Obserwujemy, jak coraz to nowe przeszkody stają na drodze do realizacji tych marzeń. Najpierw śmierć ojca i związane z nią problemy rodzinnej kasy pożyczkowej, za którą George czuje się odpowiedzialny. Następnie kryzys finansowy, wojna oraz ciągłe boje z Henrym Potterem, lokalnym potentatem wciąż próbującym zniszczyć kasę Baileyów. Jesteśmy świadkami tego, jak kawałek po kawałku George porzuca swoje plany, jak przez fatum niemożliwe się staje opuszczenie rodzinnego Bedford Falls. Mimo wszystko pozostaje szczęśliwy. Zakłada rodzinę z kochaną i kochającą go Mary. Jest powszechnie szanowany i lubiany. Sprawy nie układają się źle. Aż do czasu feralnych wydarzeń w przeddzień Bożego Narodzenia.
Współpracujący z George’em jego anegdotycznie roztargniony wuj gubi 8000 dolarów należących do klientów kasy. Ponieważ żaden z Baileyów nie dysponuje taką sumą, grozi im bankructwo, niesława, a nawet więzienie. George wpada w gniew, potem w desperację. Od Pottera, u którego bezskutecznie próbuje się zapożyczyć, słyszy, że więcej wart jest martwy niż żywy (ma polisę na życie). Trafia w końcu na most, a jego szaleńczo rozbiegane oczy niezbicie świadczą o tym, że za chwilę z niego skoczy. Wtedy do akcji wkracza bezskrzydły Clarence. Wskakuje do rzeki i pozwala się George’owi uratować.
Następująca scena suszenia przemokniętych ubrań zawiera kluczową dla fabuły filmu rozmowę. Pomiędzy intrygującymi, a jednocześnie zabawnymi rozważaniami na temat pomagania komuś przez pozwolenie na pomaganie sobie padają gorzkie słowa George’a oceniające wartość jego własnej egzystencji. Stwierdza nie tylko, że lepiej byłoby, gdyby umarł, ale że lepiej byłoby, gdyby się w ogóle nie narodził. Clarence podchwytuje pomysł i pokazuje George’owi, jak wyglądałby świat, w którym George’a nigdy by nie było.
Antynatalizm głosi, że powoływanie nowych osób do istnienia jest złe. Twierdzenie George’a o wyższości nieistnienia nad istnieniem nie jest antynatalizmem, ale jest niezbędnym krokiem na drodze do uzasadnienia antynatalizmu. Posiadanie potomstwa jest złe, ponieważ summa summarum istnienie jest gorsze od nieistnienia. Ale dla kogo jest gorsze? Z uwagi na to, jakiej odpowiedzi udziela się na to pytanie, argumenty na rzecz antynatalizmu dzieli się zwykle na dwa rodzaje, które tutaj nazwijmy sobie pierwszoosobowymi i trzecioosobowymi.
Według strategii pierwszoosobowej istnienie jakiejś osoby jest gorsze dla samej tej osoby. Właśnie tę strategię znaleźć można w szeroko dyskutowanym argumencie Davida Benatara. Opiera się on na asymetrii pomiędzy brakiem potencjalnych cierpień a brakiem potencjalnych przyjemności związanych z nieistnieniem. Niedoświadczanie przyjemności, których mogłoby się doświadczyć, jest złe tylko pod warunkiem, że się istnieje. Natomiast niedoświadczanie cierpień, których mogłoby się doświadczyć, jest dobre nawet wówczas, gdy się nie istnieje. Lepiej zatem nie istnieć. Wniosek taki ma jednak paradoksalny posmak. Jeśli się bowiem nie istnieje, to nie ma już nikogo, komu miałoby być lepiej. Pierwszoosobowość takich argumentów należy traktować metaforycznie. Clarence napomyka George’owi, że skoro nie istnieje, nie ma on już żadnych zmartwień, nie brakuje mu 8000 dolarów, nie musi użerać się z Potterem. Ale mówi to do George’a, a więc ten jednak istnieje. Bezskrzydły anioł pierwszoosobowe paradoksalne profity nieistnienia wspomina zresztą tylko mimochodem, kierując uwagę Baileya gdzie indziej, ku sytuacji innych.
Trzecioosobowe argumenty antynatalistyczne eksponują korzyści, jakie nieistnienie jakiejś osoby niesie dla innych osób. Według tej linii argumentacyjnej ludzie są zwykle źli i raczej przyczyniają się do cierpienia innych niż do ich dobrostanu, o czym świadczyć ma historia naszego gatunku, pełna okropieństw wyrządzanych jednym przez drugich. Ktoś rozważający możliwość powołania do istnienia nowego człowieka powinien – według zwolenników opisywanej strategii – wziąć pod uwagę duże prawdopodobieństwo tego, że sprowadzony na ten świat osobnik spowoduje więcej zła niż dobra. Przemilczę oczywisty fakt, że mało który potencjalny rodzic myśli w taki sposób o swoim potencjalnym potomstwie. Zamiast tego poddam pod Waszą rozwagę, Czytelnicy, dwie inne kwestie.
Po pierwsze, konsekwencje argumentacji trzecioosobowej, podobnie jak pierwszoosobowej, mają posmak paradoksalny. Załóżmy, że racje antynatalistów zyskałyby gremialny posłuch i ludzie powszechnie zrezygnowaliby z potomstwa. W krótkim czasie doprowadziłoby to, rzecz jasna, do zniknięcia naszego gatunku. (Pomijam, że czas znikania ludzkości byłby zapewne dla ostatnich ludzi bardzo nieprzyjemny, a to nie powinno być bez znaczenia, zwłaszcza dla wyczulonych na potencjalne krzywdy antynatalistów). Po zniknięciu ludzkości argument trzecioosobowy straciłby swoją siłę. Może ktoś powiedzieć: „Cóż z tego? Nie ma ludzi, którzy rozważaliby możliwość prokreacji, a więc nie jest potrzebny żaden argument”. To prawda, ale można spojrzeć na sprawę z perspektywy boskiej lub z perspektywy jakichś innych istot roztrząsających możliwość stworzenia człowieka. Jeśli nie ma ludzi, argument trzecioosobowy nie stanowi żadnej racji dla niesprowadzania na świat nowego człowieka. Nie ma bowiem nikogo, komu ten nowo sprowadzony mógłby potencjalnie zaszkodzić. Krótko mówiąc, warunkiem skuteczności tej argumentacji na rzecz nieistnienia ludzi jest istnienie ludzi.
Po drugie, argumentacja powyższa jest skrajnie pesymistyczna i mizantropijna. Oczywiście niektórzy powodują więcej cierpień niż szczęścia, ale czy można to powiedzieć o większości ludzi? Film Capry wolno czytać jako krytykę takiego pesymizmu. Clarence pokazuje George’owi, jak wyglądałoby jego rodzinne miasteczko, gdyby nigdy się nie narodził, i ta alternatywna sytuacja jest znacznie gorsza od aktualnej. Anioł wprost stwierdza, że życie każdego człowieka wpływa na wielu innych, a bez niego zostaje wielka dziura. Życie Baileya nie jest pozbawione cierpień i bolesnych momentów. Widzimy na ekranie, jak zwykła codzienność potrafi być okrutna i krok po kroku weryfikować ambitne plany (przypomina o tym wiecznie nieprzymocowana gałka od balustrady przy schodach w domu Baileyów). Capra nie klepie widza protekcjonalnie po plecach, zapewniając go, że wszystko będzie dobrze. Życie George’a nie dlatego jest wspaniałe, że jest bezproblemowe, ale dlatego, że wbrew przeciwnościom nadaje on mu wartość.
Usłyszałem ostatnio uwagę, że To wspaniałe życie jest tendencyjne. A co gdyby świat, jaki Clarence pokazał George’owi, świat bez George’a, był lepszy od świata z George’em? Przecież mogłoby tak chyba być. A nawet jeśli nie mogłoby się tak zdarzyć w przypadku George’a, to każdy bez problemu znajdzie przykład kogoś, bez kogo świat byłby lepszym miejscem. Odpowiem tylko tyle. Skoro już tu jesteśmy, starajmy się żyć tak, aby świat, w którym istniejemy, był lepszy niż świat, w którym by nas nie było.
Piotr Lipski – adiunkt Katedry Teorii Poznania KUL, absolwent MISH UJ. Rodzinny człowiek (mąż Żony i ojciec gromadki dzieci), od dawna cyklista, bibliofil i miłośnik SF, od niedawna ogrodowy astroamator i introligator.
Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
< Powrót do spisu treści numeru.
Ilustracja: Kadr z filmu To wspaniałe życie
tytuł: To wspaniałe życie
reżyseria:Frank Capra
gatunek:dramat, fantasy, świąteczny
produkcja: USA
premiera:20 grudnia 1946
Skomentuj