Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2020 nr 6 (36), s. 52–53. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
Nie dziwi, że również systemy filozoficzne tego okresu przejawiały powszechne przekonanie o rozwoju. Idealista Hegel, jak i materialista Marks nie tylko otwarcie głosili, iż historia jest areną postępu, ale zgodnie podkreślali, iż jest to postęp konieczny, niedający się powstrzymać.
Właśnie u schyłku XIX wieku rozpoczyna się akcja wyreżyserowanego przez George’a Pala Wehikułu czasu. W ostatni dzień 1899 roku, pięciu dżentelmenów spotyka się w salonie wiktoriańskiego domu, aby być świadkami eksperymentu. Eksperyment ma dotyczyć czasu. Gospodarz spotkania – przedstawiony widzowi tylko z imienia – wynalazca George inicjuje iście filozoficzną dyskusję na temat natury czasu. Próbuje przekonać swoich gości, iż czas – podobnie jak głębokość, szerokość i wysokość – jest wymiarem, tym jedynie różniącym się od pozostałych, iż nie można się w nim swobodnie poruszać. Oto jednak udało mu się skonstruować wehikuł czasu, urządzenie, dzięki któremu możliwe stanie się wreszcie podróżowanie poprzez czwarty wymiar. Niedowierzającym rozmówcom prezentuje miniaturowy model wehikułu. Na ich oczach wprawia go w działanie wysyłając bezpowrotnie w przyszłość, tym samym powodując jego zniknięcie. Jakkolwiek zaskoczeni, goście wciąż nie dowierzają, kwestionując przy okazji użyteczność wehikułu.
Pożegnawszy przyjaciół, George wyrusza w podróż w czasie, tym razem pełnowymiarowym już egzemplarzem wehikułu. Sceny przedstawiające jego wędrówkę w przyszłość są jednymi z najbardziej pamiętnych w całym filmie. Nagrodzone Oscarem efekty specjalne, dzięki którym oglądamy w coraz bardziej przyspieszającym tempie rozkwitające i więdnące rośliny, następujące po sobie pory dnia i roku, zmieniające się kreacje niezapomnianego manekina wystawowego, urzekają subtelnym czarem dawnego kina.
George zatrzymuje się w roku 802 701. Świat odległej przyszłości wydaje się rajem. Zamieszkujący go potomkowie ludzi zwani Elojami wiodą życie pozbawione pozornie jakichkolwiek trosk. Wcale nie pracują a cały czas spędzają na zabawie i wypoczynku. Prędko okazują się jednak mało ludzcy. Długie dekady beztroskiej egzystencji zabijają w nich wszelkie potrzeby wyższe. Niczym się nie martwią, ale też niczym się nie interesują ani do niczego nie dążą. Są jak bezmyślne bydlęta. George szybko odkrywa makabryczną dosłowność tego porównania. Podziemia świata przyszłości zamieszkują inni potomkowie ludzi, Morlokowie, odrażające stwory żywiące się mięsem Elojów.
Przewidując tragiczny los wzywanych do podziemi Elojów, George wznieca bunt. Elojowie podejmują walkę, w wyniku której Morlokowie odnoszą poważne starty. Sam George musi się ratować ucieczką w skonstruowanym przez siebie wehikule. Ponownie znajduje się w XIX wieku. Nie pozostaje tam jednak długo. Opowiedziawszy swoją historię przyjaciołom, zabiera trzy książki i – powtarzając za tytułem innego filmu – wraca do przyszłości.
Film Pala nie jest jednym z wielkich arcydzieł kina, ale jest najlepszą ekranizacją słynnej powieści Herberta George’a Wellsa o tym samym tytule. We wstępie do polskiego tłumaczenia powieści wydanego w serii Biblioteki Narodowej, Juliusz Palczewski wzmiankuje obraz Pala jako „bardzo dowolną adaptację utworu Wellsa” i wyraża pogląd, iż film „spłaszcza, trywializuje i banalizuje problematykę społeczną jak i wymowę moralną literackiego pierwowzoru”. Opinia Palczewskiego jest zbyt surowa. Film oczywiście różni się od powieści i rzeczywiście pomija niektóre jej subtelności, ale głównie z powodu odmienności medium. Jako przykład weźmy kwestię języka. Powieściowy podróżnik w czasie, aby porozumieć się z Elojami, musi nauczyć się ich języka, natomiast jego filmowy odpowiednik rozmawia z nimi we współczesnej angielszczyźnie. To uproszczenie razi naiwnością. Spróbuj jednak wyobrazić sobie, Czytelniku, jak należałoby zmienić scenariusz filmu, aby uwzględnić wspomnianą różnicę języków, a zrozumiesz dlaczego zdecydowano się na takie uproszczenie. Zmian jest więcej. Jednak nawet najważniejsza z nich, polegająca na pominięciu opisanych w powieści podróży w dalszą jeszcze przyszłość, nie przeinacza głównego przesłania oryginału. Zarówno powieść jaki i film prezentują pesymistyczną wizję przyszłości ludzkości. Stworzona przez Wellsa u schyłku XIX wieku fikcja jest wyrazem sprzeciwu wobec rozpowszechnionej w tymże XIX wieku wiary w nieunikniony rozwój ludzkości. Wiary, którą Józef Bocheński kataloguje jako zabobon szczególnie szkodliwy.
Postęp technologiczny, który dokonał się w wieku XX i w pierwszych dekadach wieku XXI sprawia, iż osiągnięcia wieku XIX bledną. Ostatnich 120 lat było jednak także czasem traumatycznych wydarzeń, jakich w poprzednich stuleciach nie widziano. Razem daje to dość szczególną sytuację.
Z jednej strony mit postępu, choć niewątpliwe osłabiony, nie został całkowicie wyeliminowany. Wielu wciąż uważa, iż powstanie leków na nieuleczalne jeszcze choroby jest jedynie kwestią czasu. Wielu jest przekonanych o nieuniknionym dalszym rozwoju technologii informatycznych, prowadzącym do znaczącego postępu. Wielu wierzy w rychłą kolonizację kosmosu. Wielu liczy na technologiczne doskonalenie ciała ludzkiego, a nawet możliwość transferu świadomości równającą się praktycznie nieśmiertelności.
Z drugiej strony rośnie grono przekonanych o katastroficznej przyszłości czekającej ludzkość. Niektórzy uważają, iż zmiany klimatyczne i zanieczyszczenie środowiska doprowadzą do rychłej apokalipsy. Inni obawiają się rozwoju technologii informatycznych, który może doprowadzić do powstania silnej sztucznej inteligencji, która z kolei stanowić może śmiertelne zagrożenie dla ludzkości. Jeszcze inni obawiają się konfliktu nuklearnego.
Jeśli idea nieuniknionego postępu jest zabobonem, to czy przekonanie o nieuchronnym regresie nie jest nim także? W swoim katalogu zabobonów Bocheński wymienia historiozofię. Rozumie ją jako filozofię dziejów (taką jak u Hegla, czy Marksa), dającą wgląd w rzekome prawa historii. Tak jak znajomość praw fizyki i wiedza na temat stanu jakiegoś układu fizycznego przy założeniu braku ingerencji zewnętrznych w ten układ umożliwiają przewidzenie przyszłych stanów tego układu (w ten sposób astronomowie potrafią przykładowo przewidzieć przyszłe położenia ciał niebieskich), tak samo znajomość pochodzących z historiozofii praw historii oraz znajomość konkretnych okoliczności historycznych przy założeniu ich względnej stabilności mają umożliwić przewidzenie przyszłości. O ile jednak prognozy fizyczne są uzasadnione, o tyle historiozoficzne mają charakter mityczny, głównie dlatego, iż wciąż nieznane są ogólne prawa historii, a założenie o stabilności warunków jest zwykle fałszywe.
Nie znaczy to, iż na temat przyszłości nie da się zupełnie nic powiedzieć. Komunały głoszące całkowitą nieznajomość przyszłości są w zasadzie fałszywe. Jeśli podcinasz gałąź, na której siedzisz, to z dużą dozą prawdopodobieństwa możesz przewidzieć swoją najbliższą przyszłość. Nawet jednak w tym przypadku nie możesz być tej przyszłości absolutnie pewny. Nie samo przygotowywanie prognoz jest zabobonem, ale wiara w niezawodność tych prognoz.
Piotr Lipski – adiunkt w Katedrze Teorii Poznania KUL, absolwent MISH UJ. Rodzinny człowiek (mąż Żony i ojciec gromadki dzieci), od dawna cyklista, bibliofil i miłośnik SF, od niedawna ogrodowy astroamator i introligator.
Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
< Powrót do spisu treści numeru.
Ilustracja: Kadr z filmu Wehikuł czasu
Tytuł: Wehikuł czasu
reżyseria: George Pal
scenariusz: David Duncan
gatunek: przygodowy / Sci-Fi
produkcja: USA
premiera: 17 sierpnia 1960
Skomentuj