Filozofia w filmie

Piotr Lipski: Wielki błękit

kadr z filmu Wielki błękit
Sport zajmuje w życiu wielu ludzi ważne miejsce. Mimo to – nawet w przypadku zawodowych sportowców – rzadko odgrywa rolę fundamentalną. Są też wszakże ci, dla których bywa dosłownie kwestią życia i śmierci.

Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2025 nr 2 (62), s. 36–37. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.


Nurkowanie swobodne, nazywane też nurkowaniem na wstrzymanym oddechu, to nurkowanie bez akwalungu. Po prostu łapie się powietrze w płuca i schodzi pod powierzchnię wody. Chyba każdy, kto umie pływać, wie, o czym mowa. Amatorskie nurkowanie swobodne nijak ma się jednak do odmiany ekstremalnej. Wyczynowi nurkowie swobodni potrafią zejść na niewiarygodne głębokości. Obecny rekord świata wynosi ponad 250 metrów, czyli więcej, niż mierzy Pałac Kultury i Nauki. Aby osiągnąć taki wynik, trzeba nie tylko umieć wstrzymać oddech na odpowiednio długo. Trzeba także poradzić sobie z wysokim ciśnieniem panującym w głębinach, co sprawia nawet jeszcze większe trudności. A i to nie wyczerpuje listy wyzwań, czyniących z tego sportu niezwykle niebezpieczną dyscyplinę. Uprawiający ją nurkowie dosłownie ryzykują życie, a mimo to nie brak takich śmiałków. Dwóm z nich Luc Besson poświęcił jeden ze swoich wczesnych filmów – Wielki błękit.

Pierwowzorami bohaterów – Jacque­sa i Enzo – byli autentyczni nurkowie, jeden Francuz, drugi Włoch, obaj w swoim czasie bijący rekordy świata. Chociaż ten pierwszy współtworzył nawet film, to ekranowa opowieść na tyle odbiega od faktycznych wydarzeń, że trudno tu mówić o biografii. W czasie niemal trzygodzinnego seansu śledzimy historię współzawodnictwa i przyjaźni dwóch wybitnych sportowców, luźno zainspirowaną autentycznymi wydarzeniami.

Obu bohaterów rozdzierają sprzeczne żądze. Z jednej strony wiodą zwykłe życie na suchym lądzie, angażując się w relacje z innymi ludźmi. Z drugiej zaś każdego z nich przyzywa podwodna głębia, choć w trochę inny sposób. Enzo nie może funkcjonować bez rywalizacji. Jacques czuje szczególną więź z podwodnym światem, a zwłaszcza z zamieszkującymi go delfinami. W każdym razie tytułowy błękit dopomina się o coraz więcej.

Film silniej oddziałuje obrazem, dźwiękiem i tworzoną przez nie melancholijną atmosferą, aniżeli opowiadaną historią. Nie brak tu znakomitych zdjęć podwodnego świata, w tym pamiętnych ujęć zawodów nurkowania swobodnego. Nadwodne ujęcia rajskich krajobrazów, stanowiących tło akcji, także zapadają w pamięć. Do tego niemal każdej scenie towarzyszy nagrodzona Cezarem muzyka Erica Serry. Współczesnego widza może ona nawet nieco drażnić, ale niewątpliwie oddaje ducha przełomu lat 80. i 90. minionego stulecia. Wszystko to powoduje, że czuć w tym filmie miłość twórców do portretowanego świata. Krytycy filmowi często podkreślają, że jest to najbardziej osobisty film reżysera, który zafascynowany cudami podwodnego środowiska planował w młodości karierę badacza podmorskiej flory i fauny. Młodzieńcze marzenia zrujnował wypadek, ale przywiązanie pozostało i zamanifestowało się właśnie tutaj.

Pomimo rajskiej scenerii i dość luźnego, ocierającego się momentami o komedię stylu, historia ryzykujących życie dla sportowych emocji nurków domaga się poważnego komentarza. Dla wielu z nas, zwykłych zjadaczy chleba, nieskorych do narażania życia dla tak błahych powodów jak wyczyny sportowe, zachowanie bohaterów musi się wydawać niezrozumiałe. Zgódźmy się zatem na to, że różni ludzie mają różne potrzeby, nawet jeśli ich nie rozumiemy. Z jakiegoś powodu osoby takie jak Jacques i Enzo mają w sobie niedającą się okiełznać tęsknotę do przekraczania kolejnych granic, nawet jeśli wiąże się to ze śmiertelnym ryzykiem. W takim wszakże razie trudno wyobrazić sobie, aby mogli oni dobrze – nie tyle w sensie etycznym, ile pomyślnie, satysfakcjonująco dla nich samych – przeżyć swoje życie, gdyby potrzeby tej nie próbowali zaspokoić. Jaka jednak jest natura owej potrzeby?

Otóż niektórzy mówią, że kluczowa jest tu adrenalina. Nie chodzi oczywiście o organiczny związek chemiczny. Ten można byłoby dostarczyć organizmowi dużo łatwiej, aniżeli poprzez uprawianie jakiegoś sportu ekstremalnego. Adrenalina oznacza tu raczej silne doświadczenie, przemożne przeżycie, którego nie wywołuje nic poza wspomnianymi ekstremalnymi dyscyplinami. Jeżeli taka odpowiedź jest właściwa, to dobrostan będący skutkiem uprawiania sportu ekstremalnego ma charakter hedonistyczny. Te silne doświadczenia pożądane przez uprawiającego sport są w ostatecznym rozrachunku rodzajem przyjemności, których ilość zwiększa po prostu uprawianie sportu.

Przeciwko takiej interpretacji satysfakcji płynącej z uprawiania sportów ekstremalnych można postawić zarzut, jaki niektórzy stawiają hedonistycznym koncepcjom dobrego życia w ogóle. Wyobraźmy sobie maszynę, która w idealny sposób imituje wszelkie przeżycia. Można zaprogramować ją tak, aby precyzyjnie dostarczała doznań pożądanych przez jej użytkownika. Co więcej osoba korzystająca z maszyny po podłączeniu do niej traci świadomość, że doznawane wrażenia są produkowane przez maszynę. Słowem, nie potrafi odróżnić autentycznych przeżyć od tych generowanych przez urządzenie i jednocześnie nie ma powodów przypuszczać, że jej doświadczenia są sztucznie produkowane. Czy Jacques albo Enzo podłączyliby się do takiej maszyny?

Tego oczywiście możemy się jedynie domyślać. Ale ponadto możemy stwierdzić, że jeśli odmówiliby użytkowania maszyny – w której rozpoznajecie zapewne maszynę przeżyć Nozicka – wówczas znaczyłoby to, że w uprawianiu sportu ekstremalnego wcale nie chodzi im o wspomnianą adre­nalinę. Gdyby kluczowe były silne doznania wywoływane przez ­uprawianie sportu, nie byłoby powodów, aby nie podłączyć się do maszyny – doznania pozostają identyczne, a przy tym brak ryzyka. Nie. Jeśli ktoś odmawia podłączenia do maszyny, oznacza to, iż upatruje on źródła wartości sportów ekstremalnych w czymś obiektywnym. Cóż by to miało być, to już odrębna kwestia. Warto tylko dodać, że dla Jacquesa, a być może i samego Bessona, oceaniczna głębia skrywa w sobie jakąś mistyczną tajemnicę, a obcowanie z nią prowadzi chyba do jakiejś formy oświecenia. Ale czy taka interpretacja sportów ekstremalnych nie jest już prowokacją?


Piotr Lipski – adiunkt w Katedrze Teorii Poznania KUL, absolwent MISH UJ. Rodzinny człowiek (mąż Żony i ojciec gromadki dzieci), od dawna cyklista, bibliofil i miłośnik SF, od niedawna ogrodowy astroamator i introligator.

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 4.0.

W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.

< Powrót do spisu treści numeru.

Ilustracja: Kadr z filmu Wielki błękit


tytuł: Wielki błękit
reżyseria: Luc Besson
gatunek: dramat
produkcja: Francja, Włochy
premiera: 1988


Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury.

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy