Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2021 nr 6 (42), s. 17–19. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
– Wątpię, czy dasz radę przepłynąć tę rzekę.
– A więc jednak we mnie nie wierzysz…– Być może na to nie wygląda, ale naprawdę jestem bardzo bogatym człowiekiem.
– Wątpię…
– Dlaczego mi nie wierzysz?
Potoczne rozumienie
Powyższe dialogi brzmią dość naturalnie. Wierzyć w kogoś – zwątpić w kogoś. Wierzyć w czyjeś słowa – wątpić w czyjeś słowa. W swoim potocznym znaczeniu słowa „wierzyć” i „wątpić” są przeciwieństwami. Jedno wyklucza drugie: wiara wyklucza wątpienie, wątpienie wyklucza wiarę. Tak jest – a przynajmniej wydaje się być – w życiu codziennym. Czy jednak tak samo jest w przypadku wiary religijnej?
Pytanie to jest o tyle ważne, że pojęcie wiary w naszej kulturze w szczególny sposób odnosi się do sfery religijnej. Jeśli spotkamy w gazecie stwierdzenie, że w ostatnich latach wśród Polaków ubywa ludzi wierzących – bez żadnego dookreślenia, o jakich i w co wierzących chodzi – to nie będziemy raczej mieli kłopotu ze zrozumieniem, że autorowi chodziło o to, iż coraz mniej ludzi chodzi do kościoła, modli się czy deklaruje wiarę w Boga.
– Wierzysz w Boga?
– Raczej nie, wątpię w jego istnienie.– Dawno nie widziałem cię w kościele.
– Przestałem chodzić na nabożeństwa, bo zwątpiłem, by opowieści Biblii były prawdziwe, by istniał Bóg opisany w tej księdze, taki, o którym mówią księża.
Naturalność dwóch ostatnich dialogów sugeruje zatem, że także w sferze religijnej wiara i wątpliwości wzajemnie się wykluczają.
Językowe analizy przedstawione wyżej, a zwłaszcza wyciągnięty z nich wniosek, może jednak przeczyć doświadczeniu wielu zwykłych ludzi, którzy uznają się za wierzących – być może, Czytelniczko (lub Czytelniku), sama (sam) do nich należysz. Kto bowiem z ludzi wierzących – w sensie religijnie zaangażowanych: modlących się, chodzących do kościoła, synagogi albo meczetu – nigdy nie przeżywał choćby chwil wątpliwości: czy święte księgi mojej tradycji na pewno przekazują prawdę? Czy Bóg na pewno istnieje? Czy słucha mojej (czyjejkolwiek) modlitwy? Czy – nawet jeśli jest – ten świat Go (Ją?) w ogóle obchodzi?
Wiara mimo wątpliwości
Bywa, że wątpliwości nie dotyczą samego Boga, ale pojawiają się względem własnej konkretnej tradycji: czyż nie ma chrześcijan, u których pojawia się myśl: a może to islam ma rację? Albo muzułmanów z pytaniem: a może to nie chrześcijanie, lecz my jesteśmy w błędzie?
Wszystkie powyższe – i im podobne – pytania wyrażają jakąś wątpliwość wobec pewnego aspektu (lub całej) religijnej wiary człowieka, który każde z tych pytań porusza. Jednak często jest tak, że osoba pytająca cały czas wierzy, pomimo – nawet poważnych, intensywnych czy długotrwałych – wątpliwości rodzących się w jej głowie.
Tego typu wątpliwości nie muszą całkowicie niszczyć wiary – stąd możliwa jest sytuacja, w której dana osoba jednocześnie wierzy i wątpi. Ale jednak wątpliwości stanowią w jej przypadku pewną przeszkodę dla wiary, osłabiają ją. Innymi słowy – im wątpliwości więcej i im są silniejsze, tym wiara słabsza. W tej perspektywie wiara i wątpliwości nadal są przeciwieństwami.
Owszem, przyznają zwolennicy tego sposobu myślenia, może zdarzyć się przypadek, gdy wątpliwości ostatecznie okażą się dla wiary pożyteczne, wzmocnią ją – ale tylko wówczas, gdy zostaną przezwyciężone, rozwiane. Człowiek żyje w czasie, rozwija się, zmienia – zmienia się i jego wiara. W tym procesie nadchodzą momenty, w których poprzednie rozumienie wiary przestaje zgadzać się z jakimiś nowymi życiowymi doświadczeniami, z nowo nabytą wiedzą. To napięcie rodzi wątpliwości. Mogą one zmusić wierzącą osobę do silniejszego aktu wiary albo do pogłębienia jej rozumienia. I w ten sposób wątpliwości – choć są rozumiane jako przeciwieństwo wiary – biorąc udział w procesie rozwoju człowieka, jako swoista „próba” dla wiary, przyczyniają się do wzmocnienia lub pogłębienia wiary.
Powyższe akapity zawierają szkic procesu, który zapewne ma miejsce w przypadku wielu osób wierzących. Zauważmy jednak, że dobrze opisuje on tylko pewne rozumienie religijnej wiary: jako pewnej teoretycznej wizji świata, która została przejęta bez rozstrzygających dowodów jej prawdziwości. Aby to dokładniej wyjaśnić, weźmy przykład człowieka, który został wychowany w chrześcijańskiej tradycji i wierzy (w sensie: uznaje za prawdę), że Bóg stworzył świat (jak głosi Biblia). Jako dziecko słuchał historii o stworzeniu i upadku człowieka z Księgi Rodzaju, wierzył rodzicom i katechetom, którzy mówili mu, że jest ona prawdziwa. W pewnym momencie życia dostrzegł, że opowieść o jednej pierwszej parze ludzi, o rajskiej powszechnej szczęśliwości bez cierpienia i o tym, że śmierć organizmów żywych pojawiła się dopiero po wygnaniu człowieka z raju, jest sprzeczna z naukowym obrazem świata. Nie odrzucił jednak tej pierwszej wizji – mimo rodzących się wątpliwości. Zaczął poszukiwać rozwiązania – i znalazł, odkrywszy, że tekst biblijny jest poematem, którego prawdziwy sens ujawnia się nie w dosłownej, lecz w symbolicznej interpretacji, tj. że nie mówi o odległej historii ludzkości, lecz o głębokich, fundamentalnych ludzkich mechanizmach duchowo-psychicznych. Dzięki wątpliwościom jego wiara stała się intelektualnie głębsza.
Wątpienie podstawą wiary
Pozytywną rolę wątpliwości w wierze można jednak rozumieć jeszcze inaczej – jeśli tylko nieco inaczej pojmiemy samą wiarę. To inne pojmowanie samej wiary nie jest sprzeczne z tym naszkicowanym wyżej – jest raczej poszerzeniem tamtego, i to poszerzeniem będącym kontynuacją procesu, którego przykład podałem wyżej.
Jeśli bowiem na zderzenie religijnego i naukowego obrazu świata popatrzymy w szerszym kontekście i konsekwentnie przemyślimy tradycję religijną (jak podana w przykładzie osoba przemyślała biblijny opis stworzenia i upadku człowieka), możemy dojść do wniosku, że wiara religijna nie polega na posiadaniu religijnego światopoglądu zbudowanego na podstawie przejętych z tradycji pism (jako konkurencji do światopoglądu zbudowanego na podstawie znajomości wyników badań naukowych). Uważna lektura świętych pism – motywowana po części wątpliwościami wynikającymi z dostrzeganych sprzeczności religijnych i naukowych opisów świata – może doprowadzić do rozpoznania, że prawdziwym sensem tekstów takich jak Biblia, Koran czy Upaniszady jest wskazywanie na egzystencjalne, życiowe odniesienie do tego, co najważniejsze, najbardziej wartościowe, co daje życiu ostateczne znaczenie i umożliwia absolutne spełnienie. Wiara – w tej perspektywie – jest dążeniem do tego, co jest tą ostateczną wartością i podstawą sensu, oddaniem temu całego swego życia.
Tak rozumiana wiara nie może zaś obyć się bez wątpliwości. Jej przedmiotem lub – lepiej ująć to obrazowo – „horyzontem”, ku któremu zmierza, jest coś nieskończonego, absolutnie doskonałego. Wszystkie jednak sposoby wyrażenia tego „horyzontu” są niedoskonałe i zależne od zdolności tych, którzy je tworzyli. Takimi są biblijne obrazy Boga jako najwyższej istoty czy osoby: tak dobrego Ojca, jak i Niebiańskiego Króla. Tak samo niedoskonałe jest przedstawienie Boga jako Ducha (obecne w wielu religiach). Niedoskonałe są metafory bezosobowe, np. boskiej energii, albo abstrakcyjne, np. Najwyższego Dobra.
Człowiek religijnie zaangażowany musi więc uważać, by nie pomylił zawsze niedoskonałych środków wyrazu z tym, o co w wierze tak naprawdę chodzi. By tej pomyłki uniknąć, dobrze jest, jeśli w każdym momencie religijnemu zaangażowaniu towarzyszy – jakby w tle – fundamentalna wątpliwość. Religijne zaangażowanie zawsze korzysta z jakichś niedoskonałych konkretnych wyrazów: trzeba mieć jakiś święty tekst, jakieś rytuały, jakieś symbole. Bez tego nikt nie mógłby się nauczyć religijnej wiary ani jej przekazywać, ani angażować się w nią wspólnie z innymi (a przecież człowiek jest istotą społeczną, potrzebuje grupy).
W religijnym zaangażowaniu konieczna jest zatem wątpliwość: czy cel mojego religijnego dążenia jest tego dążenia godny? Czy nie kieruję się przypadkiem ku czemuś, co nie jest absolutnie doskonałe? Czy nie utknąłem w religijności, która myli zawsze ograniczone konkretne wyrazy wiary z nieskończonym, absolutnym… I tu nie mogę powiedzieć, czym, gdyż każde określenie, nazwanie jest dla tej wiary, o którą mi chodzi, wątpliwe…
Piotr Sikora – dr hab. filozofii, profesor Akademii Ignatianum w Krakowie. Członek Polskiego Towarzystwa Doradztwa Filozoficznego. Redaktor „Tygodnika Powszechnego”. Współpracownik The Elijah Interfaith Institute. Zajmuje się filozofią religii, dialogiem międzyreligijnym, religijnymi i świeckimi formami mindfulness oraz praktycznym, życiowym znaczeniem filozofii. Prowadzi na Facebooku profil Sztuka Życia Filozoficznego oraz stronę www.dialogfilozoficzny. pl. Żonaty, ma trójkę (prawie) dorosłych dzieci. Lubi wędrować po górach i płynąć wiele dni kajakiem. A także podróżować samochodem – zwłaszcza bocznymi drogami.
Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
< Powrót do spisu treści numeru.
Ilustracja: Natalia Biesiada-Myszak
Skomentuj