Estetyka Felieton We władzy spojrzenia

Ryszard Kasperowicz: Apostoł piękna

Jak słusznie zauważył Hegel, Winckelmann ofiarował nam wszystkim nowy organon odczuwania piękna.

Download (PDF603KB)


Gdy w 1768 roku Johann Joachim Winckelmann zginął zamordowany w Trieście z błahego, jak się zdaje, powodu, nikt nie miał wątpliwości, że świat nauki i kultury europejskiej został bezpowrotnie i nieodwracalnie zraniony. Winckelmann, którego Dzieje sztuki starożytnej z 1764 roku tworzyły nowe perspektywy dla rodzących się dyscyplin archeologii i historii sztuki, był uznanym pisarzem i historykiem – jak potem słusznie zauważył Hegel, to Winckelmann ofiarował nam wszystkim nowy organon odczuwania piękna. Piękna klasycznego, dodajmy, bo autor Dziejów sztuki… był niestrudzonym wielbicielem i głosicielem doskonałości i ponadczasowej aktualności piękna rzeźby greckiej, lecz również greckiego – klasycznego – człowieczeństwa. Nic dziwnego, że Winckelmanna zwano „ostatnim poganinem Europy”, a nawet „mężem bożym” – był bowiem kimś, kto na nowo objawił i uzasadnił bezwzględną wyższość Greków w sferze sztuki.

Skromne początki

Winckelmann przyszedł na świat w niezamożnej rodzinie szewca w brandenburskim Stendalu w 1717 roku (tę nikomu nieznaną miejscowość upamiętnił później Marie-Henri Beyle, wielki pisarz francuski, znany nam wszystkim jako Stendhal właśnie). Studiował teologię w Halle, medycynę w Jenie, lecz jego prawdziwym powołaniem pozostała sztuka. W Nöthnitz niedaleko Drezna objął posadę bibliotekarza u hrabiego Heinricha von Bünau – tutaj mógł pogłębić swoją klasyczną edukację, tutaj znalazł się w kręgu oddziaływania dworu drezdeńskiego. Ostatecznie po konwersji na katolicyzm w 1754 roku zdołał, dzięki wsparciu nuncjusza papieskiego, kardynała Archinta, podjąć w roku 1755 podróż do Rzymu – stolicy piękna klasycznego, przynajmniej w wyobrażeniu Winckelmanna. W Wiecznym Mieście jego kariera nabrała przyspieszenia: po śmierci kardynała Archinta, u którego Winckelmann był także bibliotekarzem, został sekretarzem i bibliotekarzem innego wielkiego księcia Kościoła, kardynała Albaniego, kolekcjonera sztuki starożytnej – do dziś w ogrodzie willi Albani w Rzymie znaleźć można popiersie Winckelmanna. Jego pozycję w Rzymie przypieczętowało przyznane mu w 1763 roku stanowisko Prefetto delle Antichità di Roma (kustosz [prefekt] starożytności Rzymu), zwieńczone dodatkowo funkcją scriptor linguae teutonicae (sekretarz języka niemiec­kiego) w Bibliotece Watykańskiej.

Arcymistrz ekfrazy

Wyjeżdżając do Rzymu, której to podróży poświęcił żywo napisane, dowcipne fragmenty w swoich listach, Winckelmann nie był postacią anonimową. Podczas pobytu w Dreźnie wydał bowiem niewielkie dziełko, Myśli o naśladowaniu greckich rzeźb i malowideł, które stało się prawdziwym manifestem neoklasycystycznego smaku i apologią wielkości Greków, a potem natchnieniem dla wielu autorów, pragnących iść w ślady Winckelmanna jako preceptora gustu – Schillera, Goethego, a także wczesnych niemieckich romantyków jak bracia Schleglowie, nawet jeśli później poszli oni własnymi drogami artystycznych fascynacji. Rozmiary owego manifestu są odwrotnie proporcjonalne do jego wpływu na powszechne estetyczne wybory drugiej połowy XVIII stulecia w Europie. Winckelmann zalecał przede wszystkim, byśmy naśladowali we wszystkim Greków – jeśli sami pragniemy, by nikt nie był w stanie nas naśladować, tj. byśmy zdobyli doskonałość. Rzeźby greckie bowiem (które nasz bohater znał po części z autopsji oryginałów, aczkolwiek bardzo niewielu, po części z gipsowych odlewów, a po części z opisów autorów antycznych) odznaczały się „szlachetnością konturu”, czystością rysunku, oddającego nadziemskie piękno harmonijnego, greckiego człowieczeństwa.

Lecz nie tylko owo piękno – o neoplatońskim koniec końców rodowodzie – przyciągnęło jego uwagę. Otóż Grecy byli mistrzami powściągliwego wyrazu, „szlachetnej prostoty i spokojnej wielkości”, pozwalającej unikać nadmiernego, brzydkiego emocjonalizmu i wszelkiej afektacji, tak charakterystycznej dla sztuki baroku czy rokoka – w ich krytyce zresztą Winckelmann, całkiem podobnie jak Rousseau, sięgał po typową mieszaninę argumentów artystycznych i moralnych. Grecy mogli osiągnąć wielkość, gdyż ich stosunek do natury był prosty i bezpośredni, nie znali rozdziału między pięknem a mądrością, a także między sztuką a religią – wątek ten z wielką siłą powrócił potem w Listach o wychowaniu estetycznym Fryderyka Schillera, marzącego o integracji popędu formy i popędu zmysłowego przez popęd gry, integracji nowego, estetycznego człowieczeństwa, w którym zmysł estetyczny i moralność znajdą swoje pojednanie.

Warto dodać, że Winckelmann nigdy nie osiągnąłby takiego sukcesu, gdyby nie siła retorycznej perswazji, zawarta w jego zdumiewających ekfrazach – opisach dzieł sztuki. Oto próbka ze sławnej ekfrazy Torso Belvedere, znakomitego, greckiego oryginału dłuta ateńczyka Apolloniosa z II wieku p.Chr., wyobrażającego zapewne Heraklesa:

Postać bohatera siedzi zmaltretowana i okaleczona jak potężny dąb, powalony i ociosany, pozbawiony konarów i gałęzi, tak że pozostał jedynie pień; brakuje głowy, ramion i nóg oraz górnej części piersi. […] Widzę w mocarnych konturach tego ciała niezmożoną siłę zwycięzcy gigantów, którzy, postawszy przeciwko bogom, zostali przez Heraklesa pokonani na Polach Flegrejskich; jednocześnie miękkie linie jego zarysów, czyniące budowę ciała lekką i giętką, przywodzą mi na myśl gibkie zwroty w walce z Acheloosem; […] W każdej części tego ciała, jak na obrazie, objawia się cały heros, spełniający jeden ze swoich czynów, i niczym zamysł [architekta] w rozumnym planie budowli, można dostrzec pożytek każdej części, zadania, które pozwoliły wykonać.

Historia sztuki

Winckelmann był zarazem przekonany, że kontemplacja piękna greckich posągów, dokonująca się paradoksalnie przez spotęgowaną zmysłową intensywność formy, nie może zostać w pełni urzeczywistniona bez znajomości historycznych warunków tworzenia. Umieszczając Greków na samym szczycie, Winckelmann nie pominął przecież ani sztuki Egiptu, ani np. Etrusków – wszystko po to jednak, by pełniej wybrzmiała pochwała niedoścignionej sztuki Hellady. Chcąc uporządkować dzieje sztuki greckiej, sięgnął po dobrze znaną kategorię „stylu”, lecz nadał jej sens zarówno ponadindywidualny, jak i celowy: sztuka Greków, zaczynając od form prostych, surowych, sztywnych (archaicznych), niejako zmierzała do realizacji stylu wzniosłego i pięknego, lecz i jego zmierzch był nieuchronny – w postaci stylu epigonów. Od czasów Winckelmanna ewolucja stylu i przemiana formy, postrzeganej czasem jako analiza morfologii dzieła, stały się prawdziwą zagadką i zmorą historii sztuki. Lecz on sam zapewne tego nie przeczuwał, jego powołaniem było bowiem, jak sam sądził, odrodzić greckie poczucie piękna. Wielu na to sarkało, jak Herder, a nawet Lessing. Krytyka bywała słuszna – bo czy należy oceniać sztukę Egiptu miarą greckiego poczucia piękna? – cóż z tego, skoro w 1805 roku sam Goethe w niezrównanym eseju nakreślił portret Winckelmanna jako herosa estetycznej kultury. I trzeba uczciwie powiedzieć, że bez Winckelmanna nie byłoby w Niemczech ani historii sztuki, ani „drugiego”, ani też „trzeciego” humanizmu. Ale to już inna opowieść.


Ryszard Kasperowicz – historyk sztuki, pracownik Katedry Teorii Sztuki IHS UW, zajmuje się dziejami historii sztuki i dziejami teorii sztuki, zwłaszcza w XVIII-XIX wieku w Anglii i Niemczech. Autor książek o Bernardzie Berensonie, o modelu sztuki u Jacoba Burckhardta, także o idei „religii sztuki”; tłumacz tekstów Burckhardta, Aby’ego Warburga, Johanna Winckelmanna.

Ilustracja: A. Kaufmann, Johann Joachim Winckelmann , Wikimedia Commons, CC BY-SA 4.0

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Sklep

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy