Felieton We władzy spojrzenia

Ryszard Kasperowicz: Pater Jacobus (cz. 2)

Czy czasy Konstantyna przemawiają do nas jeszcze w jakiś zrozumiały i, co więcej, istotny sposób? Tak, lecz tylko wtedy, gdy przestaniemy spodziewać się po historii prostej lekcji moralnej.

Download (PDF, 1.73MB)


Obrazy epok

Młodzieńczy zamiar Burckhardta, zgodnie z którym planował przygotowanie serii historycznych „portretów”, wizerunków różnych epok, a zwłaszcza epok uznanych za przełomowe, urzeczywistniony został tylko połowicznie. Czasy Konstantyna Wielkiego były tego rodzaju próbką, przykładem zastosowanej metody oglądu i opisu historii, metody pozostającej w służbie „Anschauung”; jej narzędziem najważniejszym miałaby stać się unaoczniająca wyobraźnia, która wydobywa – by posłużyć się tą jakże trafną formułą Ezry Pounda – „luminous moments”, zdarzenia rozświetlające sens przeszłości. Atoli wyobraźnia, wierna swemu pierwotnemu powołaniu, tworzy obrazy: wielowarstwowe, a zarazem ukazane z różnych (choć niedowolnych i nieprzypadkowych) punktów widzenia kompozycje. Chociaż dla Burckhardta historia była i powołaniem, i pracą (osadzonymi zresztą w dość ascetycznym sposobie bycia jako manifestacji tego powołania), to przecież (przynajmniej pod jego piórem) nie przestawała być sztuką.

Epoka Konstantyna należy do wielkich i autentycznych epok „kryzysu”. Szwajcarski uczony konsekwentnie i z upodobaniem przypatruje się czasom kryzysu – wcale nie poślednią przesłanką owego zainteresowania było dlań przekonanie, że sam żyje w epoce głębokiego kryzysu. Zarysowana w późniejszych wykładach Burckhardtowska Sturmlehre poucza, że prawdziwy kryzys – nie powierzchowna zmiana czy nawet destrukcja – sięga do głębi ludzkich postaw i mentalności, sygnalizując głębokie przesunięcie w relacjach i znaczeniach między polityką, religią a kulturą. Trzeba wszelako mieć na uwadze, że tego rodzaju transformacje nie poddają się jednoznacznym, przyczynowo-skutkowym wyjaśnieniom. Jeżeli, dla przykładu, polityka wywiera przemożny wpływ na życie religijne i kulturę, to nie jesteśmy wcale upoważnieni do tego, by ze spokojnym sumieniem konstatować przyczynowe zależności. Historię należy raczej postrzegać jako grę ukrytych sił (nie są to jednak siły „moralne”, torujące drogę wolności, jak przekonywał Johann Gustav Droysen, przez czas niezbyt długi wykładowca Burckhardta), zmieniający się układ „potencji” świata historycznego, tworzących nie zawsze klarowne, ale zawsze dynamiczne – i odciskające się w ludzkich duszach oraz ludzkich decyzjach – pełne napięć konfiguracje. Owa dynamika nie jest jednak Heglowską „logiką” dziejów, bowiem jej intensywności nie określa ani „straszliwa” negatywna praca pojęć, ani też implikowany w dziejach cel. Historyk, szczęśliwie, ma do dyspozycji inne narzędzia, za pomocą których może wejrzeć w materię przeszłości, bowiem jej zrozumienie nie rości sobie pretensji do wczuwającego się re-kreowania (jak mawiał Collingwood – „re-enactment”) postaci czy zdarzeń historycznych ani do odsłonięcia logiki dziejów. Zrozumieć historię to przede wszystkim uchwycić inność, odrębność naszego czasu i czasu przeszłego, lecz zarazem pojąć impet kontynuacji, podjąć historyczną nić Ariadny. Labiryntem najbardziej zawiłym, ale i najbardziej pociągającym, jest sztuka.

Dlatego też praca historyka, w odróżnieniu od aktywności filozofa, nie polega na subordynacji, ale na koordynacji – to przekonanie głosił wcześniej Schopenhauer, tyle że, w przeciwieństwie do niego, Burckhardt nie podzielał sceptycyzmu ani w stosunku do poznania historycznego, ani do wykształcenia historycznego.

Szpetota formy czy charakterystyczny wyraz?

Czy czasy Konstantyna przemawiają do nas jeszcze w jakiś zrozumiały i, co więcej, istotny sposób? Tak, lecz tylko wtedy, gdy przestaniemy spodziewać się po historii prostej lekcji moralnej. Niemniej Burckhardt zawsze przestrzegał przed zamykaniem przeszłości w kręgu „uczonych” specjalistów, wykpiwając zarówno ich jałowe spory, nieuzasadnione poczucie wyższości, wywiedzione z technicznego, pojęciowego zaawansowania danej nauki, jak i ślepy ideał poznawania dla samego (rzekomo) poznawania – dosyć to nieodległe stanowisko od Nietzschego krytyki „historii antykwarycznej” (i spotkaliśmy się z nim u Pounda). Kim zatem jest Burck­hardtowski Konstan­tyn Wielki?

Był niewątpliwie wytrawnym graczem politycznym, władcą gotowym poświęcić religię na ołtarzu polityki. Niby nic w tym zaskakującego, lecz Burckhardt podkreśla, że nie byłoby to tak ani oczywiste, ani skuteczne, gdyby nie głębokie przekształcenia, które dokonały się w dziedzinie kultury i religii. Właściwe spojrzenie na mechanikę władzy Konstantyna powinno uwzględnić nie tylko areligijność cesarza, co sprawia, że pytanie o religijne motywy jego stosunku do chrześcijaństwa jest, według Burckhardta, źle postawione, lecz także długotrwały fenomen starzenia się kultury antycznej i życia antycznego. Był to niemal od zawsze dyskutowany problem – tak w perspektywie filozofii kultury, jak w obliczu odwiecznie powracającego sporu o przyczyny upadku Cesarstwa Rzymskiego i schyłku starożytności. Metafora starzenia się kultury, choć często i z lubością stosowana, nie powinna nas tutaj zmylić: przez starzenie się, powiada Burckhardt, nie musimy rozumieć „niemożności dalszego życia, lecz jedynie powolne wysychanie tych jego źródeł, z którego niegdyś naród czerpał najszlachetniejsze cechy swego życia duchowego i ziemskiego” (Burckhardt 1992, s. 175).

Ten stopniowy uwiąd obejmuje wszystkie niemal aspekty życia kultury i życia codziennego. Nawet spojrzawszy na wygląd zewnętrzny ówczesnego człowieka, w oczy rzuca się to, co autor Czasów… nazywa „zwyrodnieniem rasy, przynajmniej gdy mowa o warstwach wyższych”. Lecz to wyczerpywanie się energii twórczych najpełniej ukazało się w sztuce: przedstawiane postaci mają – jak świadczą o tym wizerunki samego Konstantyna – „nowy rodzaj wyrazu”, jakąś złośliwość, którą, dodaje Burckhardt, „złośliwie określa się jako kleszy” – w tym momencie, bo Czasy… ukazały się w 1853 r., znać jeszcze rezerwę i niechęć Burckhardta do katolików (jakkolwiek później jego nastawienie uległo zmianie). Ta ekspresja ludzkich postaci bierze się z powszechnego wówczas poczucia „pogorszenia się przeciętnego typu człowieka”. Zasady klasycznego piękna zostały porzucone – przyczyną zaś była nie tylko powszechnie odczuwana kondycja człowieka, lecz niezdolność do powierzchownego choćby zachowania owych klasycznych reguł estetyki. Toteż Łuk Konstantyna, do którego opisów i ocen przyjdzie nam jeszcze niejeden raz powrócić, świadczy o „prostactwie wystroju rzeźbiarskiego”. Wszelako upadek zdolności artystycznych nie dokonał się w próżni – jak trzeźwo zauważa Burckhardt, odpowiada mu „obniżone kryterium oceny”. I na nic nie zda się próba ocalania owych dzieł przez sięgnięcie do funkcjonującej (w zastosowaniu do sztuk wizualnych) od XVI stulecia retoryczno-krytycznej kategorii „charakterystyczności”. Zresztą barbaryzacja i zwyrodnienie ogarnęły także architekturę – przekroczono wszelką miarę w dekoracji, poszukiwanie nowości rozsadziło porządek klasyczny, zaś drogocenne materiały i ich wielobarwność zdominowały sztukę i samych artystów: odtąd nie piękno formy i prostota wyrazu, lecz same „tworzywo i barwy” przyciągają uwagę widzów. Blichtr, bogactwo, wystawność na pokaz rysują się przed oczyma histo­ryka jako artystyczne symptomy starzenia się i upadku. Lecz czy zawsze sztuka oddaje ogólny stan ducha? Czy zawsze forma degeneruje się w identyczny sposób? O tym powiemy w następnym szkicu.


Warto doczytać

  • J. Burckhardt, Czasy Konstantyna Wielkiego, tłum. P. Hertz, Warszawa 1992.

Ryszard Kasperowicz – historyk sztuki, pracownik Katedry Teorii Sztuki IHS UW, zajmuje się dziejami historii sztuki i dziejami teorii sztuki, zwłaszcza w XVIII-XIX wieku w Anglii i Niemczech. Autor książek o Bernardzie Berensonie, o modelu sztuki u Jacoba Burckhardta, także o idei „religii sztuki”; tłumacz tekstów Burckhardta, Aby’ego Warburga, Johanna Winckelmanna.

Ilustracja: Łuk Konstantyna, 315 r., Rzym

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy