Felieton We władzy spojrzenia

Ryszard Kasperowicz: Walter Epikurejczyk (cz. 1)

Doktryna ta – jeśli w ogóle można nazwać ją doktryną – przypomina nieco poglądy Artura Schopenhauera, lecz w miejsce ponurej „metafizyki woli” Pater stawia świat widziany jako fala wrażeń, namiętności, wspomnień czy myśli.

Download (PDF, 2.83MB)


Mr. Rose

Nawet w towarzystwie wielkich eseistów angielskich doby wiktoriańskiej ten autor był kimś szczególnym, osobowością dosyć skrytą, odrębną. Wiódł spokojny na pozór żywot wykładowcy języków klasycznych i filozofii w Brasenose College w Oxfordzie, lecz jego teksty budziły ogromne kontrowersje. Podziwiano je lub wręcz potępiano – a może lepiej byłsoby powiedzieć: kpiono z nich i z ich zawiłej, wyrafinowanej do granic możliwości języka angielskiego stylistyki, drwiąco ochrzczonej mianem „perfumowanej prozy”. Twórcy tekstów nadano mało oryginalne przezwisko „Mr. Rose”, a sama George Eliot, która podzielała z bohaterem naszego szkicu fascynację sztuką Renesansu, przedstawione przez niego w zbiorze esejów zatytułowanym Renesans idee estetyczne i moralne określiła mianem „trujących” i „fałszywych”, a fałsz ten wynikał – jej zdaniem – z błędnej koncepcji życia i modelu krytyki artystycznej.

Zresztą, nieżyczliwych krytyków było równie wielu, jak skrywanych i nieskrywanych wielbicieli, do których należeli choćby Oscar Wilde i Bernard Berenson. Przyjaźnił się z Algernonem Ch. Swinburnem, był tutorem i przyjacielem niezwykłego poety, Geralda M. Hopkinsa. Dla angielskich oraz amerykańskich modernistów – Jamesa Joyce’a, Williama B. Yatesa, T.S. Eliota czy Ezry Pounda – pozostawał bardzo istotnym punktem odniesienia.

Estetyka zmysłowej ekstazy

Walter Horatio Pater, bo to o nim mowa, uchodzi powszechnie za uosobienie ideałów aesthetic movement; za wcielenie krytyka-estety, który przeszczepił na angielski grunt pewne koncepcje francuskich estetów; za duszę pokrewną braciom Goncourt, można by rzec – za angielskiego Theophile’a Gautiera. Przesłanie Patera było jednak czymś głębszym: jego sens nie wyczerpuje się w estetyzującym eskapizmie i kulcie „sztuki dla sztuki” jako apoteozy czystej formy – choć prawdą jest, że w jednym z esejów poświęconym „szkole Giorgiona” Pater zapisał sławną i do znudzenia powtarzaną zasadę, wedle której wszelka sztuka stale dąży do osiągnięcia kondycji dzieła muzycznego, idealnego stopienia treści i formy. Co ciekawe, owej artystycznej regule Pater, jak się zdaje, pragnął podporządkować także swoje własne dzieła. Utrzymując, że nie uprawia poezji, gdyż ta jest łatwiejsza od prozy, pisał m.in. eseje o literaturze i sztuce, w których obsesyjna wręcz dbałość o formę – cyzelowanie zdań i okresów zdaniowych w taki sposób, by każde z nich tworzyło zamkniętą, oszlifowaną na podobieństwo szlachetnego kamienia zamkniętą całość, łącząc się organicznie z resztą tekstu – stawała się realizacją krytycznego wezwania stanowiącego przewrotne odwrócenie znanego nam postulatu Arnolda. Bowiem zobaczyć rzecz taką, jaka ona jest, zobaczyć, czym jest w rzeczywistości, oznacza dla Patera zbadać i precyzyjnie opisać, jaki efekt – choćby najbardziej ulotny i chwilowy – wywiera na krytyku; poznać swoje własne doznania i wrażenia; nauczyć się odróżniać je od siebie, nie tracąc najmniejszego odcienia z całego bogactwa ich sensualności, bezpośredniości i wyrazu, jaki ze sobą niosą. Takim przedmiotem może być dzieło sztuki, wiersz, ale także drganie poruszonej przez wiatr zasłony w upalne popołudnie czy timbre czyjegoś głosu. Zatem najpierwszym zadaniem krytyka jest ćwiczenie wrażliwości, poszukiwanie tego, co współbrzmi z jego temperamentem, a także praktykowanie sztuki odróżniania. Czynności te tworzą jedność, prowadząc do stanu estetycznej ekstazy, której trwanie jest bezczasowym momentem, podobnie jak dzieło sztuki – utrwalony i wyrażony przez artystę efekt owego oddziaływania – staje się pomnikiem wzniesionym tej jednej, bezpowrotnie umykającej chwili; a moment’s monument, by sparafrazować tytuł sonetu Dantego Gabriela Rossettiego, bohatera jednego z esejów Patera.

Jak jeszcze się przekonamy, moralne implikacje owego stanu ekstazy, stanu, który sam Pater porównywał do efektu „płonięcia”, „świecenia” twardym, zimnym płomieniem szlachetnego kamienia, miały się okazać dlań dosyć kłopotliwe. Taki sposób doświadczania świata był bowiem dla niego synonimem spełnionego życia, egzystencji, której celem jest właśnie tego rodzaju przeżycie – i ono tylko stanowi kres dążenia. To znaczy, że sam proces i zdolność rozróżniania są celem; tylko wtedy, w niezwykle rzadkich momentach podniesionej kurtyny – „uniesionego horyzontu”, jak mówi sam Pater – duch może osiągnąć wolność. Niech to będzie za sprawą niespodziewanego poruszenia zmysłów, niech to będzie za sprawą wytworu rąk artysty; liczy się ów efekt, wywołany chwilowym, być może, dostrzeżeniem piękna formy – natury, dzieła sztuki – i ciągle kultywowana zdolność do coraz to subtelniejszych rozróżnień. Jasne jest, że czasem szczególnie predestynowanym będzie tu czas dojrzewania, wiosny, czas młodości: moment, gdy chłopiec nie jest jeszcze w pełni mężczyzną, ale przestał już być dzieckiem, platoński moment wdrożenia do nowego etapu w wędrówce do piękna samego w sobie – tyle że u Patera piękno to ma zawsze charakter zmysłowego poruszenia i odpowiadającego mu emocjonalnego wyrazu.

Doktryna ta – jeśli w ogóle można nazwać ją doktryną – przypomina nieco poglądy Artura Schopenhauera, lecz w miejsce ponurej „metafizyki woli” Pater stawia świat widziany jako fala wrażeń, namiętności, wspomnień czy myśli; świat pozostający w stanie ciągłej zmiany, przepływu doznań, których jedynym (i bardzo dyskusyjnym) centrum staje się „gruby mur osobowości”. Pater to po trochu, by tak powiedzieć, „wyestetyzowany Hume”, ale bardziej – elegancki Sokrates (znów odwrócenie figury „wytwornych Jeremiaszy” z esejów Arnolda – tak właśnie nazywano, ironicznie, styl retorycznej perswazji, za pomocą której Arnold, unikając wezwania do radykalnego uprawiania polityki, przekonywał swoich czytelników do kultywowania stanu kulturowo-moralnej perfekcji, choć sam Arnold nieco się zżymał na ten przydomek, gdyż, między innymi, wyżej „cenił” innych proroków Starego Testamentu). Co więcej, jak zobaczymy, ten stan niestabilności, ciągłego przemijania i przepływu, charakteryzuje także przeszłość – a ściślej biorąc – naszą pamięć historyczną. Możliwe, że najpełniej dał temu wyraz w nader oryginalnej formie literackiej, jaką reprezentowały Imaginary Portarits, w quasi-historycznej powieści Marius the Epicurean oraz w legendarnym opisie – ekfrazie Mony Lisy Leonarda, uznanej przez Yatesa za dzieło poezji samo w sobie. O tym wszystkim jednak w następnej części.


Ryszard Kasperowicz – historyk sztuki, pracownik Katedry Teorii Sztuki IHS UW, zajmuje się dziejami historii sztuki i dziejami teorii sztuki, zwłaszcza w XVIII-XIX wieku w Anglii i Niemczech. Autor książek o Bernardzie Berensonie, o modelu sztuki u Jacoba Burckhardta, także o idei „religii sztuki”; tłumacz tekstów Burckhardta, Aby’ego Warburga, Johanna Winckelmanna.

Ilustracja: G. Cruikshank, rys. z książki L. Sterne’a The Life and Opinions of Tristram Shandy, Gentleman, 1906

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy