Artykuł

Sissela Bok: Montaigne na nowo odkryty

Dwa miesiące po atakach na World Trade Center Michael Dirda, redaktor Washington Post, poprosił kilku pisarzy, w tym mnie, aby napisali o książkach, które pocieszają ich w trudnych chwilach, „nawet jeśli są tylko jak kojący balsam z tego, co bliskie i ukochane”. Chętnie przyjęłam to zaproszenie, szczególnie ze względu na słowo „balsam”. Zawsze, gdy nadchodziły trudne dla mnie czasy, wracałam do Prób Michela de Montaigne’a. Jak zanotowałam kiedyś w swoim dzienniku, kontrast, który wtedy przynosiły, był dla mnie jak „balsam dla duszy”.
Tekst w pełnej wersji graficznej i z dodatkami można czytać i pobrać > tutaj [pdf]. 

Download (PDF646KB)

Po raz pierwszy zetknęłam się z Montaigne’em dzięki Jeanne Hersch, genialnej, choć bardzo surowej nauczycielce, na której zajęcia chodziłam, gdy miałam 15, 16 lat. Było to w Ecolint, międzynarodowej szkole w Genewie. Mademoiselle Hersch, jak ją wtedy nazywaliśmy, z wielką pasją i rygorem uczyła nas analizy tekstu i kompozycji po francusku. Studiowaliśmy fragmenty nie tylko Montaigne’a, ale też Racine’a, Boileau, Voltaire’a i innych. Kilka lat później Próby pojechały ze mną w walizce do Paryża, a potem do Ameryki. Do dziś sposób, w jaki Montaigne postrzega świat, jest dla mnie ważny i chętnie powracam do niego, gdy nauczam lub piszę.

Tym razem jednak eseje Monta­igne’a przydały mi się w bardziej bezpośredni sposób. Po atakach Al-Kaidy nagle się zablokowałam. Czułam, że po prostu nie mogę już więcej pisać, tym bardziej że moja książka miała być o szczęściu. Czy to nie luksus – pytałam siebie – koncentrować się na szczęściu w tak trudnych, pełnych cierpienia czasach?

To właśnie ponowna lektura Monta­igne’a, szczególnie jego niezwykłych ostatnich esejów O fizjonomii i O doświadczeniu, pomogła mi znaleźć odpowiedź: studiowanie szczęścia nigdy nie jest luksusem, który należy zachować na bardziej radosne, spokojne czasy! Znów uderzyła mnie zdolność Montaigne’a do odczuwania radości z powodu tak wielu codziennych spraw, a przecież większość swego życia spędził on w cieniu epidemii i wojny. Plaga zdziesiątkowała region, w którym żył, wypełniła lokalne cmentarze, a nawet przekroczyła próg jego domu. Prześladowania religijne doprowadziły do krwawych starć między protestantami i katolikami (cywilami, jak i kombatantami), a każda z grup rzekomo walczyła w imię tego samego Boga. Montaigne cytował wtedy rzymskiego historyka Liwiusza:

Nie ma rzeczy bardziej zwodniczej niż zdeprawowana religia, w której wola bogów przedkładana jest jako pretekst do zbrodni.

Powinniśmy postrzegać zbrodnie we właściwym świetle – nalegał Montaigne – powinniśmy też starać się żyć w sposób najbardziej pełny i ludzki. I chociaż przyglądał się on rozmaitym sposobom dążenia do szczęścia i mądrości, które go otaczały, i podchodził do nich z właściwą sobie tolerancją dla różnorodności, bardzo wyraźnie odcinał się od prześladowań, tortur i wszelkiego pogwałcenia wartości moralnych, bez względu na domniemane, płynące z nich korzyści. Największe znaczenie miało dla niego to, aby „komponować” swą moralną postawę, swój charakter

…nie komponować książek i nie wygrywać bitew i zagarniać ziemi, ale wygrywać porządek i spokój we własnym postępowaniu. Naszym wielkim i wspaniałym dziełem jest żyć we właściwy sposób.

Życie we właściwy sposób wymaga odpowiedniej siły, odporności, ciekawości, empatii, ale i zdolności do czystej radości, nawet w obliczu okrucieństwa, choroby, cierpienia czy śmierci. Montaigne chce odczuwać otaczające go zewsząd szczęście, nie odwraca się jednak od cierpienia, ludzkiej głupoty czy okrucieństwa, które może ona powodować. W swym ostatnim eseju O doświadczeniu stwierdza:

Kiedy tańczę, tańczę; kiedy śpię, śpię: ba, kiedy się przechadzam samotnie w pięknym ogrodzie, przez jakąś chwilę myśli moje zaprzątnięte są obcymi przedmiotami; w drugiej chwili ściągam je ku przechadzce, ku ogrodowi, ku słodyczy tej samotności i ku sobie.

Montaigne cytuje wielu autorów mówiących o szczęściu, zadowoleniu, ale i niewygodzie, trwodze, smutku, a nawet nagłym, zbawiennym uwolnieniu od bólu. Gdy przygląda się Sokratesowi, Arystotelesowi, Epikurowi czy Senece, jego uwagę zwracają, obok ich poglądów, osobiste doświadczenia oraz stosunek do śmierci. Myślenie o śmierci u samego Montaigne’a bardzo się zmieniało. Możemy to zauważyć, porównując na przykład jego wczesny esej Jak filozofować znaczy uczyć się umierać, w którym twierdził, że powinniśmy przyzwyczajać się do śmierci, nieustannie ją kontemplując. Od tego czasu zaczął jednak coraz bardziej celebrować to, co „przynosi człowiekowi poczucie szczęścia w świecie”. I nie dlatego, że nie zdawał sobie sprawy, że śmierć może przyjść w każdym momencie. Wręcz przeciwnie – wraz z mijającymi latami coraz wyraźniej widział jej nieuchronność. Pamiętając o kruchości życia, tym bardziej starał się nim cieszyć.

Montaigne końcówkę swojego ostatniego eseju poświęca starości:

Najpiękniejsze życie jest, moim zdaniem, to, które kształtuje się na wzór pospolity i ludzki, z porządkiem, ale bez cudu i bez przekraczania miary. Owoć starość potrzebuje, aby obchodzić się z nią nieco bardziej łagodnie.

Proponuje nam też, żebyśmy polecili starość Bogu, który opiekuje się zdrowiem i mądrością, następnie Montaigne oddaje ostatnie zdanie Horacemu (którego cytował tak chętnie, że w późniejszych wiekach sam dorobił się przydomku „francuski
Horacy”):

Proszę cię, synu Latony, pozwól mi używać tego, co mam w zdrowiu ciała i duszy, pozwól spędzić starość piękną, nie pozbawioną lutni.

Od czasu publikacji Prób czytelnicy Montaigne’a prowadzą z nim swoje własne rozmowy. Ralph Waldo Emerson pisze o chwili, gdy natknął się na Próby w bibliotece swego ojca. Wspomina przy tym:

rozkosz i zadziwienie, które mi przynosiły. Wydawało mi się, że sam w jakimś poprzednim wcieleniu napisałem tę książkę, tak szczerze mówiła o moich własnych myślach i doświadczeniach.

Virginia Woolf zwraca też uwagę, że Montaigne

oddaje całą mapę, wagę, gamę kolorów i granice duszy, z wszystkimi jej wahaniami, z jej różnorodnością, niedoskonałością… W każdym stuleciu tłum ludzi staje przed tym obrazem, patrzy w jego głębię i dostrzega własne odbicie, dostrzega w nim coraz więcej, im dłużej patrzy, wciąż nie do końca pewien, czym jest właściwie to, co widzi.

To, co jest pewne, pisze Woolf, to fakt, że Montaigne uzyskał ostatecznie – i jest to najlepiej pokazane w eseju O doświadczeniu –

cudowne zestrojenie wszystkich tych zbłąkanych części, które składają się na duszę ludzką. Udało mu się złapać piękno pełną garścią. Udało mu się osiągnąć szczęście.

Przełożyła Sandra Kublik

Tekst publikujemy w związku z rocznicą śmierci Michela de Montaigne – 13 września 1592.


Sissela Bok – Emerytowana profesorka Uniwersytetu Harvarda, autorka poczytnych i cenionych monografii z dziedziny etyki m.in. Lying: Moral Choice in Public and Private Life (Pantheon Books, 1978) oraz Exploring Happiness: From Aristotle to Brain Science (Yale University Press, 2010). Oboje jej rodzice byli laureatami Nagrody Nobla – mama w dziedzinie pokoju, a tata w dziedzinie ekonomii.

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 PolskaW pełnej wersji graficznej można go przeczytać > tutaj.

Sending 
User Review
0 (0 votes)

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy