Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2017 nr 5 (17), s. 9–11. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
Zaufanie i podporządkowanie
Podporządkowanie się autorytetowi jest uznaniem czyjejś opinii za obowiązującą, bez samodzielnej refleksji i namysłu nad problemem, którego dotyczy, tylko i wyłącznie dlatego, że wygłosiła ją osoba, którą darzymy zaufaniem. Polega zatem m.in. na chwilowym zawieszeniu normalnych zasad krytycznego i samodzielnego myślenia. Jest to jednak bardzo często (choć oczywiście nie zawsze) postawa racjonalna, najskuteczniej prowadząca do osiągnięcia pożądanych celów.
Dotyczy to zarówno informacji, jak i poleceń. W pierwszym wypadku przyjmujemy „bez sprawdzania” opinię kogoś o uznanych kompetencjach. Kimś takim może być profesor czy ekspert w danej dziedzinie (uczenie zwany autorytetem poznawczym). W drugim zaś mówimy o tzw. autorytecie deontycznym, czyli o sytuacji, w której uznajemy, że skoro rozkaz/nakaz pochodzi od naszego przełożonego (czy innej osoby, którą uznajemy za uprawnioną do kierowania naszymi poczynaniami), jest to już wystarczający powód, by wykonać go bez żądania jakichkolwiek uzasadnień.
Podporządkowanie się autorytetowi kryje w sobie jednak wiele pułapek m.in. możliwości manipulacji i zwykłych nadużyć. Można się jednak przed nimi – przynajmniej do pewnego stopnia – zabezpieczyć. Przede wszystkim nic nie może nas zwolnić z obowiązku racjonalnego namysłu nad tym, kogo i w jakim zakresie możemy obdarzyć tak dużym zaufaniem. Podporządkowanie się czyimś wskazówkom powinno się odbywać tylko tam, gdzie sięgają kompetencje osoby, której autorytet uznajemy (a to podlega już racjonalnej ocenie). Wystrzegać należy się więc nadmiernego rozszerzania autorytetu, tzn. uznania, że mądra osoba, niezwykle kompetentna w jednej dziedzinie, automatycznie nabywa autorytetu w innej. Należy również unikać mylenia wspomnianych rodzajów autorytetów, tzn. przypisywania kompetencji eksperta i znawcy osobom uprawnionym do wydawania poleceń („szef ma rację we wszystkim”) lub odwrotnie – przyznawania prawa do dawania wskazówek dotyczących naszego życia osobom wykazującym się wiedzą czysto teoretyczną.
Jest pomimo to oczywiste, że – z zachowaniem odpowiedniej ostrożności – podporządkowanie się autorytetom pełni w naszym życiu pozytywną funkcję. Postępująca złożoność naszego świata powoduje, że ilość informacji i wiedzy, do których możemy dojść własnym wysiłkiem, proporcjonalnie maleje, a zatem w coraz większym stopniu musimy w tym zakresie zdać się na innych. Ta sama złożoność wymusza również na nas coraz ściślejszą współpracę w osiąganiu wspólnych celów, co z kolei bardzo często wymaga podporządkowania się szefowi bez nieustannego domagania się uzasadnienia otrzymywanych poleceń.
Autorytet moralny?
Powyższe uwagi są w gruncie rzeczy dość banalne (tzn. prawdziwe aż do oczywistości i powszechnie uznawane), jednak jeżeli chodzi o tzw. autorytet moralny, rzecz się komplikuje: w życiu człowieka dorosłego (tzn. samodzielnie myślącego i przyjmującego odpowiedzialność za swoje decyzje i działania) nie powinno być miejsca na ten rodzaj autorytetu.
Autorytet moralny polegałby bowiem na przyjęciu cudzych poglądów jako swoich, i to poglądów o tym, co jest dobre, a co złe, jakie działania są słuszne, a jakie moralnie naganne, bez wcześniejszego poddania tych poglądów krytycznej refleksji, a więc na cudzą odpowiedzialność. Oznaczałoby to tym samym rezygnację z własnej autonomii moralnej, co w istocie jest dokonaniem czynu niemoralnego. Dobrowolna rezygnacja z własnego zdania w tak ważnej dziedzinie stanowi rodzaj skrajnego fanatyzmu, upokarzającego w relacjach prywatnych, a w sferze publicznej wręcz niebezpiecznego.
Odrzucenie tak pojętego autorytetu moralnego nie oznacza jednak, że nasze życie moralne może odbywać się w całkowitej izolacji od opinii innych osób. Chodzi jedynie o dobitne podkreślenie faktu, że nawet gdy zgadzamy się ze zdaniem ludzi, których darzymy całkowitym zaufaniem, zawsze robimy to na własną odpowiedzialność, a więc naszą powinnością (również moralną) jest poprzedzenie tej zgody samodzielnym namysłem. Samodzielny namysł oznacza z kolei, że przyczyną decyzji są rozważone (i zaakceptowanie przez nas) racje, a nie cudzy autorytet.
Niemniej takiego odrzucenia autorytetu moralnego można oczekiwać tylko od ludzi „całkowicie” dorosłych. Biorąc jednak pod uwagę, że całkowita samodzielność i samowystarczalność intelektualna jest tak naprawdę jedynie nigdy nieosiągalnym horyzontem naszych dążeń, trzeba uznać – choć brzmi to jak zaprzeczenie wcześniejszych wywodów – że podczas samodzielnej decyzji powinniśmy brać pod uwagę również zdanie innych ludzi. Dlatego też – choć w żadnej sytuacji nie powinniśmy zdawać się całkowicie na opinie innych – można czasem mówić o autorytecie moralnym w sensie słabszym niż powyżej opisany. Byłaby to osoba w jakiś sposób wyróżniona, obdarzona przez nas zaufaniem, której oceny moralne, wskazówki i stawiane przez nią wymagania byłyby przez nas brane pod uwagę w pierwszym rzędzie – wyróżnione spośród całej gamy różnorodnych stanowisk, z którymi się stykamy.
Nie może to jednak oznaczać automatycznego uznania ich za własne. Chodzi jedynie o to, że skoro uznaję, że dana osoba w jakiś szczególny sposób reprezentuje wartości czy styl życia, który uprzednio uznałem za właściwy, to nad jej uwagami powinienem zastanowić się w pierwszym rzędzie. Lecz trzeba jeszcze raz podkreślić, że choć autorytet jest przyczyną (być może nawet jedyną), dla której zwróciliśmy uwagę na te właśnie opinie, to jednak ich uznanie za własne nie dokonuje się dlatego, że wygłosiła je szanowana przez nas osoba, lecz dlatego, że po namyśle sami uznaliśmy słuszność jej stanowiska. Gdyby było inaczej, oznaczałoby to rezygnację z własnej autonomii. Z tak pojętym „słabym” autorytetem nie zawsze musimy się zgadzać, lecz zawsze jesteśmy gotowi z uwagą wysłuchać tego, co ma nam do powiedzenia.
Po raz kolejny: coraz większa złożoność świata powoduje wzrost znaczenia tak pojętego autorytetu moralnego w życiu współczesnego człowieka. Globalizacja oraz gwałtowny rozwój technologii informacyjnych sprawiają, że ilość kontaktów międzyludzkich, w które wchodzimy, ilość informacji, koncepcji (również moralnych i religijnych), poglądów i stanowisk, z którymi się stykamy, wzrosła tak gwałtownie, że po prostu nie jesteśmy w stanie poświęcić im wszystkim uwagi, jakiej wymagałby racjonalny namysł. Zachodzi więc konieczność ich wcześniejszej preselekcji. W tej sytuacji rola „słabych” autorytetów moralnych – jako punktów orientacyjnych, nie przesądzających jeszcze o naszych decyzjach, które wszak podejmujemy sami, lecz podsuwających problemy do rozważenia – nieustająco rośnie. Uznanie takich autorytetów nie tylko nie niszczy naszej autonomii moralnej i samodzielności poznawczej, lecz przeciwnie – jest racjonalną postawą, gdyż pozwala wyjść poza własne ograniczenia.
Autorytet i wychowanie
Zastrzec jednak trzeba, że powyższe uwagi dotyczą jedynie ludzi w pełni dojrzałych (jeżeli w ogóle tacy istnieją). W wypadku osób będących dopiero na początku swojego rozwoju, czyli dzieci i częściowo młodzieży, sprawy mają się inaczej. Dziecko jest, przynajmniej początkowo, bezradne wobec otaczającej je rzeczywistości. Nie rozumiejąc otaczającego go świata, jest zdane na autorytet poznawczy swoich opiekunów i nauczycieli. Będąc niesamodzielne w sensie społecznym, musi też podporządkować się ich poleceniom. Z kolei brak autonomii moralnej powoduje konieczność postępowania w myśl cudzych wskazań moralnych. Uzależnienie dzieci od autorytetów jest po prostu faktem. Mamy tutaj do czynienia z mechanizmem odwrotnym niż w wypadku dorosłych – to nie uznanie autorytetu moralnego podważa autonomię, lecz brak autonomii moralnej (w pierwszych latach życia nieomal całkowity) powoduje konieczność zdania się na autorytety zewnętrzne.
Rozwój młodego człowieka (a więc i wychowanie jako proces wspierania tego rozwoju) polega zatem nie na wyzbyciu się wszelkich autorytetów (choć być może taki etap młodzieńczego buntu jest w pewnym sensie potrzebny), lecz na nabywaniu umiejętności racjonalnego doboru autorytetów poznawczych i deontycznych. Rozwój moralny polega natomiast na pozbyciu się autorytetów moralnych rozumianych w sensie silnym, przy jednoczesnym rozsądnym i refleksyjnym zastąpieniu ich autorytetami „słabymi”. Właściwy ich dobór oznacza dojrzałość. Choć oczywiście uznanie siebie za w pełni dojrzałego byłoby oznaką… niedojrzałości. Jest to jednak temat na inną opowieść.
Stanisław Gałkowski – prof. dr hab., wykładowca filozofii, pracuje w Akademii Ignatianum w Krakowie, opublikował kilkadziesiąt prac z zakresu etyki, antropologii filozoficznej, a przede wszystkim filozofii wychowania oraz filozofii społeczno-politycznej. Hobby: dobra literatura, żagle i góry.
Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
< Powrót do spisu treści numeru.
Ilustracja: © svetazi
Skomentuj