Źródło: S. Lem, Das Kreative Vernichtungsprinzip. The World as Holocaust, [w:] tenże, Biblioteka XXI wieku, Kraków 1986, s. 38–40.
Zarówno wiara, jak nauka obdarzyły widzialny świat własnościami usuwającymi zeń ślepy, nieobliczalny traf jako sprawcę wszelkich zdarzeń. Obecna we wszystkich religiach walka dobra ze złem nie w każdym poszczególnym wyznaniu kończy się triumfem dobra, lecz w każdym ustanawia dający się dostrzec – chociażby jako fatalność – porządek egzystencji. Zarówno sacrum, jak profanum stoją na porządku wszechrzeczy. Dlatego przypadku jako najwyższej instancji istnienia nie było nigdy w żadnych wierzeniach przeszłości i dlatego też nauka tak długo opierała się uznaniu jego tyleż stwórczej, co nieobliczalnej roli w kształtowaniu rzeczywistości [Słowa „przypadek” nie ma w żadnych Świętych Księgach wszystkich wiar – S. L.]. […]
Każda kultura była i jest po to, aby wszelka bylejakość, jako przypadkowość, stanęła w blasku Życzliwości lub – co najmniej – Konieczności. Oto wspólny mianownik kultur, źródło „normalizacji” zachowań w rytuałach, we wszystkich przykazaniach i w każdym tabu: wszędzie ma wszystko mieć jedną jedyną miarę. Kultury wprowadzały losowość do swego wnętrza małymi ostrożnymi dawkami – dla igraszki, jako gry i zabawy. Przypadek oswojony, trzymany w ryzach, jak gra czy loteria, przestawał być kategorią oszałamiającą i groźną. Gramy na loterii, bo chcemy grać. Nikt nas do tego nie zmusza. Człowiek wierzący widzi przypadkowość w stłuczeniu szklanki, w użądleniu przez osę, ale już nie przypisze jej śmierci: w jego bezwiednym mniemaniu Boża Wszechmoc i Wszechwiedza zdają się przydzielać przypadkom rolę podrzędną, nauka zaś, dopóki było to tylko możliwe, traktowała przypadkowość jako efekt na razie niedostatecznej wiedzy, jako naszą ignorancję, którą dalszy dopływ odkryć zlikwiduje. To nie żarty; Einstein wcale nie żartował, twierdząc, że „der Herrgott wurfelt nicht” [„Bóg nie rzuca kośćmi” – red.], ponieważ „He is sophisticated, but He is not malicious” [„Jest wyrafinowany, ale nie złośliwy” – red.]. Co znaczyło: ład świata trudno poznać, ale jest to możliwe, bo dostępne rozumowi.
Koniec XX wieku to już odwrót generalny z tych przez tysiąclecia uporczywie i rozpaczliwie trzymanych pozycji. Alternatywa „destrukcja albo kreacja” musi zostać w końcu odrzucona. Olbrzymie chmury ciemnych, zimnych gazów, krążąc w ramionach Galaktyk, z wolna ulegają fragmentacjom, na części tak nieprzewidywalne, jak rozpryskujące się szkło. Prawa Natury działają nie mimo przypadkowych trafów, ale poprzez nie. Statystyczna furia gwiazd, miliardy razy roniących, by raz urodzić życie, zabijane przypadkową katastrofą, w milionach gatunków, żeby raz zaowocować rozumem, jest regułą, a nie wyjątkiem we Wszechświecie. Słońca powstają od zagłady innych gwiazd; i tak samo resztki przedgwiezdnych chmur krzepną w planety. Życie jest jedną z rzadkich wygranych na tej loterii, a rozum to jeszcze bardziej wyjątkowa w następnych ciągnieniach, zawdzięcza zaś swe powstanie doborowi naturalnemu, czyli śmierci doskonalącej ocalałych oraz katastrofom, które mogą raptownie powiększyć szansę pojawienia się rozumu. Więź budowy świata z budową życia nie ulega już wątpliwości, lecz Kosmos jest gigantycznie marnotrawczym inwestorem, trwoniącym wyjściowy kapitał w ruletach Galaktyk, a wykonawcą wnoszącym regularność w tę grę, jest losowe prawo wielkiej liczby. Człowiek ukształtowany przez te własności materii, które powstały razem ze światem, okazuje się rzadkim wyjątkiem z reguły destrukcji; niedobitkiem miażdżeń i całopaleń. Kreacja i destrukcja to naprzemienne lub zachodzące na siebie i wzajem warunkujące się stany rzeczy, od których nie ma ucieczki.
Pobierz tekst w PDF.
Prowadzenie portalu filozofuj.eu – finansowanie
Projekt dofinansowany ze środków budżetu państwa, przyznanych przez Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego w ramach Programu „Społeczna Odpowiedzialność Nauki II”.
Skomentuj