Artykuł Wywiady

To taki filozoficzny escape room – Wywiad z prof. Adamem Grzelińskim

Wywiad z prof. Adamem Grzelińskim
Wywiad z prof. Adamem Grzelińskim, historykiem filozofii nowożytnej.

Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2024 nr 4 (58), s. 27–29. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.


Co właściwie głosi solipsyzm? Czy sprowadza się jedynie do twierdzenia, że istnieje tylko jeden (mój) umysł? Czy istnieją jakieś warianty tezy solipsystycznej?

W najpopularniejszej wersji, metafizycznej, stanowisko to głosi realne, substancjalne istnienie jedynie własnego „ja” – podmiotu poznającego. Wszystko inne zostaje sprowadzone do danych mu przedstawień – a więc ma status przypominający treści marzeń sennych czy wyobrażeń. Istnieje także inna wersja tego stanowiska – solipsyzm epistemologiczny – głosząca niepoznawalność (całkowitą lub częściową) obiektów niezależnych od naszego umysłu – rzeczy, zwierząt czy ludzi. Wynika to z przekonania o bezpośredniej dostępności treści danych jedynie pierwszoosobowo. Mówiąc obrazowo, solipsysta twierdzi, że skoro nie można udowodnić różnicy pomiędzy jawą a złudami sennymi, należy przyjąć jedną z trzech możliwości. Po pierwsze można stwierdzić nieistnienie świata realnego; po drugie – nierozstrzygalność kwestii, czy mamy do czynienia z realnością, czy snem; po trzecie – że poznanie realnego świata możliwe jest jedynie częściowo, ponieważ obserwacje dają się tylko w niedoskonały sposób uogólniać, naukowe koncepcje przyrody okazują się zmienne i niekonieczne, a o tym, jak to jest być kimś innym, mamy bardzo niejasne wyobrażenie.

Solipsyzm wydaje się jednym z najbardziej radykalnych stanowisk filo­zoficznych. Który z filozofów, nawet jeśli nie był solipsystą w sensie ścisłym, mógłby zostać określony jako myśliciel wyznający pogląd zbliżony do solipsyzmu? Czy w takiej roli mógłby być obsadzony David Hume?

Hume wydaje się dość kiepskim kandydatem na solipsystę, ponieważ odżegnywał się od tradycyjnej metafizyki i nie postulował istnienia substancjalnego podmiotu, ego cogito, krytykował także twierdzenie o wyróżnionym statusie pierwszoosobowej perspektywy poznawczej. Jeśli mielibyśmy przeprowadzić konkurs, aby sprawdzić, kto byłby najbliższy solipsyzmowi, palma pierwszeństwa zapewne przypadłaby George’owi Berkeleyowi. Zawartym w umyśle przedstawieniom (ideom) przypisywał on jedynie istnienie zależne, co zostało przezeń wyrażone w słynnym sformułowaniu głoszącym, że ich esse jest tożsame z percipi (bycie z byciem postrzeganym). Odmawiając niezależnego istnienia ciałom (będącym tylko zbiorami idei), a także czasowi czy przestrzeni, Berkeley postulował jednak istnienie innych osób, a przede wszystkim Boga, którego akt woli utrzymuje świat w istnieniu. Pewnym szkopułem było jednak to, że taka ucieczka przed solipsystycznymi konsekwencjami tezy immaterialistycznej dokonywała się poza główną ścieżką ówczesnej filozofii wyspiarskiej (pamiętajmy, że Berkeley był Irlandczykiem), jaką był empiryzm. Odwołanie do pojęcia Boga można bowiem traktować albo jako powrót do metafizyki o proweniencji kartezjańskiej, z jej niewzruszonością ego cogito, albo jako wyraz prywatnego stanowiska – światopoglądowego oraz religijnego – irlandzkiego filozofa i późniejszego biskupa Cloyne. Chociaż zatem Berkeleya uznaje się za idealistę subiektywnego (który jednak solipsyzmu nie głosił wprost), zaproponowane przezeń wyjście z pułapki solipsyzmu bywało nieraz uznawane za niewystarczające.

Jakie argumenty można wysunąć na rzecz solipsyzmu?

Solipsysta ma za sobą dwa rodzaje argumentów. Pierwszy z nich odwołuje się do codziennego doświadczenia – choćby snucia wyobrażeń, zatapiania się w myślach czy sennych marzeniach. Poddając się nim, tracimy przekonanie o realności otaczającego nas świata, wskutek czego może pojawić się myśl, że choć zazwyczaj (ale przecież nie zawsze) wyraźnie odczuwamy różnicę między jawą i snem, to w gruncie rzeczy bardzo trudno udowodnić realność tego, czego doświadczamy. Możemy zatem stwierdzić, że gdy się budzimy, to być może tylko po to, by z jednego snu przejść do kolejnego, z niego zaś do następnego i jeszcze jednego – i tak bez końca. Ostatecznie zatem może się okazać, że skoro nie ma żadnych zniewalających dowodów na realność doświadczeń, to wszystko pozostaje snem, a „tak naprawdę” istnieję tylko ja – podmiot śniący, wyobrażający sobie i w ten sposób generujący kolejne treści. Są jednak także argumenty filozoficzne, opierające się na pewnych założeniach – chociażby wskazanym już twierdzeniu o substancjalnym istnieniu podmiotu poznającego czy przekonaniu, że doświadczane treści mają przede wszystkim charakter podmiotowy. Gdy poczynimy te dwa założenia, niepostrzeżenie zamkniemy się w solipsystycznym pokoju, z którego potem trudno będzie się wydostać. To trochę taki filozoficzny escape room.

Jak można by się upewnić (sprawdzić), że solipsyzm jest prawdziwy?

Zawołanego solipsysty – jeśli takiego znajdziemy – zapewne trudno byłoby przekonać, że nie ma racji. To jednak nie dowód.

Jak solipsysta traktuje inne osoby? Kim one dla niego są? Czy racjonalne byłoby przekonywanie innych do prawdziwości solipsyzmu, na przykład za pomocą publikowania tekstu broniącego tego stanowiska?

To interesujący paradoks – choć problem jest szerszy i dotyczy źródła doświadczanych treści. Należy uznać, że niektóre z nich, wyobrażenia, generuję ja sam, ale przecież nie tworzę ich wszystkich. Nawet geniussze – choć stać ich na oryginalne pomysły, w większości przypadków raczej w nowy sposób zestawiają to, co dane. Często zaś o nowych treściach dowiadujemy się „ze świata” – obserwując przyrodę i słuchając innych ludzi. Solipsysta musiałby zapewne założyć istnienie jakiejś „solipsystycznej nieświadomości”, która wytwarza treści w sposób dla niego nieznany, przez co stanowią dlań zaskoczenie. Inne osoby musiałyby być również jego własnym tworem. Ale możemy zadać pytanie, czy udałoby mu się zaludnić jego cały świat osobami tak różnymi jak te spotykane na co dzień. Musiałyby być one przecież jakimiś wariacjami jego samego. Zaskoczeni przeczytanym w napotkanej książce solipsystycznym konceptem, powinniśmy zatem zapytać o jej autora. Chyba że na okładce przeczytamy własne nazwisko.

Jakie są najpoważniejsze zarzuty przeciwko temu stanowisku?

Co prawda solipsyzm wydaje się stanowiskiem niewywrotnym i zdecydowanemu solipsyście rzeczywiście nie sposób udowodnić, że nie ma racji, ale można wskazać na szereg argumentów, które znacznie osłabią moc jego stanowiska. Pierwszy z nich dotyczy innych – niż formalny dowód – sposobów potwierdzenia istnienia świata i zamieszkujących go istot – jak na przykład poprzez odwołanie do ­naturalnego przeświadczenia o realności otaczających nas rzeczy czy do empatii w stosunku do ludzi i innych zwierząt. Chociaż nie dostarczają one dowodów w sensie ścisłym, w praktyce jednak całkowicie wystarczają. Po drugie wątpliwości budzi wyróżniony status nas samych – poczucie własnego istnienia wcale nie prowadzi do tezy o realnym istnieniu nas samych w bardziej nieodparty sposób niż do tezy o istnieniu innych ludzi. W obu przypadkach mamy do czynienia jedynie z przeświadczeniem i przyjmujemy taką realność za fakt co najwyżej z powodów praktycznych. Solipsyzm – przynajmniej w wersji metafizycznej – wydaje się wyrastać z ducha kartezjańskiego spirytualizmu, biorącego za początek namysłu nad rzeczywistością kategoryczne przyjęcie tezy o istnieniu ego cogito. Ale czy rzeczywiście? Przecież można wskazywać, że taka tożsamość nie jest czymś danym, a dopiero powstaje i rozwija się w określonych warunkach oraz wymaga relacji z innymi ludźmi. Wiedza o sobie wcale nie ma w związku z tym wyróżnionego statusu. Wreszcie można sięgnąć po argument „z jałowości” – na pierwszy rzut oka solipsyzm może nas zdumieć swoim wywrotowym, niezdroworozsądkowym charakterem, ale ostatecznie okazuje się, że niewiele z niego wynika.

Gdy mowa o argumentach przeciwko solipsyzmowi, to najchętniej sięga się po te wykazujące, że jest to stanowisko, którego przyjęcie rodziłoby trudne do przyjęcia konsekwencje praktyczne. Czy po tego rodzaju argumentach można faktycznie spodziewać się, że raz na zawsze pogrzebią solipsyzm?

Owe konsekwencje praktyczne dotyczą zobowiązań etycznych w stosunku do innych podmiotów moralnych sprowadzonych do rojeń sennych. Jeśli ostatecznie istnieję ja sam, to czy coś mnie moralnie zobowiązuje do prawego postępowania w stosunku do tworów własnej fantazji? Odpowiedź negatywna stanowiłaby niewątpliwie trudną do przyjęcia konsekwencję praktyczną. Czy jednak owe konsekwencje na zawsze pogrzebią solipsyzm? Z pewnością nie, to zaś z dwóch powodów. Po pierwsze jest on dość atrakcyjnym intelektualnie konceptem – któż choć raz nie zwątpił w istnienie świata?! Po drugie w wersji metafizycznej, jako idealizm subiektywny, jest zapewne wyrazem specyficznego światopoglądu, w którym na pierwszy plan wysuwa się odczuwanie własnej wolności i sprawczości. Wilhelm Dilthey określił go mianem idealizmu wolności. Tego rodzaju myślenie jest zawsze pewną opcją światopoglądową. Mimo że przemawiające za solipsyzmem argumenty filozoficzne da się podważać, zawsze ten pogląd będzie można spotkać. Choć raczej na poboczu głównych filozoficznych szlaków.

Czy wierząc w solipsyzm, mogę zignorować moralność i postępować, jak chcę?

Niekoniecznie. Po pierwsze nawet jeśli zgodzimy się na solipsyzm w wersji radykalnej, możemy argumentować, że celem moralnego postępowania jest doskonalenie mnie samego. W związku z tym oddawanie się okrucieństwu – choćby tylko w stosunku do wyobrażonych istot – powoduje moje własne moralne zubożenie. Po drugie można się zastanawiać, czy aby uznać realne istnienie innych istot, nie wystarczy poczynić samego założenia ich istnienia bądź przyjąć tej tezy na podstawie argumentacji odmiennej od racjonalnego dowodzenia. Czy zobowiązanie moralne rzeczywiście wymaga założenia substancjalnego podmiotu, któremu należy dowodnie przypisać substancjalną tożsamość? Wydaje się, że nie. Dlatego nawet jeśli zawiesimy twierdzenie o substancjalnym, trwałym istnieniu czy to siebie, czy innych, nie unieważniamy moralnego zobowiązania.


Adam Grzeliński –prof. nauk humanistycznych, pracuje w Instytucie Filozofii UMK w Toruniu, autor i redaktor kilku monografii poświęconych brytyjskiej filozofii XVIIXVIII w. oraz ponad dwudziestu tomów przekładów literatury filozoficznej. Hobby – wyjazdy rowerowe oraz wizyty w operze.

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.

W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.

< Powrót do spisu treści numeru.

Ilustracja: Agnieszka Zaniewska


Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Sklep

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy