Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2019 nr 3 (27), s. 6–9. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
Przykłady z życia codziennego sugerują, że używamy wielu pojęć przyczyny. Mówimy, że uderzenie (tego właśnie) kamienia spowodowało rozbicie (tej właśnie) szyby. To sugeruje, że powodowanie zachodzi między konkretnymi pojedynczymi zdarzeniami, w tym wypadku między konkretnym rzuceniem kamienia i konkretnym rozbiciem szyby. Zapewne się zgodzimy, że po (tym konkretnym) uderzeniu kamienia musiało nastąpić rozbicie szyby. Jeśli tak, to zakładamy, że w tym przynajmniej przypadku przyczyna ma aspekt koniecznościowy: po zajściu przyczyny musi zajść zdarzenie będące jej skutkiem. Mówiąc nieco dokładniej: że przyczyna jest warunkiem wystarczającym zajścia skutku.
Zapewne słyszeli państwo, że mieszkanie w Krakowie powoduje nieżyty górnych dróg oddechowych. Ta informacja wskazuje jednoznacznie na relację powodowania między typami zdarzeń: między przypadkami mieszkania w Krakowie a przypadkami nieżytów górnych dróg oddechowych. W tym przypadku nie zakładamy jednak aspektu koniecznościowego. Sam mieszkam w Krakowie i (na szczęście) nie cierpię na nieżyty górnego układu oddechowego.
Aspektu koniecznościowego nie zakładamy też w kontekście indeterministycznym. Dla przykładu rozważmy zdanie mówiące, że obecność radioaktywnej cząstki spowodowała zaczernienie kliszy. Rozpady radioaktywne uważane są za paradygmatyczne przykłady procesów indeterministycznych. To znaczy, że obecna we wskazanym miejscu radioaktywna cząstka mogła była się nie rozpaść w danym czasie. Ale się rozpadła. Mimo indeterminizmu powiadamy, że jej obecność spowodowała zaczernienie kliszy. Ale obecność cząstki nie była wystarczającym warunkiem zaczernienia kliszy: mogła pozostać niezaczerniona mimo obecności cząstki w pobliżu. Proszę zauważyć, że mamy tutaj powodowanie między konkretnymi zdarzeniami, ale bez aspektu koniecznościowego. Powyższe przykłady pokazują, że powinniśmy oczekiwać wielu koncepcji przyczynowości: dla konkretnych zdarzeń, dla typów zdarzeń, dla kontekstów deterministycznych, dla kontekstów indeterministycznych i zapewne dla innych przypadków też. Należy więc oczekiwać pluralizmu w sprawie przyczyn.
Analiza przyczynowości
Zabierając się do analizy przyczynowości, trzeba sobie odpowiedzieć na dwa pytania. Pierwsze brzmi: jaka relacja odpowiada powodowaniu? W tej sprawie filozofowie są raczej zgodni, że jest to relacja dwuargumentowa, choć niektórzy argumentują, że powinna mieć ich więcej, gdyż powinna uwzględniać pewne dodatkowe informacje. Na przykład załóżmy, że pewien pożar został spowodowany rzuceniem zapałki na suchą ściółkę. Jednak potrzeba tylko krótkiej refleksji, aby spostrzec, że do tego, by wybuchł pożar, konieczne były pewne warunki, m.in. obecność tlenu w otoczeniu. Zwolennicy trójargumentowej relacji powodowania dokładają więc trzeci argument, mianowicie: warunki tła. Inny, bardziej popularny sposób radzenia sobie z tym polega na przyjęciu, że analizujemy częściowe przyczyny zdarzeń. Rzucenie płonącej zapałki jest częściową przyczyną pożaru, ale są też inne częściowe przyczyny, takie jak choćby obecność tlenu w otoczeniu. Badacz przyczynowości musi zdecydować, czy chce analizować cząstkowe, czy całościowe przyczyny.
Naprawdę kontrowersyjne jest drugie pytanie: czym mają być argumenty relacji przyczynowej? Powołując się na podane wyżej przykłady, można by odpowiedzieć, że konkretnymi zdarzeniami albo typami zdarzeń. Ale filozofowie udzielają też innych, niespodziewanych dla początkującego badacza, odpowiedzi – na przykład: sądy lub tranzycje.
W tej mapie problemów z przyczynowością warto jeszcze przywołać kwestię relacji między przyczynowością a determinizmem. Historycznie patrząc, do lat 50. XX wieku analizowano przyczyny w kontekście deterministycznym, czyli podobnie jak w powyższym przykładzie z kamieniem i szybą. Ale czy rzeczywiście w deterministycznym świecie (albo deterministycznie działającym układzie) jest miejsce na przyczyny? Za tym, że nie, argumentowali między innymi Elizabeth Anscombe i Georg von Wright, wychodząc od podobieństwa między sprawczym działaniem a przyczynowością. Mówiąc o działaniu, nie ma sensu zaznaczać, że ktoś zrzucił wazę z parapetu, jeśli ta waza dokładnie w tym samym czasie i w ten sam sposób spadłaby sama z parapetu, bez udziału tego człowieka (na przykład za sprawą wiatru lub kota). Jeśli podobieństwo między działaniem sprawczym a przyczynowością faktycznie zachodzi, to nie ma miejsca na przyczyny w procesach, w których wszystko jest zdeterminowane. Namawiam czytelnika, aby sam spróbował sobie wyrobić pogląd w tej sprawie. Dobrze w tym celu rozważyć jakiś „paradygmatycznie deterministyczny” układ, na przykład wahadełko w mechanice klasycznej. Jak wiemy z fizyki, dzięki równaniom mechaniki położenie i prędkość układu w jednej chwili determinuje położenie i prędkość tego układu w dowolnej innej chwili. Należy zapytać, co jest przyczyną położenia i prędkości wahadełka w danej chwili. Z jednej strony można odpowiedzieć, że jest nią dowolny (wcześniejszy lub późniejszy) momentalny stan wahadełka, albo z drugiej strony można powiedzieć, że nie działają tu żadne przyczyny, bo ruch wahadełka jest w pełni zdeterminowany przez prawa fizyki. Na razie pogląd, że powodowanie wymaga indeterminizmu, jest poglądem mniejszościowym, ale wierzę, że to się zmieni.
Aspekt koniecznościowy
Napisałem już sporo o tym, jak zabierać się do analizowania przyczynowości, czas napisać, w czym tkwi największy (jak sądzę) problem. Wiąże się on z nazwiskiem Davida Hume’a. Przypisywany jest mu argument zmierzający do pokazania, że relacja przyczynowości nie ma aspektu koniecznościowego. Wydaje się to przeczyć zdrowemu rozsądkowi. Gdy mówimy, że uderzenie kamienia spowodowało rozbicie szyby, chodzi nam o coś więcej niż o następstwo, że po pierwszym zdarzeniu nastąpiło drugie. Nawet w indeterministycznym przypadku (ilustrowanym przez radioaktywny rozpad) potrzeba czegoś więcej niż samo następstwo. W tym przypadku wskazanie, co powinniśmy dodać, jest dużo trudniejsze: nie możemy odwołać się do konieczności. Ale już w deterministycznym przypadku (który rozważał Hume) stoimy przed dużą trudnością, starając się scharakteryzować, czym jest ów koniecznościowy aspekt.
Hume miał dwa argumenty przeciwko istnieniu aspektu koniecznościowego w pojęciu przyczyny. Tutaj skupię się tylko na pierwszym z nich, przedstawiając go we współczesnym języku. Wszelkie pojęcia są wytwarzane w naszym zmysłowym kontakcie ze światem zewnętrznym lub psychicznym. Aby dowiedzieć się, co jakieś pojęcie znaczy, należy zbadać jego pochodzenie. Zastanówmy się teraz za Humem, skąd pochodzi pojęcie przyczyny. Jak mówi Hume, nasze dane zmysłowe informują nas jedynie o następstwie zdarzeń. Dla przykładu widok i dźwięk uderzenia kija w bilę poprzedzają widok i dźwięk bili wpadającej do łuzy. Jednak żadne dane zmysłowe pochodzące ze świata zewnętrznego nie mówią nam nic na temat konieczności tego procesu.
Hume odkrył genezę pojęcia konieczności w danych z życia psychicznego, mianowicie w naszym nawyku albo oczekiwaniu, że po zdarzeniu pierwszego typu (uderzeniu kijem) nastąpi zdarzenie drugie (wpadnięcie bili do łuzy). Rzecz jednak w tym, że dane te dotyczą życia psychicznego, a nie relacji zachodzącej w zewnętrznym świecie.
Wprawdzie dziś Humowski model nabywania pojęć uważa się za nieadekwatny i nie wiąże się treści pojęć z ich genealogią, dla wielu filozofów empirystyczna motywacja Hume’a pozostaje nadal atrakcyjna. Jest to motywacja epistemiczna. Mówi ona, że można postulować istnienie tylko tego, co mamy szansę poznać. A poznajemy jedynie to, co zachodzi w świecie, gdyż dla empirystycznie nastawionego filozofa dyspozycje, esencje czy potencjalności nie są dostępne poznaniu. Chyba że uda się te pojęcia przeanalizować bez odwoływania się do modalności (konieczności i możliwości).
Stosunek do poglądu Hume’a wyznacza podstawowy dziś podział wśród badaczy przyczynowości. Jego zwolennicy starają się analizować przyczynowość bez odwoływania się do konieczności i innych pojęć modalnych. Przeciwny obóz zaś używa tych pojęć w analizach. Ten krótki artykuł nie jest miejscem na przegląd tego sporu – wymagałoby to dłuższego wprowadzenia potrzebnej „maszynerii pojęciowej”. Zakończę więc wypowiedzeniem pewnych intuicji leżących u podstaw dwóch konkurencyjnych analiz: Davida Lewisa (zwolennika poglądu Hume’a) i Nuela Belnapa (przeciwnika poglądu Hume’a).
Prawa i konieczność
Analiza Lewisa odwołuje się do pewnego szczególnego okresu warunkowego, zwanego nierzeczywistym okresem warunkowym (albo – z angielska – okresem kontrfaktycznym). Ma on postać „gdyby A nie zaszło, to nie zaszłoby również B”. Wracając do naszego przykładu z kamieniem: uważamy, że rzucony kamień jest przyczyną rozbicia szyby, bo jeśliby nie zaszło rzucenie kamienia, to nie zaszłoby rozbicie szyby. Wprawdzie w tym przykładzie słychać pewien aspekt konieczności, to jednak w analizie Lewisa go nie ma – zostaje on zredukowany do relacji między pewnymi obiektami nazywanymi możliwymi światami. Kluczowa dla okresów kontrfaktycznych jest relacja podobieństwa między możliwymi światami, która jest wyznaczona przede wszystkim przez to, czy mają wspólne prawa przyrody, czy nie. Można by oczekiwać, że prawa przyrody mają jakiś aspekt konieczności – czujemy intuicyjnie, że prawo grawitacji Newtona nie tylko mówi, że ciała przyciągają się siłą odwrotnie proporcjonalną do kwadratu odległości, ale co więcej, że muszą się tak przyciągać. Lewis analizuje jednak prawa przyrody, identyfikując je z twierdzeniami najlepszego systemu aksjomatycznego uchwytującego prawdziwy opis naszego świata. Chociaż należę do przeciwnego obozu filozoficznego niż David Lewis, to chylę czoło przed jego analizą, widząc, jak dobrze sobie radzi z różnymi paradoksami, z którymi konkurencyjne koncepcje mają trudności.
Zakończę kilkoma zdaniami na temat opozycyjnej względem poglądu Hume’a analizy przyczynowości Nuela Belnapa, którą rozwijam i bronię w swych artykułach. Działa ona w kontekście indeterministycznym. Przyjmuje bowiem, że w świecie są zdarzenia mające więcej niż jedną alternatywną przyszłą możliwą kontynuację. Proszę pomyśleć o rzucie monetą i dwóch takich kontynuacjach: wypadnięciu orła i wypadnięciu reszki. W świecie indeterministycznym nie jest łatwo dopiąć swoich celów. Świat na szczęście czasami okazuje się przyjazny, dziś na przykład zdążyłem na zajęcia. Nie zaszło bowiem wiele realnie możliwych procesów, które by wykluczyły moje punktualne przyjście na zajęcia. Aby wspomnieć tylko jeden, kierowca autobusu 103 mógł na mnie nie poczekać, zamykając mi drzwi przed nosem. W świecie jest wiele takich krytycznych procesów, które mają strukturę alternatywnych tranzycji. Jedne tranzycje wykluczają rozważane zdarzenie, a przy innych jest ono nadal możliwe. Teoria Belnapa identyfikuje częściowe przyczyny danego zdarzenia (np. mojego przyjścia na zajęcia) ze wszystkimi tranzycjami, które tego zdarzenia nie wykluczają.
Tyle na temat podstaw koncepcji przyczynowości. Ale może pojęcie przyczyny nie jest w ogóle potrzebne, jak argumentował Bertrand Russell, bo zaawansowane nauki odwołują się do funkcji matematycznych, a nie do przyczyn? Nie odpowiem na to pytanie, zostawiając z nim czytelnika sam na sam. Gdy nie ma intelektualnego niepokoju, to nie ma filozofii.
Tomasz Placek – prof. dr hab., kierownik Zakładu Epistemologii w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zainteresowania naukowe: filozofia fizyki, ontologia, teorie sprawstwa, epistemologia. Autor książek: Intuitionism and Intersubjectivity. An Exposition of Arguments for Mathematical Intuitionism (1999) oraz Is Nature Deterministic? A Branching Perspective on EPR Phenomena (2000).
Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
< Powrót do spisu treści numeru.
Ilustracja: Małgorzata Uglik
Skomentuj