Odpowiadam na to: a jakąż to moralnością kieruje się lekarz, który ratuje wszystkich, co życie lub zdrowie tracą, czy też kapłan w konfesjonale, który w imię Boga w Trójcy Świętej Jedynego grzechy odpuszcza takie, których żaden wymiar sprawiedliwości nie byłby w stanie podźwignąć i ocenić? I jakże byś chciał człowieku zmierzyć przy pomocy „mędrca szkiełka i oka” trafność swojego intuicyjnego sądu co do sprawstwa przestępstwa, skoro niejednemu probabiliście życie całe upłynęło na tym, by cokolwiek bardziej pewnego niż niepewnego racjonalnie powiedzieć?
Pozwól mi wytłumaczyć, że obrona oskarżonej osoby nie podlega jednoznacznej ocenie moralnej, chyba że z pozycji tylko na moralność się powołujących, które ignorują uwikłania człowieczeństwa i rozumu. Wybacz też, że wyłącznie na kilka spraw i to w sposób niezwykle ułomny zechcę zwrócić Ci uwagę, by sprowokować raczej do głębszego namysłu niż do odpowiedzieć wprost na Twoje pytania.
Zrozumieć naprzód zatem trzeba, że praca obrońcy to nie służba wybranym niewinnym i szlachetnym (niekoniecznie szlachetnie urodzonym), a najlepiej jeszcze majętnym i zacnym obywatelom, lecz pomoc każdemu, komu jej w danej potrzebie potrzeba. Jeślibyśmy tylko wybranym pomagali, to jakąż mamy gwarancję, że nas nie policzą w poczet złoczyńców (ignorując naszą niewinność) i wnet staniemy się tymi, od których odwracaliśmy wpierw swoje oblicze?
A jeśliby ktoś dalej był nieprzejednany w swoim sądzie, zgodnie z którym prawnik broniący kogoś, kto się dopuścił „obrzydliwej” zbrodni, zapewne „sumienia nie ma”, bo okoliczności przecież nakazywałyby raczej oskarżyć, potępić, a przynajmniej „nie przeszkadzać” w sądzeniu, temu jeszcze tak odpowiedzieć mogę. A na cóż byłby ci lekarz, który by tylko chorych na gorączkę leczył, a zakażeń poważnych nie chciał nawet oglądać, bojąc się o swoje zdrowie, lub, co gorsze, brzydząc się widokiem strupów i ran na skórze schorowanego starca?
Powiadasz na to, że są też i tacy, których (słusznie czy nie) wielkie kwantyfikatory nie przekonują. Zejdźmy zatem do praktyki i spójrzmy, że rolą obrońcy nie jest sądzenie (tak jak nie jest to rolą głowy państwa, która chciałaby kogoś ułaskawiać przed prawomocnym wyrokiem), lecz po prostu pomoc człowiekowi stojącemu przed wymiarem sprawiedliwości. Obrońca, co by w rolę sądu wchodził i oceny swoje uzewnętrzniał, wydałby pierwszy sam wyrok na swojego klienta i winien być wyłączony z takiego postępowania z tych samych powodów, dla których byśmy w takiej sytuacji wyłączenia sądu oczekiwali. Jeśli zgadzasz się z tym, by sąd swych ocen w toku trwającej sprawy nie uzewnętrzniał, to jakże bardziej musisz zgodzić się z tym, by obrońca oskarżonego nie tylko tych ocen nie ujawniał, lecz i nimi się nie kierował.
Na to wszystko, co ci rzekłem, podajesz jednak jeszcze inną rację. A po cóż w ogóle obrońca? Czyż najczęściej nie służy to tym, co się złych czynów dopuścili? Czyż niewinność i szlachetność nie obroni się sama? Czyż człowiek niewinny potrzebuje obrony? Po cóż wtedy prawo karne, co głównie zbrodniarzy broni i za nimi się opowiada? Jakże za takim prawem i ty opowiedzieć się możesz, jakże za nim podążać, jak mu służyć, jakże je humanitarnym nazwać? Czy prawo karne za zbrodniarzem się opowiedzieć winno, czy za ofiarą raczej, czy jedno i drugie starać się połączyć?
Pozwól mi zatem opowiedzieć słów kilka o dobrym prawie karnym, które nawet największego zbrodniarza szacunkiem darzy, bo godność osoby w nim widzi zawsze i wszędzie. Czy rozumiesz, dlaczego takie jest właśnie u samych swoich podstaw?
Rację masz, gdy zadajesz ważne pytania, gdyż trzeba zawsze pytać o powody, dzięki którym nikt zdrowo myślący nie pomyśli, że prawo karne jest wartością samą w sobie, że może być możliwe bez odniesienia do człowieka i jego najgłębszych potrzeb. Jasne, że dopiero dobre prawo karne może być wartością, któremu będziemy służyć. A jak uczynić prawo karne dobrym? Pozwól, że ci wytłumaczę i to jeszcze. Wyobraź sobie najbardziej obrzydzającą Cię zbrodnię. I zadaj sobie proste pytanie: czy chciałbyś, by prawo karne działało na zasadzie odczuwanego przez ogół do tej zbrodni obrzydzenia, czy raczej, by zawsze szanowało godność sprawcy jako osoby, niezależnie od tego, jakiego czynu się dopuścił. Jakiego prawa karnego chciałbyś, gdyby ciebie oskarżono o „najobrzydliwszą” w ludzkich oczach zbrodnię, a ty naprawdę byłbyś człowiekiem niewinnym? Czy dałbyś radę obronić się sam, czy raczej szukałbyś kogoś, kto przy tobie stanie, choćby niemal wszyscy wydali już na ciebie wyrok?
Jeśli to wszystko zważysz, to raz jeszcze przemyśl swoje pytania w tej mierze i postaraj się zadać nowe. Jak dobrze bronić kogoś mimo wszystko, że się „wie”? Jak dostrzec człowieczeństwo w sutenerze, pedofilu, gwałcicielu i mordercy? Jak powiedzieć dobre słowo o człowieku, którego wszyscy inni za „bestię” uważają? Jak chronić się przed raptownym sądzeniem? Jak pilnować swojej roli, by „wymiaru sprawiedliwości nie wyręczać”? Jak oddalić pokusę sądzenia? Jak być dobrym obrońcą? Jak być takim adwokatem, którego samemu chciałoby się spotkać na swojej drodze?
Tomasz Snarski – doktor nauk prawnych, adiunkt w Katedrze Prawa Karnego Materialnego i Kryminologii na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego, adwokat. Specjalizuje się w prawie karnym, teorii i filozofii prawa oraz wybranych zagadnieniach ochrony praw człowieka, w tym sprawiedliwości transformacyjnej oraz wielokulturowości. Student filozofii na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Gdańskiego. Działacz na rzecz ochrony praw językowych polskiej mniejszości na Litwie. Autor dwóch tomów poezji (Przezpatrzenia, Werblista). Jego pasje to m. in. podróżowanie (zwiedził 34 państwa świata) i śpiewanie.
Ilustracja: Some rights reserved by satori, CC0
Moralność to podmiotowy sposób realizacji normy która jest poza człowiekiem (np w regułach prawnych, których niekoniecznie wszyscy znają).