Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2024 nr 6 (60), s. 14–15. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
W tak zwanym podejściu tradycyjnym samooszukiwanie się jest wzorowane na oszustwie interpersonalnym: oszust intencjonalnie sprawia, że oszukiwany przyjmuje przekonanie, o którym oszust sądzi, że jest fałszywe, a samooszukujący się czyni intencjonalnie to samo wobec siebie samego. Zgodnie z tym spojrzeniem ludzie celowo oszukują samych siebie i podejmują w związku z tym różne działania (np. fałszują posiadane świadectwa), by sprawić, że przyjmują za prawdę twierdzenia, o których sądzą, iż są fałszywe, lub że będą przekonani o czymś, do czego nie powinni być przekonani.
Paradoksy samooszukiwania się
Niestety przedstawiony wyżej opis wymaga, żeby samooszukujący się intencjonalnie wymusił na sobie przyjęcie przekonania, o którym sądzi, że jest fałszywe, i żeby w jakiś sposób ukrył przed samym sobą swoją intencję. Ani jedno, ani drugie nie wydaje się możliwe. Niech p oznacza treść jakiegoś konkretnego przekonania, np.: „Jestem bogaty i przystojny”, a nie‑p jego negację. Jeśli chcemy twierdzić, że ludzie intencjonalnie oszukują samych siebie, musimy założyć nie tylko to, że w pewnym momencie świadomie przyjmują oni równocześnie nie‑p (jako oszuści) i p (jako ofiary oszustwa), lecz również z powodu wiedzy o fałszywości p wymuszają na sobie jego przyjęcie. A to wydaje się niemożliwe. Konieczność świadomego równoczesnego przyjęcia przez samooszukującego się sprzecznych ze sobą przekonań, do których dochodzi on na drodze wnioskowania, nazywane jest doksastycznym albo też statycznym paradoksem samooszukiwania.
Co więcej, żeby skutecznie oszukiwać, samooszukujący powinien jakoś ukryć swoją zwodniczą intencję przed samym sobą (jeśli wiesz, że ktoś kłamie, to mu nie wierzysz), co tworzy tak zwany paradoks strategii, inaczej zwany dynamicznym. W tym paradoksie kryje się więcej problemów, niż się wydaje na pierwszy rzut oka. Po pierwsze, choć mogę cię zwieść nawet wtedy, kiedy oczekujesz podstępu (np. mogę zastosować podwójny blef, podczas gdy ty spodziewasz się zwykłego kłamstwa), nie mogę cię oszukać, jeśli również wiesz, jak zamierzam to zrobić. Jeśli wiadomo, że to, co mówię, jest fałszywe, nikt nie uwierzy w moje kłamstwo. A „ja ofiara” zawsze będę wiedział zarówno to, że „ja oszust” kłamię, jak i to, że robię to z intencją oszukania siebie. Po drugie, w samooszukiwaniu się chodzi nie tylko o to, że samooszukujący się powinien ukryć swoją intencję przed samym sobą. Ważniejsze jest, że powinien być równocześnie świadomy swoich intencji (jako oszukujący) i ich nieświadomy (jako ofiara oszustwa), co wydaje się niemożliwe – w miarę spójny umysł nie może równocześnie być i nie być świadomy tej samej rzeczy, ponieważ narusza to zasadę niesprzeczności.
Istota samookłamywania się
Zjawisko samooszukiwania się jeszcze trudniej wyjaśnić, gdy rozważymy samooszukiwanie się za pomocą kłamstwa. Uważamy zwykle, że kłamca musi stwierdzić, iż p (np.: „Jestem bogaty i przystojny”), będąc równocześnie przekonany, że nie-p („Nie jestem bogaty i przystojny”), albo sądząc coś przeciwnego do p („Jestem biedny i brzydki”). To znaczy, że mówiąc, iż jestem bogaty i przystojny, wypowiadam kłamstwo wtedy, gdy tak naprawdę sądzę, że nie jestem bogaty i przystojny. A jeśli moim celem jest oszukanie cię za pomocą kłamstwa, to jasne jest, że chcę, żebyś sądził, iż jestem bogaty i przystojny, podczas gdy ja sam uważam to za nieprawdę – nie tylko nie jestem bogaty i przystojny, lecz być może nawet jestem brzydki i biedny. Problem z okłamywaniem siebie samego jest następujący: mogę oszukać kogoś, że jestem bogaty i przystojny, ponieważ osoba ta nie zna prawdy, ale jak miałbym oszukać samego siebie? Jeśli okłamuję samego siebie, to z góry wiem, że nie jestem bogaty i przystojny i że po prostu kłamię.
Widzimy więc, że paradoksy samooszukiwania się osiągają szczyt komplikacji, gdy w grę wchodzi oszukiwanie samego siebie za pomocą kłamstwa, czyli tak zwane dosłowne samooszustwo. Jest ono najciekawszym rodzajem samooszustwa, ponieważ istnieje niemal całkowita zgodność wśród uczonych, że nie jest ono możliwe. Podzielenie umysłu na częściowo autonomiczne, niemal sprawcze podstruktury nie rozwiązuje naszych problemów – gdy jedna część świadomości oszukuje, a druga jest oszukiwana, mamy do czynienia raczej z „oszukiwaniem wewnątrz siebie” niż „samooszukiwaniem”; oszustwo występuje wewnątrz świadomości i nie jest dokonywane przez siebie wobec samej siebie. Niektórzy uczeni sugerują, że samooszustwa dokonuje świadomość występująca w jednej chwili wobec świadomości występującej w innej, odległej, na przykład ukrywając pewne informacje albo podsuwając informacje fałszywe. Powiedzmy, że chciałbym uniknąć bardzo nieprzyjemnego spotkania. Zapisuję więc w kalendarzu błędną porę wydarzenia, co skutkuje tym, że „przyszły ja” nie przychodzi na spotkanie. Choć faktycznie w tym przykładzie oszukuję samego siebie z przyszłości, wielu filozofów nie uznaje tego zachowania za samooszukiwanie się. Chodzi nam tu bowiem o oszukiwanie siebie w danej chwili.
Rozwiązanie
Sądzę, że aby naprawdę zrozumieć zjawisko dosłownego samooszukiwania, musimy dopracować naszą analizę kłamstwa. Paradoksy samooszustwa rodzą się z przyjęcia niepoprawnej teorii kłamstwa, do której odwołujemy się, analizując to zjawisko. Jeśli ją poprawimy, paradoksalność samooszukiwania się zniknie. Kluczowe spostrzeżenie dotyczy tego, że ludzie mogą kłamać, wygłaszając tezę, w której prawdziwość świadomie i dosyć mocno wierzą – o ile ich racjonalna ocena tej tezy wskazuje jednak na jej fałszywość. A ponieważ ludzie mogą zwodniczo kłamać za pomocą potwierdzania, że coś, w co z całą pewnością wierzą, jest prawdą, samooszukujący się nie musi wpadać w pułapkę jednoczesnego wierzenia w coś jako oszukujący i niewierzenia w to jako oszukiwany.
Jak więc ustalimy, czy można kłamać, wygłaszając tezę, którą uważa się za prawdziwą? Albo kiedy moglibyśmy stwierdzić, że wygłoszenie sądu, o którego fałszywości jest się przekonanym, nie powinno być uznane za kłamstwo? Rozważmy kolejny przykład.
Pewien rasista o imieniu Martin dostał wezwanie do składu ławy przysięgłych w sprawie dotyczącej Afroamerykanina oskarżonego o gwałt na białej kobiecie. Choć Martin rozumie, że dowody na niewinność oskarżonego są niezbite, jednocześnie nie może pozbyć się wrażenia, że oskarżony jest winny. Po chwili autorefleksji Martin zdaje sobie sprawę, że przyczyną tego wrażenia jest jego rasizm, od którego mimo wszystko nie zamierza się dystansować. Jednak po zrozumieniu, że przyczyną, dla której sądzi, iż oskarżony dokonał przestępstwa, jest rasizm, a nie zebrane dowody, Martin głosuje: „niewinny”. Po wyjściu z sądu Martin spotyka przyjaciela z dzieciństwa, który jest ciekawy, czy oskarżony jest winny, czy nie. Martin ponownie odpowiada: „Nie, jest niewinny” (Lackey 2007).
Czy Martin okłamuje swojego przyjaciela? Sądzę, że nie, ponieważ ocenił, że oskarżony nie popełnił tego czynu, a jego rasistowskie przekonania są nieuzasadnione. Co więcej, moglibyśmy powiedzieć, że Martin skłamałby dopiero wtedy, gdyby powiedział, że oskarżony jest winny, ponieważ jest to teza, którą ocenia jako fałszywą. Stwierdzenie tezy, którą oceniasz jako fałszywą, przynajmniej czasami jest wystarczającym warunkiem kłamstwa, ale zawsze jest tym koniecznym, nawet jeśli jesteś psychologicznie przekonany o jej prawdziwości. Tak więc można okłamać samego siebie, przyjmując tezę, w której prawdziwość wierzymy, ale którą oceniamy jako fałszywą, i rzeczywiście możemy się samooszukiwać, zwiększając subiektywną pewność przekonania, które oceniliśmy jako fałszywe. Na przykład ze względu na to, że mam z moim dzieckiem silną więź emocjonalną, mogę wierzyć, iż nie zażywa ono narkotyków, ale jednocześnie świadomie ocenić, że wszystko wskazuje na to, iż jednak to robi. Jeśli w celu uwierzenia, że dziecko nie bierze narkotyków (i tym samym zmniejszenia niepokoju odczuwanego w związku z wnioskami płynącymi ze świadomej oceny świadectw), będzie się ciągle powtarzać sobie, iż na pewno ono tego nie robi, będzie to, moim zdaniem, samooszukiwanie się za pomocą kłamstwa.
Tłumaczenie: Elżbieta Drozdowska
Warto doczytać:
- V. Krstić, Lying to Others, Lying to Yourself, and Literal Self-Deception, „Inquiry” 2023 (Online First), www.tandfonline.com/doi/full/10.1080/0020174X.2023.2206850 (dostęp: 17.09.2024).
- V. Krstić, Self-Deception: a Functional Account, Cambridge 2024 [w druku]. J. Lackey, Norms of Assertion, „Noûs” 2007, Vol. 41, Iss. 4, s. 594–626.
- A. R. Mele, Self-Deception Unmasked, Princeton 2001.
Vladimir Krstić – adiunkt na Uniwersytecie Zjednoczonych Emiratów Arabskich, dr filozofii i teolog. Specjalizuje się w filozofii umysłu i języka, psychologii filozoficznej, epistemologii (głównie problematyce sztucznej inteligencji) i filozoficznej analizie manipulacji, oszustwa, informacji i dezinformacji. Wcześniej zajmował się etyką (w tym etyką sztucznej inteligencji), krytycznym myśleniem i filozofią kontynentalną, ale publikował również teksty z innych dziedzin, takich jak antropologia, lingwistyka, filozofia eksperymentalna, gender studies, etyka medyczna i studia z zakresu Starego Testamentu. Uwielbia aktywność fizyczną: pływanie i bieganie.
Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 4.0.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
< Powrót do spisu treści numeru.
Ilustracja: Małgorzata Uglik
Por. B. Hołyst, Samobójstwo. Przypadek czy konieczność.
AD 2025
Vide: “Self Destruction” NIN/T. Reznor
AD 2025