[w:] W. Tatarkiewicz, Droga do filozofii i inne rozprawy filozoficzne, Warszawa 1971, s. 23–25.
Można jaskrawiej jeszcze uwydatnić względność naturalnego obrazu świata. Można to uczynić np. przyjąwszy myśl, wyłożoną niegdyś przez petersburskiego akademika K. E. v. Baera: że szybkość z jaką istoty żywe odbierają wrażenia, nie jest u wszystkich ta sama, lecz jest proporcjonalna do szybkości ich tętna, a szybkość tętna jest u różnych gatunków różna. Jeśli tak jest, to np. królik, mając tętno czterokrotnie szybsze od wołu, w tym samym czasie doznaje odeń cztery razy więcej wrażeń. Ta właściwa każdemu gatunkowi szybkość jest jego miarą czasu. Dla nas miara ta jest stosunkowo mała, możemy więc w ciągu minuty wielokrotnie zobaczyć te same przedmioty nie zauważając w nich żadnej zmiany: dlatego traktujemy przedmioty te – np. rośliny i zwierzęta – jak gdyby miały stały kształt i wielkość. Gdyby się natomiast szybkość naszego tętna znacznie zmniejszyła, lub znacznie zwiększyła, to nasz obraz rzeczy zmieniłby się zasadniczo.
Przypuśćmy, że tętno przyspieszone zostało tysiąckrotnie: wtedy moglibyśmy śledzić okiem lecącą kulę karabinową. Jeśliby zaś było przyspieszone jeszcze tysiąc razy – tak, iż w czterdzieści minut mielibyśmy tyle przeżyć, ile obecnie przez całe życie – wtedy trawa i kwiaty byłyby dla nas równie nieruchome, jak obecnie nieruchome są góry. O rośnięciu trawy wiedzielibyśmy tyle, co teraz o geologicznych przemianach kuli ziemskiej. Ruchów zwierząt nie widzielibyśmy wcale, jako zbyt powolnych, co najwyżej wywnioskowalibyśmy je, jak obecnie ruchy gwiazd. Przy jeszcze większym przyśpieszeniu może słyszelibyśmy światło, natomiast nasze dźwięki byłyby dla nas niesłyszalne.
Nie mniejsze zmiany w obrazie świata wystąpiłyby w wypadku zwolnienia tętna. Przypuśćmy, że zostało zwolnione tysiąc razy, że życie nasze zostało tysiąckrotnie przedłużone, a ilość wrażeń pozostała ta sama. Przeżylibyśmy wtedy w rok to, co obecnie w 8 godzin – i rok wydawałby nam się tym, czym 8 godzin obecnie; w 4 godziny widzielibyśmy, jak przechodzi zima, zakwitają kwiaty, drzewa pokrywają się liśćmi, wydają owoce i więdną jesienią. Wielu zjawisk, które teraz dobrze znamy, nie spostrzegalibyśmy wcale, bo dokonywałyby się między jednym a drugim naszym postrzeżeniem. Grzyb pojawiałby się nagle jak źródło. Ciemność nocy i jasność dnia następowałyby po sobie co minutę, a słońce z wielką szybkością przebiegałoby niebo. Ale zwolnijmy nasze tętno jeszcze tysiąckrotnie, tak, abyśmy mogli robić niespełna 200 postrzeżeń na rok. Różnica dnia i nocy znikałaby, słońce stałoby jak płomienny łuk na niebie. Cała wegetacja z szaloną szybkością powstawałaby i ginęła. Wszystkie kształty, które wydają się nam stałe, przemieniałyby się z niezmierną szybkością.
Są to wszystko fikcje, ale fikcje te dobitnie wykazują względność naszego obrazu świata. O względności tej przeciętny człowiek nie pamięta i to, co spostrzega, uważa za bezwzględną naturę rzeczy; co dostrzegł z jakiejś mniej lub więcej przypadkowej perspektywy i co było zależne od organizacji jego zmysłów, stanu jego wiedzy, tempa jego przeżyć, to traktuje jako bezwzględnie prawdziwy, wszystkich obowiązujący obraz świata.
Pobierz tekst w PDF.
Skomentuj