Artykuł Etyka

Wojciech Lewandowski: Etyka na koniec antropocenu

Wyobraźmy sobie, że koniec ludzkiej epoki jest nieunikniony, a my jesteśmy w stanie przewidzieć jego dokładną datę, która okazuje się nieodległa. Nie możemy jednak nic zrobić, by temu zapobiec. Jedyne, na co mamy wpływ, to okoliczności, w jakich on nastąpi.

Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2021 nr 5 (41), s. 14–16. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.


Pod koniec życia ludzie często starają się uporządkować swoje sprawy, by odejść ze świata ze spokojnym sumieniem. Czy pod koniec naszego panowania na Ziemi ludzkość powinna zrobić podobnie?

A jeśli katastrofa jest nieunikniona?

Ostatnie dziesięciolecia to czas alarmistycznych prognoz co do skutków, jakie działalność człowieka wywiera na świat. Uznaje się, że niekontrolowany rozwój technologiczny może zagrozić nie tylko przyrodzie, lecz również samemu gatunkowi ludzkiemu i wszystkim wartościom, jakie dzięki niemu mogłyby zostać zrealizowane. Myśl, że kiedyś sprowadzimy na nasz świat katastrofę, która doprowadzi do wyginięcia wszystkich lub prawie wszystkich ludzi, wydaje się budzić większy strach niż jakikolwiek inny scenariusz ekologicznej katastrofy. Zazwyczaj szybko uciekamy przed dokładnym rozważaniem tego rodzaju scenariuszy, uznając, że są wystarczająco przerażające, by zmotywować nas do zmian. Możliwe jednak, że powinniśmy przyjrzeć się im w szczegółach.

Hans Jonas proponuje w myśleniu o przyszłości przyjąć heurystykę strachu. Polega ona na tym, by wyobrazić sobie najgorszy możliwy scenariusz, jaki może pojawić się w związku z rozwojem technologicznym. Dzięki temu możemy, jego zdaniem, odkryć wartości, które za wszelką cenę należy chronić przed ostateczną katastrofą. Proponuję nieco zmodyfikować zasugerowany przez Jonasa sposób myślenia o przyszłości. Wyobraźmy sobie, że koniec ludzkiej epoki jest nieunikniony, a my jesteśmy w stanie przewidzieć jego dokładną datę, która okazuje się nieodległa. Nie możemy jednak nic zrobić, by mu zapobiec. Jedyne, na co mamy wpływ, to okoliczności, w jakich on nastąpi. Jeśli nie zrobimy nic, ów koniec zastanie kilkadziesiąt miliardów ludzi i będzie mieć charakter katastrofy humanitarnej i walki o zasoby. Gdybyśmy mogli podjąć działania, które dawałyby szansę na lepsze odejście ludzkości, to w jakim kierunku powinny one iść?

Z całą pewnością taka perspektywa wymusiłaby zmianę myślenia o naszej relacji wobec potomków. Decydując się na posiadanie dzieci, mamy nadzieję, że nie tylko będą one miały dostęp do tego, co uznaliśmy za wartościowe w naszym i poprzednich pokoleniach, ale również że będą miały jeszcze większe niż my możliwości. Czy zdecydowalibyśmy się na posiadanie dzieci, wiedząc, że – one same lub ich potomstwo – będą ostatnim pokoleniem na Ziemi?

Rozpatrzmy dwie z wielu możliwych moralnych strategii, jakie ludzkość mogłaby przyjąć w obliczu konieczności stopniowego kończenia swojej „kariery” na Ziemi. Ponieważ nasze rozważania dotyczą przede wszystkim losów gatunku ludzkiego, przyjmijmy, że każda ze strategii ma dokładnie taki sam wpływ na przyrodę pozaludzką.

Strategia pierwsza: priorytet jakości życia

Najbardziej obiecującą teorią etyczną, która mogłaby dać wskazówki co do tego, jak zaplanować ostatnie wieki ludzkości, jest utylitaryzm uśredniony. Nakazuje on maksymalizować średnią jakość życia w globalnej populacji. W perspektywie końca antropocenu może to oznaczać, że moralnym obowiązkiem byłoby zmniejszanie liczby ludzi na świecie przy jednoczesnym zwiększaniu jakości ich życia. Społeczeństwa mogłyby przyjąć taką politykę, przy której posiadanie dzieci jest wspierane i promowane tylko wówczas, gdy dana rodzina ma możliwości zapewnienia im jakości życia wyższej niż przeciętna. Dla pozostałych posiadanie dzieci byłoby czymś moralnie niesłusznym.

Na pierwszy rzut oka tego rodzaju propozycja wydaje się okropna, ale pamiętajmy, że rozważamy ją w perspektywie nieuchronnej katastrofy. Możemy sobie wyobrazić, że duża część osób w sposób naturalny wolałaby zrezygnować z prokreacji w obliczu tak tragicznych prognoz lub zdecydowałaby się na dzieci tylko wtedy, gdy przewidywana jakość życia ich potomstwa, wnuków i prawnuków przewyższałaby straty związane z życiem ze świadomością nieuchronnego końca. Projektowanym skutkiem przyjęcia strategii utylitaryzmu uśrednionego byłby taki stan rzeczy, w którym koniec antropocenu zastanie stosunkowo niewielką społeczność osób żyjących życiem o wysokiej jakości i pogodzonych z losem. Nieuchronność katastrofy pozwala też uniknąć postawy „Dlaczego miałbym robić coś dla przyszłych pokoleń? One nie zrobiły nic dla mnie”. W naszym przykładzie nieuchronność katastrofy pozwala na dostrzeżenie, że mamy wpływ na to, jak będzie wyglądać koniec naszego świata. Jeśli możemy doprowadzić do stanu, w którym nie będzie on wyglądał jak w apokaliptycznych opowieściach, to wydaje się, że nie mamy lepszej opcji.

Okazuje się jednak, że nawet gdy uznamy, iż koniec ludzkiego świata w małej populacji o wysokiej jakości życia jest dobrym pomysłem, pojawia się sporo dodatkowych problemów. Załóżmy, że mamy do wyboru program Maksymalne Szczęście dla Nielicznych, dzięki któremu na koniec na świecie będzie żyło kilkadziesiąt tysięcy ludzi o bardzo wysokiej jakości życia, lub program Przyzwoite Szczęście dla Całkiem Sporej Grupy – w ostatnim pokoleniu będzie istnieć znacznie więcej ludzi o tylko trochę mniejszej jakości życia. Czy rzeczywiście fakt nieuchronności katastrofy jest wystarczający, by uzasadnić działanie prowadzące do tego, że dość duża grupa osób nigdy nie zaistnieje i nie będzie miała szansy na szczęśliwe życie do dnia katastrofy? Ostatecznie wszyscy przecież umieramy i musimy sobie radzić z kresem istnienia. Ograniczanie liczebności populacji tylko w celu wyśrubowania wyniku średniej jakości życia nie musi być zatem przekonujące.

Innym problemem związanym ze strategią utylitaryzmu uśrednionego jest to, że może ona prowadzić do działań egoistycznych. Poszczególne kraje mogą dążyć do tego, by to właśnie ich obywatele znaleźli się w ostatnim pokoleniu żyjącym życiem o wysokiej jakości. Wyobraźmy sobie, że jakiś czas przed ostateczną katastrofą świat nawiedza pandemia choroby o bardzo dużej śmiertelności. Jedno z państw szybko opracowuje lekarstwo, ale nie dzieli się nim z innymi. W wyniku tego obywatele pozostałych państw masowo giną, a to, które wynalazło lek, zapewnia sobie przewagę aż do końca antropocenu, gwarantując swoim obywatelom wysoką jakość życia. Postępowanie egoistycznego państwa byłoby całkowicie zgodne z zasadą utylitaryzmu uśrednionego, jednak intuicyjnie trudno zaakceptować jego słuszność. To znaczy, że być może sama jakość życia nie musi być jedyną ani najważniejszą wartością, do jakiej powinniśmy dążyć w obliczu końca epoki człowieka.

Strategia druga: priorytet sprawiedliwych instytucji

Wyobraźmy sobie, że obecne pokolenie przeprowadza następujące rozumowanie: „Za jakiś czas nastąpi katastrofa eliminująca ludzkość z powierzchni Ziemi. Wszelkie wyrzeczenia, jakie byśmy ponieśli dla dobra przyszłych pokoleń, ostatecznie i tak okażą się bezowocne – ostatnie pokolenie będzie skazane na zagładę. W związku z tym nawet jeśli teraz nie będziemy oszczędzać planety dla dobra przyszłych ludzi, skutek będzie taki sam. Możemy zatem nie przejmować się niczym, bo w najgorszym wypadku w wyniku naszych działań ludzkość przestanie istnieć kilka pokoleń wcześniej, więc w sumie i tak na jedno wychodzi”. Czy powyższe rozumowanie pomija coś istotnego oprócz jakości życia ostatnich pokoleń? Na myśl może przyjść to, że nie jest ono sformułowane z punktu widzenia akcentującego międzyludzką solidarność i sprawiedliwość. Nawet jeśli ludzkość czeka zagłada, moglibyśmy uznać za racjonalne, by działania następujących po sobie pokoleń brały pod uwagę międzypokoleniową sprawiedliwość i dawały szanse potomkom na tworzenie wolnych i szanujących prawa społeczeństw.

John Rawls zaproponował, by w odniesieniu do przyszłych pokoleń skoncentrować się na poszukiwaniu zasady sprawiedliwych oszczędności. Według niego przedstawiciele obecnego pokolenia powinni wyobrażać sobie siebie jako rodziców, którzy planują program oszczędzania dla swoich dzieci, biorąc pod uwagę to, czego sami mieliby prawo oczekiwać od własnych rodziców. Zdaniem Rawlsa w wyniku takiego namysłu doszliby do wniosku, że głównym celem międzypokoleniowego oszczędzania jest zapewnienie kolejnemu pokoleniu takich materialnych środków, które pozwalają na utrzymanie w społeczeństwie sprawiedliwych instytucji gwarantujących każdemu wolność, równość szans i korzyści dla najmniej uprzywilejowanych.

Gdyby przyjąć tę strategię, koniec ludzkości nie musiałby być czymś strasznym. Ostatnie pokolenie mogłoby odchodzić ze świata ze świadomością, że ludzkość w swojej historii zdobyła wszystko, co najważniejsze, tworząc autentycznie sprawiedliwe społeczeństwa, w których każdy cieszy się wolnością i jest wdzięczny swoim przodkom za umożliwienie tego. To rozwiązanie jest bardzo bliskie temu, co Jonas odkrył dzięki swojej heurystyce strachu i co określił jako odpowiedzialność za „ideę Człowieka”, czyli za istoty zdolne do ustanawiania sobie celów i będące celami samymi w sobie.

Jednym z głównych problemów tej strategii jest to, że tworzony w niej plan oszczędzania obejmuje tylko sąsiadujące ze sobą pokolenia. Pokolenie rodziców jest zmotywowane do tego, by pozostawić pokoleniu dzieci środki pozwalające na utrzymanie sprawiedliwych instytucji, ale jaką motywację może posiadać obecne pokolenie, by oszczędzać dla ludzi, którzy będą żyli za kilkaset lat? Zwolennicy strategii Rawlsa twierdzą, że nasza międzyludzka solidarność nie musi wybiegać aż tak daleko, i formułują argument „zamka błyskawicznego”. Wystarczy, że aktualne pokolenie będzie dbało o swoich bezpośrednich potomków. Ci będą dbać o swoich własnych bezpośrednich potomków i tak dalej, aż do ostatniego pokolenia.

Obie wymienione wyżej strategie wiążą się ze znacznie większą liczbą problemów, zwłaszcza jeśli chodzi o ich szczegółowe opracowanie i zastosowanie w praktyce. Potrzebowalibyśmy wielu informacji o przyszłości, by móc oszacować, czy ważniejsze jest, by następnych kilka pokoleń uniknęło jakiegoś rodzaju cierpienia, czy też raczej należy przyspieszyć rozwój sprawiedliwych instytucji. Dodatkowo trzeba byłoby uwzględnić nasze obowiązki moralne wobec przyrody pozaludzkiej. Pamiętajmy jednak, że główną funkcją heurystyki strachu nie jest opracowanie szczegółowych zaleceń, a jedynie odkrycie wartości, które należy chronić w naszej relacji do przyszłych pokoleń w każdym możliwym scenariuszu. W tym aspekcie obie strategie spełniają swoje zadanie: naszym moralnym obowiązkiem jest zapewnić, by nawet jeśli kiedyś nastąpi kres ludzkości, był on tak mało tragiczny, jak to tylko możliwe, i by ostatni ludzie na Ziemi mieli szansę na odejście ze świadomością, iż dzięki minionym pokoleniom stanowią solidarną wspólnotę, której egzystencja, odkryte i zrealizowane wartości są ewenementem w skali wszechświata.


Wojciech Lewandowski – filozof, pracownik Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Pasje: rodzinne podróżowanie, literatura i film.

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.

< Powrót do spisu treści numeru.

Ilustracja: Natalia Biesiada-Myszak

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy