Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2023 nr 6 (54), s. 18–20. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
Wbrew obiegowej opinii, że demografia wspiera antynatalizm, spróbujemy wykazać, że aksjologiczną tezę antynatalistów o negatywnej wartości ludzkiej prokreacji oraz wynikający z niej normatywny postulat zmniejszania liczebności światowej populacji można podważać, odwołując się właśnie do argumentów związanych z liczebnością ludności. Wskażemy na pewne fakty demograficzne, które antynataliści, uznający przeludnienie za argument na rzecz zmniejszenia populacji świata, ignorują albo pomijają.
Underpopulation w krajach rozwiniętych
Fakt nr 1: zgodnie z raportem populacyjnym ONZ-etu z 2022 r. ok. dwie trzecie populacji świata żyje w państwach, w których współczynnik dzietności jest niższy niż tzw. współczynnik zastępowalności pokoleń (wynoszący 2,1 dzieci na kobietę), pozwalający na utrzymanie liczebności na stałym poziomie. Oznacza to, że w państwach tych populacje kurczą się, a biorąc pod uwagę zwiększającą się długość życia, także w szybkim tempie starzeją.
Fakt ten rodzi szereg różnorakich skutków, w większości negatywnych, np. prowadzi do zachwiania podstaw systemu emerytalnego i do zmniejszenia dynamiki gospodarczej, a także do różnego rodzaju problemów wynikających z napływu imigrantów (jeśli w danym państwie przyjmuje się politykę proimigracyjną jako remedium na spadek populacji). Postulaty antynatalistów nie przystają więc zupełnie do problemu demograficznego, z jakim mierzą się współczesne rozwinięte państwa; problemem tym bowiem nie jest przeludnienie (overpopulation), lecz underpopulation (niestety język polski nie posiada antonimu słowa „przeludnienie”).
Antynatalista mógłby jednak odpowiedzieć na ten zarzut, że choć faktycznie jego postulat jest poniekąd spełniony w owych dwóch trzecich populacji świata („poniekąd” – gdyż niewątpliwie wolałby, aby współczynnik ten był jeszcze niższy niż obecnie, np. aby wynosił dla całego świata tyle, ile obecnie wynosi dla Hongkongu, czyli 0,8, czy Korei Południowej, czyli 0,78), to jednak, globalnie rzecz biorąc, wciąż jest niespełniony, gdyż populacja świata nadal rośnie, a w niektórych regionach (np. Afryce Subsaharyjskiej) rośnie w szybkim tempie, w związku z czym państwa i organizacje międzynarodowe powinny prowadzić aktywną politykę antynatalistyczną. Ten kontrargument antynatalisty może wydawać się na pierwszy rzut oka trafny, pomija jednak dwa kolejne fakty demograficzne (nr 2 i nr 3).
Względnie optymistyczne prognozy
Fakt nr 2: wedle prognoz demograficznych ONZ-etu z 2022 r. globalny współczynnik dzietności będzie systematycznie spadał (w roku 1950 wynosił 5, w 2021 już tylko 2,3, w 2050 ma się zaś do 2,1); natomiast tempo wzrostu liczby ludności spadło w 2020 r. poniżej 1% (po raz pierwszy od 1950 r.) i jeśli ta tendencja spadkowa się utrzyma, to populacja Ziemi osiągnie swoje maksimum ok. 2080 r. (wyniesie ok. 10,4 mld) i potem – po okresie mniej więcej dwudziestoletniej stabilizacji – zacznie się zmniejszać, o ile wartości parametrów przyjętych w prognozach na XXI w. nie ulegną zasadniczej zmianie, a więc np. jeśli nie zwiększy się istotnie oczekiwana długość życia albo jeśli współczynnik dzietności w zamożnych krajach nie wzrośnie o jakąś znaczącą wielkość. Innymi słowy, o ile populacje krajów bogatych i relatywnie bogatych już się kurczą, o tyle populacja świata jako całości zacznie się kurczyć w nie tak odległej przyszłości. A więc i w tym – szerszym (globalnym) – kontekście postulaty antynatalistów zostaną do pewnego stopnia spełnione (choć, oczywiście, antynatalista chciałby przyspieszyć ten proces).
Oznacza to, że problem przeludnienia (w skali globalnej) jest mniej poważny, niż się dość powszechnie uważa; populacja świata, owszem, będzie jeszcze przez pewien czas rosnąć, ale potem (na mocy niezawodnie działających praw demografii) ustabilizuje się na poziomie tylko 1,7 mld wyższym niż obecny, a następnie zacznie się zmniejszać (słowo „tylko” jest tu adekwatne, jeśli weźmie się pod uwagę dynamikę wzrostu populacji w XX w.: między rokiem 1927 i 2000 populacja świata wzrosła o ponad 4 mld, z 2 mld do ok. 6,149 mld, a więc ponad dwukrotnie więcej niż, wedle szacunków ONZ-etu, wzrośnie w XXI w. – między rokiem 2023 i 2100; malejącą dynamikę wzrostu populacji świata dobrze ilustrują także następujące dane: od 1974 r., kiedy globalna populacja wyniosła 4 mld, do 2022 r., gdy osiągnęła liczbę 8 mld, populacja ta wzrastała o 1 mld dokładnie co 12 lat, jednak według prognoz ONZ-etu kolejny wzrost o 1 mld nastąpi dopiero w 2036 r., czyli za 14 lat, licząc od 2022 r., zaś w 2050 r., czyli za kolejne 14 lat od 2036 r., będzie liczyła 9,7 mld, to znaczy wzrośnie o 0,7 mld). Na zupełnie odmiennych prognozach (jak się okazało – błędnych) oparł się Paul Ehrlich, zapoczątkowując swoją wydaną w 1968 r. książką The Population Bomb coś, co można nazwać „paniką demograficzną”; ponadto, wieszcząc śmierć z głodu setek milionów ludzi, nie docenił zdolności innowacyjnych człowieka, które m.in. doprowadziły do tzw. zielonej rewolucji – upowszechnienia nawozów, mechanizacji rolnictwa itp., chroniącej świat przed głodem (dodajmy, że zdolności te z całą pewnością nie wyczerpały się).
„Odporność” procesów demograficznych na politykę antynatalistyczną
Fakt nr 3 to istnienie zasadniczego dla oceny sensowności aktywnej polityki antynatalistycznej intuicyjnego prawa demografii, mówiącego, że wskaźnik dzietności jest ściśle skorelowany z poziomem rozwoju gospodarczego danego kraju: im wyższy PKB per capita (produkt krajowy brutto „na głowę”) – czyli im wyższy dobrobyt, tym niższy współczynnik dzietności. Zachodzenie tego prawa tłumaczy się zwykle tym, że wyższe PKB per capita oznacza w praktyce, iż sytuacja życiowa kobiety (jej możliwości rozwoju zawodowego, zdobywania wykształcenia itp.) zmieniła się w takim stopniu, że urodzenie kolejnego dziecka generuje dla niej wysoki „koszt alternatywny” (mierzony wartością działań, jakie kobieta może podjąć zamiast urodzenia czy wychowania dziecka). Koszt ten w rozwiniętych państwach staje się wysoki także z tego powodu, że dziecko przestaje być „ekonomiczną inwestycją” (w związku z zanikającą rolą rolnictwa czy rzemiosła nie jest już pomocą w pracy, a z racji rozwiniętego systemu emerytalnego nie jest również zabezpieczeniem na „stare lata”; staje się „droższe” również przez to, że jego edukacja się wydłużyła).
Jakie znaczenie ma to prawo dla oceny sensowności aktywnej polityki antynatalistycznej? Otóż pokazuje ono, że procesy demograficzne są w dużym stopniu na nią „odporne”; są bowiem „bezwładne” w tym sensie, że zależą przede wszystkim od pewnych systemowych zmian w strukturze społeczno-ekonomicznej danych populacji, prowadzących do podniesienia dobrobytu (per capita). Oznacza to, że postulaty antynatalistyczne mogą być skutecznie realizowane (tam, gdzie w ogóle powinny być realizowane, tj. właściwie tylko w Afryce Subsaharyjskiej, ostatnim regionie świata z wysokim poziomem dzietności) nie (albo: nie przede wszystkim) przez ich głoszenie (tj. twierdzenie, że jest coś etycznie niestosownego w posiadaniu dzieci) i nie (albo: nie przede wszystkim) przez tzw. politykę antynatalistyczną (upowszechnianie antykoncepcji, aborcji czy sterylizacji), ale przede wszystkim przez podjęcie realnych działań na rzecz podniesienia poziomu życia w owych najbiedniejszych krajach: przez budowę infrastruktury gospodarczej, podnoszenie poziomu edukacji, polepszenie życiowych perspektyw kobiet. Jak bowiem przekonująco dowodzą prace wielu demografów (np. książka czołowego włoskiego demografa Massima Livi-Bacciego pt. A Concise History of World Population), nie jest wcale prawdą, że wysoka dzietność w najuboższych krajach bierze się stąd, że kobiety w istocie nie chcą mieć tak licznego potomstwa, a mają je dlatego, że brakuje im dostępu do antykoncepcji albo możliwości poddania się aborcji czy sterylizacji. Prawda jest bardziej złożona: w krajach tych kobiety (generalnie rzecz biorąc) wciąż chcą mieć wiele dzieci i z punktu widzenia warunków, w jakich żyją, jest to preferencja jak najbardziej racjonalna – dziecko jest wciąż „ekonomiczną inwestycją” (choć, oczywiście, na tę preferencję mają też pewien wpływ względy kulturowe; człowiek nie jest wyłącznie homo oeconomicus – choć w sferze dzietności jest nim bardziej, niż można by sądzić).
Każda droga na skróty (np. przez promocję antykoncepcji, aborcji i sterylizacji), której nie towarzyszy realna próba poprawy warunków życia kobiet i poszerzenie spektrum ich wyborów życiowych, jest, jak uczy doświadczenie, nieskuteczna (a jeśli przyjąć perspektywę konserwatystów, także – zwłaszcza gdy chodzi o aborcję i sterylizację – niemoralna). Niestety, wedle raczej zgodnej opinii ekspertów, dotychczasowa polityka państw bogatych wobec państw najuboższych nastawiona jest, mimo różnych szczytnych haseł, na ich ekonomiczną eksploatację i nie ma nic wspólnego z realną troską o podniesienie ich dobrobytu oraz umożliwienie im realizacji potencjału gospodarczego, wynikającego m.in. z potężnych bogactw naturalnych, a być może także, choć jest to wśród demografów kwestia sporna, właśnie z dużej liczebności ich populacji. Nie jest bowiem wykluczone, że przy odpowiedniej polityce ekonomicznej i pomocy podmiotów międzynarodowych państwa Afryki Subsaharyjskiej mogą skorzystać gospodarczo z tzw. dywidendy demograficznej, tj. bardzo wysokiego odsetka ludności w wieku produkcyjnym w całej populacji, który państwa te już osiągnęły lub osiągną w nieodległym czasie (w starzejących się państwach rozwiniętych, które już dawno temu skorzystały z własnej „dywidendy demograficznej”, odsetek ten systematycznie spada).
Podsumujmy. Wbrew wciąż głoszonej tezie o przeludnieniu, które będzie nieustannie wzrastać, można powiedzieć, że postulaty antynatalistów już zostały do pewnego stopnia spełnione. Populacje krajów bogatych kurczą się, a populacja świata jako całości zacznie się kurczyć jeszcze przed 2100 r. Tam zaś, gdzie istotnie mamy do czynienia z problemami wynikającymi z przeludnienia (Afryka Subsaharyjska), możemy im próbować zaradzić nie za pomocą jakiejś bezpośredniej i niecierpliwej realizacji postulatów antynatalistów, tj. nie przez politykę antynatalistyczną (która może mieć charakter jedynie środka wspierającego), lecz przez podjęcie (dużo trudniejszych) działań zmierzających do podniesienia jakości życia i dokonania sprawiedliwego podziału dóbr.
Warto doczytać:
- P. Kenyon, Ziemia dyktatorów. O ludziach, którzy ukradli Afrykę, tłum. J. Gilewicz, Kraków 2019.
- M. Livi-Bacci, A Concise History of World Population, Hoboken, NJ 2017.
- M. Pradhan, Ch. Goodhart, The Great Demographic Reversal: Ageing Societies, Waning Equality, and an Inflation Revival, London 2020.
- F. Stokowski, Demografia, Warszawa 2019.
- World Population Prospects 2022, United Nations (Department of Economic and Social Affairs, Population Division), raport z 2022.
- Survival of the Richest, OXFAM, raport z 2023.
Wojciech Załuski – prof. dr hab., pracownik Katedry Filozofii i Etyki Prawniczej na Wydziale Prawa i Administracji UJ, autor kilkunastu książek, w tym Przeciw rozpaczy. O tragicznej wizji świata i sposobach jej przezwyciężenia (Copernicus Center Press, Kraków 2015), Etycznych aspektów doświadczenia czasu (Wydawnictwo UJ, 2017) oraz wielu artykułów z zakresu filozofii prawa i etyki. Hobby: sport, muzyka.
Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
< Powrót do spisu treści numeru.
Ilustracja: Anna Koryzma
Skomentuj