Artykuł Filozofia języka Gawędy o języku

Wojciech Żełaniec: #21. Wyobrażanie językowych monstrów

Jest koniec 1999 roku. Radio zaprosiło Eksperta, by wyjaśnił, dlaczego w dzień św. Sylwestra o godz. 24:00 nie skończy się stare i nie zacznie się nowe tysiąclecie. Radio: – Dlaczegóż to, panie Ekspercie, o, dlaczego?! Ekspert: – Bardzo proste: bo nie było roku 0. Radio: – A, dziękujemy bardzo, wszystko już rozumiemy! Ekspert: – Jesteście pojętniejsi niż połowa ludzkości! Gratuluję! [do siebie:] Albo ja tak dobrze tłumaczę…

Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2021 nr 6 (42), s. 28–29. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.


Wróćmy do podjętego już wcześniej tematu stosunku wyobrażeniowego rozumienia wyrażeń w języku tzw. naturalnym do jego rozumienia czysto rozumowego, pojęciowego, to jest takiego, dla którego nie są potrzebne żadne wyobrażenia (zobacz odcinki z cyklu Gawędy o języku z wydań „Filozofuj” 2019 nr 2 [26] – 2020 nr 2 [32]). A przez „wyobrażenie” rozumiem świadomościowe odniesienie do jakiegoś przedmiotu, niedostępnego naszym zmysłom przynajmniej w danej chwili, a może z zasady, ale zawierające pewien materiał zmysłowy, wytworzony na podstawie wspomnień aktów czysto zmysłowych, takich jak zmysłowe postrzeganie czegoś. (U człowieka takim specjalistą od postrzegania jest zmysł wzroku, u psa natomiast węch).

Powyższe zdania mogą się wydawać zbytnio (czy może zbytecznie) nasycone abstrakcyjną terminologią i przez to trudno zrozumiałe dla kogoś, kto nie jest fachowym filozofem. Z tego jednak powodu są dobrą ilustracją tego, co same mówią. Można je jednak rozjaśnić przykładami. „Świadomościowym odniesieniem do jakiegoś przedmiotu” nazywam np. widzenie, słyszenie czy czucie nosem lub dotykiem czegoś, myślenie o czymś, obawianie się czegoś, żywienie nadziei na coś, cieszenie się na coś itp. Zgoda, że to „świadomościowe odniesienie do jakiegoś przedmiotu” jest wyrażeniem nieco przyciężkim, ale jakąż to nazwą lekką i zwinną, a jednocześnie taką, która sama informowałaby wstępnie, o jakie akty chodzi, objąć wszystkie te rodzaje aktów (bez tego warunku obdarzenie nazwą czegokolwiek jest nader łatwe: wystarczy wymyślić jakąś, np. „aburaka” czy „kalikrót”. Takie nazwy są zwięźlejsze niż to „świadomościowe odniesienie do jakiegoś przedmiotu”, ale niestety nie informują – przez samo swoje brzmienie czy postać graficzną – czego mają być nazwami – mianowicie wszelkiego rodzaju świadomościowych odniesień do pewnego przedmiotu, też wszelkiego rodzaju). (Uff, ten wywód jest coraz to lepszą ilustracją tego, o czym mówi).

A ten „materiał zmysłowy”? To coś, co w „odniesieniu świadomościowym… itd.” występuje jako wynik zetknięcia naszych zmysłów z rzeczywistością lub jako wspomnienie takiego wyniku, lub jako złożenie takich wyników fantazji, lub we śnie.

Coś takiego występuje często jako dodatek do naszego rozumienia pewnych wyrażeń językowych. Przykładowo gdy słyszymy lub czytamy ten śmieszny wierszyk:

Ktoś zapukał – pytam „kto tam?”
Zza drzwi słyszę: „hipopotam!”
„Nie otworzę, jestem sama,
Boję się hipopotama!”

Możemy sobie wyobrażać odnośną scenkę lub jakieś mniej czy bardziej mglisto zarysowujące się jej fragmenty. Ale nawet gdy niczego sobie nie wyobrażamy, możemy rozumieć ten wierszyk, jeśli znamy język polski, przynajmniej w zakresie występujących w tym wierszyku słów i stosujących się do niego reguł gramatyki. Podobnie możemy rozumieć pierwsze słowa Marsylianki: Allons, enfants de la Patrie. Le jour de gloire est arrivé!, nie znając francuskiego prócz występujących w tym zdaniu słów i odnośnych reguł; tak często „znają” języki językoznawcy, którym taka znajomość wystarcza do zilustrowania czy obalenia jakiejś tezy ogólnej. W przypadku Marsylianki dużo trudniej niż w przypadku piosenki Katarzyny Sobczyk byłoby adekwatnie wyobrazić sobie coś ją obrazującego, bo za dużo w pierwszym zdaniu francuskiej pieśni słów abstrakcyjnych, np. gloire (chwała), patrie (ojczyzna), enfants de la patrie – dzieci ojczyzny są czymś trudniejszym do (zmysłowego, a konkretnie wzrokowo) wyobrażenia niż dzieci ojca. Niemniej nie będzie tu całkiem od rzeczy fantazyjne wyobrażenie obywateli (citoyens) francuskich grupujących się w bataliony i chwytających za broń (Aux armes, citoyens! / Formez vos bataillons!) i maszerujących (Marchons! Marchons!) na spotkanie owym dziko okrutnym żołnierzom (ces féroces soldats), którzy przybyli do rewolucyjnej Francji, by podrzynać gardła dzieciom i partnerkom (Ils viennent […] / Égorger vos fils, vos compagnes) tychże to właśnie obywateli. Na szczęście podrzynanie gardeł, zwłaszcza dzieciom i żonom, nie jest dzisiaj powszednim widokiem, przynajmniej w Europie, ale widzieliśmy raz coś takiego na filmie, możemy więc sobie jakoś, niezbyt na szczęście wyraźnie, przedstawić tych wściekle okrutnych żołnierzy, którzy, z okrutnym wyrazem twarzy i długimi ostrymi nożami w zębach, zbliżają się marszobiegiem ku francuskim batalionom, w nadziei, że po rozprawie z nimi przejdą do tego, po co właściwie tu przyszli, a mianowicie do testowania tych noży na gardłach żon i dzieci owych obywateli.

Nie wszędzie jednak takie zmysłowe, fantazyjne i/lub wspomnieniowe przedstawienie będzie równie pomocne. Panna Fulkes z Kontrapunktu Aldousa Huxleya czyta, na początku III rozdziału I księgi Badań nad naturą i przyczynami bogactwa narodów Adama Smitha, takie dwa zdania:

Skoro możność wymiany prowadzi do podziału pracy, to stopień podziału musi być zawsze ograniczony zakresem tej wymiany, czyli, innymi słowy, rozległością rynku. Gdy rynek jest bardzo mały, nikt nie znajduje zachęty do tego, by oddać się wyłącznie jednemu zajęciu, a to dlatego, że nie może wymieniać całej nadwyżki produktu własnej pracy przekraczającej jego własne spożycie na takie części produktu pracy innych ludzi, jakich potrzebuje (tłum. S. Wolff i O. Einfeld)

i chociaż rozumie każde słowo z osobna, nie uchwytuje sensu tego abstrakcyjnego zdania jako całości. Czyta je kilkakrotnie, w końcu na głos, ale przy jego końcu zapomina, co było na początku. „Cała nadwyżka” – może np. rękawy jej bluzki, które zaczynają się odpruwać i które mogłaby komuś podarować? A „mały rynek”? – przed jej wewnętrznym okiem szybuje jakiś niewyraźny obraz rynku bydła w Oksfordzie. „Taki mały to on nie jest”, myśli.

Oczywiście różnica między bydlęcym rynkiem w Oksfordzie a rynkiem, o którym myślał Smith, jest bez porównania większa niż ta między naszymi wyobrażeniami francuskich obywateli ustawionych w bataliony i wyruszających na przyjęcie „dziko okrutnych” wrogów a tym, co na własne oczy zobaczyli w wiosenny dzień 1792 r. strasburczycy obserwujący Armię Renu maszerującą z ich miasta na wojnę z Austrią, wypowiedzianą zresztą nie przez Austrię Francji, lecz na odwrót (Austriacy mogli więc być lekko wściekli na citoyens). Materiał zmysłowy jest bardziej pomocny w rozumieniu Marsylianki niż wywodów Smitha. Ale to wszystko nic przy przykładach z matematyki elementarnej. Pamiętam dotąd reakcję – coś pośredniego między śmiechem a wołaniem o litość – mojej klasy (pierwsza LO) na „groźbę” nauczyciela analizy matematycznej: „dzisiaj się dowiecie, co to klasa abstrakcji relacji równoważności”. Jak tu sobie takie monstrum wyobrazić?

O tym zob. następna gawęda.


Wojciech Żełaniec – filozof generalista i filozof społeczny, stypendysta Humboldta (Würzburg 1995–1997), kierownik Zakładu Etyki i Filozofii Społecznej w Instytucie Filozofii Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Gdańskiego (ifsid.ug.edu.pl). Redaktor numeru specjalnego włoskiego czasopisma „Argumenta” poświęconego tłu reguł konstytutywnych (https://www.argumenta.org). Hobby: czytanie i recytowanie poezji.

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.

< Powrót do spisu treści numeru.

Ilustracja: Paulina Belcarz

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy