Artykuł Filozofia języka Gawędy o języku

Wojciech Żełaniec: #7. Irytująca niepochwytność bycia

„Panie agitatorze, powiedzcie jeno, byle uczciwie: jest tam w końcu jakie życie na tym Marksie, czy go też nie ma?” (chłop małopolski po wysłuchaniu odczytu informacyjnego o Marksie i Engelsie przez wędrownego agitatora, lata 40. XX w.)

Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2019 nr 1 (25), s. 30–31. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.


Nasze życie poznawcze nie sprowadza się do czystej bezinteresownej kontemplacji, oglądu (po grecku: θεωρία, theoria, od czasownika θεάομαι, theaomai – patrzę, przyglądam się) różnych rzeczy i relacji między nimi. W dziele sztuki przedstawiającej, np. w powieści czy filmie, mamy takie właśnie rzeczy i relacje oraz złożone z nich sceny do oglądania, cieszenia się czy nawet rozkoszowania nimi. Kiedy wyobrażamy sobie pewien alternatywny (wobec faktycznego) przebieg zdarzeń czy rozwój wypadków, przedstawiamy je sobie, nie wydając o nich żadnego sądu. Utęskniona dusza poety kontempluje „te pagórki leśne, te łąki zielone / Szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnione; / te pola malowane zbożem rozmaitem / wyzłacane pszenicą, posrebrzane żytem / gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała, / Gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała, / A wszystko przepasane jakby wstęgą, miedzą / Zieloną, na niej z rzadka ciche grusze siedzą”, szukając w tej wizji inspiracji dla swego dzieła, i w gruncie rzeczy obojętne jest mu już, czy owe ciche grusze jeszcze ciągle „siedzą”, najważniejsze, że on je sobie tak wyobraża. Czasownik „siedzą” w trybie orzekającym brzmi tu trochę „na wyrost” i rzeczywiście w niektórych językach, np. w łacinie, użyto by tu innego trybu, który nie służy do wyrażenia asercji, a tylko do wyrażania przypuszczenia lub przedstawienia czegoś, co nie jest lub przynajmniej być nie musi.

Najczęściej jednak interesuje nas właśnie to, czy coś jest, czy nie jest, wóz albo przewóz, kocha czy nie kocha, will she or won’t she. Sto talarów w moim pugilaresie to piękna idea, zachwycające przedstawienie (o „ideach” i „przedstawieniach” w sensie filozoficznym przyjdzie jeszcze coś powiedzieć), ale moje przetrwanie do pierwszego zależy od tego, czy te talary w owym pugilaresie są. Filozofowie egzystencjalni, od Kierkegaarda począwszy, rozsławili, by się tak wyrazić, owo ludzkie zainteresowanie tym, czy coś jest lub będzie, odnosząc je przy tym głównie do bycia samego zainteresowanego (choć jeszcze u Kierkegaarda przede wszystkim do prawdziwości chrześcijaństwa), w tym zainteresowaniu upatrując istoty tego, co nazywali egzystencją… Przepraszam, zabrzmiało to jak (naprawdę) niezamierzona drwina z egzystencjalizmu, ale to nam uświadamia, że pytanie, czy coś jest, czy też nie, to pytanie istotne na każdym kroku nie tylko dla zwolenników tego czy innego kierunku w filozofii.

Odpowiedzi na tego rodzaju pytanie nie można udzielić w formie grupy nominalnej (chyba że mówimy po tajsku, jak to wiemy z poprzedniej gawędy, ale takie języki jak tajski to rzadki wyjątek). Odpowiedź na pytanie typu „czy chcesz…?” w formie takiej grupy nominalnej jak „ja chcący/a…” mogłaby wyglądać na kpinę z pytającego, dopuszczając uzupełnienie w stylu „niedoczekanie twoje!”. Potrzebne jest zdanie, i to w trybie jak najbardziej orzekającym, zobowiązującym, wiążącym – samego mówiącego oraz tych, którzy dają mu wiarę albo przynajmniej chcą robić wrażenie, jakby to czynili. Ten tryb nie musi być koniecznie – choć często jest – trybem czasownika; pamiętamy z poprzednich gawęd, że nie wszystkie języki potrzebują czasownika, by sformułować zdanie wyraźnie różne od grupy nominalnej. Istnieje jeszcze coś zwanego trybem zdaniowym, a różnicę między nim a trybem czasownika łatwo zilustrować przykładem: zdania „Jan jest tego pewien”, „Czy Jan jest tego pewien?” i „Jeśli Jan jest tego pewien (…)” mają czasownik w tym samym trybie, tj. orzekającym, ale ich tryb zdaniowy jest, odpowiednio, twierdzący, pytający i hipotetyczny. Dopiero wypowiedź sformułowana przy użyciu twierdzącego trybu zdaniowego upewni pytającego, że jest (było lub będzie) tak lub tak. Inaczej mówiąc, wyrazi sąd (ἀπόφανσις, apophansis), swoisty akt umysłowy (a skoro zostanie wyrażony, to, dodajmy, jego wytwór), w którym dokonuje się arystotelejska κατάφασις (kataphasis) lub ἀπόφασις (apophasis), twierdzenie lub przeczenie, dwa podstawowe rodzaje sądu (nawiasem, wyrażenia „apophansis” i „apophasis”, chociaż podobne zewnętrznie i znaczeniowo blisko powiązane, są całkiem innej etymologii, nie licząc przedrostka „apo-” i należy je ściśle rozróżniać). Tak przynajmniej uczy Arystoteles w 5. rozdziale Περὶ ἑρμηνείας (De interpretatione) (zob. Gawęda #5 w: „Filozofuj!” 2018, nr 5, s. 32–33).

Narzuca się jednak pytanie, co właściwie skłania nas do twierdzenia lub przeczenia, że jest tak a tak lub inaczej. Czasem tym czymś jest sama atrakcyjność tego, co sobie przedstawiamy, zanim jeszcze się zdecydowaliśmy sformułować odnośne twierdzenie czy przeczenie. Tak dzieje się w tzw. myśleniu życzeniowym: „Obyż Kasia mnie kochała!” (jeszcze w trybie życzącym), „…ależ tak, Kasia mnie kocha” (tryb twierdzący). W większości wypadków jednak tym, co nas „zmusza” do twierdzenia czy przeczenia, jest to, że (stwierdzamy, iż)… jest właśnie tak lub inaczej. Stwierdzamy więc, że jest tak lub inaczej, a następnie twierdzimy, że tak jest, lub zaprzeczamy temu, by było inaczej. Ale czy to bycie tak-czy-inaczej narzuca nam się jako część naszego przedstawienia? Czy np. w tych aktach, w których jesteśmy „zmuszeni” stwierdzić, że róża jest czerwona, mamy przedstawienie róży, czerwonego i tego „jest”? W takim wypadku nasz sąd, że róża jest czerwona, byłby tylko sumą (lub, w przypadku negacji, różnicą) trzech przedstawień i rację miałaby tzw. allogeniczna (czasem też: heterogeniczna) teoria sądu, zgodnie z którą sąd bierze się z czegoś, co sądem nie jest, mianowicie z przedstawień. Teorie takie były „od zawsze” bardzo popularne, ale od kiedy zaczęto dociekliwej szukać przedstawienia samego bytu, tego czegoś, co łączy różę i jej czerwień, czyli najpóźniej od Davida Hume’a, zaczęły się mnożyć wątpliwości i pojawiać pierwsze tzw. idiogeniczne teorie sądu, zgodnie z którymi sąd jest aktem swoistym, do niczego innego niesprowadzalnym. Prekursorami takich teorii byli dwaj uczniowe Franciszka Brentana: Franz Hillebrand i Kazimierz Twardowski. Jest to jednak opowieść na inną gawędę.


Wojciech Żełaniec –  filozof generalista i filozof społeczny, stypendysta Humboldta (Würzburg 1995–1997), kierownik Zakładu Etyki i Filozofii Społecznej w Instytucie Filozofii, Socjologii i Dziennikarstwa Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Gdańskiego (wnswz.strony.ug.edu.pl). Ostatnia publikacja: Universality of punishment, Antonio Incampo and Wojciech Żełaniec (eds.), Bari 2015 (jako współautor i współredaktor). Hobby: czytanie i recytowanie poezji.

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.

< Powrót do spisu treści numeru.

Ilustracja: Małgorzata Uglik

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

1 komentarz

Kliknij, aby skomentować

  • Kryterium obrazowe hamuje rozwój wyższych umiejętności umysłowych. Ale ostatnio nasze szkoły i polityka podtrzymują ważność obrazowych kryteriów! Gdy patrzę na młodzież zamknięta w telefonicznych filmach, to rozumiem że ci młodzi nie doświadczają potrzeby rozwoju czterech wyższych umiejętności umysłowych bo nie wiedzą co to jest i do czego są one potrzebne.

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy