Aktualności Wspomnienia

Wspomnienia o Śp. Profesorze Andrzeju Norasie

4 grudnia 2020 r. zmarł Prof. Andrzej Noras, wybitny polski historyk filozofii, kierownik Zakładu Historii Filozofii Nowożytnej i Współczesnej i prorektor ds. Badań Naukowych Uniwersytetu Śląskiego. Publikujemy wspomnienia Jego przyjaciół, uczniów i współpracowników.

Gabriela Besler: Andrzej Noras, przedwcześnie zmarły kolega

Mieliśmy wspólne zainteresowania metafizyczne (odróżnienie istoty od istnienia, w tradycji neotomistycznej i neokantowskiej), wspólnych mistrzów i nauczycieli (ks. prof. zw. dr hab. Edmund Morawiec CSSR, prof. dr hab. Jerzy Gałkowski). Andrzej był recenzentem w moim przewodzie habilitacyjnym, skrupulatnie przeczytał wszystko, co opublikowałam i ustosunkował się do wyników moich badań, z czego mogłam wyciągnąć dla siebie konstruktywne wnioski.

Dużo życzliwości doświadczyłam od Andrzeja. Zawsze uśmiechnięty, rodzinny i serdeczny, optymistycznie nastawiony do świata. Dzięki swoim uniwersytecko-administracyjnym kompetencjom był dla mnie wsparciem w realizacji grantu ministerialnego. Potrafił poradzić, jak zgodnie z prawem dokonać pewnych zmian, bo nie wszystko przewidziałam, pisząc wniosek grantowy. Zabrał mnie samochodem na konferencje do Lublina i do niemieckiego Bautzen. Podczas całej podróży z głośników samochodowych dochodziła muzyka zespołu Pink Floyd, którą Andrzej bardzo lubił i znał. Nigdy w życiu – ani wcześniej, ani potem – nie wysłuchałam tylu ich utworów. Nie wiedziałam, że ich dyskografia jest tak bogata. Swoją kartą zapłacił kiedyś zakup ważnej dla mnie książki z zagranicy (pieniądze oddałam, nie miałam wtedy karty wymaganego typu). Bliska mi była Jego śląska mentalność: robić dobrze albo wcale.

Po śmierci prof. Józefa Bańki został przewodniczącym śląskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Filozoficznego. Miał konkretne plany ożywienia jego działalności, których realizację niestety zatrzymała pandemia. Jako szef zespołu filozofii niemieckiej, do którego należę, dawał mi poczucie bezpieczeństwa w zamieszaniu po wprowadzeniu nowej ustawy dotyczącej szkolnictwa wyższego. Moje zainteresowania narodzeniem się nowej logiki w Niemczech na przełomie XIXXX wieku uzupełniał o związane z tym wątki neokantowskie i logikę przedfregowską. Bardzo będzie mi brakować jego wiedzy w tym zakresie.

Pamiętam nasze dwa ostatnie spotkania, chociaż nie wiem, które z nich było tym ostatnim. Przeprowadzając się z Rektoratu, niósł wielki karton z swoimi książkami. Zapytał, czy chcę którąś z nich. Miałam wszystkie poza wydaną w 2020 w Niemczech historią neokantyzmu (A. Noras: Geschichte des Neukantianismus, Peter Lang: Berlin 2020). Obiecałam, że podaruję ją moim znajomym z uniwersytetu w Münster, gdzie się wybieram, gdy tylko pandemia się wycofa. Innym razem powiedział mi, że za swój największy sukces z okresu „prorektorskiego” uważa modernizację Wydawnictwa Uniwersytetu Śląskiego. Wiem, ile serca i zaangażowania włożył w to niełatwe zadanie.

Marcin Furman

Kończąc drugi rok filozofii, można było uważać się za „filozofa” – jak sądzili niektórzy studenci – albo rzeczywiście się nią zainteresować. Miałem szczęście znaleźć się w tej drugiej grupie. Na drugim roku studiów po raz pierwszy usłyszałem od wykładowców innych przedmiotów, że jeśli ukończy się kurs historii filozofii współczesnej z doktorem Andrzejem Norasem, to równie dobrze można twierdzić, iż droga do zdobycia tytułu magistra jest już tylko formalnością. To był rok 1999. Fakt ten miał podkreślać kompetencje i estymę, jakimi darzono zajęcia z tego przedmiotu. Przede wszystkim chodziło tu o osobę prowadzącego, który – mimo młodego wieku – posiadał bardzo dużą wiedzę i potrafił ją w sposób ciekawy i klarowny przekazać studentom. Zarówno pracownicy naukowi, jak i studenci trzeciego roku, zaznajomieni z problemami epistemologii i ontologii, wiedzieli, że w tamtym czasie jeszcze doktor (niebawem profesor) Noras był specjalistą z filozofii Immanuela Kanta oraz Nicolaia Hartmanna. Żywo interesowały go zwłaszcza neokantyzm badeński oraz neokantyzm marburski. W tym świetle anegdotą, którą warto przytoczyć, były wypowiedzi Profesora, który zwykł mówić, że jedyne, na czym się „trochę zna, to neokantyzm i Floydzi”. Biorąc pod uwagę, że zarówno w zakresie filozofii Kanta, jak i neokantyzmu był autorytetem w Polsce i za granicą, mamy tu obraz człowieka, który odznaczał się olbrzymią wiedzą, ale z drugiej strony miał do siebie bardzo duży dystans. Oprócz filozofii, przede wszystkim filozofii niemieckiej, dużym zainteresowaniem darzył muzykę. Czasem w chwilach odpoczynku, kiedy podczas wykładu można było odetchnąć, wspominał, że u niego w gustach muzycznych „na pierwszym miejscu znajduje się zespół Pink Floyd, potem długo, długo nic… a potem Led Zeppelin”. Ciekawostką niech będzie fakt, że wariacja na temat okładki płyty Dark side of the moon zespołu Pink Floyd stała się motywem przewodnim okładki pracy habilitacyjnej Profesora. Sam Profesor – wspominając pracę nad książką Kant a neokantyzm badeński i marburski – mówił, że przy jej pisaniu towarzyszyły mu dźwięki właśnie tego albumu.

Słuchając wykładów z historii filozofii współczesnej, trzeba było być bardzo uważnym, ponieważ poruszały one – obok zagadnień historycznofilozoficznych – zawiłe kwestie związane z epistemologią i ontologią. Profesor Noras potrafił je w sposób niezwykle jasny i czytelny wyłuszczyć i przedstawić w kontekście historycznym. W tym zakresie wzbudziły moje zainteresowanie wykłady poświęcone Kantowi i Husserlowi. Późniejsze badania naukowe sprecyzowałem właśnie w zagadnieniach epistemologicznych i ontologicznych tych filozofów. Filozofie te związały mnie z Panem Profesorem na długie lata. Efektem tego była napisania pod jego kierunkiem w 2002 roku praca magisterska poświęcona pojęciu intencjonalności w filozofii Edmunda Husserla; natomiast w roku 2007 profesor Noras promował mój doktorat, poświęcony późnej fazie filozofii Husserla. Osoba i charyzma Profesora powodowały, że chciało się z nim przebywać i z nim dyskutować. Żeby zaś dyskutować, uczestniczyć w jego seminariach, trzeba było czytać, przede wszystkim czytać.

Seminaria, zarówno magisterskie, jak i doktoranckie były rodzajem szczególnego spotkania, na którym spotykali się ludzie faktycznie zainteresowani filozofią. Ciekawy był fakt, że na nich dyskutowali nie tylko magistrzy, doktorzy i profesorowie, ale również, a może przede wszystkim studenci, którzy gdzieś, w jakimś momencie uczelnianej egzystencji mieli szczęście spotkać Profesora. Trzeba powiedzieć, że głos na tych zajęciach był głosem demokratycznym. Taką samą wagę miał głos studenta jak profesora. Liczyła się wiedza. Pamiętam, jak przychodziłem do pokoju, który profesor Noras dzielił z profesorem Głombikiem. Około godziny 16.00 zapełniał się on uczestnikami seminarium, można było tam spotkać m.in. Martę Ples-Bęben, Dariusza Bębna, Alicję Pietras, Tomasza Kubalicę, Tomasza Bańczyka, Piotra Nawarę czy Annę Musioł. Czasem ktoś dochodził, czasem ktoś opuszczał grupę seminarzystów.

Kiedyś, podczas pracy nad doktoratem, przyszedłem na konsultacje. Jak zwykle w czasie konsultacji, profesor Noras był w swoim gabinecie. Przywitał mnie, z serdecznością uścisnął rękę. Lubił, kiedy odwiedzali go studenci. Profesor zawsze podczas takich odwiedzin pytał, co tam słychać, czy zmieniło się coś w życiu prywatnym. Angażował się zarówno w życie naukowe, związane z filozofią, jak i życie prywatne. Człowiek nigdy nie był mu obojętny. Interesowało go zarówno to, co robiłem w kwestiach filozoficznych, jak i to, co nurtowało mnie w życiu prywatnym. Po prostu – można było na niego liczyć. W tym czasie potrzebowałem z nim porozmawiać, spotkać się z kimś, kto mnie zainspiruje do dalszej pracy. Pamiętam, jak z pewną wątpliwością i strachem powiedziałem, że „nie wiem co pisać, nie mam pomysłu na nowe badania”. Ku mojemu zaskoczeniu Profesor nie skrytykował mnie za brak pomysłów, którymi mógłbym wypełnić puste karty dysertacji. Z uśmiechem, przyjaznym tonem zrozumienia, stwierdził natomiast, że „tak to już jest podczas pisania prac naukowych. Kryzysy się pojawiają – to normalne”. Porozmawialiśmy wtedy trochę na różne tematy i wypiliśmy kawę. Przy tym trzeba powiedzieć, że kawa u Profesora miała charakter rytualny. Każdy, kto przychodził na seminarium, wiedział, że w końcu może być poproszony o zaparzenie kawy dla wszystkich jego uczestników. Po wysłuchaniu pełnego zrozumienia dla mojego kryzysu twórczego wróciłem do domu z pozytywną energią, wiedząc, że tak jak się pojawił, tak samo zniknie. Profesor był właśnie taką postacią, naukowcem o wielkiej wiedzy, którą potrafił się dzielić i innych nią inspirować, a z drugiej strony – człowiekiem znającym problemy psychologiczne i bolączki młodych naukowców. Potrafił dodać otuchy w chwili zwątpienia, po prostu podać rękę, kiedy zaszła taka potrzeba.

Profesor Noras był osobą, która przyciągała ludzi zainteresowanych filozofią oraz tych którzy mieli się nią dopiero zainteresować. Potrafił wzbudzić zaciekawienie filozofią – był człowiekiem, w którego towarzystwie miałem poczucie obcowania z wielkim filozofem.

Andrzej Gniazdowski

Inaczej niż jego przyjaciele, współpracownicy i uczniowie Andrzeja Norasa znałem głównie z jego książek. Choć rozmawialiśmy ze sobą dłużej tylko dwa razy, zapamiętałem go jednak przede wszystkim jako człowieka. Każde z tych spotkań, choć oddzielone od siebie kilkunastoma latami przerwy, pozostawiło w mojej pamięci bardzo wyraźny i żywy ślad jego osoby. Dlatego odkąd dowiedziałem się, że Andrzeja wśród nas już nie ma, wciąż wydaje mi się to niemożliwe. Tym bardziej że ostatnio spotkaliśmy się tak niedawno. I tak oczywiste wydawało mi się wtedy, że tym razem na naszą kolejną rozmowę nie przyjdzie mi czekać tak długo.

Andrzeja Norasa poznałem przed prawie dwudziestu laty w Katowicach. Przyjechałem wtedy do Instytutu Filozofii Uniwersytetu Śląskiego na zaproszenie Dariusza Bębna, z którym spotkaliśmy się wcześniej na konferencji fenomenologicznej w Ołomuńcu. Przed moim wykładem, który wspominam z lekkim zażenowaniem, bo o fenomenologii politycznej, o której miałem mówić, wiedziałem wówczas jeszcze mniej niż dzisiaj, Dariusz zaprowadził mnie do pokoju mieszczącego się chyba gdzieś na parterze budynku. Poszliśmy tam, ponieważ usłyszałem od niego, że skoro jestem w Katowicach, muszę koniecznie kogoś poznać. Atencja, z jaką Dariusz Bęben przedstawił mi Andrzeja Norasa, powiedziała mi bardzo wiele o szacunku, jakim cieszył się wśród kolegów. Nawet bez niej jednak nie sposób było na pierwszy rzut oka nie rozpoznać, że spotykam się z kimś wyjątkowym. Rozmawialiśmy krótko, ale wciąż mam przed sobą jego szczupłą postać w szarej marynarce. Jego uważne spojrzenie zza okularów w cienkiej, metalowej oprawce. Nasza rozmowa nie trwała długo również dlatego, że odniosłem wrażenie, że mam do czynienia z kimś, kto woli raczej słuchać niż mówić. Jednocześnie było w nim coś, co z miejsca kazało słuchać właśnie jego. Choć wszystkie te okoliczności, odczucia i wyobrażenia nieszczególnie sprzyjały rozmowie, pozostawiły we mnie wspomnienie spotkania nie tylko z autentycznym myślicielem, lecz również, mimo tylko kilku lat różnicy między nami, z autorytetem. Ukształtowanym i dającym o sobie bezpośrednio znać na mocy powagi jego myślenia.

Kiedy przed niespełna dwoma laty zobaczyłem nazwisko Andrzeja Norasa w programie konferencji o neokantyzmie w Berlinie, w której sam też miałem wziąć udział, wypożyczyłem z biblioteki naszego instytutu wszystkie jego książki. Przydały mi się nie tylko do tego, żeby mu do tego się przyznać podczas jednej z przerw, w odpowiedzi na pytanie, czy którąkolwiek z nich czytałem. Myśląc o sobie jako uczniu Marka Siemka, ceniłem Andrzeja nie tylko jako wybitnego znawcę tradycji neokantowskiej i filozofii niemieckiej w ogólności. Podziwiałem go jako kogoś, kto realizował powołanie filozoficzne, które uznawałem również za moje własne, lecz któremu nie potrafiłem poświęcić z siebie tyle, co on. Po jego książki sięgnąłem z nadzieją, że pozwolą mi nadrobić przed konferencją stracony czas, potrzebny do swobodnego poruszania się w ramach tradycji, która tymczasem stała się dla mnie obca. Że pomogą mi umieścić Siemkowską interpretację idei transcendentalizmu, o której miałem mówić, w szerszym kontekście teoretycznym. Kontekście Andrzejowi Norasowi doskonale znanym, który znakomicie i przejrzyście rekonstruował.
Nie spodziewałem się, że tych kilka dni, spędzonych na konferencji, podczas której Andrzej Noras wygłosił referat o pojęciu nauki u Hermanna Cohena, już na zawsze połączą mi w pamięci jego postać nie tylko z Kantem, lecz również z majem i z Berlinem. Z rozmową z nim przed Instytutem Polskim na brzegu Szprewy o Salomonie Majmonie i rzuconą podczas niej przez Andrzeja uwagą, że myśliciel ten zadedykował swoje dzieło O filozofii transcendentalnej polskiemu królowi, Stanisławowi Augustowi. Z zadanym mu pytaniem, czy krytyczne pytanie Kanta, ponieważ dotyczy warunków możliwości poznania, nie każe widzieć już w samej krytyce rozumu pewnej postaci filozoficznej spekulacji, na które Andrzej odpowiedział „tak”, choć nigdy już się nie dowiem, czy nie uznał tego pytania za naiwne i nie odpowiedział „tak” z czystej uprzejmości. Z wieczornym spacerem wzdłuż tego samego brzegu wraz z innymi uczestnikami konferencji pod Bramę Brandenburską i z powrotem, na który nie miał on chyba specjalnej ochoty. Ze śniadaniem zjedzonym wspólnie z Andrzejem Norasem i Tomaszem Kubalicą w słoneczny, majowy poranek. Posiłkiem wolnym od filozofii, który pozwolił mi poznać Andrzeja jako nie tylko zasadniczego, lecz również pełnego ciepłego humoru, zdystansowanego wobec siebie człowieka. Książki, które Andrzej Noras napisał, będę z pewnością wypożyczał jeszcze niejeden raz. Jeszcze długo natomiast nie będę potrafił uwierzyć, że na żadnej konferencji już nigdy go nie spotkam, ani w Katowicach, ani w Warszawie, ani w Berlinie.

Artur Jochlik

Profesor Andrzej Noras był człowiekiem, na którego zawsze można było liczyć. Nigdy nie zwlekał z odpisywaniem na emaile, służył dobrą radą. Był szczery, starał się jednak wyrażać swą szczerość w sposób taktowny. To właśnie jemu zawdzięczam bardziej krytyczne podejście do filozofii, miło wspominam przeprowadzone z nim rozmowy. Wydawało się, że jeszcze będzie miał mi dużo do powiedzenia na temat Hartmanna… Człowiek umiera zbyt szybko.

Agnieszka Kotulska

Śp. prof. Andrzej Noras był wspaniałym człowiekiem, ofiarnym, życzliwym, otwartym na troski innych ludzi, których traktował równo – bez względu na posiadane wykształcenie czy zajmowane stanowisko. Cechowała go niesamowita pogoda ducha oraz nietuzinkowe poczucie humoru. Większość spotkań zaczynał od opowiedzenia choćby krótkiego kawału czy anegdoty. Spotkania te wypełnione były jego serdecznym śmiechem, którym zarażał innych. Cieszył się dużą sympatią współpracowników, a jego zabawne „powiedzonka” pozostaną w mojej/naszej pamięci.
Był niezwykle pracowity, konsekwentny, wymagający od innych, ale także i przede wszystkim od siebie.
Wybitny naukowiec, dobry, skromny człowiek – takim go zapamiętam.

Tomasz Kubalica: Wspomnienie o śp. Andrzeju Norasie


Fot. z archiwum autora

Poznałem Profesora Norasa dawno temu podczas trzeciego roku studiów na Uniwersytecie Śląskim. Pamiętam go jako świeżo zatrudnionego, wtedy jeszcze Doktora, który prowadził wciągający wykład z historii filozofii współczesnej. Później przyszedł czas wyboru seminarium magisterskiego, a ja nie miałem wielkich dylematów. Co zdecydowało? Chyba głównie niemieckojęzyczna tematyka filozoficzna. Angielski był dla mnie zawsze dopiero drugim – albo nawet trzecim – językiem obcym. Z okresu studiów pamiętam bardziej i mniej formalne spotkania w pierwszym gabinecie na prawo od szklanych drzwi do Instytutu, gdzie pogrążały nas wciągające dyskusje o filozofii niemieckiej w oparach – wówczas legalnego na uniwersytecie – dymu papierosowego, zapijanego kawą z jednorazowych kubków.

Noszę w pamięci naszą pierwszą wspólną podróż pociągiem do Salzburga, gdzie Profesor miał wykład gościnny, a ja zaczynałem stypendium w ramach programu Sokrates. Do dziś pamiętam smak „Wiener Schnitzel” z panoramą na piękną starówkę tego miasta, dyskusje w Salzburskim Seminarium Filozoficznym i poseminaryjne spotkania z Austriakami przy „Stieglu”.
Nie zapomnę naszej ostatniej wspólnej podróży samochodem Profesora na konferencję do Berlina. Jedną z mniej znanych pasji Profesora były bowiem samochody i szybka jazda. Na szczęście dojechaliśmy cali i zdrowi, choć na miejscu okazało się, że jest mały problem z parkingiem przy naszym hotelu. Profesor nie chciał zgodzić się na parkowanie przy ulicy swojego auta, ale w końcu udało nam się przekonać obsługę do znalezienia miejsca parkingowego przy sąsiednim hotelu.

Wielokrotnie razem podróżowaliśmy pociągiem lub samochodem. Zawsze był to czas spędzony na długich rozmowach o filozofii i o życiu, a najczęściej o życiu filozofa. Nasze obiady stały się pewnego rodzaju rytuałem, kiedy omawialiśmy szczegóły naszej pracy. Nawet ostatni wspólny lunch nie miał wcale być ostatni. Zadowoleni z zakończenia poprzedniego projektu, omawialiśmy szczegóły aktualnego przedsięwzięcia i snuliśmy plany kolejnego. Bardzo żałuję, że niestety ten nasz posiłek okazał się pożegnalny, a nasza wspólna życiowa podróż po filozofii dobiegła końca.

Piotr Łaciak: Wspomnienie o śp. Profesorze Andrzeju Norasie

Wspominam w szczególności rozmowy z śp. Profesorem Andrzejem Norasem w ramach konferencji, seminariów, obron magisterskich i doktorskich oraz różnego rodzaju mniej oficjalnych spotkań. Rzecz jasna, dyskutowaliśmy nie tylko na temat filozofii, lecz także poruszaliśmy całe spektrum innych tematów, ale zawsze z jakiejś bardziej ogólnej perspektywy, nadającej im sens, od kwestii światopoglądowych aż po sport, w szczególności piłkę nożną. Wspominam śp. Andrzeja jako człowieka otwartego i krytycznego. Obecnie nie jest łatwo być krytycznym: być krytycznym, to, po pierwsze – nawiązując do Kanta – myśleć samodzielnie, bez obcego przewodnictwa; po drugie, mieć świadomość granic, czy to w nauce, czy w filozofii, czy też w życiu oraz respektować te granice. Te dwie cechy myślenia były szczególnie rozpoznawalne w wypowiedziach Zmarłego. Nieprzypadkowo był on pomysłodawcą seminarium na temat granic filozofii. Nie ulega wątpliwości, że filozofia jako wiedza krytyczna kształtuje postawę dystansu do świata. Myślę, że każdy, kto znał Profesora, zgodzi się ze stwierdzeniem, że był człowiekiem zdystansowanym nie tylko w stosunku do rzeczywistości, lecz także wobec filozofii oraz samego siebie. Ten dystans połączony ze swoistym poczuciem humoru oraz ironią sprawiał, że rozmowy z nim były dalekie od wydumanych, sztywnych i typowo akademickich konwersacji. Profesorowi wiele zawdzięczam zarówno jako filozofowi, jak i koledze. Byłem jego bliskim współpracownikiem, pracując w Zakładzie Historii Filozofii Nowożytnej i Współczesnej, którym kierował, a następnie będąc członkiem Zespołu Badawczego, którego był liderem. Zgadzaliśmy się w sprawach światopoglądowych oraz w fundamentalnych kwestiach filozoficznych odnośnie do problemów ontologicznych, epistemologicznych czy etycznych. W ramach zaplanowanego na 1 grudnia 2020 roku seminarium miałem zaprezentować referat na temat statusu metafizyki w fenomenologii. Dużo obiecywałem sobie po rozmowie z Andrzejem na temat analogii między Husserlem i Hartmannem w kwestii metafizyki, ponieważ był on nie tylko znakomitym znawcą neokantyzmu, lecz także filozofii Hartmanna. Niestety seminarium nie odbyło się, a kilka dni później Profesor zmarł. Będzie mi bardzo brakowało śp. Andrzeja jako Mistrza, Profesora i Człowieka, a myśl zawarta w jego tekstach pozostanie dla mnie zawsze żywa. Jako osoba wierząca żywię nadzieję, że spotkamy się w Wieczności.

Alicja Pietras

Fot. Pylyp Bilyi

Wszyscy z olbrzymim smutkiem i poczuciem niepowetowanej straty przyjęliśmy wiadomość o niespodziewanej i przedwczesnej śmierci Profesora Andrzeja J. Norasa, znakomitego historyka filozofii, znawcy filozofii neokantowskiej.

Profesor był moim nauczycielem i mistrzem, prawdziwym filozoficznym i naukowym autorytetem. Wywarł znaczący wpływ na moje myślenie i filozofię. To on nauczył mnie, jak olbrzymią rolę przy prowadzeniu badań filozoficznych odgrywa historia filozofii, mimo że moje sympatie naukowe początkowo w ogóle nie kierowały się w tę stronę. Uczył mnie warsztatu historyka filozofii. Jeżeli udało mi się w tej dziedzinie cokolwiek osiągnąć, to głównie za jego sprawą.

Profesor Noras był urodzonym filozofem, jednak jego największe dokonania naukowe związane są z historią filozofii. W dość dużej mierze wynikło to, jak sądzę, z głęboko żywionego przez niego przekonania, że rozpoczynanie filozofowania od swoich własnych przemyśleń bez odwołania się do historii filozofii przypomina – jak mawiał – „wywarzanie otwartych już drzwi”. Profesor zajmował się przede wszystkim myślą i recepcją Kanta i Hegla, filozofią neokantyzmu badeńskiego i marburskiego, lecz również filozofią – jak sam ich nazwał – postneokantystów, wśród których najbardziej cenił Nicolaia Hartmanna i Karla Jaspersa. Interesowało go zagadnienie periodyzacji historii filozofii, problem systemu filozoficznego, problem relacji między psychologią a filozofią w kontekście psychologizmu, a także zagadnienie metody historii filozofii, przy którym opowiadał się za konieczność rozwijania myślenia kontekstowego.

Profesora cechowała prawdziwie śląska pracowitość oraz głębokie zaangażowanie we wszystko, co robił. Był zawsze przychylny innym ludziom i chętny do pomocy. Gdy przychodził do pracy witał się ze wszystkimi napotkanymi osobami, nie miało dla niego znaczenia, czy był to rektor, dziekan, sekretarka, ochroniarz czy sprzątaczka. Wszystkich pytał „co słychać?” i opowiadał swoje niezapomniane żarty.

Wśród studentów Profesor słynął z tych swoich żartów. Po pojawieniu się informacji o jego śmierci pisało i dzwoniło do mnie wiele osób i prawie każda z nich, oprócz wyrazów wielkiego smutku, dzieliła się ze mną wspomnieniami o jego dowcipach. Bardzo często żartował z siebie i ze swoich słabości. Często mawiał: „Nie wiem. Znam się tylko trochę na neokantyzmie i Floydach. Nic więcej nie wiem”. Każdy jego student pamięta też stworzone przez niego określenie „proste jak drzwi do lasu”. Wszystkie jego żarty i śmieszne powiedzonka już na zawsze pozostaną w naszej pamięci.
Profesor był osobą, która zawsze pozostawała wierna wartościom, w które wierzy. Nie bał się mówić głośno, co myśli, nawet wtedy gdy nie podobało się to większości. Znam bardzo niewielu tak uczciwych ludzi. Po jego odejściu pozostała wielka pustka, której nikt nigdy nie będzie w stanie wypełnić.

Niech spoczywa w pokoju.

Marta Ples-Bęben

Czwartek, godzina 9:30. Trzeci rok filozofii tłoczy się przed salą 332, zaraz zacznie się kultowy wykład z historii filozofii współczesnej. Prowadzi go doktor habilitowany Andrzej Noras, przeplatający wnikliwe analizy kantyzmu i jego kontynuacji żartami niczym z Latającego Cyrku Monty Pythona, narzekaniami na kierowców i uwagami mającymi wprowadzić nas na dobrą drogę muzycznej świadomości.

Tak było kilkanaście lat temu, gdy studiowałam filozofię. Pan Profesor Andrzej Noras robił na nas ogromne wrażenie, nie tylko swoją wiedzą, ale także postawą. Uczył nas, jak powinno się studiować, czym jest uniwersytet, co to znaczy być naukowcem. Był bezkompromisowy i krytyczny – w najlepszym filozoficznym znaczeniu tego słowa. Wiele od nas wymagał, ponieważ nas szanował.

W kolejnych latach miałam szczęście blisko współpracować z Profesorem Andrzejem Norasem – był promotorem mojej pracy magisterskiej, a następnie doktorskiej, kierownikiem Zakładu Historii Filozofii Nowożytnej i Współczesnej, w którym pracowałam. Podczas licznych dyskusji znacząco wpłynął na mój sposób rozumienia filozofii i historii filozofii. Ukształtował mój warsztat historyczki filozofii i tłumaczki.

Panie Profesorze, bardzo dziękuję za te wszystkie lata, za dyskusje, seminaria, translatoria. Za życzliwość, wsparcie i dobre rady. Nie mogę uwierzyć, że już się nie spotkamy.

Barbara Szotek: Profesor od nas odszedł, ale…

Jak był wielki
Tak wielki pozostanie
Umysłem i czynem

Prof. dr hab. Andrzej Noras to uczony, historyk filozofii i filozof, profesor związany ze Śląskiem zarówno swoim pochodzeniem, jak i przeważającą częścią pracy zawodowej — naukowej i pedagogicznej.

Poznałam go dawno temu, od początku jego pracy w Uniwersytecie Śląskim. Moje pierwsze wrażenie, jakie odniosłam z rozmów z nim i poznawaniu go, potwierdzało się w każdym dalszym momencie naszej pracy i przyjaźni. To rzeczywiście był człowiek olbrzymiej pracy, wysiłku woli i aktywności w wielu dziedzinach nauki i życia akademickiego naszego Uniwersytetu.
Ale przede wszystkim Profesora Andrzeja Norasa cechowała fascynacja nauką, ze szczególnym uwzględnieniem filozofii i widać to było od razu przy spotkaniach z nim, że wciąż myślał i chętnie mówił o własnych planach naukowych (a było ich bardzo wiele) i projektach badawczych, których realizację uważał za każdym razem za coś niezwykle ważnego.

Przy czym była też druga strona osobowości mojego przyjaciela Andrzeja. Otóż dociekliwość w badaniach naukowych potrafił doskonale łączyć z przewrotnymi pytaniami, często nawet z zawadiackimi porównaniami, niepokojącymi spostrzeżeniami, ale też z optymistycznymi i łagodnymi ocenami. A wszystko po to – jak mówił – by nie dać się zwariować, robić swoje i robić to coraz lepiej w miarę swoich możliwości.

I dodawał:
„Wprawdzie wszystko się zmienia – świat, praca, współpraca, ale kompot w domu musi być! Mody intelektualne są ciekawe, ale po to właśnie jest nauka i filozofia, aby świat rozumieć i przede wszystkim nauczyć się dobrze z wiedzy korzystać”.

Był osobowością, której się nie zapomina, był autentycznym mistrzem w szeroko pojętej działalności naukowej i dydaktycznej.

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy