Myślenie krytyczne

Jakub Pruś: KM #23. „No to udowodnij mi, że tak nie jest!” – przerzucanie ciężaru dowodu

Co to takiego jest ten ciężar dowodu? Ile waży? I czy trzeba jeść dużo szpinaku, żeby go przerzucić? Rozważmy popularny i podchwytliwy błąd logiczny, na którym poległ już niejeden dyskutant. 

Uczestniczyłem kiedyś w dyskusji, która rozpoczęła się od argumentu dotyczącego polityki migracyjnej państwa. „Nie ma znaczenia, skąd przybywają uchodźcy, czy są migrantami zarobkowymi, czy uciekają przed wojną czy przed obowiązkiem służby wojskowej – powinniśmy udzielać schronienia i wsparcia wszystkim. Ludziom trzeba przecież pomagać w potrzebie”. Wobec takiego argumentu pojawiły się uwagi krytyczne innych dyskutantów: „Dlaczego powinniśmy tak robić?”, „Czy na pewno wszystkich migrantów? Może powinniśmy różnicować rodzaj wsparcia w zależności od przypadku?”, „Czy możesz wyjaśnić, jak rozumiesz pomaganie – w jakiej formie mamy pomagać i przez jaki okres?”. Autorka argumentu w obliczu tych pytań i uwag krytycznych odparła, że nie będzie dalej dyskutować. A gdy inna dyskutantka zwróciła jej uwagę, że jak się coś stwierdza, to trzeba to wyjaśnić lub uzasadnić, jeśli rozmówcy o to proszą, i nie można tak po prostu rzucać twierdzeń, a potem uciekać, wówczas usłyszeliśmy odpowiedź: „Nie mów mi co muszę, a czego nie mogę! Ja przecież nic nie muszę!”.

Zrzucanie ciężaru dowodu

Onus probandi, a więc ciężar dowodu, to po prostu obowiązek, jaki bierze na siebie osoba, która formułuje jakieś twierdzenie lub argument – jeśli odbiorca prosi o wyjaśnienie lub żąda uzasadnienia, to wówczas autor twierdzenia powinien je przedstawić. Dopóki twierdzenia nie udowodni, a mówiąc dokładniej, jeśli nie poda jakichś racji, które to twierdzenie wspierają, dopóty spoczywa na nim ciężar dowodu. W podanym przykładzie autorka argumentu próbowała zrzucić z siebie onus probandi w słowach „ja nic nie muszę!”. No i co w tym złego? Czy zawsze mamy uzasadniać wszystko, co powiedzieliśmy? Przecież wtedy nie mielibyśmy czasu na nic poza dyskutowaniem (choć to przecież marzy się wielu filozofom!).


Ostatni numer „Filozofuj!” w 2023 roku jest w zagrożeniu. Wspomożesz jego wydanie? Szczegóły > tutaj.

 


Słusznie – nie zawsze możemy zadowolić swoich rozmówców, podając wyczerpujące racje uzasadniające podane twierdzenie, przedstawiając racje uzasadniające podane racje czy odpowiadając na krytyczne uwagi. Każda dyskusja w miarę wymiany i eksplorowania argumentów się wyczerpuje lub przerywa z innych przyczyn – to rzecz oczywista. Jednak – i to jest jedna z reguł rzetelnej debaty – jeśli podejmuje się dyskusji wobec postawionej tezy, to osoba, która tę tezę zaproponowała (proponent) zobowiązana jest (przynajmniej na początku dyskusji) podać jakieś racje, które ją uzasadniają. Z kolei rozmówca, adresat, czy po prostu oponent zawsze ma prawo do tego, by poprosić proponenta o rozwinięcie lub uzasadnienie postawionej tezy. Szczegółowe omówienie zasad dotyczących dyskusji opisują badacze argumentacji w nurcie tzw. pragma-dialektyki – zasady te mają jednak raczej charakter opisowy niż normatywny (próbują wyjaśnić jakimi regułami rządzi się dynamika naszych dyskusji, aniżeli narzucać sposób, w jaki wszyscy powinni dyskutować). Ojcowie pragma-dialektyki (Szkoła Amsterdamska), Frans H. van Eemeren i Rob Grootendorst, opracowali na przełomie dwudziestego i dwudziestego pierwszego wieku swoiste „dziesięć przykazań”, którymi rządzi się rzetelna dyskusja (critical discussion). W regule drugiej czytamy:

Dyskutant, którego teza została przez oponenta podana w wątpliwość na początku dyskusji jest zawsze zobowiązany do obrony swojego stanowiska (van Eemeren i Grootendorst 2003, s. 368).

Tak więc ciężar dowodu zawsze spoczywa na proponującym tezę i ten powinien podać jej uzasadnienie i być gotowym na jej obronę – jeśli tylko krytyka będzie dotyczyć tezy i jej uzasadnienia. Wydaje mi się, że to jest intuicyjnie zrozumiałe dla każdego, kto kiedykolwiek uczestniczył w rzetelnej dyskusji. Unikanie tego obowiązku jest zatem złamaniem tej zasady – podobnie jak udawanie, że teza została już uzasadniona: „przecież już Ci powiedziałem, dlaczego!”. Chciałbym opisać pewien zabieg, w którym proponent idzie jeszcze dalej: nie tylko zrzuca z siebie ciężar dowodu, ale i przerzuca go na drugą stronę.

Przerzucanie onus probandi

Rozważmy schemat argumentacyjny powyżej wskazanego błędu (znajomość schematu jest konieczna do tego, by wykazać komuś, że danego błędu się dopuszcza):

Osoba A: X jest prawdą.

Osoba B: Mam pewne wątpliwości – dlaczego X jest prawdą?

Osoba A: Wykaż więc, że X nie jest prawdą!

Osoba nie tylko więc odmawia uzasadnienia twierdzenia X, ale przerzuca obowiązek uzasadnienia – nakazując oponentowi wykazanie, że X jest fałszem (względnie, że nie-X jest prawdą). Mamy tu do czynienia z ciekawą sytuacją – jest to niewątpliwie błąd logiczny, który nie jest ani formalny (nie ma błędu w przejściu od przesłanki do wniosku) ani materialny (nie ma fałszywej przesłanki). Zgodnie z ostatnio zaproponowanym podziałem błędów logicznych jest to rodzaj błędu kontekstualnego (a więc błędu nieformalnego) – jego błędność wynika z tego, że łamie się zasady dyskusji, bo zamiast podać uzasadnienie za tezą żąda się od rozmówcy uzasadnienia twierdzenia sprzecznego. Inną, częściej spotykaną formą przerzucenia ciężaru dowodu jest słynne „A dlaczego nie?” – które częściej spotyka się w kontekście rozważań nad podjęciem jakiegoś działania, niż nad twierdzeniem (schemat jednak jest ten sam):

Osoba A: Zamówmy dziś pizzę na obiad.

Osoba B: Dlaczego?

Osoba A: A dlaczego nie!

Ten obowiązek uzasadniania swojego twierdzenia przez proponującego, a nie wątpiącego znajduje także wyraz w prawie pod tzw. zasadą domniemania niewinności. To wnoszący oskarżenie ma obowiązek je uzasadnić i tym samym udowodnić, że oskarżony jest winny, nie zaś oskarżony ma dowodzić swojej niewinności. W polskim prawie możemy tę regułę odnaleźć w Kodeksie Cywilnym: „Ciężar udowodnienia faktu spoczywa na osobie, która z faktu tego wywodzi skutki prawne” (art. 6). Możemy sobie tylko wyobrazić jak wyglądałyby sądy, gdyby było inaczej i to oskarżony musiałby udowadniać, że jest niewinny – to pokazuje nam, że zasada ciężaru dowodu nie jest czymś narzucanym przez logików, ale że to konieczna reguła każdej dyskusji.

Spróbujmy rozważyć teraz przykład takiego błędu – w 2016 roku Donald Trump stwierdził, wielokrotnie, że padł ofiarą oszustwa wyborczego, na co dziennikarz CNN, Jeff Zeleny, stwierdził w reportażu, że Trump nie ma na to żadnych dowodów. Wówczas Donald Trump napisał na Twitterze „(…) nie masz wystarczających dowodów, że nie odniosłem szkody z oszustwa wyborczego (…)”:

Ów spór, w uproszczeniu, ma więc następującą strukturę:

Trump: Odniosłem szkody z oszustwa wyborczego.

Zeleny: Nie masz dowodów, które to potwierdzają!

Trump: Nie masz wystarczających dowodów, że nie odniosłem szkód z oszustwa wyborczego! 

Widać więc, że twierdzenie, które postawił Trump (skądinąd szalenie kontrowersyjne, bo podające w wątpliwość uczciwość wielu ludzi, w tym pełniących najważniejsze funkcje w administracji poszczególnych stanów) nie zostało podparte uzasadnieniem – co na Twitterze jest akceptowalne z uwagi na limit znaków. Jednak po żądaniu uzasadnienia tego twierdzenia („nie masz dowodów, że X”) Trump przenosi ciężar dowodu na dziennikarza, co stanowi właśnie przykład przerzucenia onus probandi.

Ciężar wątpliwości?

Może być jednak tak, że osoba A postawiła jakieś twierdzenie X oraz podał racje (R1, R2, R3), które uzasadniają X. Mimo to rozmówca odmawia przyjęcia twierdzenia X: „Może i masz rację, ale ja zdania nie zmienię!”. Czy wówczas osoba nadal powinna przedstawiać kolejne racje, które być może przekonają B? Wcale nie! Wówczas – jeśli B nie potrafi podważyć X, ani racji R1, R2, R3 wtedy ciężar dowodu spoczywa na wątpiącym. Można powiedzieć, że teraz jest „jego ruch” – oczywiście dotyczy to rzetelnych (żeby nie powiedzieć „akademickich”) dyskusji, bo jeśli bardzo zależy na przekonaniu B, to rozsądniej byłoby poszukać innych argumentów, które przekonają B

Z ciężarem dowodu wiąże się więc kilka błędów: jednym z nich jest zrzucanie go z siebie, czyli odmawianie prośbom o uzasadnienie postawionego twierdzenia („ja nic nie muszę”); lub udawaniu, że uzasadnienie zostało już przedstawione („już Ci powiedziałem dlaczego X”); lub przerzucanie obowiązku uzasadnienia na inne osoby – zwykle na rozmówcę („to ty mi powiedz dlaczego nie-X”).


Warto doczytać: 

F.H. van Eemeren, R. Grootendorst, A Pragma-dialectical Procedure for a Critical Discussion, „Argumentation” 2003, vol. 17, s. 365–86; https://doi.org/10.1023/A:1026334218681. 

J. Pruś, Argumentacyjne „ą‑ę”, czyli błąd błędu logicznego, https://filozofuj.eu/jakub-prus-km-22-argumentacyjne-a-e-czyli-blad-bledu-logicznego/. 


Tweet Donalda Trumpa: https://twitter.com/realDonaldTrump/status/803423203620245504 


Jakub Pruś – adiunkt w Instytucie Filozofii Akademii Ignatianum w Krakowie. Redaktor czasopisma „Forum Philosophicum” i autor vloga „Logika Codzienna”. Pisze aktualne odcinki Kursu krytycznego myślenia. Zajmuje się teorią argumentacji i logiką pragmatyczną. Miłośnik szachów, zapasów i śpiewania kołysanek.

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy