Artykuł

Jacek Jaśtal: Pieniądz to czas

Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2023 nr 3 (51), s. 42–44. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.


Pamiętaj, że czas to pieniądz. Ktoś, kto zarabia dziesięć szylingów dziennie, a wyjeżdża gdzieś lub pół dnia siedzi bezczynnie i wydaje jedynie sześć pensów w czasie swej rozrywki lub bezczynności, niechaj nie sądzi, że to jedyny wydatek; w istocie wydał, a raczej wyrzucił, jeszcze pięć szylingów.

B. Franklin, Advice to a Young Tradesman, 1748 (za: Gleick 2003, s. 243)

Fumio, menedżer restauracji Totenko w Tokio, usłyszał, że wędkowanie na pobliskim jeziorze jest płatne – za minutę. To nasunęło mu pomysł zainstalowania karty godzinowej, a raczej minutowej. Jego restauracja oferuje teraz „zjedz-tyle-ile-zdołasz” – na czas. Klienci, którzy płacą trzydzieści pięć jenów za minutę, podbijają kartę, pędzą do bufetu, ładują na tacę wszystko, na co mają ochotę, po czym skupiają się na intensywnym żuciu i przełykaniu, nie tracąc czasu na rozmowy, aby jak najszybciej skasować kartę przy wyjściu. Taka wersja restauracji fast food stała się tak popularna, że gdy restauracja przygotowuje się do otwarcia w porze lunchu, mieszkańcy Tokio ustawiają się w kolejce.

Gleick 2003, s. 248

Pomysł pana Fumio Komatsuzaki rzeczywiście wzbudził sensację, przez chwilę pisały o nim światowe dzienniki z „The Wall Street Journal” na czele (23.12.1998), trafił też jako przykład do podręczników managementu. Choć restauracja wprowadziła go w ograniczonym zakresie (na czas mogło jeść tylko pierwszych 30 klientów, reszta była obsługiwana normalnie), a w końcu z niego zrezygnowała, doskonale ilustruje on jeden z głównych współczesnych problemów z pieniądzem – jego coraz bardziej skomplikowaną zależność od czasu. Totenko – jak każda dzisiejsza firma – dalej oczywiście zarabia na czasie, choć w sposób bardziej wyrafinowany. Jak można sprawdzić na jej stronie internetowej, specjalizuje się w szybkiej obsłudze klientów biznesowych w porze lunchu (nic dziwnego – mieści się na 22. piętrze biurowca), a wieczorami organizuje wyłącznie zamknięte bankiety.

Gdy Benjamin Franklin doradzał, by nie trwonić czasu, świat wchodził dopiero w erę gospodarki wolnorynkowej. Wiek XVIII to także okres gwałtownych zmian w postrzeganiu relacji społecznych i norm moralnych, które musiały nadążyć za rozpędzającą się rewolucją przemysłową. Nakaz kontroli czasu, dbanie o jego właściwe wykorzystanie ma swe korzenie w etyce protestanckiej, akcentującej znaczenie indywidualnego powołania realizowanego przez pracę. Ale szybki rozwój gospodarki wymusił bardziej ścisłą koordynację działań społecznych w skali masowej. Symbolem tego stała się w XIX w. kolej. Jej rozwój spowodował na przykład ujednolicenie stref czasowych, dokładne planowanie dostaw, ale także upowszechnienie się zegarków kieszonkowych. Nawyk gospodarowania czasem w codziennym życiu stawał się koniecznością. Gdy w ekonomii zaczęto stosować modelowanie matematyczne (początek XIX w.), to, do czego Franklin zachęcał na poziomie nakazów moralnych, przybrało formę algorytmów, schematów i procedur. Skoro podstawą miary wartości wyrażaną w pieniądzu stała się praca, to im lepiej była ona zorganizowana, im mniej czasu zajmowało wykonywanie rutynowych czynności i im mniej czasu marnowano, tym lepiej. W ten sposób czas powoli zaczął być postrzegany jako coś więcej niż tylko sposobność do zarabiania pieniędzy. Stał się, podobnie jak pieniądz, uniwersalnym miernikiem wartości z wszystkimi tego społecznymi konsekwencjami.

Pieniądz to czysta abstrakcja (choć nasze codzienne doświadczenie wskazuje na coś zupełnie innego). Ma umożliwić prowadzenie złożonej i wielopoziomowej wymiany wszelkiego rodzaju dóbr, także tych tak bardzo niewymiernych jak zdrowie, wiedza, obcowanie z dziełami sztuki, wsparcie duchowe czy doświadczanie emocji. Jak pokazał Georg Simmel (zob. na s. 27 tego numeru), autor klasycznego dzieła Filozofia pieniądza (1900 r.), nie ma żadnej obiektywnej miary tych dóbr, która poprzedzałaby sam akt wymiany. Dopiero podejmując wymianę w konkretnych okolicznościach, obiektywizujemy wartość wynikającą z subiektywnej oceny potrzeb wszystkich zainteresowanych wymianą stron. Ile jesteśmy w stanie zapłacić za zaspokojenie potrzeby posiadania butów – i za ile jesteśmy w stanie je oddać, gdy je akurat mamy? A ile możemy zapłacić za szkolenie, za przyjemność zjedzenia awokado, za obejrzenie na żywo El Clásico, ile możemy zainwestować w nowe kontakty lub miłość? To, czym mierzymy te wartości, by je porównać, nie ma większego znaczenia. Oczywiście jest wygodnie, kiedy są to konkretne obiekty, jak toporki z brązu lub złote monety, albo choćby kawałki papieru z podpisaną przez prezesa naro­dowego banku gwarancją wypłacal­noś­ci. Ale może to też być elektroniczny zapis na odległych serwerach bankowych, bitcoin albo właśnie czas.

Aspekty czasowe świetnie nadają się do porównywania i tym samym wartościowania, zwłaszcza gdy mowa o procesach, a nie rzeczach. Gdy mechanik grzebał przy naszym samochodzie pół dnia, to rozumiemy, że należy mu się więcej, niż gdyby robił to tylko przez godzinę – rzecz jasna przy założeniu, że nie marnował czasu. Ale zależności te nie są wcale oczywiste: gdy coś zabrało 2 milisekundy zamiast 4, to nie znaczy, że musi być dwa razy tańsze. Być może ktoś jest gotów zapłacić trochę więcej, by zaoszczędzić te dwie setne i w tym czasie zrealizować na przykład nowe zlecenie na giełdzie, które z naddatkiem zrekompensuje mu poniesione koszty. Z podobnego powodu prenumerata elektronicznego wydania gazety może być droższa niż wydania papierowego. Wszak pierwszą wersję mamy just-on-time, na drugą musielibyśmy czekać kilka dni. Z tej perspektywy także lunch w restauracji może ostatecznie okazać się tańszy niż ugotowany w domu. Być może, zamiast stać godzinę przy garach, lepiej zjeść szybko na mieście, a zaoszczędzony czas zamienić na jakiś zysk, na przykład… chwilę odpoczynku.

Czas stanowi też uniwersalny, najważniejszy miernik wydajności i orga­nizacji. McDonald’s planował takie rozmieszczenie swoich barów, by każdy potencjalny klient nie miał do nich dalej niż 4 minuty jazdy samochodem, a przy okienku McDrive nie spędzał więcej niż 40 sekund. Sprawność służb ratowniczych też mierzymy czasem – od zgłoszenia do przyjazdu. Podobnie miarą kształcenia na studiach stały się punkty ECTS, czyli czas, jaki statystyczny student powinien poświęcić na przyswojenie sobie materiału (1 punkt to 30 godzin pracy studenta). W ten sposób łatwo porównać zajęcia z prawa karnego z zajęciami z logiki albo podstaw filozofii – i ustalać koszty kształcenia. Pełna obiektywizacja bywa jednak niekiedy trudna. Znajomy fizjoterapeuta żalił mi się ostatnio, że pewien rzeczywiście bardzo skuteczny zabieg oferowany przez jego gabinet nie cieszy się wielką popularnością. Pacjenci nie bardzo chcą płacić 150 zł za jedyne 8 minut działania urządzenia, a gabinet nie bardzo może obniżyć cenę ze względu na raty leasingu. Najwyraźniej obie strony muszą jednak poszukać nowego punktu równowagi.

Upowszechnienie się czasu jako miernika wartości ma także konsekwencje negatywne. Po pierwsze, czas nie jest tak płynny jak klasyczny pieniądz: w szczególności nie da się go zwrócić na konto po nieudanej transakcji. Po drugie, czasu nie można oszczędzać w nieskończoność. Co prawda, badania wykazują, że w okresie pierwszej dekady XXI w. średnia prędkość przechodnia w wielkich miastach wzrosła o 10%, ale każdy kolejny procent na tej skali wymaga coraz większego wysiłku. Możemy oczywiście zmienić to skokowo – na przykład wykupując czas na miejskiej hulajnodze, ale to oznacza tylko uruchomienie całego procesu kompresji czasu na nieco wyższym poziomie. Po trzecie, typowy sposób zarządzania gospodarką polega na zarządzaniu niedoborami – ale niedobór czasu ma zupełnie inne konsek­wencje psychologiczne niż niedobór pieniędzy. Wszystko to rodzi zupełnie nowe problemy dla światowej gospodarki (wystarczy choćby przypomnieć ostatnie problemy z załamaniem się globalnych łańcuchów dostaw) – i dla każdego z nas z osobna.

Nie zmienia to jednak ogólnej charakterystyki zmian, jakie zaszły od czasów Franklina. Najkrócej mówiąc, w jego czasach każdy aspekt czasowy ludzkich działań zaczynał być przeliczalny na pieniądze. Dziś natomiast każda pieniężna miara wartości da się ostatecznie sprowadzić do kwestii czasu.


Warto doczytać:

  • J. Gleick, Szybciej, tłum. J. Bieroń, Poznań 2003.
  • G. Simmel, Filozofia pieniądza, tłum. A. Przyłębski, Warszawa 2012.
  • I. Butmanowicz-Dębicka, J. Jaśtal, Czas i bezczasowość. Konstrukcje społeczne i doświadczenie osobowe, Kraków 2018.

Jacek Jaśtal – dr hab. filozofii, pracuje na Politechnice Krakowskiej. Zajmuje się metaetyką oraz historią etyki i moralności. Wolne chwile poświęca na czytanie książek historycznych oraz słuchanie muzyki operowej. Pasjonat długodystansowych wypraw rowerowych.

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.

< Powrót do spisu treści numeru.

Ilustracja: Mira Zyśko

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy