Artykuł Etyka

Samuel Scheffler: Doniosłość życia po śmierci. Na poważnie

Nie, nie sądzę, że będę żyć jako świadoma istota nawet wówczas, gdy moja ziemska wędrówka dobiegnie kresu. Jestem mocno przekonany, że śmierć oznacza bezwarunkowy i nieodwracalny koniec życia.

Wierzę w życie po śmierci

Moja wiara w życie po śmierci jest bardziej prozaiczna. Wierzę, że kiedy umrę, inni ludzie nadal pozostaną przy życiu. Zapewne każdy z was przyjmuje podobne założenie co do końca własnego istnienia. Chociaż wiemy, że ludzkość nie będzie trwać wiecznie, większość z nas sądzi, że ludzka rasa przetrwa przynajmniej przez jakiś czas po naszym odejściu.

Ponieważ traktujemy to przekonanie jako pewnik, nie przykładamy do niego zbytniej wagi. Uważam jednak, że odgrywa ono niezwykle ważną rolę w naszym życiu, wywierając ogromny, choć niewidoczny, wpływ na nasze wartości, zobowiązania i poczucie tego, co warto robić. Choć może się to wydać zaskakujące, dalsze trwanie innych osób – nawet całkowicie nieznajomych – po naszej śmierci w pewnym sensie ma dla nas większe znaczenie niż przetrwanie nas samych i naszych bliskich.

U progu zagłady ludzkości

Rozważmy taką oto hipotetyczną sytuację. Przypuśćmy, że wiecie, iż po długim życiu umrzecie spokojnie w czasie snu, ale 30 dni później Ziemia i wszyscy jej mieszkańcy zginą wskutek zderzeniu z gigantyczną asteroidą. Jaki wpływ miałaby na was taka wiedza?

Jeśli jesteście podobni do mnie i do większości osób, z którymi omówiłem tę sprawę, to świadomość takiego stanu rzeczy głęboko wami wstrząśnie. Może ona wywrzeć duży wpływ na wasze decyzje dotyczące tego, jak żyć. Gdybyście zajmowali się badaniami nad rakiem, owa wiedza mogłaby pozbawić was motywacji do dalszej pracy. (Byłoby przecież mało prawdopodobne, że lekarstwo zostanie odkryte za waszego życia, a nawet gdyby, to na co by się przydało w krótkim czasie, jaki pozostał?). Podobnie, gdybyście byli inżynierami pracującymi nad udoskonaleniem sejsmicznych zabezpieczeń mostów lub aktywistami próbującymi zreformować nasze instytucje polityczne i społeczne, czy też stolarzami, którzy dbają o trwałość wykonanych konstrukcji. Jakie znaczenie miałyby te działania wobec bliskiej zagłady ludzkości?

Gdybyście byli pisarzami, dramaturgami czy kompozytorami, moglibyście uznać, że wasza twórczość to strata czasu – wszak motywem takiej działalności jest nieraz myśl o ­wyobrażonej przyszłej publiczności czy spuściźnie. Czy wiedząc, że ludzkość przestanie istnieć wkrótce po waszej śmierci, nadał chcielibyście mieć dzieci? Niekoniecznie.

Zauważcie, że ludzie rzadko tracą poczucie celu w obliczu perspektywy własnej śmierci. Oczywiście widmo własnej śmierci bywa przerażające. Ale nawet ci, którzy boją się śmierci (i nawet ci, którzy nie wierzą w osobowe życie pośmiertne) zachowują poczucie, że to, co robią, ma wartość, mimo iż wiedzą, że pewnego dnia umrą. A zatem w pewien sposób istnienie innych ludzi po naszej śmierci ma dla nas większe znaczenie niż własne przetrwanie.

Nie tylko bliscy

Może się wydawać, że wyjaśnienie jest proste: skoro Ziemia zostanie zniszczona 30 dni po naszej śmierci, to wszystkie bliskie nam osoby żyjące w chwili zderzenia z asteroidą spotka nagły i gwałtowny koniec. Współmałżonkowie i partnerzy, dzieci i wnuki, przyjaciele i kochankowie – wszyscy podzielą ten sam los. Być może to troska o bliskich wyjaśnia przerażenie, jakie ogarnia nas na myśl o zbliżającej się katastrofie.

Nie sądzę jednak, że to proste wyjaśnienie załatwia sprawę. Rozważmy inną hipotetyczną sytuację, zapożyczoną z powieści P. D. James Ludzkie dzieci. W książce tej ludzkość stała się bezpłodna i od ćwierć wieku nie odnotowano żadnych narodzin. Wyobraźmy sobie, że mieszkamy w takim świecie. Wszyscy żyjący obecnie mają więcej niż 25 lat, a koniec rasy ludzkiej nadchodzi wielkimi krokami, ponieważ starzejąca się populacja nieubłaganie wymiera. Jak byście na to zareagowali?

Podobnie jak w wypadku zderzenia z asteroidą, w opisanej sytuacji wiele aktywności zaczęłoby wyglądać na bezcelowe: badania nad rakiem, wysiłki zmierzające do zapewnienia bezpieczeństwa sejsmicznego, aktywizm społeczny i polityczny itd. Co więcej, jak to doskonale obrazuje powieść James, nadejście nieodwracalnej bezpłodności na skalę globalną wywołałoby zapewne powszechną depresję, lęk i rozpacz.

Niektórzy ludzie szukaliby pocieszenia w wierze religijnej – i niektórzy by je tam znaleźli. Inni poszukiwaliby przyjemności w czynnościach, które wydają się wartościowe same w sobie: słuchaniu muzyki, poznawaniu świata przyrody, spędzaniu czasu z rodziną i przyjaciółmi, rozkoszowaniu się potrawami i trunkami. Ale nawet te aktywności mogłyby się wydać mniej satysfakcjonujące i zaprawione domieszką smutku czy bólu na myśl o umierającej ludzkości.

Zauważmy, że w opisanej sytuacji, inaczej niż w przypadku zderzenia z asteroidą, nikt nie umarłby przedwcześnie. Powodem niepokoju związanego z perspektywą życia w bezpłodnym świecie nie może więc być to, że przeraża nas zagłada osób, które kochamy. (Oczywiście w końcu one też by umarły, ale tak samo jest w naszej aktualnej sytuacji). Niepokojące jest już samo to, że na świecie nie pojawiliby się nowi ludzie.

To powinno dać nam do myślenia. Wiedza, że pewnego dnia umrzemy my oraz wszyscy, których znamy i kochamy, nie odbiera większości z nas wiarę w sens codziennej krzątaniny. Natomiast wiedza, że na świat nie przyszliby nowi ludzie sprawiłaby, że wiele rutynowych czynności na pozór straciłoby cel.

Złudny egoizm?

Pokazuje to, jak sądzę, że pewne rozpowszechnione założenia dotyczące ludzkiego egoizmu są w najlepszym razie uproszczone. Bez względu na to, jak bardzo skupieni na sobie czy narcystyczni byśmy nie byli, zdolność do znalezienia celu i wartości w życiu zależy od tego, co, zgodnie z naszymi przewidywaniami, stanie się z innymi ludźmi po naszej śmierci. Nawet egoistyczny magnat przemysłowy, opętany myślą o własnej chwale, może odkryć, że jego ambicje są puste w obliczu zagłady ludzkości. Chociaż niektórych ludzi stać na to, aby uniezależnić się od życzliwości nieznajomych, niemal każdy zależy od ich przyszłego istnienia.

Za równie uproszczone uważam powszechnie podzielane założenia na temat ludzkiego indywidualizmu. Mimo że jako jednostki mamy rozmaite wartości i cele, a także mimo że każdy z nas sam decyduje, co uważa za dobre czy wartościowe życie, większość z nas realizuje swoje zamierzenia oraz wartości w ramach schematu przekonań, który zakłada trwanie ludzkości. Usuńmy ten schemat, a nasza wiara w wartości i cele zacznie się chwiać.

Płynie z tego również morał dla tych, którzy uważają, że osobowe życie po śmierci stanowi konieczny warunek sensu i celowości naszego życia. Warunkiem doniosłości, jaką przypisujemy naszym działaniom, nie jest wiara w życie po śmierci, lecz wiara, że ludzkość będzie dalej trwać, przynajmniej przez długi czas.

Przyszłość celem teraźniejszości

Ale czy ludzkość rzeczywiście będzie trwać przez długi czas? Chociaż na ogół zakładamy, że inni pozostaną przy życiu po naszej śmierci, wiemy również, że przetrwaniu ludzkości zagrażają poważnie niebezpieczeństwa. Niektóre z najpoważniejszych (choć nie wszystkie) są dziełem ludzi np. zmiana klimatu i upowszechnianie się broni jądrowej. Osoby, którym te zagrożenia spędzają sen z powiek, przypominają nam nieraz o obowiązkach wobec przyszłych pokoleń, których los w znacznej mierze zależy od tego, co zrobimy dziś. Jak podkreślają, mamy obowiązek zachować Ziemię w stanie nadającym się do zamieszkania i nie zniszczyć środowiska, w którym przyjdzie żyć potomności.

Zgoda. Jest jednak również druga strona medalu. To prawda, że istnienie i pomyślność naszych potomków zależy od nas. Ale my również zależymy od nich i ich istnienia, jeśli sami chcemy żyć pomyślnie. Dlatego istnieją powody, by walczyć z tym, co zagraża przetrwaniu ludzkości — i to powody niezależne od naszych obowiązków wobec potomności. Jest jeszcze inna racja, by dążyć do zapewnienia pomyślnej przyszłości tym, którzy przyjdą po nas: jest nią po prostu to, że, w stopniu, który rzadko sobie uświadamiamy i uznajemy, już teraz mają oni dla nas ogromne znaczenie.

Przełożył Marcin Iwanicki

The Importance of the Afterlife. Seriously, “The New York Times” 21 września 2013. Przekład za zgodą Autora.


Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.

Fotografia: Henri Cartier-Bresson

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy