Antropologia Artykuł

Śmierć – i co dalej? – wywiad z prof. Stevenem Luperem

Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2019 nr 6 (30), s. 26–28. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.


Czym jest śmierć? Dlaczego się jej obawiamy?

Umrzeć to przestać żyć, co oznacza, że zdolność do przeprowadzania procesów życiowych, takich jak oddychanie i krążenie krwi, została utracona. Być martwym w danej chwili zakłada śmierć w chwilach wcześniejszych (bez przywrócenia do życia, zakładając, że byłoby to możliwe).

Umieranie jest dla nas złem, jeśli założymy, że życie, którego ono nas pozbawia, byłoby dobre (co nie oznacza, że umieranie zawsze pozbawia ludzi dobrego życia – czasem pozwala na uniknięcie wielkiego cierpienia i wtedy można by je uznać za dobre).

Czasami lęk przed tym, co jest dla nas złe, ma sens, ale jest on głównie obawą, którą odczuwamy wtedy, gdy spodziewamy się poważnego cierpienia albo jakiegoś innego głęboko nieprzyjemnego doświadczenia, a – jak zauważył Epikur – nie będziemy doświadczać niczego, jeśli przestaniemy istnieć. Jeśli moglibyśmy spodziewać się bezbolesnej śmierci, to nasza obawa nie byłaby już tak silna; niestety na ogół procesowi przechodzenia od bycia żywym do bycia martwym towarzyszy poważne cierpienie.

Czy możemy wskazać mocne racje na rzecz tezy, że śmierć naszych ciał nie oznacza, iż przestajemy istnieć?

Niektórzy autorzy argumentują, że byty ożywione, takie jak ludzie, mogą istnieć dalej po śmierci, gdyż trwają jako swoje własne zwłoki. Inni wskazują jednak, że to, co nie jest już żywe, przestaje też istnieć. Ta dyskusja nie jest rozstrzygnięta, ale jeśli autorzy z pierwszego obozu mają rację, to możemy nadal istnieć, gdy nasze ciała będą już martwe. Jednak bylibyśmy tylko zwłokami, więc nie ma czym się zbytnio ekscytować!

Mogą też istnieć dobre podstawy do tezy, że ciało może zostać przywrócone do życia po śmierci, gdyż jesteśmy w stanie sobie wyobrazić maszyny z przyszłości, które naprawiają ciała w rozległy i skomplikowany sposób, przywracając je do życia. W takim przypadku osoba, która poniosła śmierć, może kontynuować swoje istnienie.

Na podstawie jakiej koncepcji człowieka mamy pojęciowo uchwycić możliwość „życia po życiu”? Czy powinniśmy przyjąć Platońską koncepcję niematerialnej duszy, Arystotelesowskie ujęcie duszy jako formy ciała, a może wystarczyłoby traktować ludzką duszę (lub umysł) jako program komputerowy, który można „zrestartować” w innym ciele?

Jak zauważyłem wcześniej, jedno rozwiązanie polegałoby na stwierdzeniu, że organizmy takie jak my mogą przechodzić od bycia żywym do bycia martwym i z powrotem do życia. Tak mogłoby być, jeśli przywrócenie martwego organizmu do życia jest możliwe.

Jeśli chodzi o pogląd, że jesteśmy duszami, rozumianymi jako podstawy naszej świadomości, które są zdolne do istnienia bez ciała (a więc i mózgu), to najlepiej stwierdzić, że nie jest to koncepcja niespójna. Jednak nie ma żadnego dowodu na rzecz istnienia dusz, a wiele świadectw przemawia za tezą przeciwną.

Naukowcy nie znają jeszcze wszystkich funkcji mózgu – wiele faktów na jego temat nie jest jeszcze znanych – ale znaleźli obszary mózgu odpowiadające za procesy, które wiążemy z naszym życiem mentalnym, i jest możliwe upośledzenie albo zniszczenie procesów mentalnych poprzez upośledzenie albo zniszczenie odpowiednich części mózgu.

Wycinając ciało modzelowate (corpus callosum), które łączy ze sobą obie półkule mózgu, tworzy się dwa ośrodki świadomości, po jednym na każdą półkulę. Takie choroby jak demencja niszczą zdolność do samoświadomości, naruszając normalne procesy zachodzące w mózgu.

Ostatnia propozycja zawarta w pytaniu, a więc pomysł, że jednostka jest czymś na wzór programu komputerowego, stanowi nieporozumienie. Weźmy pod uwagę rozróżnienie na własność, np. czerwień, i przedmiot, który ją posiada, choćby dom. Własności są cechami, które mogą być wspólne dla wielu różnych przedmiotów. Indywidualne istoty ludzkie są przedmiotami, a nie cechami, które mogą być wspólne dla wielu przedmiotów. Można założyć, że podobnie jest z jakimikolwiek przedmiotami, które dysponują świadomością. Programy są zbiorami własności, które mogą być wspólne dla indywidualnych przedmiotów, takich jak komputery.

Czy przyjęcie lub odrzucenie tezy o możliwości życia po śmierci miałoby poważne filozoficzne i etyczne konsekwencje? Czy miałoby to wpływ na to, jak postrzegamy sens życia?

Nie sądzę, żeby kontrowersyjne było stwierdzenie, iż życie po życiu albo nieskończone życie jest możliwe, w tym sensie, że ten pogląd nie wydaje się niespójny. Odpowiem natomiast na pytanie, czy przekonanie, że będziemy żyli wiecznie, posiada poważne konsekwencje.

Wydaje się oczywiste, że tak. Wielu ludzi rozstrzyga tę kwestię podobnie jak Sokrates, który przeciwstawiał swoją krótką ziemską egzystencję wieczności, która miała nadejść, i stwierdzał, że wieczność jest o wiele bardziej rzeczywista i znacznie ważniejsza. Życie doczesne najlepiej spędzić na przygotowaniach do życia, które ma nadejść, poprzez poluzowanie więzów, które łączą nas z cielesnością.

Fryderyk Nietzsche zauważył, że jeśli przekonanie Sokratesa o życiu po śmierci było fałszywe (jak zakładał Nietzsche), to Sokrates zmarnowałby jedyne życie, jakie miał, marząc o dalszym istnieniu, którego nigdy by nie uzyskał. Nietzsche zalecał zatem odmienne rozwiązanie: powinniśmy cieszyć się tym życiem, które znamy, i przestać życzyć sobie, żebyśmy mieli jakieś inne.

Jeśli zaś chodzi o sens życia, to ujmę to następująco: zakładając, że sens mojego życia polega na osiągnięciu tego, czemu poświęciłem swoje życie, to to, ile lat będę istniał (co jest prawdopodobnie wyznaczone przez liczbę lat, które przeżyję), z pewnością ma wpływ na sens mojego życia. To, co mogę osiągnąć, jest ograniczone przez długość mojego życia. Dłuższe życie pozwala osiągnąć więcej. Wyobraźmy sobie, ile moglibyśmy osiągnąć, ciesząc się życiem wiecznym.

Zakładając, że nauka da nam taką możliwość, czy powinniśmy dążyć do cielesnej nieśmiertelności (biologicznej albo materialnej w innym sensie)? Czy takie życie nie okazałoby się ślepą uliczką albo wieczną nudą? Czy fakt, że zniknęłaby potrzeba posiadania dzieci, nie pozbawiłby nas ważnego doświadczenia, jakim jest rodzicielska miłość? Czy nie stracilibyśmy również potrzeby wyrażenia siebie w twórczości artystycznej, którą napędza świadomość nieuchronności naszej śmierci, co Horacy komentuje słowami: „Nie wszystek umrę”?

To, czy przedłużone życie albo życie wieczne byłoby dobre dla danej osoby, zależy od wielu założeń na temat naszej kondycji mentalnej i fizycznej, okoliczności, w których spędzimy wieczność, jak wypełnimy ten czas i od tego, co jest dla nas wartościowe. Łatwo pomyśleć sobie straszne scenariusze, w których spędzamy życie w taki sposób, że towarzyszy nam ciągłe cierpienie, gdyż jesteśmy zmuszeni do robienia rzeczy, których nie znosimy, albo marnujemy życie przez demencję czy nieświadomość.

Zakładam więc, że pytanie dotyczy tego, czy moglibyśmy sobie wyobrazić dobre życie, jeśli przyjmiemy, że jego okoliczności i warunki fizyczne są idealne. Medyczne przedłużanie życia ma sens tylko wtedy, gdy dzięki niemu powstrzymany zostaje nasz mentalny i fizyczny schyłek. Nikt nie chciałby przedłużać życia ludzi tylko po to, żeby spędzali je w domach opieki.

Jeśli chodzi o to, czy nuda jest nieunikniona, to myślę, że to zależy od bardzo wielu rzeczy, ale załóżmy, że świat jest tak wielki, skomplikowany i zadziwiający, że nawet gdybyśmy mieli badać go przez wieczność, to nadal przekraczałby nasze rozumienie. Dla ludzi ciekawych świata spędzenie wieczności na jego badaniu i eksploracji byłoby czymś fascynującym.

Jeśli dotrzemy do takiego punktu, że będziemy zdolni do kolonizowania innych planet, to możemy zwiększać populację w nieskończoność, a więc każda osoba będzie mogła wybrać, że przynajmniej raz będzie rodzicem. Osobiście nie umiem powiedzieć, czy rodzicielstwo jest czymś ważnym, bo zdecydowałem, że nie będę mieć dzieci. Jednak przyjaźń i miłość z pewnością są czymś wartościowym i dlatego nie wybrałbym nieśmiertelności w samotności. Chciałbym być częścią wspólnoty nieśmiertelnych istot, które miałyby podobne zainteresowania. Jeśli mógłbym zabrać ze sobą innych i spodziewałbym się, że okoliczności, w których się znajdziemy, będą korzystne, to z pewnością bym spróbował.

Niektórzy sądzą, że nieśmiertelność nie jest atrakcyjna, bo zabrałaby z życia pośpiech i niecierpliwość. Taki punkt widzenia nigdy nie był dla mnie przekonujący. Czynności, które są dla mnie absorbujące i owocne, nadal byłyby takie, gdybym nie musiał przejmować się czymś takim jak deadline (jeśli mogę się tak wyrazić). Jest dla mnie uderzające, że w nieskończonym czasie mógłbym realizować nieograniczone ambicje. Miałoby sens podjęcie takich działań, które są wykluczone, gdy moje życie trwa bardzo krótko.

Ostatnie pytanie jest zainspirowane Boecjuszem. Czy filozofia naprawdę może być pocieszeniem w obliczu śmierci?

Filozofia może pomóc. Jedną z najbardziej niepokojących rzeczy związanych ze śmiercią jest fakt, że zaprzepaszcza nasze ambicje. Zatrzymuje ona starania na rzecz celów, które chcielibyśmy osiągnąć, i ponosimy porażkę. W nieuchronny sposób śmierć unieważnia te nasze projekty, których trwanie przekracza jedno ludzkie życie. Do pewnego stopnia możemy się obronić przed tym rodzajem zła. Wystarczy, że będziemy realistami i dokonamy selekcji celów, na realizację których chcemy poświęcić swoje życie.

Tłumaczenie: Błażej Gębura


Steven Luper – profesor filozofii i dyrektor Instytutu Filozofii na Uniwersytecie Trinity w San Antonio w Teksasie w USA. Publikował prace na temat filozofii śmierci i epistemologii. Jest fanem literatury science fiction, m.in. powieści Stanisława Lema.

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.

< Powrót do spisu treści numeru.

Ilustracja: brueggerart

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

4 komentarze

Kliknij, aby skomentować

  • Najgorsze w śmierci jest to, że zaprzepaszcza nasze ambicje”??? Co za bzdura. Dla każdego coś innego. Dla mnie najgorsze jest to, że się przestaje istnieć. Totalna dezintegracja świadomości… Chciałabym wierzyć, że istnieje życie po śmierci i w dodatku lepsze i wieczne. Ech..

  • Tak jak się domyślałem, cały wywiad i myślenie/rozumowanie jest w duchu racjonalistycznym i materialistycznym, stąd więc pesymistycznym. Rozpatrywanie śmierci bez kontextu religijnego, czy wiary (np. chrześcijaństwa, judaizmu) jest naprawdę, niestety aktem sadomasochistycznym. Żyć po to, aby zrobić to, czy tamto, realizować się, samospełniać, uświadamiać?! Małe to jest i mierne, kruche takie życie, nie mówiąc już o pesymistycznym trwaniu i wydźwięku takiego bytowania, jej sensie, czy raczej bezsensie egzystencjalnym.
    To już lepiej od razu strzelić sobie w łeb, skoro nie ma czegoś takiego jak dusza, pośmiertna celowość, ukierunkowanie na życie wieczne, raj, zbawienie czy nawet rozliczenie na Sądzie Ostatecznym!
    Ciekawe, że ludzie im starsi w swej historii, tym sensowniej i pragmatyczniej, a więc duchowo/religijnie postrzegali śmierć — tylko w kontexście życia wiecznego, kary/nagrody, Stwórcy, Istoty Wyższej, Ojca. Dopiero kolejne stulecia “postępu”, nowe cywilizacje i coraz bardziej absurdalne zdobycze naukowe ludzkość spowodowały zatracanie poczucie i świadomość takiej zależności. Jak w pułapkę ludzie/myśliciele wpadli w coraz bardziej absurdalne odpowiedzi (idee), czym jest śmierć, jaka jest, kiedy jest i w końcu, iż nic już po niej nie następuje. Jakby to było odkrycie na miarę Ameryki!
    A będzie i tak inaczej po śmierci, zaskoczenie jak to w życiu! Musimy poczekać, razem i osobno, zobaczymy. Cierpliwości.

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy