Od czasów Sokratesa jednym z charakterystycznych celów filozofii stało się poznanie granic naszej wiedzy. Może to brzmieć paradoksalnie: skąd możemy wiedzieć, czego nie wiemy? „Paradoks” ten jest jednak tylko grą słów. Gdybyś mnie zapytał o przykład czegoś, czego nie wiemy, za naiwną należałoby oczywiście uznać odpowiedź: „że nie istnieje życie na innych planetach”, bowiem niewiedza w tej kwestii stanowi ograniczenie naszej wiedzy tylko jeśli istnieje życie na innych planetach – a tego, jak twierdzę, nie wiemy. Tym niemniej mogę rozsądnie odpowiedzieć na zadane pytanie, podając następujący przykład czegoś, czego nie wiemy: „czy istnieje życie na innych planetach”. Mogę bowiem wiedzieć, że, choć albo jest życie na innych planetach albo go nie ma, to nie wiemy, jak jest faktycznie. Nie wiem które z pary zdań „Istnieje życie na innych planetach” i „Nie istnieje życie na innych planetach” wyraża nieznaną prawdę, ale wiem, że jedno z nich ją wyraża. Naszą niewiedzę można opisać wyliczając nie pytania, na które nie znamy poprawnych odpowiedzi, lecz poprawne odpowiedzi, których nie znamy.
Istnieją dwa typy niewiedzy: niewiedza o faktach, które moglibyśmy poznać, ale ich nie znamy oraz niewiedza o faktach, których poznać nie możemy. Filozofowie tacy jak John Locke, Immanuel Kant czy Bertrand Russell starali się odkryć, którędy przebiega granica między tymi dwoma rodzajami niewiedzy. W konkretnych przypadkach nie bez znaczenia pozostaje, z którym rodzajem mamy do czynienia: jeżeli wiemy, że choć nie znamy odpowiedzi na pytanie, to możemy ją odkryć, staramy się to zrobić; jeżeli wiemy, że nie możemy poznać odpowiedzi, oszczędza nam to próżnych prób jej znalezienia. Znane i nieznane fakty nie różnią się rodzajem, bowiem granica między nimi zależy w dużej mierze od przypadku (czy ktokolwiek widział, jak spadał ten liść?); dla odmiany, poznawalność i niepoznawalność faktu mogą wskazywać na coś więcej. W naszym interesie leży wiedzieć, co jest niepoznawalne, a co tylko nieznane.
Jest oczywiste, że wielu rzeczy nie wiemy; jest mniej oczywistym – przynajmniej dla niektórych filozofów – że jakiekolwiek z nich są niepoznawalne. Nie wiemy, czy istnieje życie gdzieś indziej w naszej galaktyce, być może nigdy się tego nie dowiemy; zapewne jednak moglibyśmy się dowiedzieć, mając do dyspozycji odpowiednie środki i czas. Jednakowoż pewni filozofowie uważają, że ogólne twierdzenie, iż możemy – co do zasady – poznać dowolny fakt, czyni człowieka miarą wszechrzeczy, co wydaje się niezbyt wiarygodne w odniesieniu do gatunku (który nadał sobie tytuł homo sapiens) zamieszkującego niewielką planetę w kosmosie, który istniał na długo zanim ten gatunek się pojawił i będzie istnieć długo po jego zniknięciu. Inni – przeciwnie – wątpią, żebyśmy byli w stanie nadać sens pojęciu faktu, którego nikt nigdy nie może poznać. Utrzymują, że, gdy posługujemy się słowami takimi jak „fakt” i „prawda”, musimy nadać im jakieś znaczenie – nikt bowiem nie uczyni tego za nas – a możemy to zrobić tylko poprzez wskazanie, jak zastosowalibyśmy je w praktyce.Gdy zaś używamy ich w praktyce, stosujemy je do tego, co jesteśmy w stanie rozpoznać jako fakty czy prawdy, a zatem nie udało nam się nadać sensu myśli, że nasze słowa „fakt” i „prawda” mogą stosować się do rzeczy, których my nie jesteśmy w stanie rozpoznać jako fakty czy prawdy.
Realiści i antyrealiści
Aby wskazać na opisaną wyżej różnicę zdań, używa się często wyrażeń „realizm” i „antyrealizm”. Najogólniej mówiąc, realiści sądzą, że nie wszystkie fakty są przez nas poznawalne, antyrealiści zaś, że wszystkie są. (Niestety, słowo „realizm” ma w filozofii jeszcze kilka innych znaczeń, które istotnie odbiegają od powyższego). Realiści zawdzięczają swoje miano temu, że według nich realność faktów jest niezależna od tego, czy jesteśmy w stanie je rozpoznać. Chodzi zatem o to, czy świat może przerastać naszą zdolność do poznania go. Każda ze stron sporu odpowiada pytaniem retorycznym. Realista pyta: „Czemu właściwie miałby nie przerastać?”; antyrealista ripostuje: „A co właściwie mielibyśmy przez to rozumieć?”. Oba stanowiska mają różne wersje, zależnie od tego, co dokładnie rozumie się przez „fakt”, „poznawalność” oraz „nas”. Czy mówimy o wszystkich faktach, czy tylko o jakimś ich ograniczonym podzbiorze? Czy wiedza wymaga pewności, czy wystarczą zadowalające dowody? Czy istota, która jest w stanie pojąć liczby znacznie większe od tych pojmowalnych dla mózgu ludzkiego może być jednym z nas?
Fakt może być dla nas niepoznawalny na dwa sposoby: może być dla nas w ogóle niepojmowalny lub też może być pojmowalny, ale niemożliwy do poznania. Za przykład pierwszej sytuacji niech posłuży paradoksalny fakt, że na gruncie współczesnej fizyki światło ma naturę zarazem korpuskularną i falową; być może nie jesteśmy w stanie znaleźć pojęć koniecznych do zrozumienia tej natury. Przykładem drugiej sytuacji jest Hipoteza Goldbacha w matematyce, która głosi, że każda liczba parzysta większa od 2 jest sumą dwóch liczb pierwszych. Wprawdzie potrafimy zadać pytanie, czy jest ona prawdziwa – matematycy czynią to od lat – lecz nikt nie zna odpowiedzi; być może jest ona prawdziwa, ale nie sposób podać dowodu, który ktokolwiek z nas byłby w stanie pojąć (próba jej udowodnienia przez sprawdzenie każdego przypadku z osobna na niewiele się zda, bowiem jest ich nieskończenie wiele).
Antyrealiści zazwyczaj odrzucają drugi rodzaj niepojmowalności. Innymi słowy utrzymują, że jeśli jesteśmy w stanie pojąć fakt, to możemy również go poznać. Dużo mniej zajmują ich fakty, których nie jesteśmy w stanie nawet pojąć. Stoi za tym myśl, że zdolności kognitywne konieczne do pojęcia faktu wystarczają również do poznania go, ponieważ pojęcia, za pośrednictwem których pojmujemy ów fakt, jesteśmy w stanie uchwycić tylko wtedy, gdy da się określić warunki ich poprawnego zastosowania; na przykład możemy pojąć, że mży tylko jeśli posiadamy pojęcie mżawki, a pojęcie mżawki posiadamy tylko, jeśli w określonych sytuacjach wiemy, że mży. Czy to posunięcie pozwala antyrealistom odeprzeć zarzut, że czynią z człowieka miarę wszechrzeczy, skoro teraz mogą utrzymywać, że czynią go miarą tylko tych rzeczy, które człowiek może pojąć?
Pewien niepoznawalny fakt
Istnieje pewien niesłusznie zapomniany argument o ciekawej historii, którego wagę zaczęto dostrzegać stosunkowo niedawno. Dopiero wtedy zdano sobie bowiem sprawę z tego, że stanowi on poważne wyzwanie nawet dla ograniczonej wersji antyrealizmu, przedstawionej powyżej. Po raz pierwszy wysunął go w roku 1963 logik Frederic Fitch, choć zaznaczył, że jego pomysł pochodzi z anonimowej recenzji innego artykułu powstałego w 1945 r. Temat ucichł aż do 1976 r., gdy argument Fitcha (jak będę go nazywał) wspomniało w swoim artykule dwóch filozofów, Colin McGinn oraz Bill Hart, którym również został on wskazany przez anonimowego recenzenta. Od tamtej pory wieść o owym argumencie rozniosła się wśród filozofów, a liczba poświęconych mu tekstów zaczęła stopniowo rosnąć. W filozofii, podobnie jak w większości dziedzin akademickich, publikuje się tak dużo, że nikt nie jest w stanie przeczytać więcej niż drobną część wszystkiego; zatem fakt, że pewna myśl pojawiła się kilkukrotnie w druku nie stanowi wcale gwarancji, iż usłyszą o niej wszyscy ci, którzy mogliby ją wykorzystać w swoich badaniach. Gdy sam po raz pierwszy pisałem na ten temat, zwrócono mi uwagę na kwestie, które stały się obecnie kluczowe dla całego sporu – uczynił to, oczywiście, anonimowy recenzent. Trudno nie ulec wrażeniu, że „anonimowy recenzent” to wyższa istota czuwająca nad ludzką filozofią i interweniująca od czasu do czasu w jej dzieje, gdy nie może już znieść naszej opieszałości.
Argument Fitcha na rzecz realizmu jest stosunkowo prosty. Każdy zgodzi się, że nie wszystkie fakty są poznawane, choćby z tego powodu, iż pewne są tak trywialne, że nikt nie będzie się starał ich odkryć. Niech X będzie takim faktem. Wówczas mamy bardziej złożony fakt Y: „X jest faktem, ale nikt nigdy nie pozna X‑a”. Czy da się poznać Y‑a? Nie, bo poznając go, poznałbyś X‑a (skoro X jest częścią Y‑a), a musi być prawdą, że nikt nigdy nie poznaje X‑a (skoro to również jest częścią Y‑a, nie da się wiedzieć czegoś, co nie jest prawdą – może Ci się co najwyżej wydawać, że to wiesz). Zatem wiedza o Y‑u wymagałaby, żeby X został poznany przez kogoś, a jednocześnie nie został przez nikogo poznany, co jest niemożliwe. Tym samym Y stanowi przykład niepoznawalnego faktu, więc nie wszystkie fakty są poznawalne. Innymi słowy, realiści mają rację, a antyrealiści się mylą. QED. Załóżmy, że nigdy nie zmobilizuję się, żeby policzyć książki w moim pokoju. Zatem albo „Liczba książek w moim pokoju jest parzysta”, albo „Liczba książek w moim pokoju jest nieparzysta” stanowi fakt nigdy niepoznany. Argument Fitcha pokazuje, że, w konsekwencji, albo „Liczba książek w moim pokoju jest parzysta, ale nikt się tego nigdy nie dowie”, albo „Liczba książek w moim pokoju jest nieparzysta, ale nikt się tego nigdy nie dowie” stanowi niepoznawalny fakt. Przykład jest trywialny, ale zdeklarowany antyrealista głosi, że żaden pojmowalny fakt nie jest niepoznawalny, toteż każdy kontrprzykład, jakkolwiek trywialny, wystarczy by sfalsyfikować to twierdzenie.
Odpowiedź antyrealistów
Czy rzeczywiście aż tak łatwo jest obalić antyrealizm? Nie do końca. Zacznijmy od tego, że niektórzy antyrealiści, idąc śladem Michaela Dummetta, odrzucają ortodoksyjną logikę „klasyczną” na rzecz heretyckiej logiki zwanej logiką „intuicjonistyczną”. Nie wchodząc w szczegóły zaznaczę tylko, że argument Fitcha nie trafia, jak się zdaje, w połączenie antyrealizmu z intuicjonizmem. Jednakowoż zmiana logiki nie tylko pachnie oszustwem, ale też zaburzyłaby matematykę i podobne dziedziny. Wielu antyrealistów, jak choćby Crispin Wright, pragnie zachować logikę klasyczną. Jak powinni oni odpowiedzieć na argument Fitcha?
W roku 1985 Dorothy Edgington oraz George Schlesinger zaproponowali niezależnie od siebie reinterpretację antyrealizmu. Dotychczas zakładałem, że sytuacja, w której stawia się pytanie, jest tą samą co sytuacja, o którą pytamy. Dla przykładu: w aktualnym świecie pytam o to, czy istnieje w nim życie na innych planetach. Argument Fitcha zdaje się pokazywać, że w danej sytuacji nie jesteś w stanie wiedzieć, że pewien fakt dotyczący tej sytuacji jest niepoznawalny. Być może natomiast można wiedzieć, że jest on niepoznawalnym faktem dotyczącym tej sytuacji z punktu widzenia jakiejś innej sytuacji. Jeśli policzę książki w moim biurze i odkryję, że ich liczba jest nieparzysta, dochodząc na tej podstawie do wniosku, że byłaby ona nieparzysta, nawet gdyby nikt nigdy ich nie policzył, to czy nie dowiem się wówczas, że „Liczba książek w moim biurze jest nieparzysta, lecz nikt nigdy nie dowie się o tym” jest faktem dotyczącym sytuacji, która miałaby miejsce, nawet gdyby nikt nigdy nie policzył moich książek? Edgington i Schlesinger sugerują zatem, że antyrealista powinien tak naprawdę utrzymywać, iż każdy fakt dotyczący sytuacji jest poznawalny – jednak niekoniecznie z wnętrza danej sytuacji. W ten sposób próbują oni uchylić argument Fitcha. To podejście ma jednak swoje własne problemy, bowiem wymaga, by ludzie posiadali wiedzę o sytuacjach, które z ich punktu widzenia są wyłącznie możliwe, a okazuje się, że zaskakująco trudno wyjaśnić, jak wystarczająco szczegółowo określić te sytuacje.
Trzecia propozycja, wysunięta przez Johna Mackie’ego, głosi że antyrealiści powinni zaprzestać mówienia o wiedzy i zastąpić ją jakąś słabszą relacją poznawczą, np. posiadaniem zadowalających dowodów. Argument Fitcha wykorzystuje bowiem fakt, że to, co wiemy, jest prawdziwe, podczas gdy możemy posiadać zadowalające dowody na coś, co okazuje się nie być prawdą. Ten manewr nie rozwiązuje jednak problemu, ponieważ jest równie niemożliwym posiąść zadowalające dowody na rzecz sądu „Liczba książek w moim biurze jest nieparzysta i nikt nigdy nie będzie posiadał zadowalających dowodów, które by za tym przemawiały”, co wiedzieć, że „Liczba książek w moim biurze jest nieparzysta i nikt nigdy nie będzie tego wiedział”.
Dziwniejsze niż możemy sądzić?
Jeżeli niepoznawalne sięga tak daleko, czy nie może sięgać jeszcze dalej? Językoznawca Noam Chomsky zasugerował, że struktura naszych mózgów może uniemożliwić nam sformułowanie prawdziwych teorii przyrody. Biolog J. B. S. Haldane pisał: „Podejrzewam, że wszechświat jest nie tylko dziwniejszy niż sądzimy, ale dziwniejszy niż możemy sądzić”. W niektórych przypadkach możemy być w stanie zrozumieć pytanie, nie będąc w stanie zrozumieć odpowiedzi. Nasze pojęcie światła pozwala nam postawić pytanie: „Jaka jest natura światła?”, lecz możemy nie być w stanie utworzyć pojęć niezbędnych dla w pełni adekwatnej teorii światła. W innych przypadkach możemy nawet nie być w stanie zadać odpowiedniego pytania.
Na pierwszy rzut oka argument Fitcha wygląda jak luźny wątek, ale gdy go pociągniesz, antyrealizm zaczyna się pruć. Jeśli szukasz zagadnienia, które nadal czeka na opracowanie, to dobrze trafiłeś.
Przełożył Tomasz Zyglewicz
The Unknown, „Cogito” 2 (1988). Przekład za zgodą Autora.
Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
Immanuel Kant twierdził:” jak myślę to działanie zawieszam na kołku”, a w/g Kanta i jego koncepcji dotyczącej ROZUMU
— czyli MYŚLENIA, procesu POZNAWANIA oraz woli WYBORU i SĄDZENIU co dla mnie ważne aby dokonać określonego wyboru. Tylko że każdy z nas robi wszystko to po swojemu, a dlaczego? Bo SŁOWO i jego znaczenie dla podmiotu myślącego przez każdego z nas jest inaczej rozumiane-po swojemu. To Semantyka Lingwistyczna, każdy z nas czytając tekst nadaje mu swoje znaczenie i sens. To także dziś ważny problem w komunikacji społecznej, polityce i zarządzaniu.…i dlatego jest coraz więcej różnego rozumienia filozofii a nawet prawnego spojrzenia na fakty i wydarzenia.…