Artykuł

Bogdan Szlachta: Państwo i cele jego istnienia

Liberalna perspektywa wydaje się dominować, a nawet zachęcać do budowania „superpaństwa” uwalniającego jego obywateli od przebrzmiałych już przynależności do „państw narodowych”. Perspektywa ta jednak wiązana jest nieodmiennie z wiarą w trwałość państwa, które – choć obejmujące wiele dawnych „państw narodowych” – konkurować przecież będzie z innymi państwami, znajdowanymi poza Europą, a od Unii Europejskiej nawet mocniejszymi.

Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2022 nr 4 (46), s. 9–12. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.


Terminu „państwo” używa się dzisiaj w wielu kontekstach i nadaje się mu różne znaczenia. Prawnicy zwykli uznawać, że ten „twór polityczny” powinien mieć trzy cechy: terytorium, ludność i „władzę suwerenną”, że zajmuje zatem pewne miejsce, na którym ktoś – niekoniecznie członkowie jednego narodu, być może zaś przedstawiciele wielu narodów i narodowości – mieszka, a i nad terytorium, i nad nimi jako obywatelami (a nie – jak ongiś – poddanymi króla lub członkami rzeczpospolitej) sprawowane jest władztwo, które ma dysponować „wyłącznością prawodawczą” i „monopolem” w zakresie „stosowania przymusu” (nie „nagiej przemocy”, lecz przemocy, której możliwość stosowania i jej warunki określają normy prawne).

Ujęcie prawników naprowadza i na problem „państw dysfunkcyjnych” (zwłaszcza gdy „instytucje państwowe” nie są w stanie zapewnić ładu zachowań zewnętrznych obywateli, co sprawia, że nie jest spełniany trzeci warunek), i na kwestię pojmowania „suwerenności”.

Suwerenność

Zwykle uznaje się, że kategorię suwerenności wypracowali legiści, dokładniej postglosatorowie, dopiero u schyłku wieków średnich i że wcześniej niepodobna odnaleźć ani samego terminu, ani tego, co nim oznaczono. Suwerenność bowiem oznacza nade wszystko „wyłączność prawodawczą” już to rzeczpospolitej (pojmowanej nie jako nazwa ustroju: republiki, ale jako wspólnota polityczna), już to monarchii w relacjach z innymi rzeczpospolitymi bądź monarchiami. Tak pojmowana, kładąca akcent na „relacje z innymi bytami politycznymi”, suwerenność zewnętrzna wymagała usunięcia podległości danego systemu prawnego wobec reguł narzucanych przez innych, jak cesarz czy papież.

Spoglądając z tego punktu widzenia, orzeka się niekiedy, że przed schyłkiem wieków średnich, dokładniej przed schyłkiem wieku XIV, niepodobna mówić o państwie, bo we wcześniejszym okresie nie istniały „byty polityczne” dysponujące pojmowaną w ten sposób wyłącznością prawodawczą z racji wzajemnych niekiedy podległości panów feudalnych. Choć niektórzy autorzy twierdzą (np. tak twierdził amerykański prawnik Harold J. Berman), że znajdują przykład pierwszego nowożytnego państwa już w połowie XI w. po Chr. (miał je tworzyć papież, św. Grzegorz VII, autor Dictatus papae), to częściej orzeka się, że pojawia się ono jeszcze później niż w XIV w., bo dopiero za sprawą republikanów północnowłoskich miast-państw, którzy – najczęściej wymienia się w związku z tym Niccola Machiavellego (zob. s. 10) – postrzegali swe rzeczpospolite jako suwerenne, a przy tym stanowiące odrębne jednostki polityczne bez względu na ich ustrój.

Zachowanie życia, realizacja uprawnień

Ostateczny krok na drodze ku nowożytnemu państwu wykonał Thomas Hobbes (zob. art. A. Górnisiewicza Jak istnieje państwo? Kilka uwag o onto­logicznej nieoczywistości państwa na s. 6–9 tego numeru) w połowie XVII w., ujmując je jako osobliwy „abstrakt”, zdepersonalizowaną „instancję” ustanawianą przez jednostki przemieniające się w obywateli, pozostających wobec państwa w bezpośredniej relacji. Państwo „neutralne światopoglądowo”, nieoparte na wcześniej ukształtowanej kulturze i dlatego niebroniące żadnych z istniejących przed jego pojawieniem się reguł mających podstawę w partykularnej kulturze, zapewniać miało równość wobec prawa każdemu obywatelowi i chronić jego fizyczne istnienie. Nie miało ono zatem gwarantować nienaruszalnych uprawnień jednostek/obywateli, jak w późniejszym projekcie Johna Locke’a, lecz zapewniać trwanie obywatelom. Tworzone było po to, by osiągnąć pewien cel nie przez siebie ustanawiany, lecz oczekiwany przez tych, którzy powołali je do istnienia.

Projekt Hobbesa, nieodmiennie konfrontowany z projektem Locke’a zwłaszcza w sporach o cele istnienia państwa, miał jednak wspólny moment z projektem konkurencyjnym. W obu projektach, uznawanych pospołu za liberalne, jednostka przemieniająca się w obywatela posiadać miała wcześniejsze od państwa uprawnienia (nazwane później „prawami człowieka”). Państwo mogło je albo zawężać, by zapewnić pokój zewnętrzny między obywatelami warunkujący nade wszystko zachowanie ich życia, jak u Hobbesa, albo chronić ich nienaruszalność, jak u Locke’a. Nieodmiennie jednak były one traktowane jako wcześniejsze od prawodawstwa, które ustanawiać miało państwo dla obywateli wiążących się w zbiorowość gwoli spełnienia celów związanych z ich potrzebami (z zachowaniem ich życia bądź realizacją uprawnień). Wcześniejsze „byty polityczne” nie posiadały takich charakterystyk, a przypominające je nowożytne „byty polityczne”, wspierające się choćby na przeświadczeniach republikańskich, kładące akcent już to na relacje lenne, już to na proces kształtowania się tożsamości zbiorowych, uznawano za chybione.

Państwo jako „instytucja konieczna”

Podobne oceny formułowane są także dzisiaj, gdy mnogie państwa wciąż traktowane są jako „narodowe”, unaoczniające przywiązanie nie do „obywatelskiego”, ale do „etnicznego” sposobu myślenia o sobie. Napięcie między dwoma sposobami myślenia o państwie kulminuje wówczas, gdy jedni wspominają o państwie jako wyrazicielu i obrońcy „interesu narodowego” i „wspólnotowej kultury”, a drudzy jako o zbiorowisku obywateli korzystających z jednakich praw-możności, mechanicznym układzie pojedynczych części, stowarzyszonych dla zyskania ochrony indywidualnych trwań bądź indywidualnych uprawnień; gdy jedni mówią o dobru państwa jako całości, a drudzy o interesach składowych, które państwo winno honorować i chronić.

Niezależnie jednak od napięcia między podejściem wymagającym postrzegania państwa jako „neutralnego” (także światopoglądowo) strażnika uprawnień jednostek, które pragną trwać, a nawet radować się polem wolności określanym przez serię nienaruszalnych uprawnień bądź praw i podejściem uwzględniającym istnienie zbiorowości o jej właściwej kulturze, niekiedy ujmowanej „organicznie”, jako wzrastająca, zyskująca samoświadomość i starająca się utrzymać swą niezależność jako wspólnota polityczna, zwolennicy jednego i drugiego podejścia głoszą, że w nowożytności państwo, choćby oparte zrazu na decyzji absolutnego władcy co do wyboru religii właściwej jego poddanym czy nawet obywatelom (cuius regio eius religio – „czyja władza, tego religia”), jest „instytucją konieczną”. To w nim i przez nie chronione jest trwanie obywateli i ich uprawnienia albo w nim i przez nie zyskuje ochronę i bywa realizowane to, co właściwe dla zbiorowości czy nawet wspólnoty. W nim obywatele mogą bezpiecznie realizować swe „projekty życia”, przez nie mogą być chronione prawnie i realizowane interesy zbiorowości. Bez niego jednostki nie byłyby w stanie trwać w pokoju zewnętrznym ani nie posiadałyby „bezstronnych sędziów” władnych rozstrzygnąć spory między nimi, tak jak niepodobna byłoby chronić własnej „tożsamości zbiorowej” określającej również poczynania poszczególnych członków wspólnoty, kształtującej się w długim okresie i gromadzącej swą zbiorową mądrość.

Państwa narodowe a „obywatelskie” i „demokracja agoniczna”

Zestawienie obu podejść wciąż żywych w „naszych czasach” sprawia, że spieramy się i o zakres praw jednostek, i o dominację „tradycyjnych wzorców kultury wspólnotowej”, mając oba kierunki za pozostające w napięciu. Pojawiają się tu tak zagadnienia sekularyzacji (istotne dla obywateli, którzy pragną wyrugować argumentację religijną z debat o treści wiążących ich norm prawnych) i dominacji „kultury większościowej” (co jest krytycznie oceniane zwłaszcza w społeczeństwach wielokulturowych), jak kwestie częściej dyskutowane przez filozofów polityki, budowane wokół opozycji tego, co demokratyczne, a tego, co liberalne we współczesnych demokracjach liberalnych. Spoglądając bowiem z perspektywy demokratycznej, zwraca się uwagę na względną przynajmniej homogeniczność (jednorodność) obywateli, której państwo winno strzec, a spoglądając z perspektywy liberalnej, zwraca się uwagę zarówno na potrzebę honorowania różnych, niekiedy kontrowersyjnych z punktu widzenia dominującej kultury projektów życia, jak i na potrzebę wspomagania starań na rzecz ich realizacji.

Ścieranie się tych dwóch podejść prowadzi do poważnych konfliktów, niekiedy kulminujących oskarżeniami o „wstecznictwo” lub „nadmierny pos­tęp”, kiedy indziej emocjonalnymi atakami na przeciwników politycznych. Lecz prowadzi także do projektów, których istota zdaje się przypominać podziały Karola Marksa lub/i Carla Schmitta (zob. s. 10): zmagania między „niewspółmiernymi perspektywami” określać mają współczesne państwo, w którym niepodobna już oczekiwać „wydyskutowania” jednego, wiążącego wszystkich prawa, a należy pogodzić się z narzucaniem przez aktualnie dominującą grupę prawa jej odpowiadającego. Tak pojmowane państwo nie jest już reprezentowane przez tych, którzy szukają dobra wspólnego, to bowiem nie istnieje, gdyż każda konkurująca z innymi grupa stara się w danej sprawie wskazać partykularny interes własny, a zwyciężając, otoczyć go ochroną prawną.

Lecz nawet przy takim podejściu, właściwym dzisiaj wyznawcom „demokracji radykalnej” („agonicznej”), państwo wciąż jest uwzględniane, choć w zasadzie jedynie na „mocy przywiązania”. Można wszak uznać – i w takiej organizacji międzynarodowej, jaką jest choćby Unia Europejska, uznaje się niekiedy – że „z dawna istniejące” państwa członkowskie winny przemieniać swe tożsamości wedle wymagań dominującej aktualnie grupy; że obywateli takich państw, będących przecież zarazem obywatelami Unii, winno się odrywać od ich „wspólnotowych zakorzenień” i czynić jednostkami zdolnymi realizować własne projekty życia. Liberalna perspektywa wydaje się dominować, a nawet zachęcać do budowania „superpaństwa” uwalniającego jego obywateli od przebrzmiałych już przynależności do „państw narodowych”. Perspektywa ta jednak wiązana jest nieodmiennie z wiarą w trwałość państwa, które – choć obejmujące wiele dawnych „państw narodowych” – konkurować przecież będzie z innymi państwami, znajdowanymi poza Europą, a od Unii Europejskiej nawet mocniejszymi. To znak, że erozja państw mniejszych nie powoduje zniesienia struktur państwowych; że – jak ongiś, za Metternicha, w mniejszej nieco skali – idzie o trwanie i moc wielkich struktur politycznych toczących ze sobą zmagania w wymiarze globalnym; że wciąż trwać będą państwa zajmujące pewne terytoria i skupiające obywateli mieszkających także w innych miejscach, mimo że starania o utrzymanie przez nie suwerenności będą coraz trudniejsze w globali­zują­cym się świecie.


Warto doczytać

  • J. Baszkiewicz, Państwo suwerenne w feudalnej doktrynie politycznej do początków XIV w., Warszawa 1964.
  • H.J. Berman, Prawo i rewolucja. Kształtowanie się zachodniej tradycji prawnej, tłum. P. Amsterdamski, Warszawa 1995.
  • O. Höffe, Sprawiedliwość polityczna. Podstawy krytycznej filozofii prawa i  państwa, tłum. J. Merecki, Kraków 1999.
  • T. Hobbes, Lewiatan, czyli materia, forma i władza państwa kościelnego i świeckiego, tłum. C. Znamierowski, Warszawa 1954.
  • M. Kuniński, Państwo, [w:] Słownik społeczny, red. B. Szlachta, Kraków 2004.
  • W. Kymlicka, Współczesna filozofia polityczna, tłum. A. Pawelec, Warszawa 2009.
  • J. Locke, Dwa traktaty o rządzie, tłum. Z. Rau, Warszawa 1992.
  • C. Schmitt, Teologia polityczna i inne pisma, tłum. M. Cichocki, Kraków 2000.
  • B. Szlachta, Państwo a obywatel (uwagi o pojmowaniu obywatelstwa i praw z nim związanych), [w:] Państwo jako wyzwanie, red. A. Rzegocki, Kraków 2000.
  • B. Szlachta, Państwo-Kościół, [w:] Słownik społeczny, red. B. Szlachta, Kraków 2004.
  • A. de Tocqueville, Dawny ustrój i rewolucja, tłum. H. Szumańska–Grossowa, Kraków 1994.

Bogdan Szlachta – prof. dr hab., pracownik Uniwersytetu Jagiellońskiego i Akademii Ignatianum w Krakowie, prawnik i filozof, autor m.in. monografii Z dziejów polskiego konserwatyzmu (Kraków 2000) i Monarchia prawa? Angielska myśl polityczna doby Tudorów (Kraków 2008), kilku zbiorów esejów, kilkuset artykułów naukowych i haseł encyklopedycznych, redaktor m.in. Słownika społecznego (Kraków 2004), współredaktor serii Biblioteka Klasyki Polskiej Myśli Politycznej; redaktor „Politei”, pisma Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politycznych UJ i „Myśli Politycznej”; członek Academia Europaea i Komitetu Nauk Politycznych PAN. Zainteresowania: historia zachodniej myśli politycznej (w tym współczesna filozofia polityki), dzieje filozofii prawa. E‑mail: bogdan.szlachta@uj.edu.pl; ORCID: 0000–0003-4841–589X.

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.

< Powrót do spisu treści numeru.

Ilustracja: Małgorzata Uglik

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy