Artykuł Epistemologia Filozofia społeczna

Jacek Hołówka: Przesąd i rozum

Rozważymy cytaty z pięciu autorów, którzy zajmowali się surogatami prawdy. Będą to: Franciszek Bacon, Dawid Hume, Edmund Burke, Józefa Maria Bocheński i Leszek Kołakowski.

Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2020 nr 6 (36), s. 22–25. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.


W wierzeniach przesądnych mistrzem jest lud; i we wszelkim wierzeniu przesądnym ludzie mądrzy idą za ludźmi szalonymi; argumenty zaś przystosowują się do potrzeb praktycznych, odwracając naturalny porządek. Ważkie słowa powiedział jeden z prałatów na soborze trydenckim: scholastycy są podobni do astronomów, który wymyślili koła ekscentryczne i epicykle oraz podobne sztuczne twory na orbitach niebieskich, by wytłumaczyć zjawiska, jakkolwiek wiedzieli, że nie ma takich rzeczy; i podobnie ludzie uczeni stworzyli cały szereg subtelnych i zawiłych aksjomatów i twierdzeń, ażeby uratować praktykę przyjętą przez Kościół (Franciszek Bacon, O przesądzie, w: Eseje, tłum. C. Znamierowski, PWN, Warszawa 1959, s. 74).

Dlaczego lud jest mistrzem w szerzeniu przesądów? Ponieważ jest bezkrytyczny i niecierpliwy. Nie szuka dobrych argumentów i wierzy, że prawda musi być zawsze prosta. Nie wie, co to są koła ekscentryczne (to takie fizyczne figury w kształcie koła, obracające się na osi przecinającej koło w innym punkcie niż środek opasującego je okręgu), i nie wie, co to są epicykle (to małe okręgi, które są opisane na większych okręgach w taki sposób, że przedmiot poruszający się po kolei po obu okręgach sprawia wrażenie, jakby poruszał się do przodu, potem lekko się cofał, przyspieszał i zwalniał, znów poruszał się do przodu, trochę się cofał itd.; tak wygląda obserwowany z Ziemi ruch Wenus na niebie), ale nie chce się nauczyć tego, co tu właśnie powiedziałem, i tego, że to jest naiwny pogląd na system słoneczny, tylko woli przyjąć, że Słońce obiega Ziemię wokoło, a planeta Wenus to w istocie dwie różne gwiazdy – Gwiazda Zaranna i Gwiazda Wieczorna. Taki przesąd daje się obalić, jeśli ktoś słucha i myśli. Ale tylko wtedy.

Przesąd nieokryty przesłoną jest rzeczą szpetną; podobnie jak zwiększa szpetotę małpy to, iż jest podobna do człowieka, tak też to, że wierzenie przesądne jest podobne do religii, czyni je bardziej szpetnym. I podobnie jak zdrowe mięso ulegając zepsuciu, zamienia się w małe robaki, tak też dobre formy i urządzenia, psując się, przekształcają się w pozbawione treści obrządki (F. Bacon, O przesądzie, s. 74–75).

Dlaczego małpa jest szkaradniejsza od włochatego psa? Zanim ktoś się obrazi za te zwierzęta i podniesie krzyk o szerzenie szowinizmu gatunkowego, gotów jestem przyznać, że niektóre psy i małpy są ładne, i może Bacon czegoś w nich nie dostrzega. Jestem jednak pewien, że chodzi o coś innego. Bacon chce prawdopodobnie powiedzieć, że małpa staje się brzydka, gdy patrzący na nią odnosi wrażenie, że to nie jest zwierzę, tylko jest jakiś dziwny rodzaj człowieka, jakiś typek wrzaskliwy, biegający w kółko, plujący, zaczepny, ogoniasty, włochaty i prymitywny. Mapa przestaje wyglądać tak szpetnie, gdy pamiętamy, że to małpa, a nie podrabiany człowiek. Przesądem jest zatem oceniać jakiś przedmiot według kryteriów właściwych dla oceny innego przedmiotu, np. porównywać siłę konia z siłą słonia lub siłę słonia z siłą wieloryba.

Przesądem jest unikać przesądów, gdy ludzie uważają, że czynią najlepiej, gdy oddalają się jak najbardziej od przesądów przyjętych tradycyjnie; toteż należy mieć się na baczności, by – jak to się zdarza ze złymi środkami czyszczącymi – z tym, co złe, nie zostawało usunięte to, co jest dobre, jak to się dzieje zazwyczaj, gdy lud jest reformatorem (F. Bacon, O przesądzie, s. 75).

Czy mamy prawo do wiary w zabobony? Bacon mówi, że tak. Tak więc i rasista, i egalitarysta wstępnie są na porównywalnej pozycji. Oba stanowiska to zabobony (jednak rasista jest pod względem moralnym nieporównanie gorszym człowiekiem niż egalitarysta). Dlaczego? Ponieważ obaj przyjmują jakiś przesąd, czyli zadowalają się nieporządnymi, gołosłownymi uogólnieniami. Jeden z tych przesądów jest krzywdzący dla mniejszości etnicznych, drugi dla pozaetnicznego, bezstronnego rozumu. Wolno zatem pozwolić, by każdy przyjął swój pogląd na próbę i poddał go krytycznej ocenie faktów i uogólnień. A jeśli się okaże, że przeciętne japońskie dziecko ma wyższy IQ niż przeciętne polskie dziecko w tym samym wieku, a przeciętne polskie ma większy IQ niż przeciętne dziecko w Gabonie, to trzeba to odnotować i pomagać ­dzieciom w ­Gabonie. Japończyków nie ma jednak powodu przycinać ani zmuszać do milczenia na temat ich uzdolnień.

Że więc jest rzeczą niemal niemożliwą, iżby umysł człowieka znalazł spoczynek jak umysł zwierząt w tym wąskim kręgu rzeczy, jakie są przedmiotem codziennej rozmowy i codziennego działania, przeto winniśmy tylko zastanowić się nad tym, jak wybrać naszego przewodnika, i wybór winien spocząć na tym, który jest najbardziej pewny i najbardziej przyjemny. I tutaj odważam się polecić filozofię; i nie będę miał skrupułów, dając jej pierwszeństwo przed przesądem wszelkiego możliwego rodzaju. Przesąd bowiem, powstając naturalnie i łatwo z potocznych poglądów ludzkości, silniej działa na umysł i często zdolny jest naruszyć linię naszego postepowania w naszym życiu i działaniu. Filozofia przeciwnie, jeżeli jest słuszna, może nam dać tylko zapatrywania łagodne i umiarkowane. Jeśli zaś jest fałszywa i dziwaczna, to jej koncepcje są jedynie przedmiotem spekulacji chłodnej i ogólnej, i rzadko sięgają tak daleko, iżby naruszyć rozwój naszych naturalnych skłonności (Dawid Hume, Traktat o naturze ludzkiej, tłum. C. Znamierowski, t. 1, PWN, Warszawa 1963, s. 352).

Czy filozofia naprawdę szerzy łagodne i umiarkowane zapatrywania? Nie mam wątpliwości, że tak. Nie widziałam nigdy serio zwalczających się filozofów. A gdy czasem jacyś ludzie podający się za filozofów zaczynają awanturę, szybko się okazuje, że oprócz tego, że uważają się za filozofów, są niedocenianymi politykami, krewkimi pedagogami, byłymi sportowcami, zawiedzionymi biznesmenami lub zwolnionymi z pracy dziennikarzami. Filozofowie tak nie postępują, ponieważ rozumieją, że spory wygrywa się dobrymi argumentami, niczym więcej.

Lękalibyśmy się nakazać człowiekowi, by żył i pracował, czerpiąc wyłącznie z zasobów własnego rozumu, sądzimy bowiem, że ten zasób każdego człowieka jest mały, że ludziom powodzić się będzie lepiej, gdy będą korzystać ze wspólnego banku i kapitału narodów i wieków. Wielu naszych myślicieli, zamiast obalać powszechne przesądy, wykorzystuje swą inteligencję, by odsłonić ukrytą w nich mądrość. Gdy znajdą to, czego szukali, a rzadko się mylą, uważają za mądrzejsze utrzymywanie przesądu, w którym zawiera się rozumne jądro, niż odrzucanie skorupy przesądu, by pozostawić wyłącznie nagi rozum, bo rozumny przesąd potrafi urzeczywistnić swe racjonalne jądro i wzbudzić skłonności, które nadają mu trwałość. W sytuacji trudnej przesąd jest pod ręką, gotowy do użycia, bo skoro poprzednio utrzymywał rozum na drodze mądrości i cnoty, to nie opuści człowieka wahającego się w momencie wyboru: sceptycznego, zakłopotanego, niezdecydowanego. Przesąd sprawia, że cnota staje się nawykiem, że nie przejawia się wyłącznie w niepowiązanych działaniach. Dzięki słusznym przesądom – powinności człowieka stają się częścią jego natury (Edmund Burke, Rozważania o rewolucji we Francji i o poczynaniach pewnych towarzystw londyńskich związanych z tym wydarzeniem, zawarte w liście, który miał zostać wysłany do pewnego gentlemana w Paryżu, tłum. D. Lachowska, Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, Kraków/Fundacja im. Stefana Batorego, Warszawa 1994 , s. 104).

Burke uważa, że być może religia jest przesądem, ale nawet wtedy jest przesądem pomocnym i ułatwiającym ­życie. Pozwala szybciej podejmować decyzje i działać w sposób powszechnie akceptowany – nawet jeśli motywowany pewnym złudzeniem.

Marksizm-leninizm jest prawdopodobnie najbogatszym zbiorem zabobonów, jaki kiedykolwiek utworzono. Jego wyznawcy są typową sektą z typowym guru. Ich poglądy, a mianowicie marksizm-leninizm, zawierają m.in. tzw. „naukowy” światopogląd, materializm dialektyczny, scjentyzm, historiozofię, ekonomizm, zabobonną teorię klas, wiarę w postęp, aby tylko te gusła wymienić (Józef Maria Bocheński, Marksizm, w: Sto zabobonów. Krótki filozoficzny słownik zabobonów, Wydawnictwo Philed, Kraków 1992, s. 79).

Dlaczego marksizm jest największym z przesądów? Ponieważ podtrzymywany był przez ludzi dość inteligentnych, którzy mniej inteligentnych chcieli namówić do przyjęcia wiary w mit cudownego świeckiego zbawienia, które jest wprawdzie nieuniknione, ale musi zostać wywalczone.

Leszek Kołakowski, nie wypowiadając słowa „przesąd”, opisał trzy jego najczęściej spotykane w życiu politycznym wersje. Scharakteryzował konserwatyzm, liberalizm i socjalizm. Dodanie pointy zostawił nam.

Konserwatyzm: Istnieją niezliczone zła, które się dają pogodzić, które więc w pełnych rozmiarach możemy jednocześnie cierpieć, a istnieją liczne dobra, które się wzajem wykluczają lub ograniczają, z których zatem nigdy nie możemy jednocześnie w pełni korzystać; społeczeństwo, gdzie nie ma żadnej wolności i żadnej równości jest najzupełniej możliwe, nie jest natomiast możliwe społeczeństwo, w którym jest pełna wolność i pełna równość zarazem. To samo odnosi się do zgodności między planowaniem i zasadą autonomii, między bezpieczeństwem i postępem technicznym. Mówiąc jeszcze inaczej: nie istnieje happy ending historii ludzkości (Leszek Kołakowski, Jak być konserwatywno-liberalnym socjalistą? Katechizm, w: Czy diabeł może być zbawiony i 27 innych kazań, Wydawnictwo Znak, Kraków 2006, s. 287).

Myśleć inaczej jest zabobonem.

Liberalizm: W najwyższym stopniu nieprawdopodobne jest przypuszczenie, iż w społeczeństwie, gdzie zniesione zostały wszystkie formy konkurencji, nadal działają konieczne bodźce dla twórczości i postępu. Wzrost równości nie jest celem samym w sobie, lecz tylko środkiem: innymi słowy, nie opłaca się w ogóle dążyć do zwiększonej równości, jeśli wynikiem miałoby być tylko ściągnięcie na dół tych, co lepiej się mają, nie zaś poprawa losu upośledzonych. Doskonała równość jest zaś sprzecznym wewnętrznie ideałem (L. Kołakowski, Jak być konserwatywno-liberalnym socjalistą? Katechizm, s. 289).

Myśleć inaczej jest zabobonem.

Socjalizm: Należy sprzyjać dążeniu do społecznego nadzoru nad gospodarką, chociaż oznacza to nieuchronnie wzrost biurokracji; nadzór ten jednak nie będzie nigdy istniał bez demokracji przedstawicielskiej, stąd nieuchronnie myśleć trzeba, jak przeciwdziałać zagrożeniom wolności, zawartym we wzroście tego nadzoru (L. Kołakowski, Jak być konserwatywno-liberalnym socjalistą? Katechizm, s. 289).

Myśleć inaczej jest zabobonem. Ale nie myśleć wcale jest najgorszym zabobonem.


Powyższe refleksje prof. Hołówka zaproponował zamiast wywiadu.


Jacek Hołówka – ur. w 1943 r. we Lwowie. Emerytowany profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Obecnie profesor filozofii w Pedagogium w Warszawie. Redaktor „Przeglądu Filozoficznego”. Zajmuje się filozofią analityczną, moralną i polityczną. Hobby: opera (sam nie śpiewa), kolarstwo amatorskie (jeździ).

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.

< Powrót do spisu treści numeru.

Ilustracja: Paulina Belcarz

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy