Namysł nad edukacją

Marcin Krupowicz: Proponowane zmiany [Nauczyciele o polskiej szkole]

Jeśli potraktować zapowiedzi zmian w podejściu do prac domowych jako początek dyskusji na temat tego, czego w istocie chcemy uczyć młodych ludzi (pytanie o podstawy programowe) oraz w jaki sposób chcemy to robić, aby nie tylko zdobywali oni wiedzę, ale też nabywali ważne kompetencje takie jak samosterowność, krytyczność myślenia oraz umiejętność wyszukiwania informacji (pytanie o metody pracy), to jest to krok w dobrym kierunku – twierdzi Marcin Krupowicz, nauczyciel z 2 SLO im. Pawła Jasienicy w Warszawie.

Pisząc te słowa jako nauczyciel filozofii w liceum, czuję się trochę nieswojo. Nie uczę w żadnej ze szkół podstawowych, chociaż ich dobro leży mi na sercu nie mniej niż mojego liceum. Nigdy także nie byłem nauczycielem etyki, jakkolwiek oczywiście tematyka tego przedmiotu jest mi bardzo bliska. Jednak proponowane obecnie przez Ministerstwo Edukacji Narodowej zmiany, tzn. 1) aby ocena z etyki przestała być wliczana do średniej ocen oraz 2) aby wprowadzić odgórne ograniczenie możliwości zadawania prac domowych, wydają się na tyle istotnym sygnałem wyboru przez rządzących nowej – nomem omen – filozofii kształcenia, że filozofowie właśnie głos zabrać powinni. Ponadto wszelkie proponowane zmiany strukturalne i programowe na niższych poziomach edukacji przekładają się jednoznacznie na kolejne poziomy. Proces kształcenia jest właśnie procesem i dobrze byłoby, aby zaczęto na to patrzeć w taki sposób. Jeżeli zatem proponowane zmiany mają być znaczące, a nie tylko spełniać rolę działań mających przynieść szybką satysfakcję obecnemu elektoratowi (który w znacznym stopniu popiera zmiany ograniczenia wpływu Kościoła na szkołę) oraz przyszłemu elektoratowi (który bowiem uczeń nie chciałby mieć mniej prac domowych), nie mogą zostać wprowadzone w oderwaniu od głębszej refleksji na temat zagadnień, których w istocie dotyczą, czyli oceniania w procesie edukacji oraz roli i obowiązków osób uczniowskich i nauczycielskich. 

W pierwszej sprawie chciałbym zatem podkreślić: jakiekolwiek działania zmierzające do złamania monopolu oceniania liczbowego na „gratyfikację” (i w przypadku dalszej kariery naukowej, zawodowej, ale także w przypadku poczucia bycia „dobrym uczniem/uczennicą”) jest dobrym kierunkiem. Przedmioty nieobowiązkowe, takie jak religia i etyka, są dla takich działań bardzo dobrym laboratorium. Przyporządkowywanie liczb z umownej skali, które miałyby oddawać poziom przyswojenia treści przekazywanych na obu przedmiotach, wydaje się bowiem pomysłem karkołomnym. Ponadto w przypadku wymienionych przedmiotów jest to zdecydowanie bardziej arbitralne niż w przypadku tych, z których sprawdzenie wiedzy można poddać bardziej wiarygodnej kwantyfikacji (np. nauki matematyczne, chociaż oczywiście pytaniem pozostaje, czy także w takich naukach nie powinno się zrezygnować z dyktatu ocen liczbowych). Zasadniczy zaś argument wspierający proponowane zmiany dotyczy wątpliwego z punktu widzenia samej etyki mechanizmu wyliczania średniej ocen. W obecnym stanie w przypadku przedmiotów nieobowiązkowych, których ocena jest wliczana do średniej, istnieje niebezpieczeństwo uatrakcyjnienia tych przedmiotów możliwością tzw. podniesienia średniej. Tym samym jedną z najbardziej długofalowych nauk (oczywiście nie jedyną, na całe szczęście), którą można wynieść z edukacji etycznej w Polsce, jest przekonanie, że namysł moralny wcale nie musi być działaniem autotelicznym, a może przynosić także inne, łatwo mierzalne profity. To błędne przekonanie. O ile z namysłu moralnego może wynikać jakaś korzyść dla osoby tę działalność podejmującej (np. w postaci usprawnienia relacji międzyludzkich, zadbania o osoby mniej uprzywilejowane, a tym samym o równowagę środowiskową, społeczną itp.), to korzyść ta musi zrodzić się w obrębie samego tego namysłu, np. za sprawą analiz właściwych dla współczesnego utylitaryzmu. Nie może jednak być korzyścią zewnętrzną względem samego procesu uprawiania etyki – wtedy przybiera niewłaściwą formę warunkowania. Dlatego proponowane zmiany, aby ocena z etyki przestała być wliczana się do średniej ocen zmierzają w mojej opinii w dobrym kierunku. Mam nadzieję, że towarzyszyła im będzie dalsza dyskusja nad zgubnym w znacznej mierze działaniem oceniania liczbowego oraz potrzebą rozszerzania metod oceniania kształtującego, opisowego.

Jeżeli natomiast chodzi o ograniczenie prac domowych, to w mojej głowie myślenie o tym wiąże się jednoznacznie z następującą refleksją. Im osoba nauczycielska pracuje więcej w szkole podczas lekcji (wykłada, opowiada, animuje, „oświeca”, bryluje, rozwiązuje zadania przy tablicy itp.), tym mniej pracuje wtedy osoba uczniowska podczas lekcji. I tym więcej będzie musiała ona pracować w domu. Jeżeli zatem osoba uczniowska ma pracować mniej w domu, to musi pracować więcej podczas lekcji (bo w przeładowanym programie nauczania pracy jest przecież bardzo dużo). Tym samym także osoba nauczycielska musi pracować więcej w domu, aby oddać osobom uczniowski pole podczas lekcji. Zupełnie inaczej ta kwestia wygląda na poziomie szkoły podstawowej, a inaczej na poziomie liceum – w tym ostatnim przypadku od osoby uczniowskiej nie tylko oczekuje się większej samodzielności w organizacji pracy i zaliczaniu materiału, ale także taką samodzielność w mojej opinii nawet powinno się kształtować przez programy czerpiące np. z planu daltońskiego. Jeśli potraktować zapowiedzi zmian w podejściu do prac domowych jako początek dyskusji na temat tego, czego w istocie chcemy uczyć młodych ludzi (pytanie o podstawy programowe) oraz w jaki sposób chcemy to robić, aby nie tylko zdobywali oni wiedzę, ale też nabywali ważne kompetencje takie jak samosterowność, krytyczność myślenia oraz umiejętność wyszukiwania informacji (pytanie o metody pracy), to jest to krok w dobrym kierunku. W pełni zrozumiałe jest jednak zaniepokojenie część środowiska nauczycielskiego. Jak bowiem zrealizować tak przeładowane programy, jeżeli zapowiada się jeszcze ograniczenie prac domowych? Więcej na temat tej zapowiadanej zmiany powiedzieć będzie można dopiero, gdy pojawią się jakieś konkretne propozycje – mam nadzieję, że także uwzględniające wnioski wyciągnięte z przeprowadzonych ostatnio konsultacji proponowanych zmian w podstawach programowych.


Marcin Krupowicz – absolwent filozofii na Uniwersytecie Warszawskim. Nauczyciel w 2 Społecznym Liceum Ogólnokształcącym z Oddziałami Międzynarodowymi im. Pawła Jasienicy STO w Warszawie. Z reguły dużo gada. Niekiedy stara się także słuchać, przede wszystkim innych ludzi, ale także dużo dobrej muzyki. Miłośnik jazdy na rowerze.


Prowadzenie portalu filozofuj.eu – finansowanie

Projekt dofinansowany ze środków budżetu państwa, przyznanych przez Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego ramach Programu „Społeczna Odpowiedzialność Nauki II”.

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

1 komentarz

Kliknij, aby skomentować

  • W obecnym stanie w przypadku przedmiotów nieobowiązkowych, których ocena jest wliczana do średniej, istnieje niebezpieczeństwo uatrakcyjnienia tych przedmiotów możliwością tzw. podniesienia średniej. Tym samym jedną z najbardziej długofalowych nauk (oczywiście nie jedyną, na całe szczęście), którą można wynieść z edukacji etycznej w Polsce, jest przekonanie, że namysł moralny wcale nie musi być działaniem autotelicznym, a może przynosić także inne, łatwo mierzalne profity. To błędne przekonanie.”

    Jakże łatwo zapominamy, że to dotyczy każdego prawie przedmiotu, jaki jest obecny w systemie kształcenia: „polskiego”, historii, a już szczególnie matematyki i fizyki (ale już nie chemii i innych nauk stosowanych) 🙂

    Te przedmioty powinny być (jeśli mamy jakieś ambicje jako homo sapiens) traktowane (przez uczniów i nauczycieli, no i rodziców rzecz jasna) jako atrakcyjne same przez się, jako wartościowe nawet (przede wszystkim) w oderwaniu całkowitym od praktycznych zastosowań.

    Kto się pochylił nad filozofią matematyki czy fizyki, ten wie, że są dociekania, przez które „możemy stać się lepsi, i bardziej mężni i mniej leniwi”. Tak, to Platon, czasy, gdy nie pomyślano jeszcze o tym, by organizowani przez państwo nauczyciele masowo kształtowali kadry dla gospodarki czy służb bezpieczeństwa i wyrabiali przyszłych wyborców, krótko: by wszechwładne państwo umacniało ciągle swą wszechwładzę pod egidą edukacji. Inne czasy…

    Może jestem bardzo naiwny, ale złote czasy. To się nie wróci, ale ja wrócić chciałbym do słowa „kształcenie”, bo jest ono wielce wymowne. Człowiek nie jest jakąś tują, żywopłotem, czy karzełkiem bonsai. Nie wzrasta przycinany, brutalnie kształtowany. Dopóki nie przemieni się systemów kształcenia w środowiska (ekosystemy) rozwoju, dopóty liczyć się będą przede wszystkim właśnie te „łatwo mierzalne profity”. Najpierw oceny, potem inne wskaźniki, a wśród nich czasem „Loss Exchange Ratio”.

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy