Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2023 nr 6 (54), s. 15–17. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
Argument z filantropii
Argument z filantropii odwołuje się do dobra naszego potomstwa. Każdy rodzic, o ile kocha swoje dziecko, będzie pragnął dla niego tego, co najlepsze, czyli uniknięcia cierpienia. Ktoś może odpowiedzieć, że wprawdzie nienarodzony unika cierpienia, ale także nie zaznaje przyjemności, która może to pierwsze nawet przewyższyć. Antynataliści w kontrze formułują argument z asymetrii pomiędzy brakiem bólu i brakiem przyjemności (zob. więcej w art. I. Miczke na s. 21–23 tego numeru). Inną wagę ma cierpienie realnej, świadomej istoty, inną brak potencjalnej przyjemności kogoś, kto nigdy nie zaistniał. Osoba, która nie przyszła na świat, nie może niczego żałować. Możemy w tym przypadku mówić wyłącznie o (egoistycznym) żalu rodzica, który pozbawił siebie posiadania potomstwa. Poza tym, stosując utylitarystyczną kalkulację, antynataliści uważają, że uniknięcie cierpienia większości ludzi zawsze stoi wyżej w hierarchii korzyści niż uzyskanie dodatniego bilansu przyjemności.
Ludzie nadto mają tendencję do przeceniania jakości swojego życia (efekt Pollyanny). Posiadamy wiele mechanizmów psychologicznych (m.in. porównywanie się do osób w gorszym od naszego położeniu), które zaburzają adekwatną ocenę zarówno naszej przeszłości, teraźniejszości, jak i przyszłości. W rzeczywistości egzystencja każdego z nas jest znacznie gorsza, niż nam się wydaje, ponieważ od początku towarzyszy jej wiele negatywnych odczuć – głodu, zimna, zmęczenia. W sumie nasze życie nie jest warte życia.
Argument z mizantropii
Ludzka prokreacja jest niemoralna również z uwagi na cierpienie, którego sprawcą jest sam człowiek. Ludzie zadają sobie nawzajem wiele bólu. Przemoc fizyczna i psychiczna jest nieodłącznym elementem naszego życia.
Nasza agresja wymierzona jest nie tylko w innych ludzi (ludobójstwo, tortury, dyskryminacja), ale też w zwierzęta (hodowle przemysłowe, eksperymenty, rozrywka) oraz całe środowisko naturalne. Bez skrupułów eksploatujemy zasoby naturalne i zanieczyszczamy naszą planetę. Mamy poczucie, że jesteśmy panami na Ziemi.
Dlaczego argument z filantropii nie działa?
Jak można dyskutować z powyższymi argumentami? Zauważmy przede wszystkim, że nie jest prawdą, iż życie każdego człowieka jest z konieczności pasmem cierpienia. W życiu doświadczamy także wiele przyjemności i szczęścia. Kalkulacja przyjemności i bólu nie jest łatwa, o ile jest w ogóle możliwa. Przyjemność i ból mają zawsze wymiar subiektywny (co innego sprawia radość nam, a co innego naszym sąsiadom, mamy też różne progi bólu), trudno także te doznania mierzyć jedną miarą. Mamy problem z doborem kryteriów – przy porównaniach zarówno ilościowych (co wybierasz: ukąszenie pająka czy komara?), jak i jakościowych (co wolisz: utratę dużej sumy pieniędzy czy przyjaciela?) napotykamy na trudności z jednoznaczną odpowiedzią. Podobne problemy występują z sumowaniem bólu i przyjemności. Na pytanie, czy nasze życie w całości jest przyjemne, czy przykre, nie potrafimy jednoznacznie odpowiedzieć. Staramy się je doprecyzować, dopytując: „w jakim aspekcie?”. Rzadko jednak ktokolwiek odpowiada, że jego życie jako całość nie jest warte życia. Jeśli tacy się zdarzają, najczęściej są to ludzie w rozpaczy.
Badania empiryczne pokazują, że gdy pytamy o ocenę jakości życia jako całości, otrzymujemy odpowiedź na znacznie łatwiejsze pytanie: „jak się aktualnie czujemy?”. Psycholodzy społeczni wyprowadzają taki wniosek z faktu, że gdy badani odpowiadali na pytanie o ich poczucie satysfakcji z całego życia, odpowiedzi były mocno uzależnione od tego, w jakich okolicznościach je zadawano. Gdy badania były prowadzone w ładnym pomieszczeniu, znacznie częściej odpowiadano pozytywnie, gdy natomiast badania były przeprowadzane w starej i obskurnej sali, badani znacznie częściej oceniali swoje życie negatywnie.
Zważywszy na subiektywność oraz niewspółmierność bólu i przyjemności, znacznie trudniej jest porównywać i sumować te doznania u różnych ludzi. A jeszcze więcej komplikacji powoduje ocena wartości czyjegoś – nie mojego – życia.
Argument z filantropii nie działa, ponieważ jest oparty na fałszywym założeniu, że w życiu człowieka cierpienie dominuje. Tymczasem na życie ludzkie składa się bardzo wiele różnych doświadczeń, których ze względu na ich niejednorodność nie da się ze sobą ani porównywać, ani sumować.
Dlaczego argument z mizantropii nie działa?
Argument z mizantropii na rzecz antynatalizmu jest oparty na założeniu, że człowiek (cała ludzkość) w swoim życiu dokonuje więcej zła niż dobra. Prawdą jest, że za cierpienie ludzi oraz innych istot czujących i eksploatację środowiska w znacznej mierze odpowiadają ludzie. Nie znaczy to jednak, że nie mają oni żadnego pozytywnego wkładu w rozwój ludzkości i świata. Wprawdzie człowiek potrafi wiele wokół siebie niszczyć (wojny, pogromy), ale też wprowadzić pokój i zadbać o dobrostan ludzi oraz zwierząt; umie zadawać ból i krzewić nienawiść, ale też pomagać potrzebującym i bezwarunkowo kochać; jest w stanie eksploatować środowisko naturalne, ale też troszczyć się o nie i naprawiać, co sam zepsuł albo zostało zniszczone niezależnie od niego. Nawoływanie do rezygnacji z powoływania do życia ludzi jest rodzajem ucieczki i nie daje żadnych szans naprawienia tego, co zostało zepsute. Zamyka możliwość powstawania nowoczesnych technologii, które są szansą na poradzenie sobie ze współczesnymi bolączkami świata – chorobami, niesprawiedliwością społeczną oraz kryzysem klimatycznym.
Antynatalizm narzuca politykę bierności. Tymczasem ludzkość na wiele sposobów dowiodła i nadal dowodzi nie tylko swojej ciemnej strony, ale też tej jaśniejszej – jak rozwijanie medycyny, działania na rzecz podniesienia sprawiedliwości czy zachowania proekologiczne. Wprawdzie wiele jeszcze zostało do zrobienia, ale warto pamiętać, jak dużo w tym zakresie już osiągnięto. Sukces nauki jest niepowątpiewalny (m.in. w obszarze medycyny). Wiele dobrego uczyniono także w zakresie podniesienia poziomu sprawiedliwości społecznej. Walka o wolność przeciw różnym formom dyskryminacji także przynosi swoje owoce. W żadnym razie nie zachęcam do popadania w jakiś rodzaj samozadowolenia, nie godzę się jednak na zamykanie oczu na postęp, jaki się w tych dziedzinach dokonał (wystarczy porównać sytuację kobiet, dzieci czy osób z różnymi niepełnosprawnościami na przestrzeni ostatnich wieków). Trzeba tylko zadbać o konsekwentne trzymanie się tego samego kursu. Nasz stosunek do natury także się zmienia. Tylko dzięki pracy i inwencji ludzkiej jesteśmy w stanie odbudowywać ginące gatunki zwierząt i roślin, wymyślać nowoczesne technologie pozwalające na wykorzystywanie odnawialnej energii czy zamienników ograniczonych surowców naturalnych. Ludzkie zdolności do autokorekty są nieograniczone i nie należy z nich rezygnować. Antynatalizm to rodzaj pasywizmu, na który nie powinniśmy się godzić.
Miłość rodzicielska
Miłość rodziców do dzieci i dzieci do rodziców jest fundamentalnym i zarazem jednym z najpiękniejszych uczuć, które trudno porównywać z jakimkolwiek innym doświadczeniem. Choć zdarzają się oczywiście osoby, które nie dorosły do roli rodzica, to jednak większość z nich bezwarunkowo kocha swoje dzieci i jest im zupełnie oddana. Miłość rodzicielska uczy troski i odpowiedzialności za drugiego człowieka. Szczególnego, bo zupełnie bezbronnego i całkowicie zdanego na swoich opiekunów. Miłość rodzicielska jest najlepszym posagiem, jaki można swoim dzieciom ofiarować. To prawdziwy „garniec złota”, który daje dziecku wiarę w swoje możliwości, zaufanie do losu i życzliwość wobec innych. Miłość rodzicielska daje wielkie pokłady szczęścia i spełnienia. Rozwija samych rodziców, uczy ich cierpliwości, pokory i bezinteresowności. Nie należy bowiem oczekiwać zapłaty za rodzicielski trud. Można co najwyżej potraktować go jako wyraz wdzięczności wobec swoich rodziców. Antynatalizm nade wszystko odbiera szansę na pojawienie się w świecie olbrzymiej porcji dobra w postaci miłości.
Natasza Szutta – Dr hab. filozofii, prof. UG. Pracuje w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Gdańskiego. Specjalizuje się w etyce, metaetyce i psychologii moralności. Pasje: literatura, muzyka, góry, ogród i nade wszystko własne dzieci.
Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
< Powrót do spisu treści numeru.
Ilustracja: Paulina Belcarz
Argumenty antynatalistów są niewarte ich odpierania, ale mają przynajmniej swój „appeal”, pociągają swą prostotą, a jak się na nie otworzyć, to uderzają niezwykle celnie, zmuszając do zastanowienia się nad sensem naszej cywilizacji. Przez swą skrajność krzyczą „wrong way !”.
Kontrargumenty powyższe (ale z wyjątkiem jednego!) pozbawione są takich wartości, ani nie są zgrabne, ani mocne, ani prowokujące do czegokolwiek poza (aż zbyt łatwą) krytyką, może tylko jeszcze do śmiechu…
Choć po namyśle wycofuję „tylko” — śmiech jest w takich dyskusjach bezcenny 😉
Moje poniższe znęcanie się nad wyrywkowymi zdaniami śmiesznie niestety nie jest, zgrabne też nie, choćby niech było prowokujące!
„Nawoływanie do rezygnacji z powoływania do życia ludzi […] zamyka możliwość powstawania nowoczesnych technologii, które są szansą na poradzenie sobie ze współczesnymi bolączkami świata – chorobami, niesprawiedliwością społeczną oraz kryzysem klimatycznym.”
To się kupy nie trzyma, nie w tym sformułowaniu. Nawet sama druga część, ta o technologiach, też aż się prosi o krytykę. Primo, jako gatunek jesteśmy od czasów neolitycznych (rolnictwo, miasta itd.) bardziej schorowani niż zwierzęta (znające co najwyżej technologie budowania schronień czy rozbijania orzechów). Co ważniejsze: z chorobą taką czy inną technologie medyczne sobie poradziły, z chorobami ogólnie (w tym psychicznymi, nawet przede wszystkim z tymi) — nie do pomyślenia, lepiej tak nie myśleć! Secundo, niesprawiedliwość społeczna to po prostu niesprawiedliwość (jedyna a‑społeczna to chyba ta na linii człowiek-Bóg, ale Hiob nas z jej szukania może uleczyć). O tym że technologie są na innym poziomie niż sprawiedliwość, tzn. mogą być co najwyżej jej służebnicami, a nie vice versa, rozwodził się nie będę (a może jestem w błędzie?).
No tak, technologie mogą zażegnać kryzys klimatyczny — i co z tego? Czy to tylko przykład czegoś ogólnego? że czlowiek przez technologie zażegnuje kryzysy? Ależ po to są technologie tworzone! bo nie z nudów czy dla mądrości! Przykład: mamy kryzys bo jesteśmy głodni, gdyż jest nas sporo, a mamuty jakoś nam uciekają ugodzone kijem z gładzonym kamieniem, więc znajdujemy sposób (techne) na robienie ostrzejszych kamieni, np. ich (trochę innego rodzaju kamieni) odpowiednim łupaniem. Byłyby też inne sposoby, ale łupanie wygrało 😉
„Wiele dobrego uczyniono także w zakresie podniesienia poziomu sprawiedliwości społecznej. Walka o wolność przeciw różnym formom dyskryminacji także przynosi swoje owoce.”
Fajny ton! taki jakby przebijający nostalgią. Dalsze zdania też pisane bardzo utopijnie…
Skończyć muszę (i wypada) mocno, a więc:
„Sukces nauki jest niepowątpiewalny (m.in. w obszarze medycyny).”
Ten sukces nie należy do nauki (przez „duże en”), to sukces naszego upadku duchowego, skutek naszego „denial of death”. Na tym samym upadku ducha wyrósł antynatalizm!
A wystarczyło napisać tylko to, co na końcu! Po co strzelać byle jakimi argumentami na wszystkie strony (i trochę do słomianych kukieł)?
Kochajmy się!
(co — tzn. ta miłość, nie tylko rodzicielska — zdecydowanie nie jest sprzeczne z mającą otworzyć oczy i wyprowadzić z groźnego błędu krytyką, a taką miała być powyższa, choć wyszło jak wyszło, za uszczypliwości przepraszam).