Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2021 nr 5 (41), s. 24–25. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
Rozdwojony Wszechświat
Wyobraźmy sobie, że w pewnym momencie naszej historii (kilka, kilkanaście tysięcy lat temu) Wszechświat stanął na rozdrożu i zamiast pójść jednym torem, rozdwoił się, rozpoczynając tym samym życie dwóch równoległych wszechświatów. W jednym z nich zdarzenia potoczyły się tak, jak się potoczyły (i toczą) w znanej nam rzeczywistości. W drugim natomiast stało się coś, o czym marzą niektórzy (przynajmniej) zwolennicy ekologicznej czystości.
Zanim jeszcze ludzkość wkroczyła na ścieżkę technologicznego rozwoju i eksploatacji Ziemi, ktoś skutecznie przekonał wszystkich (a może stało się to przez czysty przypadek), aby zatrzymać się na poziomie przedindustrialnym (tu nie mogę się zdecydować, który etap ludzkiej historii byłby najlepszy: prehistoryczny człowiek zbieracz, rolnicze cywilizacje?; raczej nie okres pierwszych miast, które zbyt radykalnie przekształcają środowisko i prowadzą – być może w sposób nieunikniony – do ekologicznej katastrofy, czy to lokalnej, czy globalnej).
Dwie teraźniejszości
Mamy rok 2021 i dwie bliźniacze (ale nie identyczne) Ziemie. Na jednej (tej naszej) panuje znana nam pandemia, wycinane są lasy, zanieczyszczone wody i powietrze, ludzkości grozi przeludnienie i niebezpieczna (być może śmiertelna) zmiana klimatu (tu lista zagrożeń jest znacznie dłuższa – dopiszcie do niej, co uważacie za słuszne).
Na drugiej Ziemi ludzie żyją w harmonii z naturą. Mieszkają w lasach lub małych wioskach. Liczebność całej ludzkości ledwie przekracza milion osób. Powietrze i wody są czyste, choroby mają jedynie (lub przynajmniej zasadniczo) charakter endemiczny, lokalny, większość Ziemi porośnięta jest lasami i charakteryzuje ją wysoka bioróżnorodność.
Można zadać sobie (retoryczne, zdawałoby się) pytanie: mieszkańcy której z bliźniaczych planet mają większe szanse na przetrwanie? Zapewne niektórzy z was odpowiedzieliby, że nasi alternatywni krewniacy są w lepszej sytuacji, bo przed nami przecież przyszłość rysuje się w nieciekawych barwach. Czy jednak jest to słuszna odpowiedź?
Podróż do przyszłości
Aby ją ocenić, proponuję raz jeszcze uruchomić naszą wyobraźnię i przenieść się w nieodległą przyszłość, powiedzmy rok 2100. Być może (jeśli nic się w naszym stylu życia nie zmieni, wręcz wysoce prawdopodobne jest to, że) na naszej realnej planecie oceany wystąpią z brzegów i zaleją duże połacie zamieszkiwanych przez nas terenów; huragany, burze i inne zjawiska meteorologiczne przybiorą rozmiary znane większości z nas jedynie z telewizji, gazet i internetu. Istnieje też pewne prawdopodobieństwo, że rozwój technologii i świadomości społecznej pozwoli nam złagodzić skalę tych zjawisk. Jak duża jest ta szansa, to kwestia do dyskusji.
Jaka przyszłość czeka mieszkańców równoległego względem nas bliźniaczego świata? Jeśli założymy, że niewiele zmieni się w ich proekologicznym stylu życia i nadal rozsądnie korzystać będą z darów natury, wówczas prawdopodobnie również w dalszym ciągu będą się cieszyć czystym powietrzem i wodą.
Kosmiczna niespodzianka
Korzystając z wiedzy na temat świata, jaka jest dostępna w naszej rzeczywistości, mogę jednak przyjąć, że prędzej lub później, za sto, dwieście albo kilka tysięcy lat, Ziemianie (realni i alternatywni) będą musieli stanąć przed zagrożeniem innego rodzaju niż te antropopochodne, będące skutkiem ludzkiej aktywności. Może będzie to jakaś błąkająca się po kosmosie planetoida mająca się zderzyć z Ziemią, może promieniowanie supernowej (znowu dodajcie do listy, co uznacie za stosowne).
Kto ma większe szanse?
Teraz wróćmy do najważniejszego pytania w tym eseju. Kto będzie miał większe szanse na przetrwanie? My, ludzkość poraniona ekologicznymi katastrofami, której rozwój cywilizacyjny – obok negatywnego często wpływu na środowisko – przyniósł też wysoki poziom wiedzy i technologii, co pozwoli (być może) wpływać na tor lotu planetoid czy przeciwdziałać zgubnemu wpływowi kosmicznego promieniowania? Czy raczej nasi alternatywni kuzyni, którzy cieszą się czystym powietrzem i wodą, ale nie mieli możliwości zgłębiania tajników Wszechświata (przynajmniej nie na taką skalę), aby osiągnąć zdolność przeciwdziałania zgubnym skutkom wspomnianych powyżej zdarzeń?
A może zbyt pośpiesznie przyjąłem założenie, że nie można osiągnąć wiedzy i technologii bez wzmożonej eksploatacji zasobów naszej planety?
Artur Szutta – filozof, pracownik Uniwersytetu Gdańskiego, specjalizuje się w filozofii społecznej, etyce i metaetyce. Jego pasje to przyrządzanie smacznych potraw, nauka języków obcych (obecnie węgierskiego i chińskiego), chodzenie po górach i gra w piłkę nożną.
Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
< Powrót do spisu treści numeru.
Ilustracja: Zuzanna Bołtryk
Skomentuj