Artykuł Filozofia polityki

Artur Szutta: Wola ludu

Wiele z tego, co dziś jest rzeczywistością, dawniej brzmiałoby jak utopia. Podobnie to, co dziś wydaje się nam utopijne, kiedyś może okazać się rzeczywistością. Warto zatem pewne utopijne możliwości przemyśleć już dziś, aby jutro nie stały się naszym koszmarem.

Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2020 nr 3 (33), s. 20–21. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.


Istnieją różne pomysły na podróże w czasie: w kapsułach, machinach, za pomocą magii albo z boskiego rozkazu. Nieważne jak, ważne, że pewnego dnia Jan obudził się w niedalekiej przyszłości, w parku nieznanego miasta. Z braku miejsca pominę opis szczegółów, które pozwoliły Janowi odkryć jego sytuację.

Pamiętał, że jeszcze poprzedniego wieczoru brał udział w telewizyjnej dyskusji na temat możliwości bezpośredniej demokracji w wielomilionowych społeczeństwach. Jego adwersarz, Marcin Merytokrat, dowodził, że utopizmem jest uważać, aby miliony mogły rzetelnie i merytorycznie roztrząsać zawiłe kwestie polityki, zabierać głos i wspólnie podejmować odpowiedzialne decyzje. Głos ludu, twierdził Marcin, to mrzonka, dobra być może dla wiejskiego gminu obradującego pod szwajcarskim dębem w czasach Rousseau, ale nie nowoczesnego społeczeństwa. Merytokrat wątpił nawet w możliwość pośredniej demokracji, w której lud nie decyduje bezpośrednio, ale poprzez swoich przedstawicieli. „Trzeba nam ekspertów – krzyczał – którzy wiedzą, co jest dla mas dobre, a nie trybunów ludowych schlebiających niskim gustom gawiedzi”. Jan całym sercem był przeciw, ale rozum podpowiadał mu, że jego dyskutant ma wiele racji. Wróciwszy do domu, przygnębiony, rozważał jeszcze słowa Marcina, zanim zasnął.

Tymczasem znalazł się w miejscu, które, jak się wkrótce zorientował, nazywano po prostu Demokracją, założoną przez ocalałych po Wielkiej Wojnie zwolenników demokracji. Okazało się bowiem, że po Wielkiej Epidemii 2020 roku wiele krajów porzuciło demokratyczne ustroje i zauroczone gwałtownym ekonomicznym i technologicznym rozwojem Chin oraz wielką sprawnością organizacyjną chińskiego społeczeństwa, które jakże poprawnie poradziło sobie z pandemią, przyjęło chiński model polityczny zwany merytokracją. Potem była wojna, w której po jednej stronie stanęło ostatnich kilka demokracji, po drugiej reszta świata pod przywództwem Państwa Środka. Gdzie leżała Demokracja, w jakim języku tam mówiono – pominę milczeniem, niech każdy czytelnik sam sobie dopowie.

Jeszcze pierwszego dnia pobytu w Demokracji Jan poznał Janinę. Właściwie to ona pierwsza zwróciła na niego uwagę. Dziwnie ubrany, rozglądający się dokoła przybysz wydał się jej interesujący. Zagadnęła go o drogę, a on… hm… Pomińmy jednak to, jak ich znajomość przekształciła się w romans, oraz to, jak Janina stała się przewodnikiem naszego bohatera po nowym dla niego świecie. Zwrócę uwagę tylko na jedną rzecz: odkrycie, które zszokowało Jana, jednocześnie stając się przyczyną jego wielkiej radości. Demokracja była demokracją bezpośrednią, mimo że mieszkało w niej kilkadziesiąt milionów obywateli. Jak to było możliwe?

Oto co Janina odpowiedziała Janowi: „Najdroższy, rzecz jest całkiem prosta. My wszyscy Demokracjanie łączymy się w jeden umysł, stajemy się jedną jaźnią, w której myśli wielu zderzają się ze sobą tak, jak to dzieje się w tobie, kiedy zastanawiasz się, co robić, jaką podjąć decyzję. Przecież bywa tak, że część ciebie chce tego, inna znów czegoś innego, a wybrać musisz jedno. Tak i my, dzięki Wielkiej Agorze – wirtualnej przestrzeni łączymy się w jedność, w której głosy wszystkich są ważone, brane pod uwagę. Czasami proces wyrażenia woli ludu trwa chwilkę, gdy okazuje się, że pragniemy tego samego, czasami zaś ciągnie się godzinami, a wola nasza niczym żaglowiec z dawnych czasów przechyla się to w jedną, to w drugą stronę”.

Na pytanie, jak to jest brać udział w zbiorowej decyzji, Joanna odpowiedziała: „To tak, jakbyś nagle połączył swój umysł z umysłami wielu. Z początku słyszysz niezliczoną rzeszę myśli swoich i nieswoich; po pewnym czasie wszystkie one stają się jakby twoje. Zaczynasz z większą klarownością rozumieć różne punkty widzenia. Ważysz je, zastanawiasz się, odczuwasz, że jedne są ci bardziej bliskie, inne nieco mniej, inne jeszcze stają się obojętne, jeszcze inne odpychające. Po jakimś czasie krystalizuje się w twoim umyśle myśl jedna, myśl słuszna, i pragniesz ją zrealizować. Odczuwasz, że silne «tak» dla tej myśli wzbiera w tobie niczym wiatr zrywający się przed burzą. Nie masz wątpliwości, jaka decyzja jest słuszna. Tak właśnie działa Wola Ludu Demokracjan”.

Jan zapragnął stać się częścią tego świata. Nie chciał wracać do przeszłości, którą czekała wojenna zawierucha, a po niej niedemokratyczna przyszłość. Dzięki wstawiennictwu Janiny uzyskał demokracjańskie obywatelstwo i prawo uczestnictwa w Wielkiej Agorze. Wszczepiono mu chip pod czaszką, który pozwał wymieniać się myślami z innymi, łączyć w jedność i wspólnie podejmować decyzje. Jan był podekscytowany, kiedy po raz pierwszy miał wziąć udział w publicznej debacie i głosowaniu. Kiedy jednak do tego doszło, przeżył wielki szok!

Okazało się, że Wola Ludu Demokracji nie była tym, o czym marzył. Już po kilku chwilach wejścia na Wielką Agorę poczuł, że traci swoją indywidualność. Jego racje i argumenty zagubiły się w tłumie obcych myśli. Gdy je odnalazł, wydały się mu obojętne. Komu jednak się takimi wydały? Jana już nie było, tylko nieokreślone „ja”, obce i zimne, przykrywające to „ja”, które jeszcze przed chwilą wydawało się tak bliskie, a teraz tak „zamazane”, ukryte, stłumione. Jan-już-nie-Jan właśnie zaczął odczuwać, jak narasta w nim poczucie słuszności jakiejś myśli, jak niczym walec wycisza ona inne głosy, gdy pchnięty jakąś resztką sił wyciekających z jego podświadomości wyrwał wystającą z jego głowy końcówkę chipa i zakrwawiony wybiegł ze swojego nowego demokracjańskiego domu. Biegł przed siebie ile tchu. Biegł poza granice miasta, przez pola, przez las, aż po zmrok, póki zemdlony nie upadł na ziemię i pogrążył się we śnie. Przebudził się w swoim domu nad Wisłą, a z radia dobiegał go głos premiera ogłaszającego narodową kwarantannę.


Artur Szutta – filozof, pracownik Uniwersytetu Gdańskiego, specjalizuje się w filozofii społecznej, etyce i metaetyce. Jego pasje to przyrządzanie smacznych potraw, nauka języków obcych (obecnie węgierskiego i chińskiego), chodzenie po górach i gra w piłkę nożną.

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.

< Powrót do spisu treści numeru.

Ilustracja: Małgorzata Uglik

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

3 komentarze

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy