Artykuł Filozofia kultury

David Carr: Kultura i edukacja

W edukacji powinno chodzić o przekazywanie tego, co najbardziej wartościowe w naszej kulturze. Niestety, rzeczywistość edukacyjna znacznie odbiega od tego ideału.

Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2016 nr 5 (11), s. 9–11. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.


Co nas różni od zwierząt
– Powiedzieć ci, dlaczego nie jestem małpą?
– Skoro już musisz – odpowiedziała Fluvia.
– Ponieważ małpa nie wie o tym, że jest małpą. Człowiek wie, że jest człowiekiem. To właśnie odróżnia nas od wszystkich innych zwierząt na Ziemi.

Sebastian Faulks

Zgodnie z powyższym cytatem można twierdzić, że tym, co zasadniczo odróżnia ludzi od ich pozaludzkich krewnych (z innymi naczelnymi włącznie), jest zdolność do posiadania wiedzy. Chociaż można powiedzieć, że pająki „wiedzą”, jak prząść sieci, pszczoły, jak tworzyć plastry miodu, a bobry, jak budować tamy, to mowa tu jedynie o ewolucyjnie zaprogramowanych działaniach. Z trudnością można by im przypisywać taki poziom świadomości i refleksji, którym charakteryzuje się działanie człowieka. Pozaludzkie gatunki zwierząt nie planują z wyprzedzeniem tego, co zrobią, ani nie posiadają zdolności wyjaśniania bądź oceny swoich dokonań. A jeśli tak jest, to choć niektóre pozaludzkie gatunki można nazwać „społecznymi”, nie posiadają one społeczeństw w sensie, w jakim tworzą je ludzie. Dziwne byłoby również opisywanie ich zbiorowisk jako kultury, chyba że w jakimś metaforycznym znaczeniu.

Podobnie trudno nazwać „edukacją” zachowania zwierząt polegające na przysposabianiu swoich młodych do polowania czy innych form zdobywania pożywienia. Tego typu zachowania niekoniecznie stanowią choćby „najniższą” formę nauczania w sensie, w jakim podejmują się go ludzie, niekoniecznie są czymś więcej niż bezrefleksyjnym nawykiem czy ewolucyjnym dostosowaniem. Krótko mówiąc, tym, co wyróżnia ludzką edukację, jest konieczny dla niej element wprowadzania w świat samodzielnego pojmowania i wiedzy, bez których nie sposób zrozumieć ludzkiego społeczeństwa czy kultury. Inne zwierzęta mogą konstruować tamy, budować ule czy wykonywać „tańce”, jednak zachowania te nie mają i nie mogą mieć takiego znaczenia, jak ludzka katedra, teatr czy balet.

Instrumentalne wyjaśnienie edukacji

Niemniej dla wielu przytoczone tutaj różnice mogą wydawać się (bez wątpienia celowo) przesadzone. Nawet jeśli ludzka wiedza różni się od umiejętności zwierząt pod względem rodzaju, a nie tylko stopnia (co bez wątpienia pozostanie kwestią sporną wśród badaczy), to nie jest ona tak istotna pod względem podstawowej funkcji wiedzy. Podobnie jak sieci, tamy i plastry miodu służą przetrwaniu czy rozwojowi pozaludzkich gatunków, tak też rozmaite wytwory ludzkiego działania (nawet katedry czy balet) można uznać za służące przetrwaniu lub doskonaleniu gatunku ludzkiego. Zgodnie z tym podejściem skomplikowaną sieć ludzkich działań, inwencji i instytucji, która tworzy społeczeństwo i kulturę, można wyjaśnić instrumentalnie, w terminach tego, co użyteczne dla ludzi lub służące przetrwaniu gatunku ludzkiego.

Bez wątpienia współczesne teorie i myślenie na temat edukacji podążają właśnie tym tropem. W rzeczy samej nowoczesna edukacja została zrównana ze „szkoleniem”, zaś cel szkół redukuje się do szerzenia i promowania wiedzy użytecznej, umiejętności zdobywania zatrudnienia i prospołecznych postaw służących efektywnemu funkcjonowaniu w technologicznie rozwiniętym, współczesnym społeczeństwie. Zgodnie z tym punktem widzenia nowoczesny (bardziej lub mniej globalny) program nauczania skupia się przede wszystkim na wyposażeniu młodych ludzi w podstawowe umiejętności pisania i liczenia oraz inne formy wiedzy czy umiejętności, ważne ze względu na ich potencjał zawodowy, rozwijanie w nich postaw i wartości prospołecznych, a także kształtowanie pewnych nawyków rekreacyjnych (takich jak sport czy inne prozdrowotne praktyki) na rzecz tworzenia ekonomicznie użytecznej i produktywnej wspólnoty obywateli.

Nie samym chlebem żyje człowiek

Oczywiście takie cele same w sobie nie są czymś złym, o ile ludzkie życie nie jest sprowadzane wyłącznie do instrumentalnych wartości. Przytaczając fragment jednego z najważniejszych tekstów zachodniej cywilizacji, „nie samym chlebem żyje człowiek”. W tym samym tonie znany angielski pisarz romantyczny William Wordsworth potępiał utylitarystycznego ducha XIX wieku, w którym wszystkie ludzkie wartości były rozpatrywane w kategoriach „przychodów i wydatków”. W tym świetle słowo „wykształcenie” nabiera innego znaczenia i nie daje się zredukować jedynie do zinstytucjonalizowanego szkolenia. Można być człowiekiem wykształconym lub nie bez względu na to, czy przeszło się jakieś formalne szkolenia. Jaś może być człowiekiem niewykształconym pomimo całej serii szkoleń, które przeszedł. I odwrotnie, Maria może być osobą wykształconą pomimo braków w formalnej edukacji.

Na czym zatem polega edukacja, która wykracza poza formalne szkolenie (choć niekoniecznie je całkowicie wyklucza)? Z grubsza rzecz biorąc, chodzi w niej o dojrzałą wrażliwość bądź też zdolność inteligentnej oceny ludzkiego doświadczenia i świata – rozpatrywania rzeczy ze względu na ich wewnętrzną wartość, a nie instrumentalną użyteczność. Taka inteligentna ocena jest możliwa dzięki uczestnictwu w kulturze, oczywiście rozumianej jako coś wzniosłego. W anglojęzycznych społeczeństwach termin cultured oznacza mniej więcej to samo, co „wykształcony” [educated], za pomocą którego wcześniej określiliśmy Marię. Maria jest „ukulturalniona” czy „wykształcona” w tym sensie, że posiada umiejętność dostrzegania i doceniania wartościowych elementów ludzkiego doświadczenia, świata czy też kultury, własnej lub innych, w sposób, który przekracza możliwości jej mniej „ukulturalnionionych” czy „ wykształconych”, choć może bardziej „wyedukowanych” w instrumentalnym nastawieniu do świata kolegów.

Edukacja według Mathew Arnolda

Tego rodzaju idee kształcenia i kultury były szczególnie obecne w twórczości XIX-wiecznego angielskiego poety i szkolnego inspektora Mathew Arnolda. W pracy Kultura i anarchia, podobnie jak Worthsword, potępiał on utylitarystyczną mentalność swoich czasów, także w odniesieniu do jej skutków w szkolnictwie, genialnie skarykaturowaną przez Karola Dickensa, w obrazie filistyńskiego nauczyciela Thomasa Grangrinda w powieści Ciężkie czasy. Arnold właściwie przez „kształcenie” rozumie przekazywanie kultury. Jednocześnie wyraźnie odróżnia swoje wysoce normatywne rozumienie kultury od jej potocznego opisowego czy też socjologicznego ujęcia (jako zespołu praktyk społecznych, w które angażują się członkowie społeczeństw). Kultura dla niego jest tym, „co najlepsze z tego, co zostało kiedykolwiek pomyślane lub powiedziane w świecie”. Z tej perspektywy kultura to nie lokalne społeczności, w których żyjemy, to nie praca, którą możemy wykonywać, ani kluby, do których możemy należeć, ani też zabawy czy gry, w które zdarza nam się grać. Kultura to najdoskonalsze i najbardziej zaawansowane osiągnięcia ludzkiej nauki i sztuki.

Arnold diametralnie odwrócił typowe utylitarystyczne spojrzenie na znaczenie sztuki i nauki w procesie edukacji. Utylitaryści doceniali naukę ze względu na jej użytecznościowy wkład i technologiczną wartość, zaś poezję uważali za bezwartościową. Arnold natomiast uważał tę ostatnią – miał tu na myśli zachodni dorobek narracyjnej i imaginacyjnej literatury, od Biblii i Szekspira poczynając, a na współczesnych mu autorach skończywszy – za dającą jakże ważny dla kształcenia wgląd w naturę i charakter człowieka, jego wrażliwość i działanie. Rzeczywiście, dla Arnolda utylitarystyczny nacisk na użyteczność i technologiczne osiągnięcia nowoczesnej nauki stanowił dowód głębokiej porażki w dostrzeżeniu prawdziwej wartości nauki, polegającej na tym, że jest ona drogą do zrozumienia i docenienia świata, a nie wyłącznie jego praktycznym wykorzystywaniem. W duchu Galileusza – który określił naturę jako księgę napisaną przez Boga językiem matematyki – Arnold mógłby powiedzieć, że wiedza matematyczna to nie tylko użyteczne narzędzie, służące do osiągania przyziemnych, praktycznych celów (takich jak liczenie reszty w sklepie), ale także „język” bądź forma wiedzy, która pozwala nam lepiej zrozumieć, wyjaśnić i docenić nasz świat. Co więcej, takie wyjaśnienie czy zrozumienie powinno być przez ludzi wykształconych, ludzi kultury cenione bardziej ze względu na nie samo niż ze względu na zewnętrzne, materialne korzyści, do których może ono prowadzić.

Potrzebna liberalna edukacja

W gruncie rzeczy Arnolda koncepcja edukacji jako wprowadzenia w kulturę (w bardziej normatywnym niż opisowym sensie) dostarczyła fundamentów dla projektu, który współcześnie nazywamy „liberalną edukacją”. Edukacja pojmowana w sposób liberalny polega na szerokim doskonaleniu człowieka, które zakłada więcej niż samo kształtowanie umiejętności w zakresie danego zawodu czy branży. Zgodnie z tym punktem widzenia autentyczna edukacja dotyczyłaby szeroko oddziałującego zapoznawania ludzi z formami rozumienia i wiedzy właściwymi dla rozwiniętych kultur, które zawierają się w rozmaitych naukach, sztukach i tradycjach moralnych. Tym samym wykształcone osoby nie byłyby jedynie specjalistami w zakresie konkretnych, wąskich umiejętności – nawet jeśli stopień osiągniętego mistrzostwa w danej dziedzinie byłby bezprecedensowy – lecz podmiotami o wysoko rozwiniętej intelektualnej i emocjonalnej świadomości, zainteresowaniach i wrażliwości. Niewątpliwie zgodnie z tym punktem widzenia znajomość literatury czy erudycja – rozumiana szeroko, raczej jako oczytanie w tym, „co w najwznioślejszy sposób kiedykolwiek pomyślano lub powiedziano w świecie”, niż tylko zwykła umiejętność czytania – stanowią istotę i duszę prawdziwej edukacji.

Koncepcja edukacji i wykształcenia jako przekazu kultury w szerokim, normatywnym znaczeniu miała ogromny wpływ na działalność „liberalnych edukatorów” końca XIX wieku i pierwszej połowy XX wieku. Doprowadziła ona do istotnego ożywienia dyskusji na temat nauczania podejmowanej zarówno przez brytyjskich, jak i innych filozofów oraz teoretyków edukacji w okresie po II wojnie światowej. Jednak duch utylitaryzmu jest wciąż obecny w edukacji i dąży do dalszego umacniania swojej pozycji w czasach coraz bardziej wąskich specjalizacji i rosnącej technologizacji. Odejście od liberalnych aspiracji edukacyjnych filozofów wychowania z okresu tuż po II wojnie światowej obecnie da się wyraźnie zauważyć w wielu teoriach pedagogicznych i projektach politycznych, zaś współczesne szkoły zdają się zbyt często bardziej koncentrować na wąsko określonych celach zawodowych uczniów oraz szkoleniu ich w zakresie wąskich kompetencji i socjalizacji, niż na przekazywaniu tego, „co w najwznioślejszy sposób kiedykolwiek pomyślano lub powiedziano w świecie”. Jednak pomimo to, że widoki na realizację edukacji wyróżniającej się humanistyczną wrażliwością i szacunkiem dla kultury, jakiej szukał Arnold, wydają się dziś bardziej odległe niż kiedykolwiek wcześniej, jej potrzeba wciąż pozostaje silna.
Tłumaczyła Natalia Marcinowska


carrDavid Carr – emerytowany profesor Uniwersytetu w Birmingham (Wielka Brytania) oraz Jubileuszowego Centrum Badań nad Charakterem i Cnotami (Jubilee Centre for Study of Character and Virtue). Autor licznych publikacji poświęconych filozofii edukacji, w tym szczególnie edukacji moralnej poprzez literaturę piękną. Sprawia mu przyjemność czytanie książek i słuchanie muzyki.

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 PolskaW pełnej wersji graficznej można go przeczytać > tutaj.

< Powrót do spisu treści numeru.

Najnowszy numer filozofuj "Kłamstwo"

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy