Artykuł Felieton Filozofia języka

Jan Woleński: Język jako narzędzie

język jako narzędzie woleński
Kiedyś popularna była książka Rola pracy w uczłowieczeniu małpy autorstwa Friedricha Engelsa. Niedawno słuchałem odczytu pt. Rola ognia w uczłowieczeniu małpy, w pewnym sensie antycypowanego przez film Jeana-Jacques’a Annauda Walka o ogień. Gdyby mnie zapytać o główny czynnik hominizacji, odpowiedziałbym, że był nim język.

Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2018 nr 5 (23), s. 42–43. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.


Kazimierz Ajdukiewicz mawiał ponoć, że stajemy się ludźmi, gdy zaczynamy mówić. To bardzo radykalny pogląd, na pewno nie w smak obrońcom życia poczętego. Pomijając spory o to, kiedy zaczyna się człowiek, możność językowego komunikowania się z innymi osobnikami naszego gatunku jest traktowana jako fundamentalny modus egzystencjalny, a wszelkie ograniczenia w tym zakresie traktujemy jako niewątpliwą wadę, a nawet nieszczęście. Tak czy inaczej, język nas konstytuuje w znacznym stopniu, nawet jeśli przyjmiemy, że jest to narzędzie naszego własnego wyrobu, a nie jakiś dar z nieba.

Język jest zadziwiającym tworem i to pod niejednym względem. Słownik ortograficzny języka polskiego notuje 150 tys. słów, ale przeciętny Polak biernie rozumie około jedną piątą z tego, a czynnie używa jeszcze mniej. Obliczono (szacunkowo oczywiście), że dla operowania językiem obcym wystarcza znajomość od dwóch do trzech tysięcy wyrazów, a więc ułamka ogólnego zasobu słów. Język jest więc tworem niesłychanie ekonomicznym. Wieloznaczność, nieostrość, homonimia czy abstrakcyjność (i związane z nimi rozmaite niejasności, często prowadzące do niemałych nieporozumień) są uważane za poważne wady językowe. Logicy zalecają rozmaite sposoby na to, by się ich pozbywać, np. drogą definiowania. Pomyślmy jednak, co by się stało, gdyby trzeba było wprowadzić kilka nowych określeń w miejsce słowa „zamek”, aby odróżnić zamek jako budowlę, zamek do drzwi, zamek do spodni i zamek hokejowy. Wszelako, gdy matka ceruje spodnie syna i powiada: „Skocz do sklepu i kup zamek”, dziecko nie pójdzie do magazynu z wyrobami metalowymi, aby nabyć zamek do drzwi. Kontekst sytuacyjny selekcjonuje to znaczenie słowa „zamek”, które decyduje o intencji matki i jej rozumieniu przez syna. Podobnie fryzjer nie musi definiować zakresu przymiotnika „łysy”, aby zorientować się w treści polecenia klienta, który mówi: „Proszę ogolić mnie na łyso”. Mamy oczywiste kłopoty z ustaleniem kryteriów sprawiedliwego podziału dóbr, ale – jak dobrze wiadomo – każda konkretyzacja tej wysoce abstrakcyjnej kategorii rodzi więcej problemów, niż ich rozwiązuje. Nawet jeśli wieloznaczność, nieostrość czy abstrakcyjność są niekiedy wadami, te właściwości wyrażeń językowych są nieusuwalne. Niektórzy filozofowie nazywają to otwartością wyrażeń, a jej powszechną i trwałą obecność w języku wyjaśniają tym, że wszelkie definiowanie musi korzystać z definiensów, które też zawierają otwarte elementy. Łatwo zauważyć, że otwartość języka zapewnia jego ekonomiczność, bez której komunikacja byłaby trudna, o ile w ogóle możliwa.

Wspomniana proporcja 30 tys. do 150 tys. słów jest traktowana jako jedna z ilustracji tzw. zasady Pareto, wedle której wykorzystujemy tylko 20% zasobów, a pozostałe 80% odgrywa rolę tła, które rzadko bywa aktywne czy aktywizowane. Ciekawym przykładem funkcjonowania rzeczonej zasady jest to, że 20% tekstu pozwala zrozumieć 80% treści. Inaczej mówiąc, zawartość semantyczną danego kompleksu zdań można zakodować w tekście znacznie ograniczonym w porównaniu z takim, w którym zachodziłaby jedno-jednoznaczna odpowiedniość pomiędzy jednostkami sensu a jednostkami mowy lub pisma. To inny przejaw zadziwiającej ekonomii języka – w tym wypadku semantycznej. Można wręcz postawić hipotezę, prawdopodobnie wskazującą na istotę myślenia abstrakcyjnego, że ekonomia środków zapisu językowego nie likwiduje swoistej rozrzutności semantycznej. A ta ostatnia jest np. warunkiem tworzenia literatury, zwłaszcza poezji.

Dotychczasowe uwagi dotyczyły tzw. języka naturalnego. Operujemy także językami sztucznymi, w szczególności sformalizowanymi. Zasada Pareto się do nich nie stosuje, przynajmniej nie w takim stopniu jak w przypadku stosunku tekstu do treści. Niemniej podstawowe twierdzenia metalogiczne (twierdzenie Gödla o niezupełności, twierdzenie Tarskiego o niedefiniowalności prawdy) wskazują, że semantyka nie jest redukowana do składni za wyjątkiem bardzo prostych języków. Z drugiej strony język sztuczny jest o tyle zrozumiały, o ile można go przełożyć na mowę naturalną. I to prowadzi do jednego z najbardziej fundamentalnych problemów filozoficznych (moim zdaniem podstawowego), mianowicie pytań, jak to dzieje się, że: (a) powstała kompetencja semantyczna; (b) informacja graficzna (kształt liter i słów) lub akustyczna (określone dźwięki) natychmiast przekształcana jest w wiadomość, czyli informację semantyczną. Nie tyle „Być albo nie być” jest pytaniem, co „Rozumieć albo nie rozumieć”.


Jan Woleński – emerytowany profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, profesor Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie. Członek PAN, PAU i Międzynarodowego Instytutu Filozofii. Interesuje się wszystkimi działami filozofii, jego hobby to opera i piłka nożna.

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.

< Powrót do spisu treści numeru.

Ilustracja: Miceking

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy