Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2018 nr 5 (23), s. 29–30. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
W czasie dyskusji zdarza się, że jeden z jej uczestników zarzuca drugiemu naganne zachowanie, stwierdza, że ten zrobił coś niewłaściwego, postąpił nieetycznie itp. W takich sytuacjach w odpowiedzi słyszy on bardzo często coś w rodzaju: „Krytykujesz mnie, a sam zachowujesz się podobnie!”. Na przykład:
A: Widziałem, że ściągałaś na sprawdzianie. To nieuczciwe.
B: I kto to mówi? Przecież niedawno sam oddałeś pracę semestralną przepisaną z internetu!
A: Te polowania, które tak lubisz, to okrutne i bezsensowne mordowanie niewinnych zwierząt.
B: Oburzasz się na mnie, a sama żywisz się mięsem zwierząt zabijanych w rzeźniach.
Wypowiedzi osób B w powyższych dialogach określane są często z łaciny jako argumenty tu quoque, czyli „ty też”. Ich istotę dobrze oddaje znane powiedzenie: „Przyganiał kocioł garnkowi, a sam smoli”. Nietrudno zauważyć, że argumenty takie stanowią swoiste połączenie argumentów typu two wrongs, o których pisałem w poprzednim odcinku cyklu [„Filozofuj!” 2018, nr 4 (22) ], z ad hominem [„Filozofuj!” 2016, nr 2 (8) i 3 (9)]. W różnorodnych klasyfikacjach argumentów tu quoque traktowane są zwykle właśnie jako odmiana ad hominem.
Argumenty skuteczne…
Argumentom tu quoque na pewno trudno odmówić skuteczności, szczególnie w sytuacji, gdy padają one podczas sporu toczonego przed publicznością – jako przykład posłużyć tu może dwóch polityków debatujących w telewizyjnym lub radiowym studiu. W takich sytuacjach argumenty „ty też” łączą najważniejsze korzyści, jakie zwykle wiążą się z użyciem two wrongs oraz ad hominem. Sięgająca po taki argument osoba (w powyższych przykładach B) zyskuje podwójnie. Po pierwsze, wypomniany jej przez adwersarza występek może nie wydawać się już taki zły, gdy zostaje zestawiony z innym, podobnym do niego lub nawet gorszym. Po drugie, przeciwnik, który ją zaatakował (dyskutant A), teraz sam zostaje zepchnięty do obrony. Zwykle zaczyna się on tłumaczyć ze swojego zachowania, przez co niepostrzeżenie zmienia się temat dyskusji – przestaje ona dotyczyć zarzutu postawionego osobie B, a jej głównym wątkiem staje się zachowanie A. Dodatkowo przynajmniej część słuchającej dyskusji publiczności może zacząć uważać A za hipokrytę, który sam robi to, za co kogoś innego krytykuje. Z punktu widzenia osoby B są to oczywiście korzyści trudne do przecenienia.
…ale czy zasadne?
Argumenty tu quoque są podobne do ad hominem i two wrongs nie tylko pod względem skuteczności, ale również w aspekcie merytorycznej zasadności – a ściślej mówiąc, jej braku. W większości wypadków trudno ocenić je inaczej niż jako wprawdzie zręczny, ale jednocześnie pozbawiony większej wartości wybieg erystyczny. Jakiż bowiem wniosek można wyprowadzić z przesłanki, że osoba, która krytykuje jakieś zachowanie, sama postępuje podobnie? Na pewno nie taki, że jej krytyka jest nieuzasadniona. Fakt, że ktoś jest hipokrytą, nie sprawia, że stawiane przez niego zarzuty są bezwartościowe. Krytykowane przez niego działanie nie staje się w żaden sposób lepsze tylko dlatego, że robi on – lub kiedyś zrobił – coś podobnego.
Dodatkowo często zdarza się, że osoba używająca argumentu „ty też” zarzuca swemu oponentowi zachowanie tylko pozornie podobne do tego, którego dotyczyła skierowana pierwotnie w jej stronę krytyka, albo nawet wytyka mu jakieś zupełnie inne, niezwiązane z tematem dyskusji naganne działania, byle tylko zdyskredytować go w oczach publiczności i zepchnąć do obrony. Na przykład:
A: Pana działania doprowadziły budżet państwa do wielomilionowych strat. To jest największa afera gospodarcza ostatnich lat.
B: Na pana miejscu zająłbym się najpierw stratami, jakie ponoszą pana dzieci z powodu niepłaconych przez pana od lat alimentów. To jest dopiero prawdziwa afera!
W takich przypadkach merytoryczna wartość argumentu tu quoque jest oczywiście zerowa. Stanowi on wyjątkowo brzydki (choć, niestety, często bardzo skuteczny) chwyt erystyczny, którego zastosowanie świadczy często o tym, że osobie, która go użyła, brakuje innych, uzasadnionych argumentów, za pomocą których mogłaby się bronić. Powinniśmy o tym pamiętać, jeśli znajdujemy się wśród publiczności słuchającej dyskusji, w której ktoś na postawiony mu zarzut odpowiada: „ty też!”.
Krytykujesz kogoś? Przygotuj się na kontratak
Obrona przed argumentem „ty też”, szczególnie podczas publicznych dyskusji, jest niezwykle trudna. Naturalnym odruchem zaatakowanej przy jego pomocy osoby jest chęć wytłumaczenia się z zarzutu, jaki postawił jej adwersarz. Jeśli jednak zacznie to robić, zmieni temat dyskusji z trudnego dla przeciwnika na bardzo niewygodny dla siebie. Jeśli nie chce do tego dopuścić, musi zachować zimną krew, co najwyżej krótko odnieść się do zarzutu (albo nawet zupełnie go zignorować) i konsekwentnie trzymać się pierwotnego wątku dyskusji. Oczywiście, najlepiej byłoby, aby każdy, kto przystępuje do krytyki kogoś innego, sam był krystalicznie czysty pod każdym względem, tak aby przeciwnik nie mógł mu odpowiedzieć „pouczasz mnie, a sam nie jesteś bez winy”. Jest to jednak sytuacja prawie niemożliwa do osiągnięcia – zwykle każdemu można wypomnieć jakiś mniejszy lub większy grzeszek (faktyczny lub domniemany), co nieuczciwi dyskutanci potrafią bezwzględnie wykorzystać. Dlatego też, jeśli zamierzasz kogoś skrytykować, lepiej zawczasu zastanów się, jak zareagujesz na ripostę: „ty też” – jej pojawienie się jest bowiem wielce prawdopodobne.
Krzysztof A. Wieczorek – adiunkt w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Śląskiego. Interesuje go przede wszystkim tzw. logika nieformalna, teoria argumentacji i perswazji, związki między logiką a psychologią. Prywatnie jest miłośnikiem zwierząt (ale tylko żywych, nie na talerzu). Amatorsko uprawia biegi długodystansowe.
Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
< Powrót do spisu treści numeru.
Ilustracja: quicklinestudio
W komunikacji społecznej są zawsze problemy od wielu, wielu lat. Ale istnieje dyscyplina naukowa Semantyka lingwistyczna. Każdy z dyskutujących rozumie słowo po swojemu i to jest przyczyna konfliktów społecznych. A w polityce każdy jest centrum świata bo myśli że ma zawsze rację. Brakuje nam wszystkim Dyskursu aby doprecyzować wszystkie indywidualne znaczenie słowa. Dzisiaj największym konfliktem w świecie jest konflikt między Ukrainą a Rosją. Gdy Ukraińcy przepływawszy przez granicę morską z Rosją zostali zaatakowani i okazało się że powodem było niedyscyplinarne przejście przez granicę, bo są reguły kontrolne tak samo jak w samolotach…gdy chcą wlecieć na jakiekolwiek lotnisko uprzedzają że lotnisko przylatują a zarządzający informują w jakim miejscu lądować.
I to typowy polityczny konflikt semantyczny a moż to była prowokacja? Jaki cel tej prowokacji on ma niesamowitą ilość interpretacji!
Jeszcze małe uzupełnienie – coś, co nie zmieściło mi się w artykule. Bardzo zbliżoną do „ty też” strategią obrony przed zarzutami jest wytknięcie krytykującej osobie, że nie robiła tego, gdy inni (w domyśle – ci, z którymi jej po drodze), postępowali podobnie: „Nas krytykujesz, a siedziałeś cicho, gdy „twoi” robili tak samo”. Wiele przykładów można na pewno znaleźć w polityce. W pewnym uproszczeniu taka taktyka polega na powiedzeniu czegoś w rodzaju: „Zarzucacie nam, że kradniemy, a milczeliście, gdy kradli wasi (albo ci, których lubicie)”. Coś takiego słyszą często politycy lub dziennikarze z ust tych, którym postawili zarzuty.