Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2022 nr 1 (43), s. 38–39. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
Teksty
|
Komentarz
W starożytności zwolennikami koncepcji dyskretności przestrzeni i czasu byli Epikur i jego następcy. Stanowisko Epikura w tej kwestii nie jest do końca jasne, gdyż znane jest tylko przez krytyczne komentarze autorów, którzy podążali za poglądem alternatywnym, rozwiniętym przez Arystotelesa. Stał on na bardziej intuicyjnym stanowisku stwierdzającym ciągłość przestrzeni i czasu, a zatem ich nieskończonej podzielności.
Przeciwko nieciągłości przestrzeni i czasu Arystoteles wysunął szereg argumentów, zebranych w ks. VI Fizyki. Jednym z nich jest następujące rozumowanie: jeśli przestrzeń byłaby podzielna na skończoną liczbę bezcząstkowych części, to także czas musiałby być podobnie podzielny na skończoną liczbę bezcząstkowych części, skoro ruch odbywa się w czasie. Taką podzielność czasu Arystoteles odrzucał zaś jako niedorzeczność. Założeniem w tym rozumowaniu było, że ruch odbywa się wzdłuż danej części przestrzeni, a więc rzecz w ruchu przemierza najpierw mały kawałek owej części, potem większy, aż w końcu dociera do jej końca. Zdaje się – na podstawie świadectwa Symplicjusza, piszącego w VI w. n.e. – iż Epikur nie zląkł się tego rozumowania. Odrzucił on po prostu założenie, że ruch odbywa się „wzdłuż” najmniejszych bezcząstkowych części przestrzeni. Domniemywać można, że w związku z tym obiekt w ruchu przemierzał tę najmniejszą odległość natychmiastowo, a nie w ciągu skończonego czasu. Alternatywnie mógł on rozwiązać ten problem, przyjmując kwantyfikację czasu, co także poświadcza Symplicjusz.
Trudniejszy zarzut przeciwko teorii Epikura przytacza Sekstus Empiryk, piszący prawdopodobnie w III w. n.e. Wyobraźmy sobie dwie rzeczy w ruchu zbliżające się do siebie z równą prędkością. Przyjmijmy, że pomiędzy nimi znajduje się nieparzysta liczba kwantów przestrzeni. W każdym kwancie czasu obie z poruszających się rzeczy przebywają po jednym kwancie przestrzeni. W końcu oddzielać je będzie jeden kwant przestrzeni. Skoro jednak poruszają się one z równą prędkością, która z nich zajmie tę przestrzeń? Nie będą one nawet mogły się od siebie odbić, gdyż oddziela je odległość jednego kwantu przestrzeni. Co więcej, Epikur nie znał pojęcia oddziaływania na odległość (przyjmował on fizykę atomistyczną inspirowaną myślą Demokryta), zatem w jego rozumowaniu nie mogłyby one też odepchnąć się jak dwa magnesy skierowane do siebie biegunami o tym samym znaku.
Czy Epikur przewidział ten dość zdroworozsądkowy zarzut i jak by na niego odpowiedział, nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że miał on ostrożny stosunek do wnioskowania odnośnie do tego, czego nie da się zaobserwować zmysłami. Ze zmysłów nie można wnioskować o tym, co niejawne, gdyż nasze racjonalne intuicje mogą zgoła nie przystawać do poziomów istnienia rzeczy, które nie są dostępne percepcji zmysłowej. Nie jest to, co prawda, jeszcze zasada nieoznaczoności, ale rozumowanie jest na dobrym tropie.
Michał Bizoń – absolwent fizyki i filologii klasycznej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Doktor filozofii. Pracownik Instytutu Filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się w historii pojęcia wolnej woli w starożytności i średniowieczu.
Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
< Powrót do spisu treści numeru.
Ilustracja: Anna Koryzma
Skomentuj