Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2023 nr 4 (52), s. 50–51. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
Kochani Kibice! Rozpoczynamy transmisję
Znana jest opinia Arystotelesa głosząca wyższość prawdy nad przyjaźnią: „Platon przyjacielem, lecz większą przyjaciółką prawda”. Nie przeszkadzało mu to uprawiać kulturystyki przyjaźni. I tej użytecznej, i tej cnotliwej. Wasz komentator zawsze sądził, że to przyjaźń jest ważniejsza niż prawda. Nie przeczytał żadnej książki z etyki sportu (i reszty biblioteki) dla prawdy, ale tylko dlatego, że polecał je przyjaciel z humanistycznego boiska. Była to dobra okazja do dialogicznej „tiki taki”: ja do Ciebie, ty do mnie. Kolega z podwórkowej drużyny podał mu kiedyś esej George’a Orwella pt. Braterska atmosfera sportowa. Tenże policjant z Birmy, ochroniarz meczów bokserskich (oraz znany pisarz), stwierdził tam, że zawodowe turnieje nie sprzyjają przyjaźni narodów: „sport jest niezawodnym zarzewiem wrogości, wojną minus strzelanie” (Orwell 1985, s. 159).
Drodzy Fanatycy! Go!
Intencją sławnego reportera wojennego (mecze Arsenal vs Dynamo Kijów, 1945 r.) była krytyka sportu zawodowego, któremu przeciwstawił on (w duchu Jana Jakuba Rousseau) przyjazne spotkania na wiejskich błoniach. Mecz zawodowych graczy pozbawiony jest bowiem wszelkich walorów moralnych, estetycznych, przyjemnościowych. Towarzyszą mu takie złe cechy ludzkie jak agresja, nienawiść do przeciwnika, chęć poniżenia, pragnienie zemsty. Podczas zawodów cechy te nakładają się na narodowe emocje, przybierając postać szowinistyczną. Krytycy nacjonalnych uniesień nadal podtrzymują, że tworzą one toksyczne formy uwspółcześnionej plemienności. Koszulki kibicowskie z napisem Boże, chroń fanatyków powinny zniknąć w globalnym świecie liberalnej demokracji. Stadionowy piknik zastąpi toksyczne struktury przemocy, a wszyscy ludzie staną się braćmi. Wasz komentator jest za! Niech sczezną szaliki nasączone nie-pachami uczestników świętych wojen, à la Wisła Kraków (tzw. Psy) vs Cracovia (tzw. Żydy). Od takiej „przyjaźni” lepsza już wierność (na wojence) czterech pancernych i psa – najlepszego ponoć przyjaciela człowieka… A może jedni warci są drugich… Orwell wybrał kataloński okop wojny domowej w Hiszpanii, z której wrócił trafiony stalową „piłeczką” w szyję. Futbol to rzeczywiście wojna minus strzelanie.
Umiłowani Wojownicy! Tiki-Taka z maczetami!
Instynkt walki to odwieczny steryd ludzkiej kondycji. Rywalizacja i konkurencja, zwycięstwo i porażka to zwykłe zdarzenia codziennego życia. Upadły Anioł tkwi zawsze w szczegółach ich realizacji. Sport jest cywilizowaną formą rywalizacji, w której agresja ulega pacyfikacji, a przemoc – sędziowskiej kontroli. Oczywiście, kiedy pojawiają się silne emocje, uczestnicy wydarzenia ulegają namiętnej wrogości gangów podwórkowych, osiedlowych, dzielnicowych, miastowych, narodowych. Używana bywa broń biała, np. kastet i maczeta, niekiedy konwencjonalna broń palna. Szalikowi wojownicy nie myślą jednak o rzeczypospolitej przyjaciół: obojętne z jakiego kraju pochodzę ja, a z jakiego moi wrogowie. „Biję i zabijam, ponieważ moje myśli, emocje, czyny opanował wirus nienawiści”. „Przyjaźń” do swoich – to obcych zabijanie!
Koledzy Pirotechnicy! Akcja „Kolorowe sny”!
Ważnym elementem życia stadionu jest obecność policji i ochroniarzy. Mają oni chronić sędziego przed piłkarzami, sędziego i piłkarzy przed kibicami oraz kibiców przed kibicami. Różne rodzaje przyjaźni się tutaj krzyżują: korporacyjna sędziów, cnotliwa piłkarzy, kombatancka kibiców, utylitarna policji. Kiedy szalone „szaliki” maszerują ulicami miasta, to samo robi policja; rozpraszaniu się kibicowskich ziomków towarzyszy rozpraszanie się policjantów. Zagrożenie manifestowania złości racami istnieje nadal, także w stanie rozproszenia. Warunkiem pokojowego życia stadionu (i reszty świata) nie są tedy naturalne więzi półdzikich plemion, lecz konieczny stopień przymusu. Istnienie choćby ćwierćprzyjaznego społeczeństwa jest możliwe dzięki państwowemu bezpieczeństwu, które warunkuje terytorialne współbycie anarchistów, politeistów, monoteistów, ateistów, wolnomyślicieli itd. – dłużników Tomasza Hobbesa. Wasz komentator przekonał się o tym, kiedy był małym chłopcem (hej), a milicjant obronił go przed Wielkim Kibolem. Przed jego kolorowym snem o potędze…
Bracia Ultras & Hools! Tempo meczu spada!
Awersja Orwella do futbolu ma przyczynę w doświadczeniach z lat szkolnych. Mecze piłkarskie pamięta jako koszmar, na boisku było błoto, nikt nie grał ponoć dla przyjemności, wszyscy zaś – aby poniżyć innych. Za swoją niezdarność był kopany przez silniejszych dryblasów. Zrozumiałe staje się jego przekonanie, że nie grano gwoli przyjaznej radości: kto gra źle, nie ma przyjemności z gry. Wasz komentator zgłasza zdanie odrębne: dobrzy zawodnicy unikają brutalnego działania i wynika to z dbałości o własne ciało – kapitał graczy. Przyjaźń utylitarna jest podstawą przestrzegania reguł gry, wzmacniana kantowską ich akceptacją. Niekoniecznie trzeba w rywalu widzieć przyjaciela, aby nie pogruchotać mu kości, wystarczy zobaczyć w nim samego siebie z pogruchotanymi kośćmi. Jest to zrozumiałe nie tylko dla piłkarzy, lecz nawet dla diabłów, „jeśli tylko posiadają one rozum” (Immanuel Kant). Teologiczny gol Diego Maradony, strzelony „ręką Boga” pod niebem gwieździstym, byłby jednak przez sędziego z Królewca nieuznany: „Kłamstwo bowiem zawsze wyrządza krzywdę, nawet jeśli nie komuś w sposób szczególny, to jednak zawsze ludzkości w ogóle” (Kant 2006, s. 205–206). Ale piłka nożna umieszczona ręką w angielskiej bramce pod niebem meksykańskim (1986 r.) została przez prawo boskie „w Diego” beatyfikowana. I Bóg stał się przyjacielem Argentyny, a nieprzyjacielem Anglii! Rygorystyczny trener filozofii z Uniwersytetu Albrechta stronniczości Boga nie wspierał, ale zalecał kopernikańską strategię, że przestępstwem byłoby okłamanie mordercy, który by mnie zapytał, czy aby mój przyjaciel przez niego prześladowany nie schronił się w naszym domu (I. Kant, O domniemanym prawie do kłamstwa z pobudek miłości własnej). Na stypie przyjaciela padło pytanie: czy prawda w każdych okolicznościach służy przyjaźni? Czy wróg ma prawo do prawdy o naszej taktyce? Wasz komentator zawiesza w tej sprawie swą władzę sądzenia.
Spoko piknicy. Wracamy z dalekiej podróży. News. Wasz omylny komentator jest powoli wygryzany przez bez-przyjaznego psychola: Sprawozdawcę AI.
Nowy sportowiec jest prywatnym najemnikiem, grającym w klubie, który zechciał zapłacić więcej niż inne. Nie jest on nośnikiem idei plemienno-narodowej, lecz swojego własnego interesu, talentu i ambicji. Najwybitniejsi gracze tworzą elitarną grupę wirtuozów i krążą po klubach całego świata. Zawodnicy grający przez dwa sezony w tym samym klubie w następnym grają przeciwko sobie. Nie widzimy już na boisku Francuza, Niemca, Anglika, Włocha, Szkota, Polaka, tylko galaktycznych gwiazdorów. Niebawem zastąpią ich autonomiczne systemy bojowe AI. Działający dla pieniędzy „prywatni” piłkarze nie czują gwałtownych emocji i żyją ze sobą w miarę zgodnie. Nie przyjaźnią się już z nikim autentycznie, ale tylko w ramach kontraktu. Wskutek słabnącej bliskości kibiców z lokalną wspólnotą zawodników w przeszłość odchodzi stadion pełen przyjaciół/nieprzyjaciół. Wypierają ich z areny dziejów masy domowych kibolarw pogryzających chipsy i prężących przed telewizorami mięśnie piwne, zrzędzących (przyjaźnie?) po meczu na żonę i dzieci, na władzę polityczną, na rząd, na prezydenta, na przełożonych, na „serdecznych” przyjaciół, pośród których „psy zająca zjadły”.
Koniec meczu. Zającu, nic się nie stało! Tylko rewanż jest niemożliwy.
Kibicu, chroń Komentatora!
Warto doczytać:
- G. Orwell, Braterska atmosfera sportowa, tłum. A. Husarska, [w:] G. Orwell, Eseje, Warszawa 1985.
- I. Kant, O domniemanym prawie do kłamstwa z pobudek miłości własnej, tłum. M. Żelazny, [w:] I. Kant, Rozprawy z filozofii historii, Kęty 2006.
Piotr Bartula – dr hab., pracownik naukowy Zakładu Filozofii Polskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego, eseista. Zajmuje się polską i zachodnią filozofią polityki, twórca tzw. testamentowej teorii sprawiedliwości. Autor książek: Kara śmierci – powracający dylemat, August Cieszkowski redivivus, Liberalizm u kresu historii, Dzieła zebrane, Aspołeczne „my”. Najczęściej uczęszczane miejsca: Uniwersytet i jazz club.
Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
< Powrót do spisu treści numeru.
Ilustracja: Ewa Czarnecka
Skomentuj