Najśmieszniejsze jest to, że zawsze w przypadku wojen, złej polityki, biedy itd. można się łudzić, że się gdzieś ucieknie, wyjedzie. Niestety, w tym wypadku nie ma gdzie. Nie zdążyliśmy się na tyle rozwinąć technologicznie, by zasiedlić inną planetę. Trochę się pospieszyliśmy z tym naszym końcem znanego nam świata.
Czarnowidzę, wiem. Podejrzewam, że to od tych gęstych dymów znad puszczy, niesionych przez wiatr.
Prezydent Brazylii, Jair Bolsonaro, na upomnienia i groźby Angeli Merkel, że wycofa fundusze na ochronę lasów tropikalnych, odpowiedział, że i dobrze, niech zabiera swoją kasę i niech zajmie się zalesianiem własnego kraju. To samo powiedział Norwegii. Jemu jest na rękę obecna sytuacja, ponieważ palone tereny pójdą nie na odnowę lasu, ale na tworzenie pól uprawnych i pastwisk dla bydła. A z tego jest kasa, ogromna ilość kasy. Łatwo jednak winić prezydenta Brazylii. W artykułach i postach na portalach społecznościowych widać, że winowajców upatruje się głównie w panu Bolsonaro, hodowcach bydła, głupich farmerach i bogatych inwestorach.
Nie da się ukryć, że Brazylia jest krajem biednym, a Niemcy jednym z najbardziej rozwiniętych, przez co emitują największą ilość gazów cieplarnianych w UE, choć najbardziej się w ochronę środowiska angażują. Do tego sami swoje lasy wycięli, jak zrobiła to niemal cała Europa, do czego pije obecna głowa Brazylii. Prezydent użył argumentu typu „przyganiał kocioł garnkowi” w najczystszej postaci. No ale jak wiemy choćby z tekstów Wieczorka (https://filozofuj.eu/krzysztof-a-wieczorek-19-przyganial-kociol-garnkowi-czyli-argumenty-ty-tez/), argument taki może i jest efektowny, ale na tym raczej koniec. Bo cóż z tego, że strona nas atakująca odznacza się hipokryzją, jeśli ma rację i problem pozostaje? Bo to, że Niemcy swoje lasy wycięli, i to, że swoje też do atmosfery wypuszczają, nota bene na skalę znacznie większą niż pozostałe kraje UE (co plasuje UE na trzecim miejscu pod względem emisji gazów cieplarnianych na całym globie), nie zmienia faktu, że my i świat potrzebujemy do życia jak największej ilości drzew.
Przyjmując, że to prawda i że faktycznie prezydent Brazylii stoi za tymi podpaleniami (albo przynajmniej daje na nie swoje przyzwolenie), wyobrażam sobie istnienie dobrych intencji stojących za dewastacją Puszczy Amazońskiej. Jak chęć poprawy warunków życia własnego kraju, pragnienie jego wzrostu gospodarczego. Dlaczego prezydent miałby nie skorzystać z tak wspaniałych zasobów, jakie oferują mu tereny puszczy? Dlaczego ma brać na siebie odpowiedzialność za cały świat, skoro to ten świat zniszczył swoje „zielone płuca” – dlaczego ma oddychać za całą ludzkość, podczas gdy inni się rozwijają, bogacą, a on i jego kraj mierzą się z głębokim rozwarstwieniem społecznym i skrajną biedą? Czy nie wymagamy od niego tego, czego wymagać nie mamy prawa, a więc czynu supererogacyjnego?
Nie rozumiałam, dlaczego świat nie postanowił zrekompensować Brazylii sytuacji, w której się znalazła: jest biedna, a nie może korzystać ze swoich zasobów bez szkody dla całej planety. Czemu nie zrobiliśmy jednej wielkiej zrzutki, żeby Brazylia nie musiała wpadać na tak głupie pomysły, jak palenie Puszczy Amazońskiej? – zamiast pól i wołowiny, miałaby dofinansowanie do ochrony lasów. Dofinansowanie musiałoby być na tyle znaczące, że pokusie jej zniszczenia i pójścia na układy z inwestorami można by było się oprzeć. Szczególnie na wypadek, gdyby do władzy doszedł jakiś populistyczny idiota. Przy składce ogólnoświatowej w celach kontrybucyjnych, by utrzymać „zielone płuca” Ziemi, nie powinno to być aż tak trudne. Wszak ratowalibyśmy własne tyłki, a ciężar tego przedsięwzięcia zostałby odpowiednio rozłożony między kraje. Ale tak się nie stało. Czemu? Odpowiedź jest prosta, jak się okazuje. Otóż gdybym śledziła światową politykę, pewnie wiedziałabym, że obecnie tylko Japonia i UE z „ważniejszych gospodarek” – jak określił to Jacek Frączyk z money.pl – intensywnie walczą z emisją gazów cieplarnianych. Ta sama UE, której trudno jest utrzymać porządek w obrębie jej członków, jeśli chodzi o przestrzeganie ustaleń odnośnie ochrony środowiska – niechlubnych przykładów niefrasobliwości w tym względzie nie musimy daleko szukać.
USA, Chiny, które produkują najwięcej zanieczyszczeń, w ogóle się tymi kwestiami nie zajmują – USA nie wierzy, by zmiany klimatyczne miały wpływ na amerykańską gospodarkę. Jak stwierdził Donald Trump, nie zamierza poświęcać bogactwa swego kraju, którym jest energia. Państwa nieprzejmujące się zmianami klimatu reprezentują podejście „A, jakoś to będzie”. Ile wojen musi wybuchnąć, ile katastrof, epidemii, ile wypadków musi się jeszcze wydarzyć, byśmy porzucili to infantylne „A, jakoś to będzie”? Zamiast przyjąć na bary ciężar odpowiedzialności za powstałą sytuację, wolimy robić swoje, nie patrząc na konsekwencje. Czarnowidzę, bo ogromna większość nas, niby uświadomionych, bezrefleksyjnie je mięso (ogromna większość pól uprawnych powstaje pod produkcję paszy – to dla tych pól i dla tego bydła Amazonia płonie) albo na przykład kupuje ryż w torebkach plastikowych, włoszczyznę w plastikowych pudełkach, wodę w plastikowych butelkach, mimo że woda z kranu jest i zdrowsza, i tańsza. A co z tą nieuświadomioną resztą? Co z Chinami czy Japonią, gdzie taki wegetarianizm nie istnieje nawet w postaci nowinki, a gdzie zapotrzebowanie na wołowinę z roku na rok rośnie?
Mówię ciągle o przyszłości naszego świata. Wszyscy o tym mówimy. A co z jego teraźniejszością? Co z tym, że giną miliony istnień w płomieniach lasów amazońskich? Co z plemionami i ich domami? I dlaczego? By wykarmić Chińczyków, Japończyków, Europejczyków i Amerykanów? Czy tacy jesteśmy głodni?
Małgorzata Szostak – obecnie piszę, pracuję w redakcji „Filozofuj!”, mam Łukasza, dzieci, lubię chodzić na spacery z pieskami, ale bez smyczy. Mam też przeszłość na uniwersytecie: byłam doktorantką na polonistyce w Gdańsku, ale to rzuciłam; specjalizowałam się w metodologii badań językoznawczych, wcześniej ukończyłam specjalizację z filmoznawstwa i teatrologii oraz krytyki artystycznej; jestem też absolwentką filozofii na UG. A w przyszłości chcę zostać wiedźmą.
Kolejny felieton z cyklu „Myślowe niesubordynacje” ukaże się za dwa tygodnie.
Skomentuj