Artykuł

Damian Leszczyński: Wiem czy nie wiem, że nic nie wiem?

Obok zdziwienia wątpienie jest drugim ze źródeł filozofii. Czy możemy cokolwiek wiedzieć? Czy możemy wiedzieć o tym, czy możemy cokolwiek wiedzieć? Czy jesteśmy w stanie w ogóle sensownie o to pytać? Oto kwestie podstawowe, przed którymi nie może uciec żadna poważna filozofia.

Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2016 nr 3 (9), s. 12–14. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.


Gdyby zapytać przeciętnego człowieka, czy kiedykolwiek cokolwiek wie, zaskoczony odparłby, że oczywiście – wie sporo rzeczy, a niektórych jest całkowicie pewien, co znaczy, że jego wiedza wydaje mu się w tych wypadkach niepodważalna. Prawdopodobnie wszyscy sądzimy, że coś wiemy, a więc, że mamy prawdziwe przekonania, które moglibyśmy uzasadnić, a przynajmniej podać ich źródło. Wydaje nam się na przykład, że wiemy wiele na temat świata: że jest ogromny, być może bezkresny, bardzo stary, niesłychanie skomplikowany itd. Wiemy, a przynajmniej tak sądzimy, że nasza planeta posiada jeden księżyc i jest trzecia od Słońca, że Madagaskar to wielka wyspa niedaleko Afryki, że woda wrze w temperaturze 100 stopni Celsjusza, że 2 + 2 = 4, że kawaler to nieżonaty mężczyzna, że życie kończy się śmiercią, że urodziliśmy się w dniu podanym w dokumentach i nazywamy się tak a tak. Wszystko to wiemy – ale czy na pewno? Filozoficznie istotne są dwa pytania: po pierwsze, czy faktycznie wiemy to, co w naszym mniemaniu wiemy? Po drugie, czy możemy wiedzieć o tym, czy wiemy bądź nie, a więc – czy istnieje sposób, aby wskazać solidne, nie prywatne, lecz powszechne kryterium odróżniania wiedzy od tego, co nią nie jest?

Podstawowe wątpliwości

Chcąc zbadać wiedzę i jej warunki, najlepiej zacząć od analizy możliwych wątpliwości. Skąd wiemy to, co wiemy?

Zbadanie źródeł naszej wiedzy dość szybko pokazuje, że potoczne przekonanie o zasadniczo zmysłowym pochodzeniu naszej wiedzy jest błędne.

Większość tego, co wiemy – zwłaszcza o naturze nieożywionej i ożywionej, o geografii, historii, ale też aktualnych wydarzeniach politycznych – ma charakter wiedzy opartej na autorytecie i zaufaniu do książek, nauczycieli oraz licznych źródeł informacji, z których na co dzień korzystamy. Tego rodzaju wiedza nie jest powiązana z żadnymi naszymi bezpośrednimi doświadczeniami jej przedmiotów – po prostu zakładamy, że ci, od których ją czerpiemy, nie oszukują nas i sami nie są oszukiwani przez swoich informatorów.

Jak widać, w tym wypadku nasza wiedza ma bardzo wątłe podstawy i istnieje możliwość, że mylimy się, uznając ją za pewną czy nawet prawdopodobną. Nie tylko dlatego, że możemy być celowo wprowadzani w błąd, np. przez podręczniki – najnowsza historia zna przecież takie przypadki – bądź manipulowani przez media, co wydaje się oczywiste z uwagi na ich rolę we współczesnych systemach politycznych.

Nawet wiedza, którą uważamy za „naukową”, a przez to bardziej solidną, okazuje się pozbawiona potocznie wiązanej z nią absolutnej pewności.

Historia nauki pokazuje nam, że w zasadzie wszystkie teorie naukowe prędzej czy później były odrzucane bądź istotnie modyfikowane i nie ma nic szybciej dezaktualizującego się niż tzw. naukowy obraz świata. W takiej sytuacji rozsądek podpowiada, aby nie traktować wiedzy czerpanej z nauk w sposób absolutny, lecz jako zestaw hipotez, których możliwość odrzucenia zawsze istnieje. Z tej perspektywy dużo pewniejsza niż aktualna wiedza naukowa wydaje się wiedza o niepewności nauki.

Świat urojony

Co jednak zrobić z tą wiedzą, którą opieramy na własnym bezpośrednim doświadczeniu? Czy i w tym wypadku możemy popełnić błąd? Oto, dla przykładu, widzę kota przechadzającego się po parapecie. Wiem, że on tam jest – wiem, że to kot, wiem, że przechadza się. Czy może mi się to tylko wydawać? Cóż – odpowie ktoś – są sytuacje, w których mogę ulegać złudzeniu, to znaczy widzieć rzeczy inaczej, niż wyglądają w rzeczywistości: łyżeczka w szklance wody, która wydaje się złamana, jest najbardziej oklepanym przykładem, innymi są liczne złudzenia optyczne, wskutek których rzeczy wyglądają na inne, niż są. Skoro więc niektóre z moich doznań mogą być złudzeniami, to niewykluczone, że i wszystkie są. A nawet jeśli nie wszystkie, to pojawia się pytanie o kryterium odróżniania tego, co jest złudzeniem, od tego, co ukazuje realnie istniejące przedmioty. W tej sytuacji bowiem nie tylko mogę nie wiedzieć tego, o czym jestem przekonany, że wiem, ale na dodatek mogę nie wiedzieć, jak odróżniać to, co faktycznie wiem, od tego, czego nie wiem.

Takie wątpliwości podważające przekonanie o tym, że możemy mieć wiedzę opartą na bezpośrednim doświadczeniu, można radykalizować. Zdarzają się przecież nie tylko zwykłe złudzenia percepcyjne, wskutek których rzeczy wyglądają na inne niż są w rzeczywistości. Pewne zaburzenia sprawiają, że możemy doznawać wyszukanych i złożonych omamów, a więc widzieć całe rzeczy bądź zdarzenia czy sekwencje zdarzeń, które realnie nie istnieją. Nieistniejący ludzie mogą z nami rozmawiać, nieistniejące przedmioty mogą znajdować się w naszym polu widzenia – omamy potrafią oszukiwać wszystkie zmysły. Jak zatem odróżnić solidny omam od zwykłego doświadczenia realnie istniejących przedmiotów? Jeśli zaś istnieje możliwość obłędu, to czy jestem w stanie wykazać, że aktualnie nie jestem obłąkany? Argument ten zazwyczaj radykalizuje się i uogólnia, sięgając po zjawisko snu, który można potraktować jako rodzaj globalnego omamu. We śnie bowiem tkwię w świecie, który nie istnieje realnie, a jedynie znajduje się, mówiąc kolokwialnie, „w mojej głowie”, choć sam, śniąc, sądzę, że jest inaczej.

A skoro możliwe jest śnienie i skoro jest ono powszechne, to skąd wiem, że wtedy, kiedy sądzę, że postrzegam niezależny ode mnie świat, nie doświadczam jedynie wytworów mojej wyobraźni? Czy mam dobre kryterium odróżniania snu od jawy?

Czy w tym oto momencie jestem w stanie wykazać w sposób niepodważalny, że nie śnię – czy mogę teraz o tym z całą pewnością wiedzieć? A jeśli śnię, jaką wartość ma takie wyśnione kryterium?

Globalne oszustwo

Czy podważywszy w ten sposób wartość wiedzy opartej na moim bezpośrednim doświadczeniu mogę jeszcze uważać, iż cokolwiek wiem? Wydaje się, że pozostaje mi tego rodzaju wiedza, która jest niezależna od doświadczenia, jak wiedza matematyczna. Dwa i dwa daje cztery niezależnie od tego, czy śnię, czy nie. Na czym polega pewność tej wiedzy? Opiera się ona na towarzyszącej jej szczególnego rodzaju oczywistości, odczuciu, że nie może być inaczej, niż jest. Czy tego typu wiedza może zostać podważona?

Istnieje osobliwy argument, w świe­tle którego zakwestionowanie tego rodzaju oczywistej i apriorycznej wiedzy jest możliwe.

Otóż być może pewna siła albo nawet rodzaj wszechmocnej istoty jest w stanie modyfikować me myśli i wywoływać we mnie sztucznie poczucie pewności i oczywistości.

W argumencie tym nie chodzi o to, aby dowieść faktycznego istnienia takiej istoty, ale aby wykazać, że mogłaby istnieć, a gdyby istniała, to nie bylibyśmy w stanie rozpoznać jej oszustwa, które obejmować mogłoby również przekonanie nas, że takie oszustwo nie zachodzi. Przyjęcie takiej hipotezy oznacza, że nie tylko wiedza matematyczna, ale każda wiedza jest niepewna, w tym również hipotetyczna wiedza o takiej zwodniczej istocie. Pokazuje to, że konsekwentne i radykalne wątpienie ostatecznie podważa samo siebie, nie tyle czyniąc się fałszywym, ale niemożliwym do
wypowiedzenia.

Wybudzanie z dogmatycznej drzemki

Wszystko, co zostało opisane powyżej, a więc systematyczne i metodyczne użycie pewnych argumentów konsekwentnie podważających pewność naszej wiedzy, stanowi istotę filozoficznego sceptycyzmu. Tak rozumiany sceptycyzm obecny był w filozofii od początku, a można nawet zaryzykować tezę, że obok zdziwienia stanowi główny impuls skłaniający do jej uprawiania. Nietrudno wyobrazić sobie, że zdziwiony człowiek proponuje pewną teorię mającą usunąć poznawczy niepokój, ktoś inny zaś nie tylko wątpi w jej pewność, ale również w to, czy jakąkolwiek pewną teorię możemy podać. W tym sensie sceptyk jest obrońcą pierwotnego zdziwienia i przywraca filozofię – wciąż wynajdującą coraz lepsze w jej mniemaniu rozwiązania osaczających nas trudności – do stanu początkowego. Filozofia, zwracając się przeciwko naiwności zdroworozsądkowej wizji świata i poznania, sama musi zachować pewną dozę naiwności i świeżości.

Sceptycyzm wskrzesza tę filozoficzną naiwność, tkwiącą w fundamentalnych pytaniach o to, co oczywiste. Jego rolą  jest więc budzić nas wciąż na nowo z „dogmatycznej drzemki”, w którą zapadamy, ilekroć wydaje się nam, że za sprawą naszej nauki bądź filozofii wiemy coś w sposób niepodważalny, ostateczny i kompletny.

Może być bowiem tak, że nic nie wiemy, być może wiemy jedynie, że nie wiemy, a możliwe też, iż nie wiemy, czy wiemy, czy też nie, i czy w ogóle możemy cokolwiek wiedzieć.


Damian Leszczyński – dr hab., prof. UWr, pracownik Zakładu Ontologii i Teorii Poznania Instytutu Filozofii Uniwersytetu Wrocławskiego, redaktor naczelny periodyku „Lectiones & Acroases Philosophicae”, zajmuje się epistemologią i filozofią nauki. Ostatnio opublikował książki: Demon zwodziciel. Badania filozoficzne (2015), Realizm i sceptycyzm. Studia analityczne (2012).

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska. W pełnej wersji graficznej można go przeczytać > tutaj.

< Powrót do spisu treści numeru.

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy